Kraj, Świat, Weekend

Kurdowie nie potrzebują Europy. Polemika ze Slavojem Žižkiem

Wiele wskazuje na to, że porządek ustanowiony 100 lat temu na Bliskim Wschodzie powoli dobiega końca. Ale zwycięstwo Kurdów nie będzie miało żadnego związku z Europą, z jej chorymi na impotencję ruchami lewicowymi ani z oświeconymi ideami euroatlantyckiego liberalizmu Jeśli Kurdowie zwyciężą, zrobią to dla siebie i na swoich zasadach.

Opublikowany w Krytyce Politycznej artykuł Slavoja Žižka powiela rozpowszechnione w zachodnich kręgach akademickich orientalistyczne klisze dotyczące Rożawy. Kontynuuje europocentryczny i choć nieco zawoalowany to wciąż jednak neokolonialny dyskurs, w myśl którego jedynym możliwym zbawicielem świata była i pozostanie Europa. Z niej to promieniście rozchodzące się światło postępu dociera do ciemnych, barbarzyńskich, owładniętych wiecznym despotyzmem antypodów, ono jedynie ma moc emancypacji.

Wszelka ludność pozaeuropejska ma tylko dwa wyjścia: poczekać, aż dotrze do niej i wyzwoli ją słońce z Europy, albo dać się poprowadzić za ideologiczną rączkę europejskiej myśli i stworzyć na swoim gruncie oświeceniową enklawę – kolejny przypis w annałach triumfów zachodniego rozumu.

Problem w tym, że kurdyjski ruch nie ma na to ochoty. Nie to, że nie interesuje go postęp i europejskie oświeceniowe idee – dobrze je zna, sprawdził je nawet w praktyce, po czym odrzucił albo dopasował do warunków, w jakich działa. Nie próbował, jak większość ruchów lewicowych na Bliskim Wschodzie, na siłę kopiować zachodnich czy radzieckich rozwiązań, które i tak się nie sprawdziły. Öcalan podjął się w więzieniu studiów nad feminizmem i kwestiami filozoficznymi nie po to, by – jak twierdzi Żiżek – dogonić ówczesną europejską lewicę. Chciał znaleźć rozwiązania problemów kurdyjskiego społeczeństwa, o których zresztą dobrze wiedział już wcześniej, a feminizm i głębszy, wykraczający poza marksizm namysł nad społeczeństwem były obecne w ruchu kurdyjskim już od lat 80. ubiegłego wieku.

Žižek: Abdullah Öcalan jest Nelsonem Mandelą naszych czasów. Kurdowie składają broń

Bez Marksa, bez Bakunina

Celem ruchu kurdyjskiego jest pełna emancypacja – kobiet, robotników, wszystkich grup etnicznych. Tak postawiony cel podziela z pewnością większa część zachodniej lewicy. Nie został on jednak przeszczepiony do Kurdystanu za pośrednictwem pism Marksa ani Bookchina. Podobne cele stawiały sobie ruchy emancypacyjne na bliskim wschodzie na długo przed pierwszymi publikacjami Bakunina czy Rousseau. W czasach, gdy Europą wstrząsały zdezorganizowane rebelie chłopskie, na Bliskim Wschodzie pojawiały się ruchy, które stawiały sobie za cel jasne, ideologiczne postulaty: zdelegalizowanie i uwspólnienie własności prywatnej, wolność kobiet i równość przedstawicieli wszystkich wyznań wobec prawa.

Churramici w VIII wieku w Iranie, później wywodzący się z nich lider rewolucyjny Babak Chorramdin, czy Szejk Bedreddin w piętnastowiecznej Turcji – wszyscy walczyli w imię wolnościowych idei, którymi mało kto na starym kontynencie poza paroma sektami heretyckimi się przejmował.[1] By sięgać po wolność, nie potrzebowali opasłych analiz ekonomicznych spod piór zachodniej burżuazji – inspiracje brali z mazdaizmu, zaratustrianizmu czy sufizmu, ale także z czystej wewnętrznej potrzeby sprzeciwienia się nierównościom i ustanowienia sprawiedliwego systemu, przyrodzonej każdemu człowiekowi niezależnie od rzeczywistości społecznej, w jakiej się urodził. Właśnie do tego dziedzictwa odwołuje się Partia Pracujących Kurdystanu (PKK).

Öcalan w swoich pismach krytykuje idee postępu jako opresyjną formę zachodniego scjentyzmu. Stwierdza, że rzeka wolności, czyli ruchy wolnościowe, zawsze istniała równolegle do rzeki despotyzmu. I zawsze jedna z nich miała szanse wygrać, niezależnie od warunków produkcji. w jakich płynęła.

Aby rzeka wolności mogła wygrać, należy jednak dobrze poznać społeczeństwo, które próbuje się wyzwolić, i dobrać odpowiednie narzędzia, które na to wyzwolenie pozwolą. Należy spojrzeć na nie w jasny i pozbawiony sentymentalizmu sposób. Rzeczywistość społeczna na terenie Kurdystanu – zarówno części północnej (Bakur), znajdującej się pod okupacją turecką, jak i tej wyzwolonej części zachodniej (Rożawa) – bo do tych się w tym miejscu ograniczę – daleka jest od wyidealizowanych wizji ziszczonej utopii, którą przedstawia Slavoj Žižek.

Pisząc o Kurdach z Bakuru jako o najnowocześniejszym i najbardziej świeckim segmencie tureckiego społeczeństwa, filozof jedynie zaciemnia obraz rzeczywistości północnego Kurdystanu. Idealizowanie tych terenów i przedstawianie Kurdów jako prymusów postępu, których społeczeństwo miałoby być przykładem laickiego wyzwolenia, to rodzaj orientalizmu à rebours – skoro nie są skończonymi dzikusami, to muszą być jeszcze bardziej europejscy od Europejczyków. Otóż nie.

Świat gorszy niż więzienie

W 1982 roku powstał Yol (Droga) Yilmaza Guneya – jedyny kurdyjski film, który zdobył złotą palmę w Cannes. Samego reżysera w trakcie zdjęć do filmu nie było na planie – z powodu lewicowych przekonań został osadzony w więzieniu na wyspie Imrali – tym samym, w którym więziony jest lider ruchu kurdyjskiego Abdullah Öcalan. Poza scenariuszem Guney przekazał swojemu asystentowi Gorenowi drobiazgowe pisemne instrukcje co do tego, jak mają wyglądać poszczególne sceny.

Guney dokonał czegoś niemożliwego – swoją gorzką krytykę społeczną i polityczną nakręcił w trakcie odbywania wyroku siedmiu i pół roku pozbawienia wolności za szerzenie propagandy komunistycznej. W 1982 roku zbiegł z Imrali do Francji, gdzie przyczyniwszy się do ostatecznego kształtu montażu sprawił, że Yol stał się, pomimo swojej brutalności, filmem niezwykle poetyckim. W Cannes reżyser odebrał 15-minutową owację na stojąco.

Film opowiada o losach pięciu więźniów, którzy wychodzą na tygodniową przepustkę z więzienia na wyspie Imrali. Początkowa radość skazańców szybko ustępuję jednak uczuciu pustki i rozpaczy – rzeczywistość społeczna i polityczna, do której wracają, okazuje się jeszcze bardziej wyniszczająca niż zakład karny. Kurdystan początku lat 80. w filmie Guneya to więzienie pod gołym niebem – od dwóch lat trwa już stan wojenny. Codziennością są brutalne kontrole na drogach, w pociągach, w domach. Strach i podejrzliwość są wszechobecne, bo każdy Kurd jest potencjalnym wrogiem państwa tureckiego. Jakby tego było mało, jest jeszcze inna rzeczywistość, równie totalitarna i równie wroga wobec jednostek, a zwłaszcza kobiet: klanowy kodeks honorowy i surowe normy społeczne.

 

Kiedy Kurd staje się guerilla

czytaj także

Pięciu więźniów powoli łamie się pod naporem nieludzkiej rzeczywistości, do której przyszło im wrócić. Jeden z nich zostaje wraz z żoną zabity przez wściekły tłum po odbyciu stosunku seksualnego w pociągowej toalecie. Inny po powrocie do domu dowiaduje się, że jego żona padła ofiarą gwałtu – a bliscy próbują go zmusić, by ją zamordował i tym samym przywrócił honor rodziny. Postanawia podjąć niemożliwy wybór i uciec zarówno od rzeczywistości społecznej, jak i politycznej – zabiera żonę w morderczą wędrówkę w mroźne góry Tauros, podczas której ta, wycieńczona i zziębnięta, umiera.

Śmierć i góry przewijają się w filmie jako jedyna forma ucieczki od trudnych realiów. Ci, którzy wracają do zakładu, są jeszcze bardziej straumatyzowani niż przed wyjściem na przepustkę. Nie widzą przed sobą żadnej przyszłości, nie czekają już na nic – ich nerwy koją jedynie wspomnienia zaśnieżonych wzniesień i świadomość, że kiedyś opuszczą ten świat.

W takich warunkach społecznych i politycznych zaczynała działać PKK – wśród wszechobecnego upadku, marazmu i poczucia, że sytuacja jest beznadziejna i nie ma z niej żadnego wyjścia. Z jednej strony kolos państwa tureckiego, którego siła widoczna jest bardziej niż kiedykolwiek, bo ulice pełne są żołnierzy, a więzienia opozycjonistów, a z drugiej – konserwatywne normy społeczne odbierające kobietom godność i podmiotowość, sprowadzające mężczyzn do roli egzekutorów patriarchalnych norm moralnych, kapo własnego społeczeństwa.

Ucieczka w patriarchat

„95 procent walki ruchu kurdyjskiego skierowane jest przeciwko samym Kurdom. Jedynie 5 procent przeciwko wrogowi wewnętrznemu” – Abdullah Öcalan.

Od założenia w 1978 aż do 1984 roku PKK toczyła walkę wyłącznie z Kurdami. W mniejszym stopniu była to walka zbrojna przeciwko kolaborującym z państwem tureckim posiadaczom ziemskim, a w większym z patriarchalną, kolonialną mentalnością samych Kurdów, którą reżim turecki przez lata dodatkowo podsycał. Öcalan i jego zwolennicy odłączyli się od tureckiej lewicy, gdy skonstatowali, że Kurdystan jest kolonią, a więc sprawą nadrzędną jest wyswobodzenie ludu poddanego długotrwałej opresji i upodleniu, a nie ogólnoturecka rewolucja.

Czując na sobie spojrzenie swojego ciemiężyciela, Kurdowie zaczęli widzieć się jako ci gorsi. Wielu zapomniało, kim są i skąd się wywodzą, spełniając w ten sposób marzenie tureckiej propagandy o kulturowym wykorzenieniu wszystkich etnosów żyjących w granicach państwa. Tym, którzy jeszcze się tej tożsamości trzymali, pozostało kilka form społecznej obrony przed tureckim kulturkampfem – fundamentalizm religijny i restrykcyjne normy społeczne były jednymi z nich. Ta ludowa taktyka defensywna, choć ocaliła część wartości społecznych, jak komunalizm i bogatą kulturę materialną, w ostatecznym rozrachunku obróciła się przeciwko samym Kurdom, którzy zaczęli żyć w zamknięciu tego podwójnego autorytaryzmu – państwa tureckiego i własnych patriarchalnych norm społecznych.

Dość podobnie miały się sprawy w pobliskiej Syrii, w której Kurdowie w 1962 roku stracili prawa obywatelskie, po czym stracili dostęp do szkół i do legalnej pracy. Paradoksalnie jednak zatrzymało to proces arabizacji kraju: syryjskich Kurdów nie zmuszano do nauki arabskiego, a wolny czas mogli spędzać, siedząc przed rozpadającymi się glinianymi lepiankami i rozmawiając w języku ojczystym. Spauperyzowani, uznani za bydło, które w jakiś sposób jest w stanie stać na dwóch nogach, ale jednak wciąż trzymający się swojej kultury – pełnej przemocy wobec kobiet i dzieci, ale jednak własnej.

Fot. Kurdishstruggle, CC BY, flickr.com

Wyzwolić skolonizowany umysł

„Na poziomie jednostki przemoc jest siłą oczyszczającą. Uwalnia rdzennych mieszkańców od kompleksu niższości, rozpaczy i bierności; czyni ich nieustraszonymi i przywraca im poczucie własnej wartości” – Franz Fanon.

Wielką odmianę, zarówno dla Kurdów w północnym Kurdystanie, jak i tych z zachodniego, przyniosła rewolucyjna przemoc. To właśnie ona, możliwość podniesienia ręki na ciemiężyciela, obudziła uśpiony potencjał tego „narodu”. Partia Pracujących Kurdystanu nie zaczęła walki zbrojnej po to, by, jak twierdzi Žižek, zostać potraktowana poważnie. Przemoc, po którą sięgnęła, pełniła tę samą funkcję co ukochane przez Słoweńca teorie Lacana – terapeutyczną.

Jak pisał Öcalan w Poza państwem, siłą i przemocą, swoistym rozliczeniu 40 lat walki swojej partii, największym osiągnięciem PKK było przywrócenie Kurdom statusu człowieka, a stało się to w dużej mierze dzięki lufom kałasznikowów. W 1984 roku, w samym środku zawieruchy związanej z wprowadzeniem w Turcji stanu wojennego, partyzancka grupka pod wodzą komendanta Egita ostrzelała kilka tureckich posterunków. Strat po stronie państwa było niewiele, a wszyscy partyzanci zostali w niedługim czasie wytropieni i zabici. Akt ten nie miał jednak na celu przejęcia władzy w Turcji, ale ukazanie Kurdom, że nie czas się poddawać, że wciąż jeszcze można podnieść rękę na faszystowski reżim, który nie jest, jak mogłoby się wydawać, nieśmiertelny.

Jak powiedział mi Heval Teqin, długoletni członek PKK i komendant odpowiedzialny za akcje ewakuacji Jazydów z Szengalu, „ta pierwsza kula wystrzelona przez Egita była wymierzona w zniewolony i skolonizowany umysł Kurda”. Było to niezwykle celne uderzenie. Od 1984 roku PKK zaczęła zyskiwać zwolenników, a ginąca kurdyjskość, którą reżim turecki 54 lata wcześniej oficjalnie pogrzebał w ziemi, zaczęła się odradzać.[3]

Podobna rzecz miała miejsce w Rożawie w trakcie rewolucji, a później walk z państwem islamskim i Jabhat al Nusra, z tą jednak różnicą, że wtedy również kobiety chwyciły za broń i bojem wywalczyły swoją podmiotowość. Nie nastąpiłoby to jednak, gdyby ruch kurdyjski nie wypracował swojej specyficznej odmiany feminizmu.

Państwo jest mężczyzną

„Dominujący mężczyzna liczący pięć tysięcy lat zinstytucjonalizował swoją władzę w państwie. Państwo jest kontynuacją mężczyzny. Dlatego wyzwolenie kobiety oznacza obalenie najstarszego i najbardziej podstępnego systemu wyzysku: rządów mężczyzny” – Abdullah Öcalan.

Przyznaję rację Slavojowi Žižkowi, kiedy twierdzi, że ruch kurdyjski niewiele ma wspólnego z liberalnym euroatlantyckim feminizmem. Nie dlatego jednak. że brak w nim „antymęskiego wydźwięku”, który zresztą nie jest programowy w żadnym nurcie feminizmu poza paroma marginalnymi trendami jak separatystyczny feminizm. Kurdyjski ruch kobiecy, w przeciwieństwie do okcydentalnego, oparty jest na założeniach przednowoczesnych i esencjalistycznych. Główne jego idee opierają się na tezach, które zachodni główny nurt uznał za nienaukowe i odrzucił – jak dziewiętnastowieczna teoria matriarchatu Bahofena, wskrzeszona w XX wieku przez Mariję Gimbutas, wedle której porządek matriarchalny poprzedzał patriarchalny.

Öcalan, posiłkując się mitami sumeryjskimi i babilońskimi oraz nieco wybiórczo potraktowanymi i swoiście zinterpretowanymi odkryciami archeologicznymi, odnalazł lewacką Atlantydę – przedwieczną matriarchalno-agrarną utopię, w której nie istniały nierówności i przemoc, nikt nie próbował przywłaszczyć sobie wartości dodatkowej. W przeciwieństwie do późniejszej patriarchalnej antyutopii pielęgnowano tam cechy kobiece – współpracę, troskę i wrażliwość emocjonalną. Pięć tysięcy lat temu nastąpił jednak przewrót starszyzny plemiennej, która napędzana chciwością postanowiła zburzyć ten żeński porządek i stworzyć podwaliny pod kapitalistyczny system wyzysku.

Bojowniczka kurdyjska. Fot. Kurdishstruggle, CC BY, flickr.com

Pierwszymi ofiarami stały się kobiety. Jak pisze Öcalan – kobieta była pierwszą kolonią, od niej zaczął się wszelki ucisk. Jakakolwiek wolność będzie więc możliwa dopiero wtedy, gdy wyzwolą się kobiety. W jego teorii kobiety zajmują miejsce, które wcześniej – według marksizmu-leninizmu, filaru starego paradygmatu PKK – zajmowali robotnicy. W latach 90. Öcalan zrewidował teorię Marksa i określił ją jako burżuazyjną – robotnicy są jego zdaniem zbyt mocno ukształtowani przez system kapitalistyczny i jeśli przejmą władzę, to mogą ten system jedynie reprodukować. Jako przykład podawał ZSRR i niesławną dyktaturę proletariatu. Kobiety natomiast, jako znajdujące się bliżej natury i życia, są naturalnie predysponowane do roli awangardy; jedynie one mogą obalić ten system wyzysku, jako że z samej swojej natury stanowią jego antytezę.[4]

Tu wkracza dodatkowo wymiar kurdyjskiego mesjanizmu. Sam przewrót mężczyzn i początek niewoli Öcalan datuje na czas pięć tysięcy lat temu. Zaczął się on na terenie Mezopotamii i, jak wieszczy lider Kurdów, w tym samy miejscu, czyli z grubsza rzecz biorąc na terenie dzisiejszego Kurdystanu, się także skończy. Rewolucja społeczna ma przenieść nas z powrotem do czasów przednowożytnych.

Öcalan jak wspomniałem, nie wierzy w ideę postępu. Historię widzi raczej jako walkę dwóch porządków – wolnościowego i opresyjnego, które istnieją równolegle do siebie, a w każdej chwili istnieje możliwość, że jeden z nich wygra. Heglowsko-marksowskie, linearne podejście do historii uważa za patriarchalne, zatem struktura dziejów nie jest dla niego linią biegnącą z punktu A do punktu B, ale spiralą.

Czy jest to świadome tworzenie mitu, czy dyletancka teoria naukowa? To już problem dla zachodniego badacza, bo kurdyjski ruch odrzuca same podstawy zachodniej nauki, która jego zdaniem doprowadziła wyłącznie do zniewolenia i wzrostu nierówności.

Tureckie kule w Kurdystanie [reportaż]

czytaj także

Honor i celibat

Tyle, jeśli chodzi o samą teorię. W praktyce do kurdyjskiego ruchu, tak w Rożawie, jak i w Bakurze, dołączają głównie kobiety, w ucieczce przed wyjątkowo patriarchalnym systemem opresji, któremu poddawane są przez kurdyjskie społeczeństwo. Uciekają przed zaaranżowanymi małżeństwami, na które skazywane są już z wieku 16 lat, bądź po to, by po latach wyrwać się z przemocowych związków. W strukturach wojskowych czy partyjnych obowiązuje celibat, ale, jak mówią same członkinie, nie stanowi to dla nich wielkiego problemu: lepiej nie wchodzić w żadne związki niż tworzyć je z mężczyznami tak bardzo skażonymi usankcjonowanym przez kulturę plemienną i religię patriarchatem, że przemoc fizyczna i psychiczna jest w nich co najmniej pewna.

Zakaz kontaktów intymnych wynika również z taktyki, jaką partia stosuje wobec ludności kurdyjskiej, by pozyskać jej sympatię – społeczeństwo ma bowiem pewność, że kobieta zachowa „czystość”, a honor rodziny nie zostanie splamiony. Pomimo tego wciąż zdarzają się przypadki wujów, którzy przy okazji odwiedzin swoich walecznych siostrzenic w koszarach potajemnie odbezpieczają pistolet i przywracają rodzinie zszargany honor.

Bojowniczki kurdyjskie. Fot. Kurdishstruggle, CC BY, flickr.com
Bojowniczki kurdyjskie. Fot. Kurdishstruggle, CC BY, flickr.com

To oczywiście przypadki najbardziej skrajne – patriarchat w Kurdystanie ma wiele innych odcieni. Ruch ma jednak świadomość, że bez upodmiotowienia kobiet i dania im oręża w postaci walecznego feminizmu nie ma szans zniszczyć systemu wyzysku. Obok tego potrzebna jest współpraca z samymi mężczyznami – regularna edukacja, dzięki której można im uświadamiać mechanizmy opresji, do korzystania z których byli przyzwyczajani i socjalizowani przez pięć tysięcy lat – i je zmieniać. Oczywiście dla samych mężczyzn głównym powodem włączania się w ruch nie jest walka z patriarchatem, a najczęściej zwłaszcza w Rożawie, kiepskie warunki materialne, chęć zemsty na wrogu[5], czy konieczność obrony swojej ziemi i ojczyzny przed najeźdźcą.[6]

Nowe słońce nad Bliskim Wschodem

Žižek stwierdza w artykule, że decyzja PKK o całkowitym rozwiązaniu partii i zaprzestaniu walki zbrojnej jest oznaką nadziei. Prawdopodobnie jest, tyle że z zupełnie innych powodów niż zdaje się filozofowi, a powody tej decyzji nie wiążą się z końcem jakiejkolwiek wojny i nie mają związku z Mandelą, Martinem Lutherem Kingiem ani nawet Lechem Wałęsą.

Struktury wojskowe w Bakurze i Rożawie nie zostały rozwiązane wraz z ostatnim kongresem PKK i choć Öcalan często wygłasza publiczne odezwy o konieczności pokojowego rozwiązania, wszyscy rozumieją, że jest to pewien polityczny wybieg, podobnie jak zmiana taktyki z tej skoncentrowanej na ataku na tzw. legalną samoobronę. Bliski wschód to miejsce, w którym konflikty rozwiązuje się karabinem, a autonomia, nawet jeśli zostanie wytworzona środkami czysto politycznymi – tak jak w Rożawie czy w 2015 w regionie tureckiego Kurdystanu – zostanie zaatakowana środkami militarnymi.[7]

Rewolucja Kurdów tonie we krwi. Dlaczego Zachód milczy?

Prawdziwa zmiana, która dokonała się w myśleniu Öcalana i ruchu kurdyjskiego na temat przemocy, dotyczy samego charakteru starcia i tego, kto weźmie w nim udział. Wcześniejsza maoistowska doktryna Długiej Wojny Ludowej, którą PKK posługiwała się do 1999 roku, została zastąpiona doktryną Ludowej Wojny Rewolucyjnej (şerê gel ê şoreşgerî), której ostatnią fazą ma być wielkie ludowe powstanie na terenie całego Kurdystanu. To ono przyniesie faktyczną wolność i umożliwi powrót do utraconej idylli sprzed pięciu tysięcy lat. Czy owa taktyka się sprawdzi, będziemy mogli się przekonać już niedługo.

Wiele wskazuje na to, że porządek ustanowiony 100 lat temu na Bliskim Wschodzie powoli dobiega końca. Ameryka i Izrael zintensyfikowały ostatnio swoje operacje mające na celu przemeblowanie regionu – po reżimach partii Baath w Iraku i Syrii przyszedł czas na Iran i jego proxy. Turcja, zdając sobie sprawę, że może być następna, podjęła nową próbę dialogu z ruchem kurdyjskim, a PKK za cenę samorozwiązania ma odzyskać swojego lidera Öcalana i wesprzeć Turcję w walce z Izraelem. Karty leżą po stronie ruchu kurdyjskiego i wydaje się, że opuszczenie niesławnego zakładu karnego w Imrali przez Öcalana jest tylko kwestią czasu.

Rzeczywistość społeczna w tureckiej i syryjskiej części Kurdystanu bardzo się zmieniła od czasu premiery filmu Guneya. Choć klanowe, patriarchalne normy społeczne i ucisk państwa tureckiego wciąż są silne, przeciwwaga do nich, jaką stworzył ruch Öcalana, pozwoliła na powolną transformację społeczną. Choć nie wszyscy Kurdowie i nie wszystkie Kurdyjki są wyzwolone, to trajektoria, jaką podąża ten region, zmierza w kierunku wolności. Rzeczywistość, którą przedstawił Guney, Abdullah Öcalan postanowił faktycznie zmienić.

Pakt z diabłem: co przyniesie tureckim Kurdom samorozwiązanie PKK?

Czy Öcalan po opuszczeniu wyspy Imrali, więzienia, z którego przez 26 lat kierował Partią Pracujących Kurdystanu, będzie w stanie nadać ostateczny kształt swojemu społecznemu arcydziełu? Inszallah.

Przyszłe zwycięstwo Kurdów nie będzie jednak miało żadnego związku z Europą, z jej chorymi na impotencję ruchami lewicowymi ani z wytworami odrealnionych eseistów. Jeśli zwyciężą, to zrobią to dla siebie i na swoich zasadach. Jedyne słońce, jakie tam zaświeci, będzie miało 21 promieni.

Inna sprawa, czy jeden z nich dosięgnie kiedyś i ten pogrążony w letargu kontynent.

*

[1] Najbardziej radykalnie społeczne idee na terenie średniowiecznej Europy głosili Bogomili i Katarzy. Żaden jednak współczesny ruch lewicowy, poza kurdyjskim, nie traktuje ich poważnie – raczej jako ciekawą aberrację w ramach porządku religijnego, a nie ruchy skierowane przede wszystkim na wyzwolenie.

[2] Dla większości Kurdów zarówno w latach 80, jak i współcześnie ważniejsza od tożsamości narodowej jest tożsamość plemienna. Ów nowoczesny konstrukt „narodu”, który dotarł w regiony Bliskiego Wschodu dopiero na początku XX wieku, nie zdążył jeszcze zakorzenić się w społeczności, której spora część wciąż żyje na uboczu kapitalizmu.

[3] 19 września 1930 r. turecka gazeta opublikowała karykaturę pokazującą nagrobek na górze Ararat z napisem: „Tu został pochowany wyimaginowany Kurdystan”. Tą karykaturą chcieli zobrazować to, co faktycznie zrobili w następstwie kurdyjskiej rebelii, która zakończyła się masakrą – a raczej, jak wskazują osmańskie akta wojskowe, po dwóch wiekach rebelii i po delegalizacji kurdyjskiej tożsamości, która nastąpiła po ustanowieniu Republiki Tureckiej.

[4] Bliskość kobiet i życia poparta jest przez niego nie tylko przykładami biologicznymi, faktem, że to właśnie kobiety rodzą i, jak sama natura, żyją według cykli, ale także lingwistycznymi. Słynne hasło Jin Jiyan Azadi, czyli „Kobiety, Życie, Wolność”, wywodzi się z jego przemyśleń na ten temat. Öcalan, a za nim ruch kurdyjski, opisują Jin – Jiyan jako słowa bardzo bliskie etymologicznie i wywodzące się z tego samego praindoeuropejskiego rdzenia gʷen albo *gen oznaczającego „rodzić”, „spłodzić” lub „dawać życie”. W związku z tym, uważa Öcalan, równie bliska więź musi łączyć samo życie i kobiety – te z kolei stanowią fundament, na którym może powstać wolność.

[5] PKK również wykorzystuje pewne patriarchalne, plemienne cechy kurdyjskiego społeczeństwa i próbuje je transformować. Zemsta, tolhildan, jest postrzegana jako coś pozytywnego, jednak nie musi ona oznaczać zabicia przeciwnika. Ruch stara się nakierować gniew poszkodowanych rodzin na długofalową pracę a przeciwko wrogowi, czyli „upolitycznienie gniewu”.

[6] Szczególnie ceniona przez ruch postawa welatparez, dosłownie „obrona ojczyzny”.

[7] W 2015 roku po wielu latach starań Kurdowie utworzyli w tureckiej części Kurdystanu niezależne od państwa, oddolne, cywilne struktury. Chwilę po oficjalnym ogłoszeniu przez Kurdów swojej de facto autonomii armia państwa tureckiego rozpoczęła ataki – brutalna pacyfikacja dotknęła wiele miast i dzielnic. Naloty bombowe zrównały z ziemią całe osiedla i pozbawiły życia wielu cywilów.

**
Maksymilian Nowak – publicysta i tłumacz, publikował m.in. w Ha!arcie i Firat News Agency. Studiował filologię na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Monachium. Zajmuje się tematyką Bliskiego Wschodu i ruchem kurdyjskim. Przez kilka lat związany z regionem północnej Syrii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij