Dług publiczny? Kaczyński, dawaj nasze 100 miliardów!

Groźby Kaczyńskiego z kampanii wyborczej, kiedy straszył biedą jak za transformacji, mogą teraz trafić na podatny grunt.
Jarosław Kaczyński reaguje na protesty podczas obchodów tzw. miesięcznicy katyńskiej. Fot. Monika Bryk

Za straszeniem długiem idą hasła nawołujące nie do opodatkowania najbogatszych, ale do „zaciskania pasa” i końca „rozdawnictwa”. Inflację widać, VAT na żywność wrócił, w perspektywie podwyżki cen wody, energii, czynszów. Czyli właściwie wszystkiego.

„Rzeczpospolita” donosi: Polska zadłużona jest tak bardzo, że w 2025 roku same odsetki będą nas kosztować 100 mld. Cały dług to 1,96 bln zł. Wiadomo, Francja zadłużona jest znacznie bardziej, ale i tak niemal dwa biliony długu wyglądają źle, zwłaszcza jeśli spojrzeć na minimalną krajową, która wynosi 4300 zł brutto. I nie, nie myślcie, że będę – jak obrońcy przedsiębiorców – narzekać, że to za dużo, że ludzie biznesu nie udźwigną i państwo nie udźwignie, że przecież trzeba oszczędzać.

Transformacja trąbki w syntezator. Pocztę Polską czeka rewolucja

Choć pensja minimalna wzrosła, za te pieniądze wciąż nie da się wynająć mieszkania, nie mówiąc o założeniu rodziny. Osób zarabiających minimalną jest około 3,5 mln. Ale na takie poważne zobowiązania finansowe nie mogą sobie pozwolić również osoby zarabiające nieco ponad minimalną, czyli kolejne 1,5 mln nauczycielek, pielęgniarek, urzędników, pracowników usług niższego szczebla. Razem to już około 5 mln, czyli jedna trzecia pracujących, dla których liberalizm jest całkowicie nie do pomyślenia, bo liberalizm opiera się na możliwości wyboru, a tu pozostaje co najwyżej wybór między promką w Lidlu a promką w Biedronce.

Z tej perspektywy teksty straszące długiem mogą budzić niechęć i obawy znacznej części obywateli, bowiem zgodnie z tradycją płacą najbiedniejsi, od nich zaczyna się oszczędności. Za straszeniem długiem idą przecież hasła nawołujące nie do opodatkowania najbogatszych, ale do „zaciskania pasa” i końca „rozdawnictwa”. Inflację widać, VAT na żywność wrócił, w perspektywie podwyżki cen wody, energii, czynszów. Czyli właściwie wszystkiego.

Sezon 2024–2025 będzie dla PiS naprawdę trudny

Groźby Kaczyńskiego z kampanii wyborczej, kiedy straszył biedą jak za transformacji, mogą teraz trafić na podatny grunt.

Jak to zrobić, żeby gniew za zaciskanie pasa nie spadł na aktualnie rządzących, ale na poprzedników? Trudne, może niemożliwe. Jednak Donald Tusk próbuje. W czasie wakacyjnej politycznej flauty ogłosił, że PiS ograbił nas na 100 mld zł.

To kwota, na jaką, jak mówi premier, politycy PiS prawdopodobnie nas okradli, budując od 2016 roku „układ zamknięty”. Przekręty na te 100 mld bada 90 podmiotów.

100 mld to właśnie kwota obsługi długu publicznego. Czy PiS po śledztwach zapłaci za obsługę długu? Czy może za kolejne półtora roku programu 800 plus, który rocznie kosztuje 70 mld?

Fundusz Sprawiedliwości – zemsta marionetek?

Dotychczas jednak ustalono nieprawidłowości na 5 mld i 3 mld, co do których już złożono zawiadomienia do prokuratury. To kwota, którą nieco łatwiej sobie wyobrazić. 4 mld to koszt renty wdowiej w pierwszym roku. Tyle samo domaga się Trzecia Droga na obniżenie składki zdrowotnej przedsiębiorcom – skoro Lewica dostała 4 mld, to TD chce tyle samo. To może długi ściągnięte z PiS wesprą ochronę zdrowia, tak by przedsiębiorcy nie czuli się okradani? Oni przecież i tak korzystają z prywatnej ochrony zdrowia, z ich perspektywy NFZ jest dla tych, których na prywatną nie stać, pal sześć, że i tak na trudniejsze operacje prywatne szpitale odsyłają do publicznych.

Pamiętacie może piosenkę Kazika z czasów transformacji, w której dopominał się, by Lech Wałęsa dał obiecane każdemu dorosłemu Polakowi 100 mln, tak by każdy dostał część majątku narodowego? To była obietnica przedwyborcza. Po wyborach została po niej tylko piosenka.

Teraz 100 mld, którymi premier zaświecił nam w oczy, może przynieść podobne rozczarowanie. Zamiast zadośćuczynienia, to najbiedniejsi będą spłacać długi, słuchając, że trzeba było nie brać 500 plusów, 800 plusów, że trzeba było nie popierać PiS-u, który Polskę wpędził w horrendalne długi.

To prosty przepis na powrót PiS do władzy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij