Ameryka rozlicza się nie tyle z samym zamachowcem, ile raczej usobieniem społecznych lęków: „zdrajcą”, „dżihadystą”, „radykałem”.

Ameryka rozlicza się nie tyle z samym zamachowcem, ile raczej usobieniem społecznych lęków: „zdrajcą”, „dżihadystą”, „radykałem”.
Gdyby społeczeństwo było nieco bardziej permisywne, do przemocy seksualnej dochodziłoby rzadziej.
Cieszy mnie tak naprawdę jedna rzecz: może Russell Brand, komik i neofita rewolucji, w końcu się zamknie.
Hillary Clinton to żadna rewolucja. Ale równościowa polityka centrum może się okazać bardzo potrzebna.
Tylko 16% z nas uważa, że państwo robi to, co powinno. Stąd potrzeba polegania na własnych możliwościach i zasobach.
Czy powołując się na „sumienie”, można dyskryminować innych obywateli? W Indianie i Arkansas już tak.
Bo tradycyjna europejska socjaldemokracja jest coraz słabsza.
Przełączamy pstryczki w mózgu.
Weź to, co myślisz o marihuanie, całe swoje wyobrażenie o jointach, i wyrzuć to do kosza.
Odpływ ludzi z Detroit, który kojarzymy zazwyczaj z ostatnim kryzysem, zaczął się już w latach 50.
Skąd się bierze na świecie zło, nieszczęście i strach? Scjentologia zna odpowiedź.
Czy Kościół jest już jak PZPR w Polsce Ludowej, że za jego krytykę wylatuje się z pracy?