Kraj

Kij podziałał na kierowców. Od soboty mandaty dla recydywistów będą dwa razy wyższe

Najlepiej byłoby, gdyby kary były proporcjonalne do dochodów. Na szczęście pojawi się straszak innego rodzaju. Pomoże on utemperować zapędy kierowców drogich samochodów, którym wyższa pozycja społeczna rzuciła się na mózg.

W tym tygodniu na polskich kierowców czekają dwie wiadomości, tradycyjnie: dobra i zła. Zła jest taka, że „gnębienie” kierowców nad Wisłą nie ustaje i 17 września wejdzie w życie nowy taryfikator mandatów oraz nowe zasady rozliczania punktów karnych. Dobra jest za to taka, że wielu polskich kierowców będzie się mogło poczuć jak Grzegorz Schetyna, a nawet Donald Tusk. A przecież dobrze jest przynajmniej przez chwilę poczuć się jak ktoś znany.

Od połowy września znacznie łatwiej będzie stracić prawo jazdy, więc być może nastąpi wreszcie upragniona selekcja. Jednostki nieumiejące funkcjonować w cywilizacji będą musiały oddać uprawnienia, dzięki czemu będą miały czas na refleksję – na przykład podczas częstszej jazdy autobusem, gdzie łatwiej jest o kontakt z drugim człowiekiem, co buduje empatię.

Nie każdy powinien być kierowcą, co w kraju z jednym z najwyższych w Europie wskaźników śmiertelności na drogach wiemy doskonale. Być może zbliża się właśnie wielka fala odbierania praw jazdy. W każdym razie – miejmy nadzieję.

Gen samochodozy

Kij czasem jest lepszy

Od stycznia funkcjonuje już nowy taryfikator, który podwyższył nominalną wartość nakładanych mandatów, a tak naprawdę – tylko urealnił, gdyż stawki grzywien nie były podnoszone od lat, przez co stały się zupełnie niepoważne. Powinny być one jeszcze wyższe, ale dobre i to. Jak na prawicę, i tak jest wobec łamiących prawo kierowców zaskakująco mało tolerancyjny.

Przynosi to już odpowiednie rezultaty. Podczas wakacji radary i odcinkowe pomiary prędkości (OPP) zarejestrowały o 30 proc. mniej wykroczeń niż w ubiegłym roku. Trudno tego nie połączyć z zaostrzeniem kar za przekroczenie prędkości, tym bardziej że równocześnie wzrosła liczba samych radarów – w zeszłym było ich 445, obecnie działa już ok. 530.

To oczywiście nadal niepoważnie mało jak na kraj naszej wielkości, jednak zagęszczanie sieci radarów powinno zwiększać liczbę rejestrowanych wykroczeń, a ta wyraźnie spadła. Wystarczyło urealnić wysokość mandatów, żeby Polacy zaczęli spokojnie zachowywać się na drodze. Marchewka często się sprawdza, ale akurat w tej sytuacji doskonały okazał się kij.

Wolniejszą jazdę na polskich drogach potwierdzają także statystyki ofiar wypadków. Chociaż ich liczba prawie się nie zmieniła, to liczba zabitych spadła o 12 proc. Od dawna alarmowano, że to właśnie prędkość zabija. Nieuwaga na drodze może się zdarzyć każdemu, jednak gdy jedzie się zgodnie z przepisami, kończy się ona zwykle niegroźną stłuczką. Im wyższa prędkość, tym mniej zależy od kierowcy, a więcej od warunków na drodze czy nieszczęśliwego przypadku.

Unia chce nam opodatkować auta. Nareszcie!

Dlatego należy ograniczać prędkość i bezwzględnie karać piratów drogowych, którzy stanowią znacznie większe niebezpieczeństwo niż osoba posiadająca nieco mniejsze umiejętności, ale niełamiąca prawa. Polacy przyhamowali swoje zapędy na drodze, czego efektem jest spadek liczby zabitych. Może nie spektakularny, ale też urealnienie mandatów nie było szczególnie rygorystyczne. 800 złotych za przekroczenie prędkości o 40 km/godz. to nie jest przesadnie wysoka kara.

15 punktów za bandyterkę à la Schetyna

Od 17 września notoryczni szybkojeźdźcy będą jednak płacić więcej. Wchodzą w życie przepisy dwukrotnie zwiększające wysokość mandatów w przypadku pirackiej recydywy. Za drugi przypadek przekroczenia prędkości o 31–40 km/godz. mandat wyniesie 1600 zł. Przekroczenie po raz kolejny prędkości o 51–60 km/godz. spotka się już z karą rzędu 3 tys. zł. Najszybciej jeżdżący recydywiści zapłacą nawet 4–5 tys. zł.

Podwójne karanie recydywistów będzie też dotyczyć pozostałych groźnych wykroczeń. Wyprzedzanie na pasach lub omijanie pojazdu przepuszczającego pieszego „kosztuje” obecnie 1,5 tys. zł, jednak w warunkach recydywy kara wzrośnie do 3 tys. zł. Recydywiści alkoholowi płacić będą 5 tys. zł za każdy kolejny przejazd pod wpływem.

Likwidacja wykluczenia komunikacyjnego w Polsce to kwestia decyzji

Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby kary za wykroczenia drogowe były proporcjonalne do dochodów. W ten sposób nawet najzamożniejsi prujący swoimi sportowymi SUV-ami wreszcie obawialiby się otrzymania kary. Obecnie kilka tysięcy złotych mandatu faktycznie może odstraszyć większość kierowców, jednak na tych najzamożniejszych wpływu mieć nie będzie.

Na szczęście pojawi się straszak innego rodzaju, czyli punkty karne. Za przekroczenie 24 punktów karnych traci się w Polsce prawo jazdy, co boli wszystkich mniej więcej podobnie, a nieprzyzwyczajonych do poruszania się komunikacją publiczną bogaczy może zaboleć szczególnie. Zakładając oczywiście, że po utracie prawa jazdy nie będą już wsiadać za kółko, co też nie jest pewne w każdym przypadku.

Po zmianie przepisów znacząco, bo o połowę, wzrośnie liczba punktów karnych przyznawanych za wykroczenia na drodze. Dotychczas można było zgarnąć co najwyżej 10 punktów, jednak już za kilka dni wiele wykroczeń będzie skutkować 15 punktami. Maksymalna kara grozić będzie nie tylko za najpoważniejsze wykroczenia, takie jak spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym lub nieumyślne spowodowanie śmierci, uszczerbku na zdrowiu czy obrażeń ciała, ale także za szereg wykroczeń wobec pieszych, takich jak wyprzedzanie na pasach oraz nieustąpienie pieszemu przechodzącemu przez pasy.

15 punktów dostaną także delikwenci przejeżdżający na czerwonym lub niezatrzymujący się do kontroli. Tyle samo punktów dostaną również niebezpieczni bandyci, którzy przekraczają prędkość o więcej niż 70 km/godz. – tacy jak na przykład Grzegorz Schetyna, który pruł w terenie zabudowanym 123 km/godz. Swoją drogą, to niepojęte, że ten człowiek jeszcze nie wyleciał z partii. Najwyraźniej w PO drogowa bandyterka nie jest niczym kompromitującym.

Koniec z odpustami

Poza tym za szereg innych wykroczeń grozić będzie więcej niż 10 punktów. Mowa chociażby o przekroczeniu prędkości o więcej niż 40 km/godz., za którą teraz kierowca otrzyma 11–14 punktów, czy spowodowanie zdarzenia drogowego z naruszeniem czynności narządów ciała.

Równie istotna będzie zmiana sposobu rozliczania punktów. Obecnie punkty kasują się po roku od popełnienia wykroczenia. Od 17 września kasowanie będzie miało miejsce dopiero po dwóch latach, i to od momentu uregulowania mandatu. Dzięki temu migający się od zapłaty – czyli jakaś połowa ukaranych kierowców – będą zbierać punkty, w wyniku czego będzie im grozić utrata prawa jazdy.

Co więcej, nowe przepisy zakażą drogowych odpustów. Obecnie można co pół roku pozbyć się 6 punktów, odbywając 6-godzinny kurs w lokalnym WORD-zie i płacąc kilkaset złotych. Po 17 września taki kurs reedukacyjny nie będzie już dostępny. W ostatnich tygodniach WORD-y przeżywały więc oblężenie, gdyż kierowcy znad Wisły rzucili się do kasowania swoich punktów.

To nie wszystkie ciekawostki, które czekają szybkojeźdźców. W najbliższych latach zagęszczona ma zostać sieć odcinkowych pomiarów prędkości, których skuteczność jest kilkukrotnie wyższa niż tradycyjnych fotoradarów. Do 2024 roku liczba OPP ma wzrosnąć ponad dwukrotnie, a długość kontrolowanych odcinków nawet trzykrotnie. OPP pojawiają się też wreszcie na autostradach. To wciąż będzie stanowczo zbyt mało, gdyż łączna liczba OPP nadal będzie niższa niż sto. Nie zmienia to faktu, że będzie nieco trudniej bezkarnie przekraczać dozwoloną prędkość.

Szkodliwy nałóg, czyli kreska na liczniku jak kreska z deski rozdzielczej

W sytuacji, gdy mandaty w Polsce nadal są kwotowe, a nie proporcjonalne do dochodu, reforma punktów karnych jest szczególnie istotna. W innym wypadku zamożniejsi będą odczuwali mniejszą presję na przestrzeganie przepisów. A trzeba pamiętać, że ludzie zamożni odczuwają zdecydowanie większą skłonność do nieetycznych zachowań na drodze i nie tylko. Zostało to udowodnione wieloma badaniami, więc nawet nie zapraszam do dyskusji.

W metaanalizie Higher social class predicts increased unethical behavior autorzy opisali siedem z nich. W badaniu przeprowadzonym w Kalifornii naukowcy podzielili pojazdy na pięć klas pod względem statusu, a następnie prześledzili, jaki odsetek pojazdów w każdej klasie nie przepuszcza pieszych na pasach. W najniższej klasie odsetek nieprzepuszczających wyniósł równe zero procent, chociaż w tym przypadku próba była niska. W klasie środkowej jedna trzecia kierowców nie przepuszczała pieszych, natomiast w najwyższej aż połowa przejeżdżała im przed nosem.

Na drogach może być bezpieczniej. Ale rządzącym brakuje odwagi

Podniesienie liczby otrzymywanych punktów karnych być może utemperuje więc zapędy kierowców drogich samochodów, którym wyższa pozycja społeczna rzuciła się na mózg. Utrata prawda jazdy boli już znacznie bardziej niż samo kilka tysięcy złotych mandatu. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby patokierowcy z klasy wyższej – na przykład gwiazdy dziennikarstwa lub estrady – dostawali mandaty rzędu 300 tys. zł, a może nawet więcej. Niestety na takie rewolucyjne zmiany się nie zanosi, jednak warto celować wysoko – wszak jeszcze niedawno nie do pomyślenia wydawało się pierwszeństwo pieszych, a jednak coś na kształt tego już nad Wisłą obowiązuje.

W opisywanych wyżej zmianach nawet data jest bardzo słuszna. Wszak zaostrzenie przepisów wejdzie w życie w rocznicę agresji sowieckiej Rosji na Polskę. To doskonały moment, żeby symbolicznie rozpocząć wykorzenianie rosyjskich standardów z polskich dróg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij