Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Będąc krajem bogatego Zachodu, możemy doświadczyć zamachów

Polska może się stać areną walki z Zachodem – czy to inspirowanej z zewnątrz, czy spowodowanej frustracją wewnętrzną – tak jak stały się nią bogatsze kraje Zachodu. Pora więc analizować świat Europy Zachodniej nie jako świat obcy, ale coraz bardziej jako własny.

ObserwujObserwujesz
Kontekst

🛑 Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Mateusza W., podejrzewanego o przygotowywanie masowego zamachu na jednym z jarmarków świątecznych – poinformował wczoraj Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych.

⚠️ Celem przestępstwa było zastraszenie wielu osób, a także wsparcie Państwa Islamskiego.

🛡️ Podczas przeprowadzonych czynności funkcjonariusze zabezpieczyli nośniki danych oraz przedmioty związane z islamem. Decyzją sądu najbliższe trzy miesiące mężczyzna spędzi w areszcie.

1

3

Polska nie doznała szoku po udaremnionym zamachu terrorystycznym polskiego islamisty nie tylko dlatego, że udaremnione – czy to zamachy, czy sabotaże – nie działają na wyobraźnię tak jak te, które udaremnione nie zostały. Polska nie doznała szoku także dlatego, iż Polacy generalnie uważają, że Polska jest krajem wolnym od zamachów, więc zamachowe licho nas nie weźmie. Ba, w dyskusjach z obcokrajowcami Polacy, zwłaszcza ci prawicowi, wręcz się szczycą, jak to Polska jest krajem bez zamachów czy wręcz bez przemocy. Nie to, co Niemcy albo Francja.

Problem w tym, że to może się szybko zmienić. I nie, nie za sprawą imigracji, na którą zwala się zwykle wszystko, od gradobicia po bezrobocie, ale za sprawą samych Polaków. Czego wspomniany polski islamista jest najlepszym dowodem.

Przez lata Polska jako postkomunistyczny kraj peryferyjny odczuwała typowe bolączki peryferii: drenowanie zasobów, penetrację przez kapitał zagraniczny bez większych inwestycji w kraju, brak jakościowej kadry i know-how, tragiczny bilans eksportowy. Z czasem, za sprawą samych Polaków, ale także dzięki ogromnemu zastrzykowi środków z UE, to się zmieniło. A spór o polski dobrobyt jest sporem o to, czy kraj jest „już” w pierwszej dwudziestce, czy jednak nadal „tylko” w trzeciej dziesiątce najbogatszych krajów świata.

Ukryte koszty polskiego sukcesu

Problem w tym, że ten szybki rozwój nie odbył się, jak to zwykle bywa, bez skutków ubocznych. Wraz z bogaceniem się całego kraju Polacy właśnie zaczynają poznawać te koszty. Ot, choćby po raz pierwszy od lat, a być może w ogóle, mieliśmy kampanię wyborczą prowadzoną pod hasłami sporu o imigrację. Kiedyś było to nie do pomyślenia, bo Polska co najwyżej była krajem tranzytowym dla niewielkiej imigracji. Dziś nią już nie jest, a afera wizowa pokazała, że wielki polski kapitał właśnie na imigrantach jako najtańszej sile roboczej chce budować swoje fortuny.

Czytaj także Spójrzcie za okno. Tak wygląda dwudziesta gospodarka świata Tomasz S. Markiewka

Polski pracownik, zwłaszcza ten wykwalifikowany, wraz z akumulacją niewielkiego kapitału nie chce godzić się po prostu na najniższe stawki płacy. Pojawiają się więc imigranci zarobkowi i rodzi się typowy problem na linii: lokalny, bardziej wymagający pracownik kontra rynek zdesperowanych imigrantów, którym wciska się pensję najniższą z możliwych.

Wraz z bogaceniem się kraju rosną koszty utrzymania jego największych centrów gospodarczych, czyli większych miast. Polski rynek nieruchomości w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu zaczyna przeżywać to, co przeżywają rynki analogicznych miast na Zachodzie: przejście z modelu własności mieszkaniowej na model wynajmu, bo nawet przy dobrej pracy coraz mniej osób stać na kredyt. Polacy wkrótce będą skazani na najem, a mieszkania będą lokatą tylko dla tych 10 proc. najbogatszych.

Wreszcie, co chyba najważniejsze, tak szybkie bogacenie się kraju generuje ogrom nierówności, bo rozwój kapitalistyczny bynajmniej nie jest proporcjonalny. Bogatsi bogacą się szybciej (na całym świecie) dzięki lewarowi swojego majątku. A to zaczyna rodzić frustrację społeczną. Tym bardziej, że wraz ze wzrostem umiejętności coraz większej liczby pracowników kończy się era przewagi konkurencyjnej nad resztą poprzez nabytą wiedzę. Kiedyś wystarczyło znać język angielski i to była przepustka do lepszego świata, dziś młodzi mają ścieżkę awansu o wiele trudniejszą, bardziej zamkniętą. Ba, czasami wręcz nawet gdyby chcieli, to nie wiedzą, jakie wykształcenie i kompetencje dadzą im przewagę nad resztą. A za rogiem już z kosą czeka bezduszne AI.

Koniec premii za opóźnienie

Wszystko to razem, a więc nierówności, brak ścieżek awansu, drożejące mieszkania i modernizacja kraju, także za sprawą szoku w konfrontacji z kulturą „innego”, imigranta, generuje olbrzymią frustrację. Czasami objawia się ona pewnym lekceważeniem ścieżki zawodowej i traktowaniem jej jako dodatku do „prawdziwego życia” (słynne work-life balance postmillenialsów), a czasami objawia się bardziej skumulowaną frustracją.

Czytaj także Brykczyński: Idee zabójcy Narutowicza po latach zwyciężyły Michał Sutowski

Nieprzypadkowo więc to nie na Białorusi, ale w krajach Zachodu następuje wzrost militaryzacji młodych obywateli. Nieprzypadkowo to prawicowy populizm, a czasami wręcz faszyzm zaczyna przemawiać do młodych, czujących, że ktoś ich zamknął w klatce. Nieprzypadkowo też takie osoby zaczynają szukać ścieżek na skróty (np. na OnlyFans) albo ścieżek wyładowania owej frustracji — poprzez bójki, ruch kibicowski, ale niektórzy także poprzez działanie w organizacjach skrajnych czy wyznawanie skrajnych ideologii.

Tak przygotowany grunt jest wręcz idealny do tego, by także na bogatej Polsce zacząć testować terroryzm. Czasami wynika on sam z siebie, jak w przypadku aresztowanego dzisiaj polskiego islamisty. Czy tej pary, która z materiałami wybuchowymi domowej roboty kilka lat temu weszła na marsz równości w Lublinie. Czasami może to być jednak inicjatywa zagraniczna.

Polska przez lata była zbyt peryferyjnym krajem, by rozmaite organizacje takie jak ISIS marnowały na nią swoje zasoby. Po co tracić czas i pieniądze na planowanie i realizowanie zamachu w „nieważnej” Polsce, skoro można w o wiele „ważniejszej” medialnie Francji czy Niemczech?

Tyle że wraz ze wzrostem znaczenia i zamożności, a w konsekwencji pozycji Polski, owa „premia za opóźnienie” się kończy. Polska może się stać areną walki z Zachodem, tak jak stały się nią bogatsze kraje Zachodu – czy to inspirowanej z zewnątrz, czy spowodowanej frustracją wewnętrzną. Pora więc analizować świat Europy Zachodniej nie jako świat obcy, ale coraz bardziej jako własny. Zamachowcy pewnie już tu są albo zaraz będą. A niektórzy się tutaj nawet urodzili.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
1 Komentarz
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
Reme
Reme
2025-12-17 17:23

Dziwmy artykuł. Mam uczucie że autor bał się wyciągnąć wniosków z własnej analizy. Z tezą, że Polska, przynajmniej gospodarczo to już kraj „zachodu”, więc terroryzm islamski jest bardziej prawdopodobny się zgadzam. Autor się chyba wystraszył wniosków jakie nasuwają się z jego własnych założeń

Ostatnio edytowane 1 godzina temu przez Reme