W takim kraju, jak Polska – apolitycznym i bezpaństwowym – warto bić się przynajmniej o istnienie społeczeństwa.

W takim kraju, jak Polska – apolitycznym i bezpaństwowym – warto bić się przynajmniej o istnienie społeczeństwa.
Dlaczego kiedy słyszymy amerykańskie argumenty na korzyść wojny, nadal odruchowo zakładamy, że są słuszne? Czy po wojnie w Iraku nie powinno być odwrotnie?
Posiadanie w miarę spójnego światopoglądu w dzisiejszych hipsterskich czasach to niezły obciach.
W porównaniu z protestującymi związkowcami, na zacofanych, peryferyjnych imitatorów wychodzą niektórzy liderzy PO.
Jeśli ktoś twierdzi, że wie, co zapewni wyższą emeryturę, ZUS czy OFE, to albo nie ma o tym zielonego pojęcia, albo świadomie wprowadza w błąd.
Lewicowcy pragnący dziś w Polsce wielkiej rewolucji wkurwy muszą zapamiętać, że wielka rewolucja wkurwy zawsze okazuje się kontrrewolucją.
Pierwszy świadomy wrzesień kojarzy mi się z obezwładniającym uczuciem strachu i nieustanną chęcią ucieczki, która z czasem zmieniła się w tępą rezygnację.
Na polu literatury najbardziej udanym przykładem trollingu jest, jak sądzę, Dorota Masłowska.
Okazuje się, że Obama wie lepiej od Tuska, czy Polska wspiera interwencję w Syrii. Wie o tym nawet rzeczniczka Departamentu Stanu, która dumnie wymienia Polskę wśród krajów wspierających interwencję.
Zgoda na produkowanie kur-maszyn, wytwórni mięsa i automatów do strzelania jajami jest częścią dużo szerszego światopoglądu. I jego racjonalność jest ograniczona.
Na ponad dwa lata przed wyborami parlamentarnymi Donald Tusk wywalczył sobie – w UE i w OFE – gigantyczne pieniądze. Na co je wyda?
Polska polityka różni się od zachodniej polityki tylko tym, że wyrażana jest języku idiotycznym, izolującym Polaków od świata, zamykającym ich w trumnach na zawsze.