Na Ukrainie nacjonalizm oznacza dziś praktykę – gotowość do poświęcenia życia za państwo w walce z rosyjskim imperializmem. W Polsce to wciąż głównie spór o historię i symbole.
Kilka tygodni temu pod Pokrowskiem na Donbasie Ukraińcy wzięli do niewoli rosyjskiego żołnierza. Dość szybko okazało się, że był to Ukrainiec, a w dodatku weteran, który w 2019 roku walczył w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy. Został wówczas ranny, otrzymał orzeczenie o niepełnosprawności i zamieszkał w rodzinnym Kałanczaku w obwodzie chersońskim.
Rosja zajęła tę miejscowość już 24 lutego 2022 roku. Ukraiński weteran próbował opuścić okupowane terytorium, ale mu się to nie udało. Próbował więc odnaleźć się w nowych warunkach – również bez powodzenia. Rosjanie sfabrykowali przeciwko niemu sprawę karną, podrzucając narkotyki. Po ogłoszeniu wyroku zabrali go do wojska i zmusili do walki przeciwko swoim.
„Pajęczyna”. Ukraina pokazała nam, jak wygląda przyszłość konfliktów zbrojnych
czytaj także
Nie wiadomo, ilu Ukraińców na okupowanych terenach spotkał podobny los, ale to typowa praktyka Rosjan – wysyłać w „mięsne szturmy” przede wszystkim przedstawicieli „bratnich narodów”. Przez stulecia imperializmu Rosja wypracowała cały arsenał sposobów zmuszania ich (np. poprzez fabrykowanie zarzutów) lub zachęcania (np. wysokimi wynagrodzeniami) do walki.
Wojna rosyjsko-ukraińska nie toczy się o terytoria czy zasoby, których Rosji nie brakuje. To starcie egzystencjalne. Celem Putina jest zniszczenie ukraińskiej państwowości i tożsamości, przekonanie Ukraińców, że są „jednym narodem” z Rosjanami. A następnie wykorzystywanie ich jako mięsa armatniego w kolejnych wojnach – tak jak dziś wykorzystuje Buriatów, Tuwińców, Dagestańczyków i inne narody Federacji Rosyjskiej.
Właśnie ta egzystencjalna natura konfliktu sprawia, że jądrem ukraińskiego oporu jest nacjonalizm. Nie teoretyczny (z manifestami, marszami z pochodniami czy bójkami z przeciwnikami politycznymi), lecz całkowicie praktyczny. To gotowość do oddania życia za swój kraj w nierównej walce z o wiele większym przeciwnikiem. Ten praktyczny nacjonalizm w obliczu rosyjskiej inwazji połączył Ukraińców o rozmaitych poglądach (prawicę, lewicę, centrystów, anarchistów, libertarian), a także zamieszkujące Ukrainę mniejszości narodowe.
Andruszewska: Zrobię wszystko, by powstrzymać rosyjski terror [rozmowa]
czytaj także
Czerwono-czarne flagi można dziś spotkać w Ukrainie wszędzie – ale nie dlatego, że idee Stepana Bandery nagle stały się bliskie tak wielu Ukraińcom. Pierwotnie flaga ta używana była przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, ale większość Ukraińców nie ma pojęcia o wyznawanych przez nich koncepcjach politycznych. To prosty i zrozumiały symbol oporu wobec rosyjskiego imperializmu, bezkompromisowej walki z brutalnym wrogiem, a także barwy, które wyjątkowo drażnią Rosjan. To nie symbol historyczny, lecz flaga, za którą Rosjanie zabijają tutaj i teraz; flaga, która dekoruje tysiące mogił rozsianych po całym kraju.
W warunkach nacjonalizmu teoretycznego można wdawać się w długie dyskusje o różnicach między poglądami Stepana Bandery i Andrija Melnyka. Można toczyć spory o politykę historyczną. Natomiast w warunkach nacjonalizmu praktycznego, gdy każdy dzień, nawet na głębokim zapleczu, może być ostatnim, wszystko sprowadza się do dychotomii swój–obcy. Do prostej tożsamości: jesteś za niebiesko-żółtą i czerwono-czarną flagą czy rosyjskim trikolorem i wstążka św. Jerzego.
W Polsce nie toczy się teraz wojna, więc dominuje nacjonalizm teoretyczny, który chciałby podyskutować z ukraińskim nacjonalizmem teoretycznym, dokonać historycznych rozliczeń. U nas trwa natomiast faza praktyczna i priorytety są nieco inne. Różnica między nacjonalizmem teoretycznym a praktycznym, między pokojem a wojną, jest chyba znacznie głębsza niż różnica między monarchizmem a anarchizmem.
Różnicę tę odczułem szczególnie mocno, odwiedzając pod koniec kwietnia miejsce przeprowadzanych przez Polskę i Ukrainę ekshumacji polskich ofiar masowych egzekucji z 1945 roku w Puźnikach na Tarnopolszczyźnie. Było ono otoczone szczelnym kordonem, dziennikarzom wyznaczono niewielką przestrzeń do pracy i surowo zakazano wykonywania jakichkolwiek zdjęć kości ze względów etycznych.
Kilka dni wcześniej, w nocy z 23 na 24 kwietnia, Kijów ponownie stał się celem ataków rakietowych. Rosjanie zniszczyli cały budynek w rejonie Światoszyńskim (13 osób zginęło, 87 zostało rannych). Na miejsce przybyli fotoreporterzy, którzy wykonali i opublikowali zdjęcia rannych oraz zabitych ludzi. W mediach społecznościowych wybuchła dyskusja, czy to etyczne, a część osób wyraziła gotowość, by w przypadku kolejnych ataków ich zmasakrowane ciała stały się przedmiotem zdjęć dziennikarskich – dla maksymalnego nagłośnienia i zwrócenia uwagi na brutalność Rosji.
I w Puźnikach, i w Kijowie – cywilne ofiary okrutnej rozprawy. Jednak logika kraju pokojowego nakazuje maksymalny szacunek nawet wobec spróchniałych kości, a logika kraju toczącego wojnę wymaga maksymalnej instrumentalizacji wszystkiego, nawet własnego ciała, które jeszcze nie zdążyło ostygnąć. Dlatego osoba z kraju żyjącego w pokoju będzie miała trudności, by zrozumieć osobę z kraju walczącego. Tak samo nacjonalista teoretyczny nie znajdzie wspólnego języka z praktycznym.
Gdyby nie istniał ukraiński nacjonalizm praktyczny, marzenie Putina o „zdobyciu Kijowa w trzy dni” zostałoby bez przeszkód zrealizowane. Przez ostatnie trzy lata Ukraina nie niszczyłaby potencjału militarnego Rosji, lecz przeciwnie – byłaby wciągnięta w jego pomnażanie. Nie byłoby milionowych strat po stronie rosyjskiej, 11 tysięcy zniszczonych czołgów i 420 samolotów. Nie zostałaby zneutralizowana rosyjska Flota Czarnomorska ani lwia część strategicznego lotnictwa Federacji Rosyjskiej. Zamiast tego przy wschodnich granicach Polski gromadziłyby się rosyjskie wojska, a rosyjska propaganda zaczęłaby już prowadzić rozmowy o tym, że Polska nie bardzo ma prawo do istnienia.
W oczach osób spoza Polski i Ukrainy spór o Wołyń to piramidalny absurd [rozmowa]
czytaj także
W tym kontekście można przywołać dwie postacie historyczne. Pierwsza z nich to Ołeksandr Bezborodko – Ukrainiec z Głuchowa na Sumszczyźnie, który zrobił bardzo udaną karierę w Imperium Rosyjskim, przyczynił się do jego ekspansji i rozwoju oraz był jednym z architektów rozbiorów Polski. Drugi to Marko Bezruczko, generał Ukraińskiej Armii Ludowej, jeden z dowódców obrony Polski i Ukrainy przed bolszewikami i twórców Cudu nad Wisłą w 1920 roku.
Bezruczko był praktycznym nacjonalistą, walczącym o państwo ukraińskie. Bezborodko wybrał służbę Imperium Rosyjskiemu. Jeśli Polska nie będzie chronić i wspierać „Bezruczków”, to otrzyma „Bezborodków”. A wtedy polscy nacjonaliści teoretyczni będą musieli sprawdzić, czy ich teorie sprawdzają się w praktyce.
„Bachmut”: O tym, co pozostaje, gdy wszystko jest pogrążone w ruinach
czytaj także
Gdyby Ukraińcy przegrali, bardzo prawdopodobne, że zostaliby rzuceni na wojnę z Polską i krajami bałtyckimi. I walczyliby wtedy nie z własnej woli i nie z powodu „idei banderyzmu”, lecz dlatego, że Rosjanie potrafią zmuszać do walki – jak pokazał przykład ukraińskiego weterana z Kałanczaka.
**
Łeś Bełej (Les Beley) – pisarz, tłumacz, językoznawca. Mieszka w Kijowie. Studiował ukrainistykę na Uniwersytecie w Użhorodzie i anglistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Pracuje w Instytucie Językoznawstwa im. O. Potebni Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. Autor licznych tomików poezji oraz książek prozatorskich (po polsku ukazał się m.in. jego Plan naprawy Ukrainy. Laureat nagród „Debiut” (2008) oraz „Smołoskyp” (2011). Jego wiersze tłumaczone były na angielski, polski, czeski, grecki i serbski.