Samospełniająca się przepowiednia. Jak Polska sabotuje integrację migrantów

Polska będzie miała problemy z migrantami. Ale winny temu będzie nie polityczny islam, hojna pomoc socjalna czy otwarte granice w strefie Schengen – tylko sami Polacy.
Donald Tusk. Fot. EPP/Flickr.com

Polska ma rekordowo wysoką liczbę migrantów, ale nie prowadzi polityki integracyjnej. Elity obiecywały, że nie powtórzymy błędów Zachodu, a teraz robią wszystko, by te błędy skopiować. Alienacja migrantów staje się samospełniającą się przepowiednią.

Spośród wszystkich rankingów i zestawień, w których Polska wiedzie prym, o jednym rzadko się mówi – Polska najszybciej w historii, bo w niespełna 10 lat, przekształciła się z kraju emigracji w kraj imigracji.

Po 2004 roku popularny był żart „kto ostatni wylatuje do Wielkiej Brytanii, niech zgasi światło na lotnisku”, a w 2025 roku nad Wisłą mieszka i przebywa ponad dwa i pół miliona cudzoziemców. To około dwa miliony Ukraińców – migrantów zarobkowych i uchodźców wojennych ze statusem PESEL UKR, ponad 200 tysięcy Białorusinów, a także obywatele Indii, Wietnamu, Nepalu czy Kolumbii.

Niektórzy z nich mieszkają w pracowniczych hostelach, pracują w fabrykach (gdzie Polacy są już tylko kierownikami) i po kilku miesiącach wrócą do domu – lub raz jeszcze przyjadą na kilkumiesięczną fuchę. Inni kupują mieszkania, posyłają dzieci do polskiej szkoły, uważają Polskę za swój dom i zamierzają ubiegać się o obywatelstwo (jest możliwe po ponad ośmiu latach ciągłego zamieszkania i pracy w kraju).

Nie da się od razu skończyć z pushbackami [rozmowa]

Polskie elity – niezależnie od tego, czy z PiS, czy z KO – przez dekadę powtarzały, że nie dopuszczą do realizacji ponurego scenariusza znanego z Zachodu: dużej, lecz wyobcowanej społeczności migrantów, która budzi niepokój mieszkańców i osłabia spójność społeczną. Swoją drogą, to dość zabawny zarzut w ustach partii, które od lat funkcjonują dzięki skłócaniu Polaków. Obie obiecywały, że Polska w przeciwieństwie do Zachodu wyciągnie z migracji same korzyści. Stąd rekordowe otwarcie na migracje zarobkową przy bardziej niż skromnych wskaźnikach przyznania azylu.

Nie trzeba być sympatykiem prawicy, by zauważyć, że obecności cudzoziemskich diaspor i napływu nowych mieszkańców do Unii Europejskiej towarzyszy niepokój. 41 proc. Europejczyków w 2025 roku uważa nieuregulowaną migrację za główne wyzwanie dla UE.

Polska miała wszystkie atuty, by tej trwogi uniknąć. Lwia część cudzoziemców to obywatele Ukrainy i Białorusi, którzy są podobni do Polaków z wyglądu i szybko uczą się języka na poziomie komunikatywnym. Podczas gdy na Zachód wielu migrantów przyjeżdża w drodze łączenia rodzin, w Polsce ponad 80 proc. cudzoziemców przybywa do pracy (a więc dokłada się do budżetu). Wskaźnik popełnionych przestępstw wśród migrantów jest niższy niż wśród rdzennej populacji. Wreszcie, migranci nie konkurują z Polakami o pomoc społeczną – po pierwsze, efektywna pomoc socjalna nie istnieje nawet dla obywateli, po drugie, nie przysługuje ona cudzoziemcom przed uzyskaniem pobytu stałego (a takich w Polsce jest mniejszość). Nawet obywatele Ukrainy ze statusem ochrony czasowej korzystają z pomocy społecznej i NFZ rzadziej niż polscy mieszkańcy.

A mimo to poziom społecznej histerii wokół migracji sięga zenitu. Koalicja 15 października podążyła za nią, zapowiadając ograniczenie wypłat 800+ ukraińskim uchodźczyniom czy przywrócenie kontroli na granicy z Niemcami.

Czy to dlatego, że do Polski nagle przyjechało więcej ludzi? Czy dostali jakieś nowe prawa? Wcale nie. To efekt dawnych zaniechań PiS i nowych błędów KO. Umiejętnie żeruje na nich Konfederacja, od miesięcy rozdając karty w polskiej polityce.

Lepsza zmiana

PiS był w tej sprawie dość przewidywalny. W latach 2015–2023 Polska wydała setki tysięcy wiz i dziesiątki tysięcy kart pobytu, by dogodzić biznesowi i wesprzeć gospodarkę. Równocześnie prawicowi politycy głosili, że migranci zagrażają polskości. Gdyby się jednak przyjrzeć, istotą polityki migracyjnej wtedy była nie tyle wrogość, tylko zimna obojętność. O migracji mówiono jak o (koniecznym) złu, zagrożeniu, czynniku niestabilności – świadomie wrzucając do jednego worka legalną i nieuregulowaną migrację, migrantów zarobkowych i uchodźców.

Odpowiedzią na rosyjskie ataki hybrydowe nie może być demontaż mechanizmów bezpieczeństwa

Bywały momenty nasilenia hejtu, jak w 2021 roku podczas kryzysu granicznego, ale i momenty współczucia – jak przyjęcie uchodźców wojennych z Ukrainy wiosną 2022 roku. Brakowało natomiast systemowych rozwiązań, które pozwoliłyby ograniczyć wszechwładzę czynnika emocjonalnego.

Gdy w 2023 roku KO dążyła do przejęcia władzy, liberałowie zaczęli krytykować PiS także za politykę migracyjną – ale nie za brak integracji, tylko… za zbytnią pobłażliwość!

Pretekstem stała się „afera wizowa” – setki wiz narodowych i Schengen wydanych z naruszeniem procedur, głównie w Azji. Choć skala błędów to mniej niż 1 proc. wszystkich wydanych wiz, Tusk do dziś przedstawia się jako ten, który uratował Polaków przed „zalewem” nielegalnych migrantów.

Antyimigrancka obsesja Trumpa nabiera rozpędu. Zesłanie na Salwador niewinnych ludzi ma wywołać strach

Wtedy była jeszcze nadzieja na konstruktywne podejście. Tym bardziej, że w rządzie Koalicji za migrację odpowiada specjalista – prof. UW Maciej Duszczyk. Jego chwytliwa (choć nieoparta na badaniach) teza, że Polska już osiągnęła maksimum możliwości przyjmowania imigrantów bez ryzyka napięć społecznych, brzmiała jak punkt wyjścia dla intensywnych działań integracyjnych.

A co mamy dwa lata później? Ogłoszona w październiku 2024 roku strategia polityki migracyjnej postrzega migrantów jako zagrożenie dla bezpieczeństwa, całkowicie ignorując aspekt demograficzny. Obiecywana integracja przypomina raczej asymilację: „oni mają się dostosować do nas”, a nie „uczymy się żyć razem”.

„Nie jesteśmy tacy jak oni”. Dlaczego potomkowie migrantów nie lubią migrantów?

W kampanii prezydenckiej uśmiechnięta twarz Polski – Rafał Trzaskowski – poparł pomysł Konfederacji, by odebrać 800+ ukraińskim uchodźczyniom niepracującym. Nie ma ich zbyt wiele – Ukraińcy są bardzo aktywni na polskim rynku pracy. To zazwyczaj wielodzietne matki lub opiekunki starszych bliskich. Dziś władza chwali się, że wydaje mniej wiz, zmieniono również prawo – ograniczono krąg osób mogących ubiegać się o pobyt czasowy, a także tych, którzy mogą legalnie pracować w oczekiwaniu na kartę pobytu. Procedury trwają latami – a w czasie ich trwania ludzie nie mogą wyjechać z kraju. Będą pracować w szarej strefie.

Mur na granicy z Białorusią również jest coraz wyższy i szczelniejszy. Ostatnio premier Donald Tusk wprowadził również kontrole przy zachodniej granicy – gdzie odsyłani są ubiegający się o azyl, którzy przybyli do Niemiec przez Polskę. Skąd pomysł? Owszem, znów od Konfederacji. Oraz „obywatelskich” patroli Bąkiewicza.

Centrum dezintegracji

Wydawałoby się, że jeśli wszyscy – od prawej do centrum – boją się, że cudzoziemcy zagrożą polskości, trzeba tych legalnie przebywających jak najszybciej uczynić Polakami – nauczyć języka, historii, tradycji. Do 2022 roku kursy języka polskiego dla migrantów prowadziły głównie organizacje pozarządowe, i to tylko w dużych miastach. Od tamtej pory oferta się rozszerzyła, ale popyt nadal przewyższa podaż. Większość migrantów trafia na kurs dopiero wtedy, gdy zdecyduje się osiedlić w kraju, czyli często dopiero po kilku latach.

Odpowiedzią na ten problem miały być Centra Integracji Cudzoziemców (CIC) – huby w średnich i dużych miastach, gdzie migranci mogliby uczyć się języka, uzyskać konsultację ws. legalizacji pobytu i pomoc kryzysową. Projekt CIC powstał w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej jeszcze za rządów PiS, przy pomocy środków z UE. W stu procentach „wegetariański” – dla legalnych migrantów, nie dla mieszkańców ośrodków zamkniętych. Ale i tak stał się celem ataków Konfederacji.

Polenaktion: jak Polska zareagowała na uchodźców z III Rzeszy

Krzysztof Bosak twierdzi, że niemieccy pogranicznicy podrzucają rzekomo Polsce „swoich” migrantów, którzy nigdy nie byli w Polsce, a Konfederacja głosi, że CIC obsługują nielegalnych migrantów, którzy trafią tu zgodnie z paktem migracyjnym UE. Z inicjatywy tej partii protesty przeciwko otwarciu CIC odbyły się w Łomży, Skierniewicach, Toruniu, Żyrardowie czy Suwałkach. Ponieważ afera rozkręcała się podczas kampanii prezydenckiej, podczas której Rafał Trzaskowski nie mógł uśmiechać się do przybyszy, rząd Tuska nic nie zrobił w tej sprawie.

Postanowił za to (jeszcze nie wiemy, w jakim zakresie) zrewidować wspólny projekt Ministerstwa Edukacji i organizacji społecznych, dotyczący integracji dzieci migrantów w szkołach. Państwo abdykowało również na tym polu.

Strategię migracyjną pochwaliło tylko Ordo Iuris. Rząd może być z siebie zadowolony

Podsumowując, Polska oczekuje od migrantów, by jak najszybciej stawali się Polakami, ale państwo im w tym nie pomoże. Wesprze za to inicjatywy skrajniej prawicy, podsycające hejt do nowych mieszkańców kraju. W efekcie alienacja migrantów rośnie. Dzieje się dokładnie to, co wcześniej na Zachodzie, gdzie problemem był nie tyle sam przyjazd zagranicznych pracowników i ich rodzin, ale brak równości i braterstwa wobec nowych sąsiadów.

To nie migranci odgradzają się od polskiego stylu życia – to Polacy, rękami wybranych przedstawicieli, ich odgradzają, powtarzając błędy Zachodu na własne życzenie. Tak działa samospełniająca się przepowiednia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olena Babakova
Olena Babakova
Dziennikarka
Olena Babakova – absolwentka Wydziału Historii Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki, doktorka nauk humanistycznych w zakresie historii Uniwersytetu w Białymstoku. W latach 2011–2016 dziennikarka Polskiego Radia dla Zagranicy, od 2017 roku koordynatorka projektów w Fundacji WOT. Współpracuje z polskimi i ukraińskimi mediami, m.in. „Europejską Prawdą”, „Nowoje Wriemia”, „Aspen Review”, Kennan Focus on Ukraine. Pisze o relacjach polsko-ukraińskich i ukraińskiej migracji do Polski i UE.
Zamknij