Świat

Izraelska aktywistka: Dopóki nie osiągniesz pokoju wewnątrz, niemożliwe jest zaprowadzenie go na zewnątrz [rozmowa]

Nie musisz uzdrawiać świata. Musisz tylko uzdrowić swój własny świat. Trzeba zadać sobie pytanie: Jak możemy zainspirować Palestyńczyków? Patrząc na nas teraz, widzą naród podzielonych, sfrustrowanych i bezdusznych ludzi – mówi izraelska aktywistka Maayan Snapir.

Po raz pierwszy usłyszałem przemówienie Maayan Snapir na początku 2024 roku, gdy byłem wolontariuszem w kibucach zagrożonych bankructwem z powodu utraty pracowników po ataku z 7 października.

Maayan, wnuczka dwojga zakładników, jest nieustępliwą orędowniczką ich uwolnienia i kompleksowego porozumienia kończącego wojnę. Mówi z imponującą jasnością i wnikliwością. Nawet w obliczu tragedii, która ją spotkała, pozostała silna, pełna nadziei i wierna swoim zasadom. W tym wywiadzie – do którego wstęp stanowi transkrypcja jej przemówienia, wygłoszonego na Forum Zakładników i Rodzin Zaginionych – rozmawiamy o koncepcji pokoju w świecie po 7 października, potrzebie małych i osobistych zmian, sposobie, w jaki rząd radzi sobie z kwestią zakładników oraz o tym, jak październikowy horror może zmienić izraelskie społeczeństwo.

**

Moi dziadkowie, Oded Lifshitz i Yoheved Lifshitz, mieszkali w Nir Oz, kibucu na południu Izraela, w pobliżu Strefy Gazy. 7 października jedna czwarta jego mieszkańców została zamordowana lub porwana.

7 października rozpoczął się zwyczajnie, pierwsza rakieta spadła o 6:29. Zwyczajnie, bo rakiety wystrzeliwane z Gazy są częścią życia ludzi mieszkających w kibucach położonych na południu. To tak normalne, że moi dziadkowie nie mają nawet specjalnego bezpiecznego pokoju – tę funkcję pełni ich sypialnia.

Kiedy skontaktowaliśmy się z dziadkami, powiedzieli, że nie ma się czym martwić. Pojawiało się jednak coraz więcej niepokojących znaków i w końcu, o 8:30, dodzwoniliśmy się do nich po raz ostatni. Dziadek odebrał i powiedział: chyba słyszę arabski. Później przestali odbierać. Kiedy do sieci trafiły nagrania z tamtych okolic, szukaliśmy jakichkolwiek oznak, że żyją. Patrzyliśmy, jak bojownicy Hamasu zabijają przyjaciół naszej rodziny.

Hamas i banalizacja zła

czytaj także

Hamas i banalizacja zła

Jakub Woroncow

Terroryści chodzili po kibucu przez dziewięć godzin. W tym czasie przyjechał tylko jeden czołg IDF – gdy żołnierze zorientowali się, ilu jest tam bojowników, natychmiast zawrócili. Później, kiedy przyjechałam do Nir Oz, zobaczyłam groteskowy obraz: Hamas zrobił sobie stację w ogrodzie kaktusowym mojego dziadka, niegdyś wspaniałym miejscu, teraz całkowicie zniszczonym, z ustawionymi pośrodku krzesłami i stołem pełnym przekąsek. Dzień po ataku na kibuc tych, którzy zostali i przeżyli, ewakuowano do Ejlatu. Wszyscy zatrzymali się w jednym hotelu i próbowali zebrać informacje o tym, kto co widział. Nikt nie wiedział niczego o moich dziadkach, więc w świetle prawa otrzymali status zaginionych.

Zyskaliśmy pewność, że moja babcia została porwana, gdy mój brat przeczytał raport Al-Jazeery, w którym napisano, że Hamas chciał uwolnić ją i 79-letnią Nurit Cooper, ale izraelski rząd odmówił – nie wiedzieliśmy, jak to zinterpretować. Trzy dni później otrzymaliśmy telefon od władz potwierdzający, że babcia żyje i wkrótce zostanie uwolniona.

Moją rodzinę przetransportowano z Ejlatu helikopterem wojskowym, a ja natychmiast pojechałam do Tel Awiwu. Pamiętam, jak biegłam do szpitala, płacząc i próbując wyjaśnić zdezorientowanej pielęgniarce, kim jestem. Kiedy w końcu zobaczyłam babcię, poruszała się na wózku inwalidzkim, chociaż nigdy wcześniej z niego nie korzystała. Wyglądała na przestraszoną i zdezorientowaną. Jej oczy błądziły i chociaż wszyscy się do niej pochylali, na nikim nie skupiała wzroku. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie ma okularów – przez cały czas spędzony w niewoli nie widziała.

Po chwili zaczęła opisywać wszystko od początku. Powiedziała, że po naszym ostatnim telefonie terroryści próbowali sforsować drzwi do ich domu, ale dziadek je przytrzymywał. Potem zaczęli strzelać. Kule przeszły przez drzwi i jego ręce. Gdy weszli do środka, pobili go pistoletem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobili po przejęciu domu, było, co zaskakujące, przymierzenie butów mojej babci – wiele lat temu została ranna, dlatego ma specjalne, bardzo wygodne pary. Ostatni raz widziała dziadka, kiedy wyciągnęli go za drzwi, a on upadł na ziemię. Nie żyje – powiedziała.

Później posadzili ją na motocyklu. Pędzili przez pola, aż do Gazy. Wozili ją po mieście jako nagrodę – tłum krzyczał i rzucał w nią twardymi przedmiotami, raniąc w czoło i łamiąc żebra.

Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości potwierdza to, co Palestyńczycy mówią od 57 lat

Zeszli po schodach do tuneli, długo maszerowali. Przez cały ten czas babcia była boso, więc idąc, poraniła sobie stopy. Miała na sobie tylko koszulę nocną. Po jakimś czasie dotarli na miejsce, tam rozdzielili zakładników – po pięć osób na każdy mały pokój. Karmiono ich pitą i ogórkami, podawano wodę.

Jakiś tydzień po porwaniu Yahya Sinwar [od 2017 roku przywódca Hamasu w Strefie Gazy – przyp. red.] przyszedł odwiedzić jeńców i zapytał, jak się czują. Powiedział, żeby się nie martwili. Babcia odparła: „Jak śmiesz pytać mnie, jak się czuję po tym, co mi zrobiłeś?”. Nie odpowiedział. Pewnego dnia po prostu ją stamtąd wyciągnięto – strażnicy nagle zaczęli zachowywać się bardzo uprzejmie i troskliwie. Jakiś czas później nastąpiło kolejne uwolnienie zakładników. Jedna z kobiet, którym udało się wrócić, powiedziała nam, że była przetrzymywana na strychu w Gazie z moim dziadkiem. Twierdziła, że był ranny, chory i bardzo martwił się o swoją żonę. Potem bojownicy gdzieś go zabrali, rzekomo do lekarza, ale nigdy nie wrócił. To dało nam nadzieję, że może jeszcze żyje, ale nadal niewiele wiemy.

Jak odbierano Palestyńczykom Palestynę [explainer]

Jeśli chodzi o komunikację z rządem, przez pierwsze dwa tygodnie nie było żadnej. Potem odbywały się regularne spotkania raz w tygodniu, ale nigdy nie wiedzieliśmy więcej niż opinia publiczna. Babcia ma się lepiej. Chodzi na wiece i przemawia publicznie, kiedy tylko może. Po powrocie z niewoli było jej bardzo ciężko – dowiedziała się, że cały jej dobytek został spalony. Zamieszkała w małym, starym domu w pobliżu Ramat Gan, razem z innymi uwolnionymi zakładnikami.

Obecnie opisałabym siebie jako kogoś, kto działa w imię pokoju. Wierzę w pokój i wszystko, co robię, jest motywowane tą wiarą. Co istotne, moi dziadkowie również byli jego orędownikami – w ramach wolontariatu jako kierowcy pomagali Gazańczykom dotrzeć do opieki zdrowotnej w Izraelu. Babcia, mimo wszystkiego, co przeszła, wciąż wierzy w pokój.

***

Kacper Max Lubiewski: Kiedy rozmawiam z ludźmi, w tym moimi przyjaciółmi, wydaje się, że panuje zgoda co do tego, że 7 października zmienił nas wszystkich. Wstrząsnął każdym Izraelczykiem i każdym Żydem do głębi, okazał się politycznym i ideologicznym trzęsieniem ziemi. Jak to wydarzenie zmieniło to, kim jesteś?

Maayan Snapir: Przed 7 października oczywiście przejmowałam się konfliktem, współczułam jego ofiarom i tęskniłam za zmianą. Ale kiedy uderzył mnie tak osobiście, poczułam, że mogę być nie tylko częścią tragedii, ale także postępu. Moje poglądy i wartości nie zmieniły się w najmniejszym stopniu, ale teraz głośniej je wyrażam, spotykam ludzi z całego świata, słucham ich.

Osobiście – i nie usłyszysz tego od wielu osób – nie obchodzi mnie nawet, czy postrzegasz siebie jako bardziej prawicowego, czy lewicowego. Ostatecznie wszyscy mamy te same pragnienia, potrzebę bezpieczeństwa i godności. Ważniejsze od poglądów politycznych jest to, co robisz z tymi wartościami. W pozostaniu tak pełną nadziei i spokojną pomogła mi pamięć o tym, że tak jak ja nie czuję się reprezentowana przez mój rząd i moich rzeczników, ludzie w Gazie są w podobnej sytuacji.

Jasne, wielu Palestyńczyków decyduje się być częścią polityki, z którą się nie zgadzam, ale tutaj też takich nie brakuje. Duża część naszych społeczeństw jest uciszona i przestraszona, i nie sądzę, aby sprawiedliwe było jej pomijanie. Ponadto uważam, że jest mnóstwo rzeczy, które musimy zrobić w naszym własnym kraju, zanim spróbujemy zmienić innych – dopóki nie osiągniesz pokoju wewnątrz, niemożliwe jest zaprowadzenie pokoju na zewnątrz.

Po ataku Hamasu na Izrael: status quo jest nie do utrzymania

Co masz na myśli, mówiąc o pokoju wewnętrznym?

Czy ktokolwiek z zewnątrz może spojrzeć na Izrael i szczerze powiedzieć, że w naszym kraju panuje pokój? Sytuacja haredim, arabskich Izraelczyków, trwające protesty – to tylko kilka z kwestii, na które zwróciłabym uwagę, a które jasno pokazują, że znajdujemy się w stanie kryzysu.

Ale warto podkreślić również to, jak traktujemy siebie nawzajem w codziennym życiu. O ile nie ma sytuacji kryzysowej, więzi społeczne prawie nie istnieją. Nie spotykamy się, jesteśmy bardzo wyobcowani i obojętni. W tym regionie żyjemy w stanie ciągłej przemocy i jesteśmy dość tolerancyjni wobec śmierci i niesprawiedliwości. Musimy pozbyć się tych przyzwyczajeń od wewnątrz, by móc naprawdę iść naprzód.

Jako Żydzi przywykliśmy do bycia krzywdzonymi i ciągle na nowo łączymy się z naszą historią ucisku. W pewnym sensie żydowska historia jest historią powtórzeń – ciągłych wojen i ciągłych starć, w których zmieniają się przeciwnicy, ale my, rzekomo, pozostajemy tacy sami. Dziś ludzie wspominają życie, jakie wiedli przed 7 października i mówią, jak spokojni wtedy byli, ale to nieprawda.

Jest taka anegdota, którą opowiada Daniel Bar Tal, izraelski psycholog społeczny, według której Netanjahu po tym, jak został oprowadzony po Auschwitz, doszedł do wniosku, że największym zagrożeniem dla narodu żydowskiego byłby, paradoksalnie, pokój. Obawia się, że niewiele jest rzeczy, które mogłyby połączyć Żydów tak skutecznie, jak strach przed utratą Izraela. Co o tym sądzisz?

To zdecydowanie historia, którą sobie opowiadamy, ale może nadszedł czas, by opowiedzieć inną? Cóż za tragiczne i rozczarowujące stwierdzenie, że jedyną rzeczą, która łączy Żydów, jest nasza walka o byt i wojny, co za niski wspólny mianownik dla narodu o tak długiej i fascynującej historii. Oczywiście, kiedy pędziłeś i uderzyłeś w drzewo, twoim pierwszym instynktem jest wysiąść z samochodu. Później zastanawiasz się, jak do tego doszło – ale rzadko myślimy o tym, dlaczego w ogóle jechaliśmy tak szybko. My uderzyliśmy w drzewo 7 października. Niestety, nasze historie w Izraelu są zarówno ograniczone, jak i ograniczające.

Będąc w liceum, pojechałam do Polski na wycieczkę szkolną, aby zobaczyć byłe obozy koncentracyjne. Ale dopiero w dorosłości poznałam polską narrację o II wojnie światowej. Chociaż wcześniej wiedziałam, że wielu Polaków ryzykowało życie, aby ratować Żydów, nie miałam pojęcia, że w tym samym czasie przechodzili przez własne ludobójstwo. Rzadko słyszy się takie rzeczy w Izraelu.

Innym razem jakaś kobieta przyszła na Forum Zakładników i Rodzin Zaginionych i opowiedziała nam, jak zaprzyjaźniła się z palestyńską rodziną z Gazy. Śmiali się razem, ale kiedy chciała zrobić wspólne zdjęcie, rodzina odmówiła, mówiąc, że nawet jeśli Hamas wie, że Gazańczycy są leczeni w Izraelu, nigdy nie zaakceptowaliby zdjęcia szczęśliwych Palestyńczyków obok szczęśliwych Żydów. Musimy zacząć pisać alternatywną historię dla narodu żydowskiego, bardziej optymistyczną i zorientowaną na przyszłość.

Rząd od samego początku mówił, że nie czas na zastanawianie się nad tymi wielkimi pytaniami, szukanie odpowiedzialności czy ryzykowanie, że podzielimy się jeszcze bardziej. Czy zgadzasz się, że powinniśmy poczekać, aż ta wojna, a nawet ten konflikt, się skończy, aby zbudować tę alternatywną historię, by przetrwać w krótkim okresie? A może już ją sobie wyobrażasz?

Myślę, że pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy zrobić, jest przyjrzenie się sobie, naszym rodzinom i społecznościom, w których żyjemy, i zapytanie siebie: co toleruję, a co w swej istocie jest nie do zniesienia? Jak wszyscy się tu znaleźliśmy i co będzie dalej? Znam mojego dziadka i wiem, że wykorzystuje czas spędzony w tunelach na zastanawianie się nad odpowiedziami na te właśnie pytania. Żyjąc tutaj, staliśmy się bardzo apatyczni. Wzywam wszystkich, by szukali w sobie wrodzonej troski i empatii. Musimy pamiętać, że obojętność umożliwia więcej obojętności i nagle znajdujemy się w konflikcie tak długim, jak nasz.

Jak twoim zdaniem rząd radził sobie dotąd z kwestią zakładników? Można na to spojrzeć z wielu różnych perspektyw, ale nie da się zaprzeczyć, że w najlepszym razie władza jest po prostu nieskuteczna. A w kontekście tego konfliktu nieskuteczność oznacza ryzykowanie życia ludzi.

Czy władza w ogóle sobie z tym poradziła? Gdyby sprowadzenie zakładników było jej priorytetem, nastąpiłoby to natychmiast, najpóźniej po tygodniu. Fakt, że zajęło to tak dużo czasu i że tak niewielu zostało uratowanych dzięki operacji wojskowej, nie przystaje do niczego, co wiemy o naszej armii i o tym, jak zwykle działają nasze rządy. Jest to dla mnie wysoce podejrzane.

Nie jestem nawet pewna, czy po tym, co zrobił obecny rząd, mogłabym nazwać go swoim. Nie chcę dawać mu żadnych uprawnień do działania w moim imieniu. Fundamentalna umowa społeczna między obywatelem a rządem została zerwana 7 października. Kiedy zastanawiam się, dlaczego znosimy tę wojnę i ten konflikt, myślę, że to dlatego, że jesteśmy zbudowani na traumie, doświadczamy jej 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Jeszcze gorsze jest to, że nie mamy dokąd się z nią zwrócić i zdystansować wobec niej – chyba że spróbujemy wniknąć w to głębiej i się przez nią przebić na drugą stronę.

Chociaż na początku powrót zakładników przez wszystkich był postrzegany jako priorytet, w pewnym momencie coraz więcej polityków zaczęło zastanawiać się nad zniszczeniem Hamasu nawet kosztem porwanych. Jestem pewien, że niektórzy zrobili to ze względu na swoje egoistyczne szaleństwo i interes polityczny, ale inni wyrazili uzasadnione obawy: czy odpuszczając Hamasowi, nie przedłużamy konfliktu i nie sprawimy, że w przyszłości zginie więcej osób? Wielu wskazywało na działania, dziś uznawane za błędne, w sprawie Gilada Szalita [Szalit to izraelski żołnierz, który został schwytany przez palestyńskich bojowników w 2006 roku i był przetrzymywany w niewoli przez pięć lat. W 2011 roku zawarto porozumienie między Izraelem a Hamasem, na mocy którego uwolniono Szalita w zamian za 1027 więźniów, spośród których 280 odsiadywało wyroki dożywocia za planowanie i/lub przeprowadzanie ataków terrorystycznych na Izraelczyków. Jednym z uwolnionych więźniów był Yahya Sinwar – przyp. aut.].

Nie podzielam tego punktu widzenia. Hamas to coś więcej niż organizacja. To idea, której nie można tak po prostu zniszczyć. Właściwym pytaniem byłoby: jak wyrwać jego korzenie? Poza tym, czy nie zapłaciliśmy już najwyższej ceny, jaką mogliśmy zapłacić? Moim zdaniem tak i to jeszcze zanim rozpoczęły się jakiekolwiek walki w Gazie. Myślę o tych wszystkich ludziach, którzy stracili swoich bliskich, a nawet o tym, że w tym momencie w Gazie zginęło więcej żołnierzy, niż porwano ludzi, o których odbicie walczyli. Rozumiem tych, którzy obawiają się, że uwolnieni palestyńscy skazańcy staną się w przyszłości terrorystami Hamasu i znów będą nam zagrażać. Ale nawet jeśli zniszczymy Hamas, jaką mamy pewność, że nie odrodzi się on wkrótce w innej formie?

Co po okupacji? Przypadki Ukrainy i Palestyny

Ponadto Izrael od lat pośrednio finansuje Hamas, więc powinniśmy zapytać: czy Hamas będzie stanowić dla nas zagrożenie, ponieważ finansowaliśmy ich przez tak długi czas, czy też dlatego, że uwolnimy niektórych członków tego ugrupowania? Nie wspominając już o tym, że ministrowie naszego rządu powinni siedzieć w więzieniu, a zamiast tego głoszą kazania o tym, że ktoś inny musi zostać zamknięty. Ta kwestia nie jest tak czarno-biała, jak wielu ją przedstawia i oczywiście we wszystkim, co robimy, musimy brać pod uwagę naszą przyszłość. Rzecz w tym, że po prostu nie możemy pozwolić sobie na to, by nie odbić zakładników.

Kiedy słucha się wypowiedzi izraelskiej lewicy, wydaje się, że rozwiązanie tego konfliktu leży ostatecznie w gestii Izraela. Czy nie sądzisz jednak, że możemy przeceniać naszą siłę? Że być może nie jesteśmy tak wszechmocni, jak nam się wydaje, i ostatecznie jesteśmy zależni od tego, jak zachowają się Palestyńczycy? Czy narracja lewicy w Izraelu nie jest płytka i zbyt ogólna? Wydaje mi się, że często chodzi bardziej o wyrażanie pewnych sentymentów niż formułowanie propozycji politycznych.

Nie musisz uzdrawiać świata. Musisz tylko uzdrowić swój własny świat. To nie my musimy rozwiązywać problemy palestyńskiego społeczeństwa, chociaż jestem pewna, że jest ich wiele i nie sądzę, że powinniśmy czekać, aż oni coś zrobią. Zamiast tego trzeba zadać sobie pytanie: Jak możemy zainspirować Palestyńczyków? Patrząc na nas teraz, widzą naród podzielonych, sfrustrowanych i bezdusznych ludzi.

Apartheid as usual. Śmierć dziennikarki nie zmieni polityki Izraela

Być może, gdy zobaczą, że powstajemy i zbliżamy się do siebie, zrobią to samo. Pamiętajmy – większość w Gazie milczy i obserwuje nasze poczynania. Jeśli chodzi o to, jakie przesłanie wysyła lewica, z pewnością istnieje kwestia myślenia grupowego i tych bardzo specyficznych protestów, które lewica organizuje, ale widzę możliwą korzyść w szerzeniu takiej narracji. Pozwala na przyciągnięcie większej liczby osób i stanowi argument za bardziej inkluzywnym i szerokim ruchem.

Chciałbym przejść do bardziej ogólnych pytań na temat Izraela. Czym jest dla ciebie syjonizm?

Myślę, że musiałbyś podać mi swoją definicję syjonizmu, ale nawet wtedy byłoby to bardzo trudne pytanie. Nasz hymn wspomina o tęsknocie za Ziemią Izraela i Jerozolimą, ale to już osiągnęliśmy. Mamy swoje państwo i nie jestem pewna, gdzie obecnie znajduje się idea syjonistyczna. Rozejrzyj się – w Izraelu jest tak wiele do zrobienia, nie tylko na poziomie politycznym. Nowoczesny syjonizm musiałby polegać na uczynieniu kraju przystępnym cenowo i dostępnym dla wszystkich, na utrzymaniu infrastruktury i ogólnie na uczynieniu go lepszym i wygodniejszym miejscem do życia.

Cofając się pamięcią do czasów szkolnych, czy uważasz, że poddano cię praniu mózgu, abyś czuła i myślała o konflikcie i historii Izraela w określony sposób?

Czy nie wszyscy zostaliśmy poddani praniu mózgu? Owszem, ja również, ale czy nie to robią szkoły na całym świecie? To dość normalne, że narodowy system edukacji przedstawia pewną zbiorową narrację na temat wydarzeń historycznych. Nie uważam, że to z natury manipulacyjne tylko dlatego, że jest widziane z perspektywy jednego narodu. Jestem przy tym nieświadoma wielu rzeczy i nie wiem, czego nie wiem. Uczyłam się o wszystkim z perspektywy Izraelczyków, więc nie jestem nawet pewna, czy miałabym instynkt, by pewne pytania zadawać.

Jak bardzo podzielone jest społeczeństwo izraelskie? Czy osiągnęło już punkt, z którego nie ma powrotu, czy jeszcze nie? Daniel Bar Tal, o którym wspomniałem wcześniej, ma także fascynującą ideę, zgodnie z którą wydarzenia i emocje, które mają miejsce w naszym życiu, same w sobie nic nie znaczą – to narracja, która następuje po nich, pomaga zrozumieć, co się właśnie stało.

Jesteśmy głęboko podzieleni, ale 7 października pokazał, że ostatecznie dbamy o siebie nawzajem. Natychmiast podjęto społeczną inicjatywę, aby pomóc poszkodowanym. Wszyscy dołączyli w taki sposób, w jaki mogli.

Powtórzę: osobiście wierzę, że jeśli ludzie będą rozmawiać ze sobą wystarczająco długo, prawdopodobnie odkryją, że mają te same wartości, a różnią się jedynie sposobem, w jaki chcą je realizować. 7 października powinien oznaczać dla Izraelczyków sprawdzenie sytuacji w kraju. Jak możemy oddolnie się leczyć? Tak, jesteśmy chorzy i zranieni, ale jak możemy wykorzystać ten impuls, który otrzymaliśmy, aby wyleczyć się ze znacznie głębszej traumy?

Żyjemy w czasach wielkiego potencjału. Musimy zadać sobie pytanie: czy chcemy się podnieść i coś z tym zrobić? Czy wolimy zapomnieć i iść dalej? Myślę, że Izrael może być inspiracją nie tylko dla Palestyńczyków, ale także dla świata, o ile postąpimy właściwie. Pozostaję optymistką – myślę, że Bóg, Wszechświat czy ktokolwiek inny musi w nas wierzyć, bo jak inaczej bylibyśmy w stanie wszystko to przetrwać?

**

Kacper Max Lubiewski – autor publikacji Smolanim – Leftists. Voices of the Israeli Left in a post-October 7th world (można ją kupić za „co łaska”, pisząc do autora na Instagramie), aktywista klimatyczny i pokojowy, student historii i socjologii na Uniwersytecie Humboldta.

***
Z angielskiego przełożyła Patrycja Wieczorkiewicz.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij