Zamiast standardowych tanich towarów z Chin w witrynie Place Store na bratysławskim Starym Mieście widać ręcznie malowaną ceramikę, biżuterię od słowackich i czeskich artystów oraz unikalne przysmaki od małych, lokalnych producentów. Właściciel Jaroslav Chorvát mówi, że założył ten sklep z misją. „Zakupy u nas szerzą radość – dotykają serc bliskich, ludzie doceniają pracę twórców…” – przekonuje w rozmowie dla portalu TV Noviny.
Radość tę systematycznie studzi nowa słowacka rzeczywistość.
Zamiast promować lokalne rękodzieło, Chorvát musi koncentrować się na pilnowaniu klientów, którzy doskonale wiedzą, że jeśli wyniosą towar wart mniej niż 700 euro, niewiele im grozi. „Jesteśmy zmęczeni – nie tylko tym, że kradną, ale i tym, że musimy ciągle pilnować, jacy ludzie do nas przychodzą” – mówi. „W przeszłości złodzieje się bali. Teraz jest im w zasadzie wszystko jedno”. Strach zniknął, a wraz z nim zaufanie do państwa, które miało chronić mały, lokalny biznes.
Statystyczna zasłona dymna
Poczucie bezsilności jest bezpośrednią konsekwencją nowelizacji kodeksu karnego, wprowadzonej w marcu 2024 roku. Granica, powyżej której kradzież jest traktowana jako przestępstwo, wzrosła z 266 do 700 euro. Wszystko poniżej tej kwoty jest jedynie wykroczeniem – nawet jeśli do przywłaszczenia doszło wielokrotnie, bo zniesiono zasadę recydywy wykroczeniowej.
Rząd od miesięcy powtarza, że „wzrost liczby kradzieży to tylko odczucie”. Statystyki mają uspokajać: tendencja jest spadkowa. Rzecznik Komendy Głównej Policji Roman Hájek podaje: „Liczba kradzieży jako przestępstw spada – od stycznia do końca września br. stwierdzono 9 720 czynów, co oznacza spadek rok do roku o ok. 1500”.
Prawnik Ľubomír Daňko z fundacji Zastavme Korupciu (Zatrzymajmy Korupcję) tłumaczy: „Na papierze mamy mniej przestępstw, bo wiele z nich ewidencjonujemy jako wykroczenia. Nie oznacza to jednak, że do nich nie dochodzi. Wręcz przeciwnie, handlowcy zgłaszają ich wzrost i mają rację”.
Straż miejska w całym kraju raportuje: „To nie są wrażenia, widzimy to na ulicach i w liczbach”. Według strażników ten trend wynika nie tylko z kontrowersyjnej nowelizacji kodeksu karnego autorstwa Borisa Suska, ale też z pogarszającej się sytuacji społecznej.
Komendant straży miejskiej w Żarze nad Hronem Róbert Šiška wyjaśnia: „Wcześniej, jeśli dana osoba została ukarana za podobny czyn w ciągu poprzednich dwunastu miesięcy, mowa była o przestępstwie, za co groziło więzienie. Miało to efekt wychowawczy, którego mandat nie ma”. A mandaty i tak nie są opłacane, bo wielu sprawców żyje bez dochodów. W konsekwencji kradzież stała się bezpłatną i mało ryzykowną działalnością. Šiška wspomina przypadek recydywisty, który został sześć razy skazany na więzienie, a po nowelizacji dopuścił się 51 kradzieży w ciągu dwóch miesięcy.
Początkowo sklepy zgłaszały każdą próbę kradzieży. Potem coraz mniej. Przy braku realnych konsekwencji, chronicznych niedoborach kadrowych w służbach mundurowych i interwencjach, na które czeka się godzinami, handlowcy nie widzą sensu w tej biurokracji.
Kradną wszyscy i wszędzie
Problem kradzieży rozlewa się po Słowacji i nie dotyczy już tylko wybranych miejsc czy grup. Kradną wszyscy i wszędzie, a bezkarność stała się papierkiem lakmusowym nie tylko fatalnego prawa, ale też narastającego kryzysu społecznego i inflacji. To zjawisko widać zarówno w sklepach z markowymi produktami, jak i w niewielkich, lokalnych biznesach czy zwykłych supermarketach. To właśnie kradzieże w marketach wskazują na nowy, szczególnie ponury trend: rosnącą liczbę tych dokonywanych przez osoby, które po prostu nie mają z czego żyć.
„To już nie są tylko narkomani, bezdomni, niektórzy członkowie społeczności romskiej czy nastolatkowie podnoszący sobie adrenalinę. Regularnie przychodzą do nas kraść także niektórzy seniorzy” – mówi Jakub, kierownik niewielkiego sklepu spożywczego pod Bratysławą. Młodzież najczęściej zabiera energetyki „dla zabawy”, wiedząc, że ryzykuje co najwyżej zwrot towaru i mandat. Seniorzy kradną inaczej. Mniej agresywnie, bardziej wstydliwie, ale w sposób, który uwidacznia dramatyzm sytuacji. Znikają jogurty, mięso, słodycze. „Jeśli ich złapią, czuć wstyd. Tłumaczą się zapomnieniem, ale na kamerach widać, że rozglądają się bardzo świadomie” – dodaje Jakub.
Jaroslav, ochroniarz ze wschodu Słowacji, opowiadał w „Denníku N” o ludziach przyjeżdżających pod sklepy luksusowymi samochodami, elegancko ubranych, którzy z nonszalancją wynoszą drogie alkohole, kosmetyki, a nawet świeczki z marketu budowlanego. To nie dramat życiowy, a czysta kalkulacja: skoro za kradzież do 700 euro grozi tylko mandat, który jest śmieszną ceną za torbę pełną towaru, to dlaczego by nie spróbować? Luka prawna stworzona przez rząd stała się parasolem zarówno dla złodziei zdesperowanych w obliczu inflacji, jak i dla cynicznych oportunistów.
Na tym tle widać jeszcze jeden problem: eskalację agresji. Kristína Chorvátová, współwłaścicielka Place Store, po rozmowach z innymi sprzedawcami zrozumiała, że to, co dzieje się w jej sklepie, jest jedynie łagodnym przedsionkiem tego, co przeżywają pracownicy butików znanych marek.
„W innych sklepach, gdzie kradną markowe rzeczy, pojawiają się groźby, noże, wszystko, co możliwe. Że jeśli towaru nie oddadzą, to coś im zrobią. Byłam przerażona tym, co dzieje się w innych sklepach i tym, że jest to być może gorsze, niż u nas” – opisuje.
Degradacja relacji z klientami
Konsekwencje nowego prawa wykraczają daleko poza bilanse finansowe. Uderzają w psychikę sprzedawców i ich relacje z klientami. W Place Store panuje atmosfera ciągłego napięcia. Wszyscy muszą pełnić obowiązki ochroniarzy.
Rano, zamiast rozmawiać o strategii marketingowej, załoga dzieli się na „tych, którzy pracują” i „tych, którzy pilnują”. Sklep, który miał szerzyć radość, musiał podwoić obsadę, by ochronić towar.
Najwyższym kosztem jest jednak degradacja relacji z klientami. Właściciele przyznają, że muszą każdemu patrzeć na ręce i odhaczać w głowie: „ten jest okej, a ten będzie kradł”. Poczucie bycia obserwowanym zaczyna zniechęcać także uczciwych klientów.
Właściciele Place Store zdecydowali się dodać na swoje portale społecznościowe film, w którym tłumaczą obecną sytuację. W reakcji dostali wiele wiadomości od klientów, którzy przestali czuć się dobrze w ich sklepie, a niektórzy całkowicie zniechęcili się do zakupów. „Jedna pani napisała nam, że myślała, że śmierdzi, gdy jej tak pilnowaliśmy, więc wolała wyjść” – relacjonuje Kristína Chorvátová. W ten sposób zlekceważona przez państwo drobna kradzież zamienia mały, lokalny sklep w miejsce pełne podejrzeń i wyobcowania, gdzie uczciwi klienci czują się niekomfortowo, a właściciele tracą sens pracy.
Będzie kolejna nowelizacja
Rząd długo bronił narracji, według której nowelizacja to „nowoczesna, europejska legislacja”, a problemy wyolbrzymiają opozycja i media. Gdy latem 2024 roku sieci handlowe alarmowały o masowych kradzieżach, władza odpowiadała jednym zdaniem: „statystyki spadają, więc wszystko jest w porządku”.
Dopiero gdy krytyka ze strony samorządów i sklepów wezbrała tak, że nie dało się jej dłużej ignorować, ministerstwo zaczęło nieśmiało zmieniać ton i wspominać o możliwych pracach społecznych. Chwilę później rząd uznał jednak, że winna jest… opozycja, która rzekomo wmówiła społeczeństwu, że „kraść się opłaca”, tworząc poczucie bezkarności.
Po miesiącach presji społecznej, medialnej i samorządowej rząd w końcu zrobił odwrót: w połowie listopada 2025 roku zatwierdził kolejną nowelizację kodeksu karnego, co jest cichym przyznaniem się do błędu, choć nikt nie odważył się powiedzieć tego wprost. Najważniejszą zmianą jest ponowne wprowadzenie zasady „trzy razy i dość”. Oznacza to, że pomimo utrzymania wysokiego progu małej szkody (700 euro), recydywa wykroczeniowa powraca: kradzież po raz trzeci w ciągu jednego roku ma być traktowana jako przestępstwo zagrożone karą do dwóch lat więzienia, niezależnie od wysokości skradzionej kwoty.
Projekt ten musi jeszcze przejść przez parlament. Ministerstwo zapowiada, że będzie procedowany w skróconym trybie legislacyjnym, co samo w sobie pokazuje, jak krytyczna stała się sytuacja.
Minister Susko zapowiada, że to dopiero początek walki z drobną przestępczością. Dla sprzedawców, takich jak Jaroslav Chorvát z Place Store, zmiana jest spóźniona, ale dająca nadzieję. Prawo może odzyskać utracony ząb, jednak naprawa nadszarpniętego zaufania – zarówno sprzedawców do państwa, jak i klientów do sklepów – nie będzie już taka prosta. W Place Store, miejscu, gdzie ludzie przyszli po rękodzieło i radość, a dostali podejrzliwe spojrzenia i niepewność, normalność nie wróci wraz z jednym podpisem pod ustawą.





























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.