Czym można walczyć z koronawirusem? W Estonii gęsim sadłem, w Białorusi wódką, a Trump poleca wstrzyknąć sobie dożylnie wybielacz albo środek dezynfekujący. A kto stoi za szaleńczym rozprzestrzenianiem się wirusa? A kto za tym nie stoi?
Czasem wydaje się, że coś w stylu jako takiej normalności mimo wszystko nie jest specjalnie daleko. W państwowym radiu można usłyszeć wezwania, by w sprawach związanych z koronawirusem nie słuchać niesprawdzonych informacji i ufać tylko rzetelnej nauce, a Rafał Woś ogłasza na łamach prasy bulwarowej, że w sumie to państwo w czasie koronawirusa okazało się nie takie całkiem z tektury i jakoś daje radę. No i chyba za bardzo nie ściemnia co do prawdziwej liczby zgonów, bo trupy na razie mieszczą się w kostnicach i nie trzeba ich przetrzymywać w kościołach, jak we Włoszech.
Tchnie czymś niezbyt popieprzonym
Pewnie to jest złudzenie, ale być może dzięki koronawirusowi Polska otrząsa się z majaków pseudonauk i teorii spiskowych i zaczyna wierzyć „prawdziwej nauce”.
Ba, nawet z internetowych stron Ministerstwa Edukacji Narodowej tchnie czymś w miarę niezbyt popieprzonym, choć, co prawda, można znaleźć tam dziwną grę edukacyjną o nazwie „Misja małego himalaisty” ilustrowaną z jakiegoś powodu podobizną Jana Pawła II, za którym dopiero stoi Wanda Rutkiewicz.
czytaj także
Jednak wiele zamieszczonych na stronie MEN-u materiałów budzi ostrożny optymizm, że może żyjemy w państwie nie do końca odklejonym: wyjaśnione jest np., czym od patriotyzmu różni się nacjonalizm i szowinizm, oraz dlaczego tolerancja wobec mniejszości narodowych i – ogólnie – innych kultur jest w Polsce rzeczą pożądaną. Ze stron MEN usunięto nawet filmik wymieniający wiele zalet katastrofy klimatycznej, np. nowe szlaki handlowe wiodące przez rozmrożoną Arktykę, dłuższy sezon wegetacyjny czy rośliny, które dzięki większemu stężeniu CO2, będą bardziej odporne na suszę. W dziale „Historia” jest nawet, proszę bardzo, gra interaktywna wyśmiewająca propagandę, choć wyłącznie komunistyczną. Zbyt dużo oczekiwać nie można.
Generalnie wydawałoby się, że można na chwilę zapomnieć, że żyjemy w kraju, w którym na co dzień rozum wyje z zadawanego mu upokorzenia. Zapomnieć, że minister nauki był niechętny zamykaniu kościołów na czas pandemii, nazywając je „szpitalami duszy”. Można zapomnieć, tym bardziej że nawet księża już niezbyt często latają nad miastami i wypędzają koronaszatana za pomocą katolickich zaklęć, wody święconej i śladu węglowego. Zdarza się, owszem, a to gdzieś w Legnicy, a to gdzie indziej, ale gdzie się nie zdarza: czarnoksiężnicy czarują od Gruzji po Meksyk. Wszystkie peryferia mają swoich czarodziejów, to my mamy nie mieć?
czytaj także
Ale zapomnijmy o tym na chwilę. Zapomnijmy nawet o fakcie, że Radio Maryja i podobne rozsiewnie ciemnoty i antynaukowych teorii z kruchty i okolic dostają gigantyczne dotacje, i o tym, że ich narracja jest, dzięki temu państwowemu poparciu, nie mniej poważana niż informacje płynące z innych mediów, trzymających się reguł i faktów naukowych; a prawdopodobnie bardziej dostępna.
Można zapomnieć nawet o tym, że żyjemy w zrealizowanej teorii spiskowej, w ramach której za oficjalnym rządem stoi coraz bardziej podobny do jaszczura pierdołowaty dziodek z Żoliborza. Cóż, każdy ma takich reptilian, na jakich zasługuje. No i co tam, skoro już zapominamy, to zapomnijmy i o tym, że to na teorii spiskowej na temat wybuchających parówek w Smoleńsku zbudowany jest kapitał polityczny partii rządzącej.
Są tacy, którym trudniej
Są jednak tacy, którym trudniej powiedzieć, że żyją w państwie, gdzie elita polityczna jest całkowicie racjonalna i zdrowa na logice.
Weźmy takie Stany Zjednoczone. Sekretarz stanu Mike Pompeo daje do zrozumienia, że to Chiny mogą być odpowiedzialne za stworzenie i rozsiewanie koronawirusa. Twierdzi, że sam fakt, że Chińczycy w tej sprawie milczą, może bardzo, bardzo dużo mówić. Mike Pompeo opowiadał o swoich podejrzeniach na antenie Fox News. Nic nie chciał sugerować, tylko zadawał pytania i zastanawiał się np., czy to przypadek, że wuhański instytut badający wirusy znajduje się bardzo blisko miejsca, w którym prawdopodobnie doszło do pierwszego zakażenia – targu zwierzęcego.
czytaj także
Przytakuje mu jego szef, a w pewnym sensie i szef planety Ziemia, prezydent Donald Trump. Ten zresztą radził współobywatelom, żeby koronawirusa leczyli za pomocą dożylnych zastrzyków wybielacza albo środków dezynfekujących, co zaowocowało serią memów, która pojechała po Trumpie jak Meksykanie po Maksymilianie I.
Tymczasem jeszcze w marcu rzecznik chińskiego MSZ, Zhao Lijian, tweetował, że kto wie, być może to amerykańska armia stoi nie tylko za stworzeniem koronawirusa, ale i przetransportowaniem go do Chin. „USA są nam winne wyjaśnienia” – grzmiał na Twitterze (który, notabene, jest zwykłym zjadaczom chińskiego ryżu zakazany). Chiny i USA zaczęły przerzucać się oskarżeniami i teoriami spiskowymi na temat pochodzenia wirusa na wszystkich poziomach: od rządowego po plotki prasowe.
Spiskujący Amerykanie na jednym wdechu zresztą potrafili oskarżać Chińczyków o celowe zmontowanie śmiercionośnego wirusa (sama nazwa COVID ma oznaczać Chinese Originated Viral Infectious Disease, a jego powstanie w mieście Wuhan przewidzieć miał autor horrorów Dean Koontz już w 1981 roku), a „postępaków” − o COVID-ową panikę podobną do tej, którą ci mieli rozkręcać wokół globalnego ocieplenia.
czytaj także
Pojawiły się także plotki, że Amerykanie odmawiają picia meksykańskiego piwa Corona, bojąc się, że może ono zawierać wirusa, co byłoby, swoją drogą, najdziwniej zakamuflowanym spiskiem w historii świata. Firma zawiesiła produkcję, choć nie z powodu plotek, tylko bezpieczeństwa pracowników. Sama zaś legenda o lękach przed koronawirusem z corony kończy się i zaczyna, jak się wydaje, na memach.
Zdrowia i rozumu!
Z początku Trump lekceważył wirusa, mówiąc, że to żadna sprawa, USA poradzą sobie z jakimś jednym czy drugim zarażonym Chińczykiem, by w połowie marca ryczeć na Twitterze: „WE WILL WIN THIS WAR!”.
Podobnie było z Borisem Johnsonem, który z początku nonszalancko planował zignorować zagrożenie i czekać, aż Brytyjczycy uodpornią się na wirusa, szybko jednak się opamiętał i pozwolił wprowadzić lockdown. Po czym sam zachorował. Za karę.
Brazylijski prezydent Jair Bolsonaro natomiast się nie opamiętał: od początku kryzysu twierdził, że panika wokół koronawirusa to medialna zagrywka, domagał się zakończenia lockdownu z powodu „zwykłej grypy” i wrzucał na Facebooka wściekłe koronawpisy, które Facebook mu usuwał jako fake newsy. Bolsonaro został przez swoich rodaków okrzyknięty idiotą, w rankingach zaczął spadać , a po tym, jak na tłumnym wiecu przeciwko lockdownowi pojawił się bez maseczki i w dodatku pokasływał, wielu Brazylijczyków zaczęło na poważnie zastanawiać się nad zdrowiem prezydenta, w tym psychicznym.
Dochód podstawowy na czas pandemii? Brazylia testuje takie rozwiązanie lokalnie
czytaj także
Kwarantannę popiera bowiem trzy czwarte społeczeństwa, co ciekawe, włącznie z mafią, która pilnuje jej przestrzegania w fawelach. Bolsonaro nie uspokoił się nawet po tym, jak wysocy przedstawiciele armii zaczęli przebąkiwać, że jeśli prezydent nie przestanie robić z siebie durnia, może zostać pozbawiony władzy siłą.
Nikt natomiast nie grozi prezydentowi Białorusi Alaksandrowi Łukaszence, który podchodzi do koronawirusa w trybie wujka mędrka posługującego się, jak sam mówi, „ludową mądrością”, i zamiast wprowadzić kwarantannę, poradził rodakom, aby pili wódkę, siedzieli w bani i spokojnie pracowali w polu na traktorach. Bohatersko grzmiał, że „lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach”. Granicę z Białorusią zamknęła nawet Rosja, a zauważyć trzeba, że stało się to po raz pierwszy w historii.
Łukaszenka nadrabia miną: po meczu hokeja (imprezy sportowe nie zostały poodwoływane, a rozgrywki białoruskiej ligi, jako jedynej działającej na świecie, śledzą kibice nawet z Nowej Zelandii) prezydent Białorusi, ubrany w efektowny strój hokeisty, zapytywał zdumioną dziennikarkę, czy ona tu – na lodowisku – widzi jakiś latający koronawirus, bo on nie. Widzieć, faktycznie, nikt nie widział, więc z powodu niewidocznego koronawirusa nie odwołano nawet kwietniowego „subotnika”, czyli sobotniego czynu społecznego (tradycja ugruntowana jeszcze w czasach ZSRR).
Rosja po epidemii stanie się biedniejsza, ale i bardziej opresyjna
czytaj także
Ale nawet Łukaszenka powoli mięknie, choć nie przyznaje się do błędu. Jeśli będzie jak do tej pory, ogłosił, to „przejdziemy przez to”, ale jeśli sytuacja się pogorszy, to zapowiedział, że wprowadzi izolację i odwoła imprezy masowe. Gorzej, że trudno powiedzieć, jak ta sytuacja wygląda, oficjalne raporty na temat zachorować na COVID-19 nie są bowiem zbyt wiarygodne.
No i nie bardzo też wiadomo, jak to będzie, ponieważ Łukaszenka ogłosił: „Ja nie wybiegam w przyszłość”. Na razie na Białorusi trwa kampania w mediach społecznościowych „przeciwko panice”. Staruszka przykryta pledem siedzi w eleganckim, poradzieckim mieszkaniu, z dywanami na podłodze i na ścianach, w tle leci klasyk „U cziornogo moria”, odbiera telefon od koleżanki, która panikuje, że masek nie starcza, a cytryny idą w górę. Staruszka wybucha ze stresu jak balonik, a kojący głos spikera informuje, że najłatwiej to zachorować na COVID-19 od paniki.
Alaksandr Łukaszenka głównie ruga zmarłych na COVID-19, przeczą bowiemjego tezie, że na koronawirusa ogólnie się nie umiera. Jednego za to, że miał nadwagę (jak można żyć, gdy się waży 135 kilo? – utyskiwał prezydent. – Serce ledwo bije, to boli, tamto boli), innego za to, że do pracy chodził, a miał już swoje lata. Ogólnie, wnioskować należy, prezydent uważa, że ofiary wirusa są same sobie winne. Żadnych samolotów po Białorusinów za granicą nie wyśle: „Niech sobie radzą, skoro pojechali, przecież ostrzegaliśmy”. Pracujący w Polsce też nie mają na co liczyć, bo powinni siedzieć na tyłku, zamiast się „w tym trudnym momencie włóczyć tam i z powrotem”.
Koronawirus nam nie grozi, wystarczy napić się wódy i wsiąść na traktor
czytaj także
Co ciekawe, Łukaszenka, autor tezy, że wódka, traktor i bania to najlepsze lekarstwa na koronawirusa, postanowił walczyć z fake newsami na temat COVID-19 i nakazał KGB ściganie ich autorów. Nie, żeby było w tym cokolwiek zaskakującego: żyjemy w czasach postkonsekwencji, kiedy nikogo już od dawna nie dziwią wewnętrznie sprzeczne działania polityków.
To zresztą nie jedyny poradziecki polityk, który poleca radzenie sobie z koronwirusem za pomocą domowych metod: Mart Helme, szef estońskiego MSW, jeszcze pod koniec lutego twierdził, że żadnego koronawirusa nie ma, że zwykłej grypy nie ma co się bać i że wystarczą do jej pokonania ciepłe skarpetki i gęsie sadło, którym trzeba smarować klatkę piersiową.
Koronawirus wzbogacony o genetyczne dane
Niektórzy przywódcy jednak mają jeszcze bardziej ekstrawagancie pomysły. Ajatollah Ali Chamenei np., religijny przywódca Iranu, ogłosił, że nie wie na pewno („ja tylko zadaję pytania”), ale prawdopodobne jest, że wypuszczono specjalną wersję koronawirusa na Iran: jest ona wzbogacona o genetyczne dane Irańczyków, dlatego wirus w Iranie zbiera tak bogate żniwo.
czytaj także
Stoją za tym, oczywiście, Amerykanie. Z pomocą demonów. „Są tacy wrogowie, którzy są demonami, oraz są tacy wrogowie, którzy są ludźmi – mówił Chamenei 22 marca w programie pierwszym irańskiej telewizji. – Dziś naszym najbardziej złowrogim przeciwnikiem, wrogiem Republiki Islamskiej, jest Ameryka (…). Najważniejsi politycy USA to kłamcy i krętacze. Są bezczelni i chciwi. Posiadają cały wachlarz niemoralnych cech. Są szarlatanami (…). Są tyranami, mają kamienne serca, są krańcowo bezlitośni i są terrorystami”. I tak 40 minut, aż do celu: „Mówi się, że część koronawirusa została stworzona specjalnie dla Iranu, przy użyciu wiedzy na temat genetyki Irańczyków”.
Chamenei odrzucił oferowaną przez Amerykanów pomoc, twierdząc, że jeśli to Amerykanie wyprodukowali koronawirusa w wersji specjalnej, tylko dla Iranu, to amerykańskich lekarzy nie wolno wpuszczać, bo „mogą chcieć przyjechać zbadać efekty, skompletować swoją wiedzę, a potem być wobec Iranu jeszcze bardziej wrogimi”.
Chamenei jednak jest w pewnym stopniu ofiarą swojej własnej polityki: choć rząd Islamskiej Republiki, mimo wszystko, niespecjalnie liczy na boską interwencję w sprawie swojego ludu – nakazał pozamykać meczety, a pielgrzymom zakazał lizać (nic nie poradzę) święte miejsca irańskiego islamu. Ci jednak buntują się przeciwko zakazom i liżą, mimo że za lizanie grożą baty.
czytaj także
Irańscy przywódcy religijni i tak wykazali się większą odpowiedzialnością niż, powiedzmy, greccy: grecki synod nie przyjął do wiadomości, że komunia może być przyczyną rozsiewania zarazy i odmówił wstrzymania czynności liturgicznych. Zgodzili się z klerem niektórzy z greckich polityków: Elena Rapti z prawicowej Nowej Demokracji ogłosiła, że komunia ma wręcz lecznicze właściwości, warto więc ją polecać, a nie zakazywać.
Kto da więcej?
W takim Turkmenistanie natomiast jest jeszcze gorzej: z początku Reporterzy bez Granic ujawnili, że już samo wypowiadanie słowa „koronawirus” jest przestępstwem, podobnie jak noszenie maseczek. Po jakimś czasie okazało się, że zakazu jednak nie ma – podobnie jak i tematu, którego w oficjalnych przekazach albo nie ma, albo jest z góry lekceważony.
Trochę trudno się temu dziwić: w końcu to w Turkmenistanie, który za pieniądze z ropy buduje sobie stolicę z petrodolarowego mirażu z marmurowymi krawężnikami itd., polikwidowano większość szpitali, szczególnie na prowincji, uzasadniając, że chory, jeśli potrzebuje, może sobie przyjechać leczyć się do stolicy. Głupio byłoby teraz przyznawać, że może by się szpitale jednak przydały, więc w Turkmenistanie oficjalnie koronawirusa nie ma, choć – jak donosi BBC – władze zaczynają na wszelki wypadek przygotowywać się do działania.
Koronawirus na Bałkanach. Nikt nie całuje niebieskiej flagi w gwiazdki
czytaj także
Teorie spiskowe krążą też na niższych poziomach niż najwyższe kręgi władzy: otóż za koronawirusa odpowiada technologia 5G (w kilku miejscach w Europie spalono maszty telefonii komórkowej). W Ameryce Łacińskiej i krajach arabskich za stworzenie wirusa obwinia się zazwyczaj Amerykanów, w Indiach – Chińczyków, a za jego rozprzestrzenianie – muzułmanów.
W kręgach spiskujących libertarian i wyznawców Nowego Ładu Światowego popularna jest teoria, że koronawirus stworzony został po to, by rządy mogły zdemontować demokrację i zainstalować bardziej autorytarne rządy. W Europie Środkowej natomiast mówi się, że – być może – nie po to został stworzony, ale w tym celu zostanie wykorzystany. A Węgry, o ile Orban nie zrezygnuje z nadanych sobie superuprawnień po zakończeniu pandemii, mogą być punktem, w którym teorie spiskowe zetkną się z rzeczywistością.
Skąd się biorą teorie spiskowe o związku sieci 5G z koronawirusem?
czytaj także
Według badań SWPS około połowa Polaków uważa, że za rozprzestrzenianiem się koronawirusa stoją obce państwa. Kto wie, czy podobnie nie uważa sam Jarosław Kaczyński, który na uroczystościach związanych z 10-leciem katastrofy smoleńskiej − mimo nakazu izolacji − pojawił się w tłumie swoich oficjeli. Być może uznał, że nie potrzeba żadnych maseczek i wystarczy, by służby upewniły się, że nad smoleńskimi schodami na pl. Piłsudskiego nie latają chińskie drony, opsikujące uczestników uroczystości wyciągiem z zakażonego nietoperza. Bo jest i taka teoria spiskowa: wirus ma być rozpylany z helikopterów. Kwestia, kto stoi za tym rozpylaniem, pozostaje otwarta. Ale w Polsce najpewniej będą to Rosjanie, w Indiach – Pakistańczycy, w Korei Południowej – Korea Północna, w Kielcach – radomianie, a w Radomiu – mieszkańcy Kielc.