Czytaj dalej, Kraj

Bycie osobą sojuszniczą społeczności LGBT+ to obowiązek każdego

Fot. Jakub Szafrański

– Jak bez osób sojuszniczych pokonamy tych, którzy są przeciwko? – pyta Anna Konieczyńska, dziennikarka „Vogue” Polska i autorka książki „Polacy pod tęczową flagą”.

Klementyna Szczuka: Książkę Polacy pod tęczową flagą rozpoczynasz, przywołując zeszłoroczne wydarzenia: powieszenie flagi na pomniku pod bazyliką Świętego Krzyża, protesty po aresztowaniu Margot. Jak z dzisiejszej perspektywy je oceniasz?

Anna Konieczyńska: Pod siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii i potem na Krakowskim Przedmieściu był mój mąż. Mnie tam nie było, zostałam z dzieckiem w domu – gdy zobaczyłam brutalność policji, jako matka nie chciałam ryzykować. Następnego dnia starałam się jak najbardziej angażować w pomoc aresztowanym. Mój tata jest adwokatem, więc uruchomiłam jego kontakty – zrobiłam, co mogłam.

Margot: Niech granice wytyczają osoby krzywdzone, nie rząd czy opinia publiczna

Wydawało się, że wtedy nastąpił przełom. Zwłaszcza że zdjęcia flag na pomnikach i bitych protestantów obiegły cały świat. Osoby aktywistyczne zostały osadzone w roli rewolucjonistów i rewolucjonistek. Sam Krem, który jest jednym z bohaterów mojej książki, powiedział kilka miesięcy później w wywiadzie, że ta energia została gdzieś wytracona. Przyznał jednak, że to doświadczenie siedzi w nim bardzo głęboko i nie potrafi otrząsnąć się po tym, jak był bity, poniżany. Przyszedł na demonstrację pokojową, a kilka godzin później znalazł się w areszcie. Nie był na to przygotowany psychicznie. Myślę, że żaden z uczestników protestu nie był. Zostali potraktowani jak przestępcy.

Czy w takim razie określenie „polski Stonewall” na wydarzenia z sierpnia zeszłego roku jest na wyrost?

Jeżeli osoby uczestniczące w tamtych wydarzeniach tak o nich mówią, to mają do tego prawo. Książka zaczyna się od tęczowej flagi i krzyża, bo wydawało się, że potencjał rewolucyjny splecenia tych symboli jest duży i że doprowadzi do tego, że nawet osoby związane raczej z krzyżem niż z tęczą zrozumieją, że każdy ma prawo godnie żyć i uważać się za Polaka. Stop Bzdurom chodziło o to, żeby w przestrzeni publicznej głosy osób LGBT+ nie były marginalizowane. Ostatecznie udało się pokazać, że jesteśmy silni i osoby LGBT+ nie są w walce o swoje prawa osamotnione.

Niestety często też osoby LGBT+ dowiadują się, że nie są w Polsce mile widziane.

Wciąż zadaję sobie więc pytanie, czy gdybym dowiedziała się od mojego syna czy mojej nowo narodzonej córki, że identyfikują się jako osoby LGBT+, radziłabym im mieszkanie w Polsce. Mimo że starałam się pisać Polaków pod tęczową flagą z optymizmem, to niespecjalnie wierzę w to, że na poziomie prawnym i instytucjonalnym sytuacja w kraju szybko zmieni się na lepsze.

Dane, które podałam w książce, są bardzo ciekawe: związki jednopłciowe w Stanach Zjednoczonych zostały zalegalizowane przy niewiele ponad 50 proc. akceptacji społecznej. W Polsce taką akceptację już dawno osiągnęliśmy – wynosi ona 60 proc., czyli tak naprawdę zmiany mogłyby już nastąpić. Więc nawet jeżeli energia rewolucyjna wyparowała, na pewno nie jest tak, że te wydarzenia można wymazać z historii.

To także dzięki nim osoby niebinarne stały się bardziej widoczne.

Niebinarność może nie jest dla mnie pojęciem nowym, ale fascynującym. To kwestia ostatnich paru lat. Wcześniej te tożsamości nie były nazwane, ale wydawało się jasne, że nie trzeba identyfikować się z jednym genderem. Gdy dowiedziałam się, że można powiedzieć o sobie niebinarny_a_e, spojrzałam na znajome mi osoby, które mierzyły się ze swoją tożsamością, nie wiedząc, jak siebie nazwać, i zobaczyłam je w nowym świetle. To określenie jest takim odszufladkowaniem – oddaje całe spektrum tożsamości. Myślę, że te dwa spotkania, z Kremem i z Dorotą Świercz, najbardziej otworzyły mi oczy.

Dla kogo pisałaś książkę Polacy pod tęczową flagą?

Zaraz po premierze moja najlepsza przyjaciółka, którą znam od 20 lat, powiedziała, że zakochała się w dziewczynie. Mam poczucie, że napisałam tę książkę dla niej – dla osób, które odkrywają swoją tożsamość, oraz dla tych, które nie mają bezpośredniego kontaktu z innymi osobami LGBT+ lub słyszały mowę nienawiści w prawicowych mediach.

Czego w tym czasie się nauczyłaś?

Zaskoczyła mnie przede wszystkim kwestia wspomnianej niebinarności i transpłciowości. Wcześniej, robiąc materiały do „Vogue’a”, miałam kontakt z różnymi osobami, ale zwłaszcza o tej drugiej tożsamości wiedziałam niewiele.

Znikająca litera „T”, czyli jak zabija transfobia

Historia Doroty Świercz i jej syna Bartka była dla mnie ogromnie poruszająca z perspektywy matki, ze względu na problem wieku, w którym transpłciowość można stwierdzić. Dziecko zaczyna identyfikować się ze swoją płcią w przedszkolu. Obserwuję to na przykładzie mojego czteroletniego syna, który jeszcze rok temu mówił o sobie jako o Krzysiu – kwestia tego, że jest chłopcem, pojawiła się stosunkowo niedawno. Zaczęłam więc zastanawiać się, jak bym zareagowała, gdyby mój syn powiedział, że jest córką.

I jak?

Myślę, że podobnie jak większość rodziców osób LGBT+, najpierw czułabym lęk. U niektórych wynika on z niewiedzy i braku edukacji, ale też powodowany jest strachem, że dziecko będzie wyśmiewane, nie będzie miało rodziny i że nie będzie mogło się odnaleźć w społeczeństwie. Obawy Doroty nie okazały się przecież bezpodstawne. Mimo że lekarze potwierdzili, że Bartek jest chłopcem, długo nie mogła znaleźć przedszkola, które to tolerowało. Do Bartka wciąż zwracano się imieniem nadanym mu przy urodzeniu, a nie tym, z którym się utożsamiał. Przez to chłopiec nie chciał chodzić do przedszkola i pojawił się u niego regres w rozwoju.

Czy mając dużą świadomość i wiedzę na temat osób LGBT+, jesteś gotowa na ewentualność, że twoje dzieci będą nieheteronormatywne?

O tym też dużo myślałam. Na poziomie teoretycznym – absolutnie tak. Po spotkaniach z moimi rozmówcami i rozmówczyniami pewnie mało rodziców jest lepiej do takich rozmów przygotowanych ode mnie. Ale jeśli pytasz, czy w stu procentach… to chyba nie. Dlatego że jako osoba heteronormatywna, która tworzy tradycyjną rodzinę, z góry zakładam, że moje dzieci będą takie jak ja.

Rozmawiasz ze swoim synem o tym, że ludzie są różni?

Rozmawiamy, jeżeli od innych dorosłych przejmuje normatywne myślenie. Staramy się pokazywać mu, że opinię każdego można podważyć. Krzysiu lubi czasem podkreślać – co mnie denerwuje – różnice między chłopcami a dziewczynkami, więc z mężem tłumaczymy mu, że wcale nie jest tak, jak powiedziała pani w przedszkolu, a role genderowe są płynne. Nie każda dziewczynka lubi róż, a nie każdy chłopiec samochodziki.

Nie mówcie dziewczynkom, że są ładne

Z moich obserwacji wynika, że dzieci same z siebie nie mają uprzedzeń. Ewentualne różnice zaczynają widzieć, dopiero kiedy ktoś im je wskaże; powie, że „inny” oznacza gorszy, marginalizowany. Inaczej poczytują je za zaletę, indywidualizm. Są filmiki na YouTubie, w których pyta się kilkulatków o to, czym różni się Sam od Mary. My jako dorośli widzimy, że kolorem skóry, a dzieci mówią na przykład, że Sam szybciej biega, a Mary ładnie rysuje. Mój syn jest taki sam – między ludźmi szuka podobieństw, a nie różnic. A jeżeli różnic, to tych indywidualnych – Hania woli Krainę lodu, on woli Auta. W ogóle nie operuje pojęciami „dziwności” czy „obcości”.

Anna Konieczyńska. Fot. Bogna Goślińska

Czyli niepotrzebnie rodzice unikają rozmów o różnorodności z dziećmi?

Mam doświadczenie tylko ze swoim synem, ale myślę, że tak. Dzieci są mądrzejsze, niż nam się wydaje. Kiedyś syn poprosił nas, żebyśmy pomalowali mu paznokcie, bo bardzo mu się to podoba. Poszedł do ponad 90-letniej babci mojego męża, której manikiur kojarzy się z kobietami. Powiedziała do nas konfidencjonalnym szeptem: czy chcecie wychować go na geja? Syn zainteresował się więc, kim jest gej. Powiedzieliśmy, że to pan, który jest w związku z innym panem i kocha go, jak wujek Jacek wujka Franka, których syn zna od urodzenia. I to był koniec rozmowy, w ogóle go to nie wzruszyło.

Gdzie mogą zwrócić się rodzice osób LGBT+, jeśli temat tożsamości czy orientacji dziecka jest dla nich trudny?

Radzę zgłosić się do organizacji wspierającej osoby LGBT+. Kampania Przeciw Homofobii bardzo prężnie prowadzi działania psychologiczne. Jest też organizacja My, Rodzice, która zrzesza rodziców osób LGBT+ i zawsze dumnie kroczą oni na paradach równości pod swoim sztandarem. Ale można również wysłuchać dziecka – nie przerywać, nie narzucać swoich przekonań – a potem przeczytać taką książkę jak moja, żeby zobaczyć, że nasza historia nie jest odosobniona. I zrozumieć, że to nie jest koniec świata.

Coming out dla każdego jest równie trudny i jak mówi wiele osób LGBT+, w życiu ma się ich bardzo dużo. Czasami następują one codziennie. Ten przed rodzicami jest zwykle jednym z najtrudniejszych, więc ich reakcja ma podstawowe znaczenie. Jeżeli będzie wroga, dziecko może się zamknąć na dobre. A wspierając je i pokazując mu przyjazne przestrzenie, można je ochronić.

Co powinna robić osoba sojusznicza?

Przede wszystkim słuchać. Jedną z podstawowych zasad jest to, żeby nie przejmować głosu; nie mówić, czego naszym zdaniem chcą osoby LGBT+ i jakie są – to one powinny mieć prawo do wypowiedzi. Jeśli widzimy, że ktoś potrzebuje naszej pomocy, po prostu jej udzielamy.

Na co dzień można robić również rzeczy bardzo proste: dodać tęczową nakładkę na zdjęciu profilowym na Facebooku, wywiesić flagę na balkonie, wziąć udział w manifestacji czy wesprzeć finansowo organizację działającą na rzecz osób LGBT+. Chociażby z zakupu każdego egzemplarza Polaków pod tęczową flagą 1 proc. idzie na Kampanię Przeciw Homofobii, na którą zresztą co roku przekazuję 1 proc. podatku. Ale tak naprawdę czuję, że najważniejszym gestem sojuszniczym jest ten gest od człowieka do człowieka – „jesteś super”, „lubię cię”. To są rzeczy, które mówimy innym ludziom bez względu na to, kim są.

Rodzicu, nie bądź genderowym policjantem

W książce napisałaś, że sojusznictwo powinno być obowiązkiem. Kiedy zdałaś sobie z tego sprawę?

To było wieloetapowe. Zawsze mi się wydawało, że jako osoba uprzywilejowana, bo heteronormatywna, mam obowiązek wobec grup marginalizowanych. Relacje i wolność w miłości są dla mnie najważniejsze. Staram się żyć zgodnie z zasadą „kochaj i rób, co chcesz”. Bycie sojuszniczką było więc misją, która od początku była mi najbliższa. Coraz mocniej zaczęłam to czuć oczywiście wtedy, kiedy nienawiść do społeczności LGBT+ zaczęła eskalować.

Jak było wcześniej?

Jestem z rocznika 1984. Kiedy dorastałam, temat osób LGBT+ nie istniał w przestrzeni publicznej. Potem, gdy byłam w liceum i na początku studiów, organizacje takie jak KPH dopiero walczyły o widzialność społeczności. Wydawało się, że ta walka za chwilę zostanie wygrana – że za liberalnych rządów równość małżeńską uda się uzyskać w ciągu kilku lat.

Później, jak partia konserwatywna doszła do władzy, sytuacja zaczęła się pogarszać. Nagle osoby LGBT+ stały się wrogami publicznymi numer jeden. Nie mogłam tego zaakceptować. Tematem zaczęłam zajmować się zawodowo. Chciałam lepiej poznać osoby LGBT+, więc robiłam z nimi wywiady. Potem chodziłam na demonstracje, wywieszałam flagi, ale czułam, że to za mało. Chcę iść krok dalej – pokazać, że bycie sojuszniczką to jest moje zadanie; że jest to zadanie każdego. Bo jak bez osób sojuszniczych pokonamy tych, którzy są przeciwko?

To, co jeszcze ważne, zwłaszcza przy okazji rozmowy o osobach nieheteronormatywnych i sojusznictwie, to inkluzywny język.

Przedstawiciele i przedstawicielki młodszego pokolenia posługują się nim naturalnie. Bardzo to podziwiam, bo ja się muszę tego uczyć. Trzeba słuchać każdej konkretnej osoby – zdać się na to, jak chce, żeby o niej mówiono, jak się czuje. Wyzwaniem jest to, żeby mainstreamowe media zaczęły posługiwać się językiem nikogo niedyskryminującym. Ogromną rolę odgrywają więc osoby znane, które tłumaczą, jak funkcjonują zaimki.

Teraz w Polsce toczy się dyskusja o tym, jakich czasowników powinny używać osoby niebinarne i transpłciowe. To wszystko jest jeszcze w procesie. To, że w ogóle zaczęliśmy się nad tym zastanawiać, jest krokiem naprzód.

***

Anna Konieczyńska – dziennikarka „Vogue” Polska i autorka książki Polacy pod tęczową flagą. Nominowana w plebiscycie Korony Równości 2020 organizowanym przez Kampanię Przeciw Homofobii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij