Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Ukraina ma przegrać, a Europa wyrzec się cywilizacji

Trump żąda od Europy, by wyrzekła się swojej cywilizacji. Bo Europa jeszcze się broni przed nowym faszyzmem, w którym polityka to intratny biznes, a prymitywna ideologia uzasadnia brutalność władzy.

ObserwujObserwujesz
Slavoj Žižek. Fot. Jakub Szafrański

Wizję, jaka wyziera z 33 stron dokumentu zatytułowanego Narodowa strategia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych Ameryki, opublikowanego przez Biały Dom 4 grudnia 2025 roku, można zamknąć w czterech słowach: Stany Zjednoczone Wymazywania Cywilizacji. Nie dowiadujemy się z owej strategii niczego, czego dotąd nie wiedzieliśmy, jednak w pewien systematyczny sposób demaskuje ona doktrynę „Ameryka First” Trumpa: pokazuje, w jaki sposób administracja zmieniła kurs amerykańskiej polityki zagranicznej USA od wojskowego przetasowania na półkuli zachodniej po bezprecedensowo konfrontacyjną postawę wobec Europy.

To, co Europa dotąd lekceważyła jako improwizacje skołowanego Trumpa, teraz zostaje przedstawione jasno i wyraźnie jako globalna wizja ideologiczna, która de facto sprowadza się do tego, o co aktualnie Trump sam oskarża Europę, czyli do wymazywania cywilizacji.

Oprócz dobrze znanych, powszechnych trendów wymazywania cywilizacji (wrogie nastawienie Trumpa do medycyny, akademii i niezależnych mediów), wspomnę o dwóch mniej oczywistych przykładach. Po pierwsze, Trump wyznaczył trzech aktorów (Mela Gibsona, Sylvestra Stallone’a, iJona Voighta), by nadali Hollywoodowi pożądany przez niego kierunek; po drugie, brutalnie zaingerował w działalność Centrum im. Kennedy’ego w Waszyngtonie, zmieniając jego orientację na bardziej popkulturową.

Czytaj także Žižek: Jak wygląda barbarzyństwo Slavoj Žižek

Gdzie się podziały stare dobre czasy, kiedy około roku 1950 CIA finansowała tłumaczenie wierszy T.S. Eliota na języki wschodnioeuropejskie i samodzielnie zorganizowało grupę malarzy ekspresjonistów, którzy mieli stanowić przeciwwagę dla komunistycznych wpływów w Europie Zachodniej? I czyż ostatecznym dowodem na wymazywanie cywilizacji nie jest wykonane z drona zdjęcie Strefy Gazy, gdzie praktycznie wszystkie budynki zostały zrównane z ziemią?

Że nie wspomnę o złotych przypinkach w kształcie stryczka, które 8 grudnia 2025 roku założyli sobie Bin Gvir i członkowie jego partii w Knesecie. Do złudzenia przypominały przypinki solidarności z zakładnikami noszonych, gdy Izrael żądał wypuszczenia porwanych obywateli. Tam jednak żółta wstążeczka symbolizowała walkę o życie, natomiast przypinka-stryczek oznacza dokładne przeciwieństwo: jest była pochwałą zabijania z mocy ustawy.

Przypinki towarzyszyły kolejnej próbie przepchnięcia na forum Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego przepisów, które w dramatyczny sposób poszerzały zakres stosowania kary śmierci w Izraelu. Zgodnie z nowym prawem karę śmierci należałoby obowiązkowo orzekać wobec każdego Palestyńczyka (i tylko Palestyńczyka!), który rozmyślnie lub „z obojętnością” spowoduje śmierć izraelskiego cywila z powodu „wrogości wobec społeczeństwa” lub z pobudek nacjonalistycznych. Oto kolejna odsłona zaniku cywilizacji.

Wróćmy jednak do dokumentu Trumpa: opisano tam dwutorowe podejście do Chin, mające na celu z jednej strony ograniczenie globalnych wpływów Pekinu, z drugiej zaś podtrzymania relacji gospodarczych i zachowanie obecnej sytuacji Tajwanu, przy czym „priorytetem jest powstrzymanie konfliktu o Tajwan, najlepiej przez zachowanie przewagi militarnej”. Choć jednak relacje z Chinami są tematem, na którym dokument skupia się przede wszystkim (i zostały potraktowane względni racjonalnie), tezy dotyczące Pekinu przesłoniła obsesja na punkcie Europy Zachodniej. Trump i jego administracja oskarżają Unię Europejską i migrację o rzekomo nieuchronny i całkowity rozpad kulturowy. Dokument zauważa, że Europa ma problemy gospodarcze, jednak przekonuje, że „przesłaniają je realne i poważniejsze perspektywy cywilizacyjnego zaniku” w ciągu najbliższych 20 lat:

„Europa stoi przed znacznie poważniejszymi problemami, takimi jak działalność Unii Europejskiej i innych organizacji międzynarodowych podważająca wolność i suwerenność polityczną, polityka migracyjna zmieniająca oblicze kontynentu i będąca zarzewiem konfliktów, cenzurowanie wolności słowa, tłumienie opozycji politycznej, dramatyczny spadek liczby urodzeń, utrata tożsamości narodowej i asertywności”.

O wojnie w Ukrainie wspomina się tu również w kontekście rozważań nad europejskim „zanikiem cywilizacji”. USA podkreślają, że w interesie Ameryki jest zakończenie tej wojny m.in. po to, by możliwe było przywrócenie „strategicznej stabilizacji” w kontaktach z Rosją. Jednak administracja amerykańska twierdzi, że „niestabilne mniejszościowe rządy” w Europie mają „nierealistyczne oczekiwania wobec wojny”, sugerując jednocześnie, że hamują przebieg procesu pokojowego.

Czytaj także Nekrojęzyk Putinizmu Paulina Siegień, Wojciech Siegień

Wypowiedzi te pojawiają się w czasie, kiedy europejscy liderzy zaczęli dyskretnie ostrzegać przed możliwą zdradą Ukrainy ze strony Waszyngtonu w negocjacjach pokojowych z Moskwą. Czyż nie na to wskazuje niedawna krytyka Zełenskiego ze strony Trumpa: „Rozmawialiśmy z prezydentem Putinem, rozmawialiśmy też z ukraińskimi liderami, m.in. z prezydentem Zełenskim, i przyznaję, że jestem nieco rozczarowany tym, że prezydent Zełenski nie przeczytał jeszcze przesłanej kilka godzin temu propozycji” .

Nic dziwnego, że nowe, ostrzejsze stanowisko Ameryki wobec Europy spotkało się z aprobatą Kremla: Trump oskarża europejskie władze o blokowanie popieranych przez USA wysiłków zmierzających do zakończenia konfliktu i twierdzi, że rychłe zakończenie „działań wojennych” jest konieczne dla „ustabilizowania europejskich gospodarek, uniknięcia niezamierzonej eskalacji lub rozlania wojny, ustabilizowania strategicznych relacji z Rosją, a także umożliwienia powojennej odbudowy Ukrainy, tak by przetrwała jako samodzielne, dobrze funkcjonujące państwo” .

Co zaskakujące (choć może nie do końca), narracja, na której oparte są te wypowiedzi, jest zbliżona do tego, co głoszą niektórzy lewicowcy: Rosja i naród Ukrainy szczerze pragną pokoju i jedynie europejska obsesja (podzielana przez skorumpowane ukraińskie przywództwo) na punkcie tego, że Rosję należy i można pokonać, sprawia, że wojna się przeciąga. Brukselska biurokracja, która bez przerwy przekonuje o konieczności przywrócenia pokoju i bezpieczeństwa w Ukrainie, w rzeczywistości sabotuje każdą próbę negocjacji i wysyła Ukrainie starą broń (na przykład przestarzałe czołgi), która do niczego się nie nadaje i tylko gnije w ukraińskich magazynach, podczas gdy tysiące ludzi bezsensownie giną po obu stronach barykady.

I choć takie wypowiedzi wydają się na pozór neutralnym opisem faktów, pozostają wyraźnie tendencyjne. Główna „merytoryczna” teza, zgodnie z którą Ukraina nie może tej wojny wygrać (oczywiście, że sama nie da rady, dlatego potrzebuje naszej pomocy), w rzeczywistości wyraża pragnienie, by ją jak najszybciej przegrała. I tak oto modelowy przykład heroicznego oporu zostaje przedstawiony jako jego przeciwieństwo, jako bezsensowna rzeź.

Dlaczego więc Europa nie przestaje wspierać Ukrainy? Wyjaśnienie Trumpa sprowadza się do stwierdzenia, że w ten sposób postępuje Europa kontrolowana przez Brukselę, Europa nadmiernych regulacji prawnych i kultury unieważniania, Europa z obsesją na punkcie własnej winy, próbująca znaleźć odkupienie w wielokulturowości i otwartości na imigrację, potępiająca próby ocalenia „narodowego sposobu życia” jako przejawy faszyzmu. Europa powinna zatem stać się „bardziej europejska”, obierając kurs na patriotyczno-nacjonalistyczne suwerenne kraje, do czego nawołują populiści nowej prawicy.

Takie wyjaśnienie przemawia do większości skrajnie prawicowych europejskich partii, których programy wyborcze generalnie opierają się na krytyce UE, żądaniach ograniczenia migracji z krajów nieeuropejskich z większością muzułmańską i na patriotycznym wzmożeniu, które ma zahamować rzekomy upadek ich państw. Łatwo zauważyć ideologiczne pokrewieństwo między populistycznym ruchem MAGA Trumpa i europejskimi partiami nacjonalistycznymi.

Czytaj także Czego nie usłyszysz na antyunijnej konferencji europejskiej prawicy Adam Sokołowski

W poniżającej trumpowskiej krytyce Europy za brutalną ironię należy uznać to, że udaje swoje przeciwieństwo, prezentując się jako pochwała tego, co w europejskiej cywilizacji najlepsze, a co współczesna Europa stara się wymazać. Dokument domaga się od Europy większej autonomii i suwerenności, jednak sposób, w jaki o to apeluje, zdaje się zaprzeczać tym postulatom: Trump radzi Europie, by zamiast zacieśniania jedności gospodarczej i politycznej przepoczwarzyła się w zlepek suwerennych krajów pod władzą nacjonalistów. Ubolewa nad rzekomą „słabością” Europy, a zarazem robi wszystko, by skutecznie osłabić jej siłę jako autonomicznego głosu.

Opublikowany przez Biały Dom dokument nie wnosi więc nic nowego. W wywiadzie z 15 lipca 2018 roku po burzliwym spotkaniu z liderami UE Trump wspomina, że Unia Europejska prowadzi w rankingu „wrogów” USA, wyprzedając pod tym względem Rosję i Chiny. Zamiast potępiać jego tezy jako nieracjonalne („Trump traktuje sojuszników USA gorzej niż wrogów” itp.) należy zadać sobie proste pytanie: co tak bardzo przeszkadza Trumpowi w UE?

Na pytanie dziennikarza o napływ imigrantów do Europy Trump odpowiada w stylu typowym dla takich jak on wrogich imigracji populistów: imigranci niszczą podstawową tkankę europejskich obyczajów i stylu życia, stanowią zagrożenie dla europejskiej tożsamości duchowej.

Zapytajmy więc: o jakiej to Europie mówi Trump? Jaka Europa uwiera jego i europejskich populistów? To Europa ponadnarodowej jedności. To Europa, która już przeczuwa, że w obliczu współczesnych wyzwań należy wyjść poza ograniczenia państw narodowych. Europa, która próbuje pozostać w jakiś sposób wierna starej, oświeceniowej dewizie solidarności z ofiarami. Europa świadoma, że dziś ludzkość to jedno, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku (czy raczej pędzimy na tym samym statku kosmicznym o nazwie Ziemia), dlatego cierpienie innych to także nasz problem.

Warto wspomnieć tutaj Petera Sloterdjka, który zauważył, że dziś walka toczy się o to, by zapewnić przetrwanie największych osiągnięć gospodarczo-politycznych współczesnej Europy, które składają się na socjaldemokratyczne państwo dobrobytu.

To koncepcja, która leży u podstaw zjednoczonej Europy, a która uległa zniszczeniu, popadając na poły w zapomnienie. Dopiero w momencie zagrożenia przypominamy sobie o tym podstawowym wymiarze Europy i jej ukrytym potencjale. Europa znalazła się w wielkich kleszczach rozwartych między Ameryką i Rosją, z których obie mają ochotę ją rozpłatać. I Trump, i Putin popierają Brexit i na każdym kroku wyrażają poparcie dla prawicowych eurosceptyków.

No dobrze, ale dlaczego właściwie jest im ta cała Europa solą w oku, skoro wszyscy dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że UE to kupka nieszczęścia, która oblewa każdy kolejny egzamin, która nie potrafi prowadzić konsekwentnej polityki imigracyjnej, która żałośnie wręcz reaguje na wojnę celną Trumpa? Ewidentnie nie chodzi tutaj o realnie istniejącą Europę, ale o ideę Europy jako cywilizacji.

Na pewnym głębszym poziomie należałoby przyznać Trumpowi rację: europejska koncepcja „obiektywnej demokracji społecznej” (jak ją nazywa Sloterdjk) w praktyce dotarła do granic swoich możliwości. Nie da się do niej zwyczajnie powrócić. Stoimy zatem przed brutalnym wyborem: albo zwyczajnie porzucimy to marzenie, pogodzimy się z cywilizacyjnym zanikiem Europy i wejdziemy w erę nowego barbarzyństwa firmowaną przez Trumpa, albo podejmiemy trudne zadanie zniesienia europejskiej cywilizacji i jednoczesnego zachowania jej przez podniesienie na inny, wyższy poziom.

Czytaj także Europa budzi się z amerykańskiego snu. Nie przetrwa bez radykalnej krytyki samej siebie Kaja Puto

Tak, Europa jest zdezorientowana, zdezorganizowana. Ma skłonności do nadmiernej regulacji. W sferze obyczajowości próbuje jednoznacznie uregulować zestaw niepisanych zasad stanowiących podstawę cywilizacji. W wymiarze polityki zagranicznej głosi współczucie dla ofiar ludobójstwa w Gazie, tymczasem, ponieważ nie chce przeciwko temu ludobójstwu wystąpić, w rzeczywistości je akceptuje. Ale ów brak zdecydowania jedynie świadczy o tym, że nie potrafi włączyć się w nurt trumpowskiego nowego barbarzyństwa. USA tak naprawdę żądają od Europy, by wyrzekła się swojego cywilizacyjnego dziedzictwa i by się umościła w nowym światowym chaosie polityki jako biznesu, gdzie brutalna władza znajduje swoje uzasadnienie w prymitywnej ideologii.

Nawet jeżeli Trump często nie zgadza się z Rosją i uważa, że głównym zagrożeniem dla amerykańskiej hegemonii są Chiny, od razu widać, że wszystkie te kraje zmierzają do tego samego ideologicznego obszaru polityki jako biznesu opartego na czystej sile ekonomicznej i militarnej. Nawet w kontekście wojny w Ukrainie Trump w głębi duszy odczuwa solidarność z Putinem, ponieważ obaj działają w podobny sposób.

A całe to narzekanie na słabość Europy jedynie pokazuje, że w tym nowym świecie nie ma miejsca dla europejskiej cywilizacji.

**
Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

ObserwujObserwujesz

Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).

Tagi:
Wydanie: 20251218

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie