Twój koszyk jest obecnie pusty!
Trump trzymał tylko z silnymi, a silni trzymają z nim
Trump non-stop kłamał, oszukiwał, mataczył, plótł bzdury, wyzyskiwał, mobbował, szkalował i oczerniał – i nic. Jego biografia to historia z uniwersum ludzi tak bogatych, wpływowych i sławnych, że właściwie bezkarnych i niezatapialnych.
Recenzja
Donald Trump nie przestaje fascynować. Prócz tego, oczywiście, wzbudzać odrazę, żenować, śmieszyć czy trwożyć swoją nieprzewidywalnością, jeśli chodzi o Ukrainę, Wenezuelę, Bliski Wschód. Stad ta osobna gałąź przemysłu medialno-wydawniczego poświęcona wyłącznie jemu. Komentarze bieżące, rozbudowane sylwetki, insajderskie reportaże, filmy dokumentalne, analizy, spekulacje, eseje, felietony, posty, rolki, tweety i książki. Dekada ciągłego mówienia o Trumpie na całym świecie.
W Stanach to już kolejna taka dekada. Tam bowiem już pod koniec lat 90. „tylko 17,3 procent wyborców nie miało o nim opinii, a zaledwie 2 procent ankietowanych nigdy o nim nie słyszało”. Był ponadto „stałym bohaterem nowojorskich tabloidów”, podobnie jak i tytułów i formatów bardziej szlachetnych. Umiał zadbać o swój wizerunek człowieka sukcesu, lwa salonowego, gościa z killer instinct na wierzchu, otoczonego supermodelkami, wyluzowanego byczka z blond falą, strażnika porządku, który bez oglądania się na krągłe słówka piętnuje bandziorów i nieudolne władze. A media, już to nieodpowiedzialne, już to cwane i czerpiące profity z jego kariery i wynurzeń, w nieskończoność wzmacniały mu aurę. „W pewnym momencie stojące na krawędzi małżeństwo Trumpów zajmowało pierwszą stronę »Daily News« przez dwanaście dni z rzędu”.
O Trumpie się czyta, Trumpa się słucha i ogląda, Trumpa się objaśnia, o Trumpie się gada i o Trumpie się pisze, żeby pojąć wreszcie, jak tego wszystkiego dokonał. Tu mam na myśli jego niespodziewany triumf w wyborach prezydenckich roku 2016 i wskrzeszenie z florydzkich popiołów osiem lat później, gdy wydawało się, że po sromotnej porażce z Bidenem, barbarzyńskim najeździe oszalałych trumpiarzy na Kapitol i licznych kłopotach z prawem, The Donald będzie do końca swoich dni co najwyżej umakijażowanym kustoszem w Mar-a-Lago.
Lecz rozprawiającym o Trumpie nie daje spokoju nie tylko pytanie „jak”, ale i „po co”? Po co miliarderowi po siedemdziesiątce lata walki o prezydenturę? Po co mu kampanijny znój, ciągły obstrzał dziennikarsko-polityczny, gorset protokołów, ciśnienie podejmowanych decyzji, karuzela współpracowników i świecenie oczami za własne i ich wtopy i zaszłości? Dla jeszcze większych pieniędzy? Dla władzy? Tyle, że gdy Trump pierwszy raz został POTUS-em, często bardziej zajmowało go, jak wypadł przed tłumem lub kamerami, niż pokąd sięgają jego prerogatywy.
Sława? Dziwaczne to pragnienie sławy u kogoś, kto sławny był już za Reagana, za Busha Zatokowego pysznił się na okładkach coolerskich i prestiżowych magazynów, a za Clintona i Busha Juniora robił za gwiazdę superpopularnego programu telewizyjnego The Apprentice. Niewykluczone, że chodziło o fuzję tych żywiołów, ich zbiegnięcie się w osobie przywódcy najpotężniejszego państwa na planecie Ziemia.
Maggie Haberman, autorka jego najnowszej biografii, która właśnie ukazała się w polskim przekładzie pod tytułem Iluzjonista. Jak Donald Trump zmienił Amerykę, w finałowych partiach książki przytacza opowieść samego Trumpa o tym, że nawet sławni lub bogaci kumple prosili go nie raz i nie dwa o załatwienie stolika w najmodniejszej akurat restauracji. On był i sławny i bogaty, więc łatwo – i z kpiącym uśmieszkiem – mógł tego dokonać, a następnie chełpić się przy każdej okazji swoją supermocą. Pomyślcie zatem, jakie możliwości daje połączenie sławy i bogactwa z arsenałem jądrowym, topową gospodarką i lotniskowcami.
Iluzjonista to rzecz opasła, bo licząca stron ponad 800, i zbudowana w oparciu o rozmowy z 250 osobami. Ukazano w niej życie i dzieło Trumpa od dzieciństwa po rok 2021, kiedy to ów wciąż trawił strącenie z waszyngtońskiego stolca, powtarzał, iż ukradziono mu reelekcję i obnosił się z megafochem.
Haberman w zajmujący i wnikliwy sposób opisuje, skąd wziął się Trump osobowościowo i biznesowo, jak wyrobił sobie pozycję w nowojorskiej deweloperce, a stamtąd zdesantował się na resztę kraju i począł snuć marzenia polityczne. Czytelnik śledzi więc jego rozrost napędzany u początku majątkiem i koneksjami tatusia, dalej zaś własnymi pieniędzmi i trikami bezwzględnych szumowin w rodzaju Roya Cohna i Roberta Stone’a oraz pychą, chciwością, sknerstwem, narcyzmem, atencją mediów, energią klik, wspólnym interesem uprzywilejowanych i zamożnych.
Opłacało się – Trump dostaje omal zawsze to, czego chce. A chce najlepszych działek, na których wzniesie bądź odremontuje hotele i wieżowce, tłocznych kasyn, najpiękniejszych kobiet, dalszych milionów i swojego nazwiska wszędzie – jako magnetyczna, krzykliwa marka. Gdy już to zdobędzie, wyobrazi sobie siebie w Białym Domu. Dotrze i tam.
Iluzjonista to również kronika jego pierwszej kadencji – czasu protestów ruchu Black Lives Matter i pandemii, chaosu w administracji i niepewnych, a czasem gwałtownych ruchów na arenie międzynarodowej, dochodzeń w sprawie rosyjskich ingerencji w wybory 2016 i skandalu z opłaceniem milczenia Stormy Daniels, dwukrotnego impeachmentu, ruchu QAnon i utwardzania się ogromnego elektoratu Trumpa, który pozostanie z nim na dobre i złe, niewzruszony w swoim uwielbieniu dla niego, obojętny na jego przewiny i gafy, przekonany, iż ma do czynienia z Patriotą, Zbawcą, Bohaterem na wojnie z nikczemnymi elitami i spiskiem globalistów, Ostatnią Nadzieją Białych i Pomarańczowych.
Jedna z najważniejszych scen oddanych w tej książce to ta, gdy w finale kampanii wyborczej 2020 roku wypływa nagranie, w którym Trump przechwala się, iż bezceremonialnie łapie interesującą go kobietę za cipę, bo tak się postępuje, gdy jest się gwiazdą i zdobywcą. Sztab Hillary Clinton skakał z radości. Wszyscy dokoła wieszczyli załamanie się poparcia dla Trumpa. Republikańscy urzędnicy i kongresmeni potępiali go, dystansowali się od niego, wstydzili. On zaś milczał i ukrywał się w Trump Tower. Ale dzień po wydarzyło się coś niezwykłego:
„[…] dziesiątki zwolenników zaczęły gromadzić się wokół Trump Tower, w której siedział zamknięty jej twórca. Zdawało się, że na każdego senatora, który go opuścił, przychodziła co najmniej jedna osoba mogąca go zastąpić. A z miejsca, w którym siedział, tych ludzi było słychać wyraźniej. Był to jeden z pierwszych wglądów w przyszłość, gdy republikanie odkryli rozziew między tym, co oni uważali za niedopuszczalne, a przekonaniami wielu ich wyborców”.
Trump przetrwał więc i ten skandal – i wygrał. Republikańska socjeta nie wiedziała po prostu, w jakiej Ameryce żyje. Ta Ameryka, w której w medialno-politycznej walce funkcjonowały jeszcze jakieś zasady i nieprzekraczalne punkty, odeszła w niepamięć. Nastała nowa – trumpowska, głośna, wulgarna, sfanatyzowana, prąca z determinacją do narzucenia reszcie swojej wizji społeczeństwa. On i oni są częścią Ameryki, i to znaczną.
Po roku 2016 nie można było dłużej udawać, że Trumpa popierają wyłącznie szury i nieudacznicy. Być może Ameryka Trumpa jest naturalną konsekwencją tego procesu, o którym pisali DeLillo, Didion i Hunter S. Thompson, a który zaczął się po zamordowaniu JFK, masakrze dokonanej przez bandę Masona i zwiędnięciu dzieci-kwiatów od narkotykowych oparów. Czy stąd dzisiejsza Ameryka przemocy, paranoi, teorii spiskowych, opiatów, zwrócona ku wyidealizowanej mocarstwowej przeszłości i odwrócona od Europy?
Z drugiej strony należy pamiętać, że nikt nie rodzi się z krwistoczerwoną czapką MAGA na głowie. Wielu Amerykanów stało się trumpistami, bo na skutek globalizacji, outsourcingu miejsc pracy za granicę i upadku przemysłu popadli w biedę, zostali wykluczeni ze wspólnoty sytych i zabezpieczonych. Poczuli się opuszczeni i zlekceważeni przez demokratów i mainstreamowe media liberalne, zaganiani do bycia coraz bardziej postępowymi. Wyszydzani za swój tradycjonalizm, dali się wkręcić Republikanom w ciągłe wojny kulturowe, dzięki którym tracą z oczu wyzyskujący ich turbokapitalizm.
O tym z kolei piszą Charlie LeDuff czy Arlie Russell Hochschild w swoich ostatnich książkach; przed tym samym już lat temu 20 przestrzegał Thomas Frank w Co z tym Kansas?, gdy konstatował, że w reakcji na utratę pracy, zabudowywanie przestrzeni wspólnej bądź trwonienie ich oszczędności mieszkańcy rzeczonego Kansas nie organizują się i nie protestują, ale jeszcze zajadlej atakują kliniki aborcyjne i wielkomiejskich smakoszy latte.
Ale Iluzjonista na przykładzie Trumpa opowiada o czymś jeszcze. Mianowicie – o uniwersum ludzi tak bogatych, wpływowych i popularnych, że właściwie bezkarnych i niezatapialnych. Nic ich nie jest w stanie pogrążyć, a żadna z kar dosięgnąć. Maluczkich sponiewiera nieodwracalnie pojedyncza kompromitacja czy pierwsza biznesowa porażka; wielcy mogą sobie z seryjnych wpadek i długów ułożyć efektowne CV, obsadzić się we własnej łotrzykowskiej legendzie.
Biografia Trumpa jest pełna takich momentów, gdy wydawało się, iż zaraz osunie się w przepaść, zbankrutuje do reszty, będzie obłożony anatemą, straci nieodwracalnie swój czar, odsuną się od niego wszyscy, skończy w pudle albo w przeciętności. A jednak prędzej lub później zjawiał się ktoś – inny milioner, bank, polityk, czołowe medium – kto mu pomógł, dofinansował, wsparł, połączył z nim interesy, podżyrował następną inwestycję czy pożyczkę, przepakował wierzytelność, zaproponował program.
Bajeczki o herosach, którzy sami wyciągają siebie z bagna, są dla naiwniaków. Podobnie jak przypowieści o mozolnym budowaniu majątku od zera do milionera. U Trumpa wyglądało to nieco inaczej – od sześciu zer ojca do własnych dziewięciu. Nie zapominał też o swoich dzieciach i upychał je, gdzie tylko mógł, od wyborów Miss, których był organizatorem, przez wspomniany The Apprentice, aż po Biały Dom.
Trzymał tylko z silnymi, a silni trzymali z nim. A przy tym od samego początku – i bez przerwy – kłamał, oszukiwał, koloryzował, plótł bzdury, powtarzał fejki i plotki, mataczył, wykorzystywał, kogo tylko się dało, i natychmiast porzucał tych, z których nie miał już korzyści, mobbował, wyzyskiwał, niszczył opornych, szkalował i oczerniał wielu porządnych dziennikarzy, aktywistów, polityków. I nic.
Gra nigdy nie była tak ustawiona jak dzisiaj i nigdy nie była nieustawiona.
*
(Wszystkie cytaty pochodzą z książki Maggie Haberman Iluzjonista. Jak Donald Trump zmienił Amerykę w przekładzie Zofii Anuszkiewicz, Pawła Dembowskiego i Agnieszki Matkowskiej. Wydawnictwo Port).






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.