Galopujący Major

Miś zawsze ten sam. Tylko rachunek rośnie

„Hub informacyjny” za 20 milionów złotych, czyli konto na Twitterze obserwowane przez niecałe sześć tysięcy osób, konto na Instagramie obserwowane przez 51 osób i profil na YouTube z 13 subskrybentami – to nie afera, to obecnie norma.


Wbrew pozorom najnowsza „afera” Polskiej Fundacji Narodowej nie jest właściwie aferą, jest tylko smutną rzeczywistością. Z aferą mamy do czynienia wtedy, gdy dane działanie w jakiś istotny sposób odbiega in minus od powszechnie przyjętego standardu. „Afera” PFN tymczasem od standardu nie odbiega. Ona po postu jest standardem w państwie PiS.

 

Usprawnijmy wreszcie państwo na amen

Standardem jest bowiem powołanie do spółek skarbu państwa władz całkowicie, ale to całkowicie uległych politykom, którzy, przypomnijmy, niczym feudalni wasale z własnych pieniędzy opłacają kampanię wyborczą PiS. Standardem jest, że ci ludzie są kompletnie do takiej roli nieprzygotowani, a umieszczani na stanowiskach tylko po to, aby legalnie przelewać środki spółek do kieszeni rozmaitych pisowskich działaczy, kolegów, ciotek, kuzynów królika.

Standardem jest, że kompletnie nie trzeba się liczyć z pieniędzmi, bowiem z pieniędzmi nie liczy się także pan prezes car Kaczyński. Dawne sto milionów to dziś miliard, więc 20 milionów w tę i we w tę nie ma żadnego znaczenia. Pieniędzmi można niemal palić w piecu, no, chyba że chodzi o podwyżki dla pracowników, lekarzy, opiekunów dla niepełnosprawnych, dopłaty do leków, nie mówiąc już o strajkujących. Wtedy trzeba być oszczędnym i upokarzać „roszczeniowe bydło”.

Standardem jest to, że powołuje się Polską Fundację Narodową, która otrzymawszy sto milionów od spółek skarbu państwa, ma dbać o wizerunek Polski za granicą, więc logiczne jest, że w pierwszej kolejności organizuje antysędziowskie billboardy w Polsce. Standardem jest, że pracownicy PR tej tytanicznie moralnej Beaty Szydło zwalniają się z pracy u niej, szybko zakładają spółeczkę i z miejsca dostają od Polskiej Fundacji Narodowej zlecenie na kampanię billboardową o tym, że jakiś jeden sędzia kiedyś ukradł kiełbasę.

Standardem jest, że Polska Fundacja Narodowa kupuje za 900 tysięcy euro jacht pełnomorski, który ma promować Polskę, bo, jak wiadomo, najważniejsze jest to, co o Polsce myślą inni milionerzy, którzy akurat zacumowali w marinie. Standardem jest, że jachtem ma sterować jakaś gwiazda (w tym przypadku Kusznierewicz); standardem jest awantura z gwiazdą, tak jak standardem jest promowanie Polski polegające na rozłożeniu… kilkunastu biało-czerwonych leżaków w porcie. Oczywiście standardem jest, że jacht traci maszt i od miesięcy czeka na naprawę w amerykańskim porcie.

Dunin o „politycznym cynizmie”: Pisowiec to tożsamość, platformers to przezwisko

Standardem jest wreszcie to, że zleca się kampanię poprawy wizerunku amerykańskiej firmie, która za 20 milionów złotych tworzy „hub informacyjny”, na który składa się konto na Twitterze obserwowane przez niecałe sześć tysięcy osób, konto na Instagramie obserwowane na całym świecie przez aż 51 osób oraz profil na YouTube z 13 subskrybentami. Standardem jest, że pieniądze przelewa się prawicowemu historykowi, jego siostrze i matce, a kto wie, może nawet i psu – bo tak właśnie działa pisowski standard czasów saskich.

Pieniądze przelewa się prawicowemu historykowi, jego siostrze i matce, a może nawet i psu – bo tak działa pisowski standard czasów saskich.

Standardem jest rzecz jasna także to, że nawet gdyby PFN chciała dobrze, to się nie uda, bo ta władza nie ma absolutnie nikogo, poza Rymkiewiczem, kto by potrafił napisać dla niej dobrą książkę, zrobić dobry film, wybudować ładny pomnik czy chociażby wynająć w innych krajach zawodowców, którzy cokolwiek umieją w PR poza kupowaniem rozlatujących się jachtów. Ale w ramach pisowskiego standardu oczywiście nikt lepiej nie chce, bo to oznacza dawanie zleceń nie-swoim, czyli zbrodnię w pisowskim standardzie największą. Dlatego nagrodę TVP dostał syn aktorki wcześniej zasiadającej w jury tej nagrody.

Oczywiście nie próbujcie takiego standardu u siebie. Jeśli jesteście pracownikami spółki, urzędu, organizacji pozarządowej, fundacji, a nawet partii politycznej (innej niż PiS), naprawdę nie wydawajcie kilku milionów na parę kont na Instagramie. Nie tylko ja i dowolna osoba z redakcji Krytyki Politycznej założy je wam o wiele taniej, ale unikniecie też wyprowadzania z domu w kajdankach.

Czy nowe Stasi Ziobry i Kaczyńskiego gromadzi na nas wszystkich kartoteki?

Do Polskiej Fundacji Narodowej nikt jednak z kajdankami (ani żadnymi zarzutami) nie przyjdzie. Bo nie po to stworzono fundację poza kontrolą prawa o zamówieniach publicznych czy ustawy o finansach publicznych, żeby tego współczesnego Misia ktokolwiek zbudował. Chodzi tylko o to, żeby ten Miś generował koszty.

Więc co – koniaczku? Stać nas, w końcu to my, z naszych spółek skarbu państwa, za tego Misia płacimy. Co roku ponoć okrągłe 50 milionów złotych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij