Kraj

Biedroń musi być prezydentem

Prezydent Robert Biedroń to przewrót kopernikański w polskiej tożsamości i kulturze politycznej. Kandydata na prezydenta o formacie, ciężarze symbolicznym i potencjale Biedronia lewica nie dorobi się co najmniej przez kolejną dekadę.

To już oficjalne. Robert Biedroń jest kandydatem lewicy w wyborach prezydenckich. Pierwsze komentarze dalekie są od entuzjazmu, dominuje poczucie znużenia tematem „Biedroń na prezydenta”, zdarzają się głosy rozczarowania (że jednak nie Zandberg, że jednak nie kobieta), w najlepszym wypadku przeczytać można wypowiedzi starające się – jak uczynił to Michał Sutowski na łamach Krytyki Politycznej – trzeźwo spojrzeć na niekwestionowane korzyści płynące z obecności postępowej agendy w centrum debaty publicznej przez kolejne cztery miesiące. O potencjalnym zwycięstwie Biedronia jednak ani słowa.

Nie chciał, ale musi? Po co lewicy kandydat Biedroń

Tymczasem Robert Biedroń nie tylko może, ale musi zostać prezydentem – pierwszym polskim prezydentem gejem, wywodzącym się z ruchów społecznych, o jednoznacznie postępowych poglądach odnośnie do sprawiedliwości społecznej, równowagi ekologicznej, praw człowieka i świeckości państwa. Prezydent Robert Biedroń to przewrót kopernikański w polskiej tożsamości i kulturze politycznej.

Znam argumenty studzące jakiekolwiek przejawy entuzjazmu w związku z udziałem Biedronia w walce o prezydenturę. I te co do rangi oraz realnych możliwości wpływania na bieg polskich spraw przez osobę pełniącą tę funkcję (wszak prezydent to jedynie strażnik żyrandola) i te co do samej osoby kandydata (że nie sprostał roli lidera odnowy rodzimej polityki, a niezrzeczenie się mandatu europosła ostatecznie pogrzebało jego wiarygodność).

Jeśli chodzi o funkcję prezydenta: ilekroć pełnił ją ktoś z osobowością i poglądami, tylekroć jej ranga wzrastała proporcjonalnie do możliwości wpływania na rzeczywistość. Za każdym razem natomiast, gdy na fotelu prezydenta zasiadał Pan Nikt, nie potrafił upilnować ani żyrandola, ani flag, ani obrazów. Mimo to sam symboliczny ciężar prezydentury jest tak duży, że nawet zwycięstwo bezbarwnego Andrzeja Dudy wzmocniło obóz prawicowy na tyle, by poprowadzić go ku zwycięstwu w wyborach parlamentarnych.

Natomiast co do kandydata obozu postępowego: Robert Biedroń popełniał błędy, zdarzało mu się przestrzelać w prognozach politycznych, być może również otaczał się nie najlepszymi doradcami, ale Biedroń jest więcej niż kandydatem na prezydenta, nawet więcej niż politykiem – jest symbolem uosabiającym Polskę postępu, Polskę przyszłości.

Każdy, kto jest wrażliwy na wykluczenie społeczne, ubóstwo i niesprawiedliwość, z pewnością przypomina sobie chwile, gdy działania Biedronia wprawiały w podziw i napełniały dumą. Na przykład pierwszą warszawską Paradę Równości w roku 2001, kiedy Biedroń – wówczas członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej – był jedynym, obok Piotra Ikonowicza, politykiem, który wziął w niej udział. Lub rok 2010, gdy Biedroń – już wówczas najbardziej rozpoznawalny działacz LGBT, przez blisko dekadę prezes Kampanii Przeciw Homofobii – znalazł się wśród 33 osób zatrzymanych w związku z blokadą Marszu Niepodległości. Ruch społeczny na rzecz równouprawnienia był częścią antyfaszystowskiej Koalicji 11 Listopada, która tego dnia na ulicach Warszawy stanęła naprzeciwko Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej, zmuszając nacjonalistów do zmiany trasy przemarszu.

Zatrzymanie Roberta Biedronia, Marsz Niepodległości 2010. Fot. Jakub Szafrański

Pamiętam dobrze, jak rok później Robert Biedroń został pierwszym jawnie homoseksualnym posłem na Sejm RP, by wraz z transpłciową posłanką Anną Grodzką stanąć na czele walki o polityczne uznanie dla osób nieheteronormatywnych i queer. Jego determinacja w niesprzyjających warunkach polskiej zaściankowej kultury politycznej budziła nieskrywany szacunek. Nie mniejszy niż zdobycie przez Biedronia fotela prezydenta Słupska w roku 2014. Po raz kolejny okazał się nie tylko politykiem nad wyraz sprawnym, ale także awangardowym – wyczuwającym kiełkujące dopiero trendy społeczne. Zwycięstwo najbardziej rozpoznawalnego geja polskiej polityki w niewielkim Słupsku było oznaką przemian zachodzących w mniejszych ośrodkach miejskich, które stereotypowo wiązano z konserwatyzmem. Przez kolejne lata Biedroń współkreował nowy rodzaj miejskiej polityki nastawionej na rozwiązania prospołeczne, ekologiczne i prawoczłowiecze, przekraczając podział na Polskę A i Polskę B, na centrum i peryferie poprzez realizowanie jednej z najbardziej postępowych miejskich polityk publicznych nie w dużym ośrodku, lecz „na prowincji”.

Konwencja Wiosny, 3 lutego 2019. Fot. Jakub Szafrański
Konwencja Wiosny, 3 lutego 2019. Fot. Jakub Szafrański

Wreszcie doskonale pamiętam wzruszenie, jakie towarzyszyło tysiącom osób zgromadzonych w hali warszawskiego Torwaru, gdy 3 lutego 2019 roku Robert Biedroń prezentował program polityczny ugrupowania Wiosna. Jednoznacznie postępowa wizja Polski, bazująca na sprawiedliwości społecznej, ekologii, prawach człowieka i świeckości państwa, jaką przedstawił, miała niezaprzeczalny wpływ na uruchomienie dynamiki politycznej, która pozwoliła lewicy powrócić do ław parlamentarnych po czteroletniej nieobecności. Przypomnijmy, że w szczytowym momencie popularności projektu Biedronia poparcie społeczne dla Wiosny sięgało 16%, co stanowiło sygnał, że postępowy program znajduje elektorat i zmobilizowało całą lewicę do zwielokrotnienia wysiłków na rzecz ofensywy wyborczej. Raz jeszcze Robert Biedroń okazał się osobowością potrafiącą wyrazić to, co myślały miliony Polek i Polaków, lecz nie czuły się uprawomocnione do zabrania w tej sprawie głosu. Jestem pewien, że każdy i każda z nas jest w stanie wymienić dziesiątki sytuacji, w których ten nietuzinkowy chłopak z Krosna doprowadzał nas do łez wzruszenia i przyprawiał o palpitację politycznego serca.

Biedroń: Rozdział państwa od Kościoła to kwestia cywilizacyjna

Biedroń jest uosobieniem postępowej Rzeczpospolitej – działaczem ruchów i organizacji społecznych na rzecz równouprawnienia, który za swoją walkę był bity i zatrzymywany przez policję, politykiem będącym zawsze w centrum najgorętszych sporów o polską tożsamość i kulturę polityczną, zdeterminowanym społecznikiem, gotowym pełnić misję i w Brukseli, i w Warszawie, i w Słupsku, byle mieć sprawczość i móc oddziaływać na kształtowanie świata wedle wyznawanych przez siebie wartości. Wreszcie – Biedroń jest uosobieniem historii nowej lewicy minionych dwudziestu lat, naznaczonej wystąpieniami ulicznymi, żmudną pracą w organizacjach społeczeństwa obywatelskiego na rzecz emancypacji grup wykluczonych i sprawiedliwości społecznej, przekształceniem się społeczeństwa obywatelskiego w społeczeństwo polityczne, gdzie inicjatywy oddolne starają się wejść do instytucji na poziomie miejskim, ogólnopolskim i europejskim, by uprawiać politykę ukierunkowaną na partycypację i oddanie władzy w ręce obywateli. Prezydent Robert Biedroń ma szansę stać się impulsem do transformacji społecznej, która zmieni Polskę na kolejne dekady.

Społeczeństwo polityczne zastępuje społeczeństwo obywatelskie

Zwycięstwo Roberta Biedronia nie jest zadaniem, przed którym stają formacje lewicowe obecne w sejmie; jest strategicznym zadaniem, przed którym stoi całe środowisko postępowe – lewica parlamentarna i ponadparlamentarna, ruchy społeczne i organizacje społeczeństwa obywatelskiego, wyborczynie i lokalni animatorzy społeczni, związki zawodowe, ludzie kultury, naukowczynie i nauczyciele. Kandydata na prezydenta o formacie, ciężarze symbolicznym i potencjale Roberta Biedronia lewica nie dorobi się co najmniej przez kolejną dekadę. A więc wszystkie ręce na pokład.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Igor Stokfiszewski
Igor Stokfiszewski
Krytyk literacki
Badacz, aktywista, dramaturg. Współpracował m.in. z Teatrem Łaźnia Nowa, Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, Rimini Protokoll z artystami – Arturem Żmijewskim, Pawłem Althamerem i Jaśminą Wójcik. Był członkiem zespołu 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie (2012). Autor książek „Zwrot polityczny” (2009), „Prawo do kultury” (2018).
Zamknij