Miasto jest polityczne i nie da się go zmieniać, nie robiąc polityki. Słowo „polityka” ma jednak wiele znaczeń, a w Krakowie może się okazać, że najważniejszą z polityk jest ta personalna.
W Krakowie liczy się tradycja i tożsamość, tak przynajmniej przyjęło się uważać. A nowa wiceprezydentka Krakowa jest Kaszubką, pochodzi z Trójmiasta. Maria Klaman nie ma w Krakowie rodziny, sieci znajomych ani poparcia partii, która wysunęła jej kandydaturę. Do Nowej Lewicy zapisała się niemal po drodze z Sopotu do Krakowa.
Wybory samorządowe odbyły się w kwietniu. Mamy listopad, a wciąż jeszcze nie doszło do spotkania wiceprezydentki z krakowskimi działaczami Nowej Lewicy. Rada Miejska Nowej Lewicy podjęła za to uchwałę, w której deklaruje, że nie popiera Marii Klaman. Dlaczego? Chodzi o podziały wewnątrz partii i niezgodę na przywożenie polityków niemających z Krakowem nic wspólnego.
Maria Klaman została zastępczynią prezydenta Krakowa. W Nowej Lewicy rozpętało się piekło
czytaj także
Przed Marią Klaman „spadochroniarzem” zrzuconym przez struktury krajowe był poseł Maciej Gdula. Nie udało mu się wkupić w środowisko i na kolejną kadencję zabrakło mu poparcia. To on zaproponował Marię Klaman, kiedy nowo wybrany prezydent Krakowa Aleksander Miszalski poprosił o nazwisko kandydatki – kobiety, bo wiceprezydentów – mężczyzn miał już trzech.
Nowa Lewica wahała się, bo szykowała na to stanowisko Ryszarda Śmiałka. I tak się wahali, aż pojawiła się kandydatura Klaman, którą prezydent Miszalski szybko zaakceptował. Stało się. Fakt, trochę ponad głowami krakowskiej Lewicy, ale jednak pięcioro lewicowych radnych i wiceprezydentka to sukces, bo w konserwatywnym Krakowie lewica nie była tak blisko władzy od dziesięcioleci.
Od działacza Nowej Lewicy w Krakowie słyszę jednak, że Klaman może i jest „miła” (nie był to z jego strony komplement), ale tu chodzi o politykę. Bo Maria Klaman wpadła w sam środek politycznego kotła.
Boksuje powyżej swojej wagi
Polityk dużej centrowej partii, tłumaczył jej kiedyś: „Twoi i moi koledzy, którzy od dzieciaka byli w młodzieżówce, nosili teczki starszym politykom, organizowali partyjne spotkania i wydarzenia, muszą ci straszliwie zazdrościć”. Klaman (rocznik 85) teczek nie nosiła. Ostatnie lata pracowała w samorządzie Sopotu, była kierowniczką referatu Biura ds. Współpracy Samorządowej i Repatriacji Współpracowała z Jackiem Karnowskim, długoletnim prezydentem Sopotu z ramienia PO i prezesem Ruchu Samorządowego Tak! dla Polski, który teraz jest posłem na Sejm.
Propozycję współpracy dostała jeszcze w Szkole Liderów. To kuźnia kadr społecznych i politycznych założona przez Zbigniewa Pełczyńskiego, powojennego emigranta i profesora Oksfordu, który, gdy zobaczył, że komunizm w Polsce dobiega końca, postanowił przyczynić się do budowy społeczeństwa otwartego.
Praktyką tej szkoły jest stwarzać warunki, by ludzie o bardzo różnych poglądach musieli zacząć ze sobą rozmawiać, dogadywać się, szukać porozumienia. W Szkole Liderów Klaman prowadziła działania partycypacyjne, warsztaty z demokracji, rozwijała programy liderów politycznych i samorządowych.
Gdy mówię, że znajomi cenią ją za odwagę „boksowania powyżej swojej wagi”, trochę się krzywi. Przyznaje jednak, że zaproszenie do współpracy z prezydentem Sopotu Jackiem Karnowskim było wyzwaniem. To już bardziej polityczna praca, a Karnowski nie jest lewicowy. Ale była to okazja, którą trudno odrzucić komuś, kogo zawsze pasjonowała polityka.
Karnowski jest konserwatystą, katolikiem, a Klaman mówi, że ma też wrażliwość społeczną i silne poczucie sprawiedliwości. Uważał, że osoby LGBT mają prawo żyć tak, jak chcą, nawet jeśli to nie jest zgodne z jego światopoglądem. Co również niekoniecznie typowe dla polityka, nie stawiał Klaman w swoim cieniu. Często się zdarza, że kobieta – asystentka pracuje na zapleczu; wykonuje mniej wdzięczne, ale konieczne zadania, a owoce jej wysiłków przechwytuje polityk z pierwszego szeregu. Karnowski swoje asystentki traktował równościowo, promował, szykując następne pokolenie do politycznej sztafety.
Partycypacja
W Krakowie Maria Klaman odpowiada za edukację, mieszkalnictwo i politykę społeczną. Ta ostatnia kategoria obejmuje też budżet partycypacyjny. Mówi, że marzą jej się pogłębione rozmowy mieszkańców, tak, by sąsiedzi dostrzegli nawzajem swoje potrzeby. Uważa, że magistrat jest po to, by te potrzeby realizować jak najlepiej i żeby ustalić priorytety. Subwencja na oświatę zawsze jest za mała, ale drogę też trzeba zbudować.
Sama wywodzi się z organizacji pozarządowych, 15 lat temu zakładała w Gdańsku świetlicę Krytyki Politycznej. Wtedy, w 2009 roku, było to jedno z pierwszych w mieście miejsc otwartych na różnorodne grupy i organizacje. Nie było wtedy jeszcze w Gdańsku Europejskiego Centrum Solidarności, więc kiedy ktoś chciał „coś zorganizować”, przychodził do świetlicy KP.
Do świetlicy przyprowadzili Klaman znajomi ze studiów filozoficznych, zachęcając, że będzie to miejsce na debaty. By jednak stworzyć przestrzeń do rozmowy, trzeba się było napracować. „Stawianie świetlicy Krytyki Politycznej polegało na tym, że przychodziliśmy do lokalu, w którym trzeba było zedrzeć starą wykładzinę, przynieść fotele, zrobić wszystko od podstaw. Potem zaczęły się debaty, ale też tabelki w Excelu i rozliczanie pieniędzy. Wszystkiego się uczyliśmy” – wspomina Agnieszka Wiśniewska, redaktorka naczelna Dziennika Krytyki Politycznej.
Klaman jest współautorką wydanego przez KP przewodnika Partycypacja. Jej biogram z 2012 roku: „filolożka, filozofka, redaktorka, główna koordynatorka Świetlicy KP w Trójmieście. Propagatorka demokracji uczestniczącej”. Opisała, jak powstawał plac Waryńskiego w Gdańsku – jak pomysł wyszedł od społeczności, która włączyła do działania władze miejskie, ekspertów i instytucje do konsultacji razem z mieszkańcami. Konsultacje nie były powierzchowne, ciągnęły się przez wiele dni po kilka godzin, ale dzięki temu były dogłębne i wiążące.
To był czas, kiedy powstawały znaczące ruchy miejskie próbujące myśleć i działać „apolitycznie” w organizacjach pozarządowych. Z perspektywy NGO-sów wydawało się , że polityki i polityków najlepiej unikać. Inaczej myślała Krytyka Polityczna, która już wtedy rozpoznawała, że nawet działania na poziomie sąsiedzkim też są polityczne – bo na przykład wiążą się z kwestiami równości, dostępności, wykluczenia i statusu ekonomicznego. Przede wszystkim zaś podlegają tworzonemu przez polityków prawu, więc polityki uniknąć się nie da. Rozumieliśmy, że – jak opowiada Agnieszka Wiśniewska – polityczność to nie „wchodzenie w układy” i tracenie niezależności, ale sięgnięcie po kolejne narzędzie po to, by osiągać cele. Agnieszka nazywa to przejściem ze społeczeństwa obywatelskiego w stronę społeczeństwa politycznego.
czytaj także
To jest właśnie doświadczenie Marii Klaman. Dlatego, będąc dziś w samorządzie, stara się współpracować z organizacjami pozarządowymi. Wyniki budżetu obywatelskiego chce ogłaszać w atmosferze święta, by uczcić wysiłek ludzi, którzy się w to zaangażowali Przekonuje, że budżet obywatelski to narzędzie wpływu dla mieszkańców, ale i szansa na budowanie więzi społecznych.
Blisko
Przyjaciół w Krytyce Politycznej Klaman ma do dziś. Sama mówi, że Krytyka dała jej język, żeby móc nazwać to, kim jest, skąd jest. Dała książki, które pomogły jej usystematyzować wartości.
Skąd przyszła? Z wielodzietnej, niezamożnej rodziny. Mówi, że kiedy jeździła na warsztaty do Niemiec, tam wszyscy się sobie przedstawiali, wspominając, z jakiej pochodzą rodziny, z jakiej klasy społecznej. W Polsce to niemal niespotykane, bo u nas wszystkim się wydaje, że są klasą średnią. A doświadczenie życiowe jest ważne. Rodzice Klaman mieli dziewięcioro dzieci i gospodarstwo. Jak to w rodzinie, każdy ma swoje zdanie, więc pierwszą szkołę szacunku dla odmiennych postaw i dochodzenia do kompromisów Klaman wyniosła z domu.
Klaman siada blisko, jest spokojna, bezpośrednia. Wie, że dystans w roli wiceprezydentki jest jej czasem potrzebny, ale najpierw jest Marią Klaman, potem urzędniczką. Nie gra prestiżem władzy, działa po swojemu. Słyszała, że w polityce „trzeba założyć spodnie” i „podejmować męskie decyzje”, ale to się zmienia. Kobiety wnoszą do ośrodków władzy nie tylko kompetencje, ale i styl zarządzania. Klaman mówi, że nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie debaty, manify, Kazimiera Szczuka, Kinga Dunin, pisanie i mówienie o feminizmie.
Odwracając się od polityki, wytrącamy sobie z ręki narzędzie zmiany
czytaj także
Postęp jest wtedy, kiedy stare spotyka nowe. Dlatego współprezeska Szkoły Liderstwa Agnieszka Muras widzi szansę dla Krakowa w tym, że pojawiła się tam Klaman. A okoliczności są sprzyjające, po długich latach władzy prezydenta Majchrowskiego wszedł nowy – Aleksander Miszalski.
Wiadomo, że to jest dla Klaman wyzwanie. Edukacja i mieszkalnictwo to trudny odcinek, ale jak zawsze największym wyzwaniem są ludzie. Muras jest przekonana, że jeśli nowa wiceprezydentka Krakowa będzie miała wystarczająco dużo sił, determinacji, i autentyczności w sobie, będzie mogła budować szerokie sojusze dla spraw ważnych dla mieszkańców miasta, nawet jeśli może mierzyć się z początkową nieufnością.
Ważne, by nie próbować od razu naprawiać lub modyfikować wszystkiego jednocześnie. Miarą sukcesu jest obranie jasnego i realnego celu, który w czasie kadencji jest możliwy do osiągnięcia. Przejęcie przywództwa po poprzedniku, który sprawował władzę przez dwadzieścia dwa lata, dlatego warto na tę kadencję przygotować mierzalne, możliwe do osiągnięcia cele, które są częścią większego planu.
**
Artykuł finansowany przez sieć Reset!, wspierającą niezależne organizacje kulturalne i medialne w Europie.