Jeszcze w tym stuleciu kryzys klimatyczny zmusi do migracji co najmniej miliard, może dwa miliardy ludzi. Co wtedy wybiorą politycy: przemoc czy współpracę, humanitaryzm czy rasizm, przyszłość czy zagładę?
„Jedyny pomysł, jaki ma @pisorgpl, to jest wypowiadanie słów, które są kompromitujące – że Polska się obroni. Tak jakby ci ludzie nam wojnę wypowiedzieli… To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi” – mówił Donald Tusk niemal dokładnie rok temu, gdy jeszcze był w opozycji.
Wystarczyło kilka miesięcy za sterami rządu i mamy już opracowaną kompleksową strategię migracyjną, a kryzys na granicy białoruskiej został zażegnany w sposób skuteczny i godny podziwu. Żołnierze przeszkoleni z pomocy humanitarnej i komunikacji bez przemocy we współpracy z aktywistami i lokalnymi mieszkańcami wyciągają biednych ludzi z lasów i bagien.
Na migrantów czekają skromne, ale schludne mieszkania na terenie całego kraju, bo wiemy, że ich wiedza, doświadczenia, kultura i praca będą cennym wkładem w rozwój społeczeństwa. Polacy pamiętają, jak to było, gdy ich rodziny musiały wyjeżdżać z kraju w poszukiwaniu chleba i lepszego losu, więc dziś sami pomagają ludziom, którzy musieli uciekać ze swoich ojczyzn. Pomaganie jest ludzką naturą, więc wojsko i straż graniczna pracują z satysfakcją. Wszyscy w Polsce cieszymy się, że udało nam się przejrzeć nieludzkie plany Putina i je zneutralizować, odmawiając udziału w jego grze w wojnę.
„Elementy humanitaryzmu”. Wciąż jesteśmy zakładnikami populistów
czytaj także
Chciałbym móc tak napisać na poważnie, ale prawda jest, niestety, zgoła inna. W lasach na granicy, w chaosie i prowizorce, ciągle giną ludzie. Trwają nielegalne pushbacki, straż graniczna nie wpuszcza nawet uchodźców z dokumentami, a premier Tusk kontynuuje praktyki, które jeszcze niedawno uważał za kompromitujące.
Dziś mówi inaczej niż rok temu: „Naszej granicy bronić będziemy wszystkimi dostępnymi środkami. Wojsko, straż graniczna i policja mogą liczyć na moje pełne wsparcie. Jestem pod wrażeniem waszej odwagi, profesjonalizmu i poświęcenia”. Z okazji Dnia Dziecka młodzi uchodźcy mogli liczyć na przerzucenie przez płot na Białoruś. Co za ironia losu, że 4 czerwca, w ramach świętowania 35. rocznicy częściowo wolnych wyborów oraz – a jakże! – Dnia Wolności i Praw Obywatelskich, zakazujemy wstępu do lasu, a prawa migrantów depczemy i wypychamy ich do autorytarnego kraju, gdzie będą deptane jeszcze bardziej brutalnie.
Co się stało? Czy punkt widzenia zmienił się tylko z powodu zmiany punktu siedzenia? Czy wystarczył jeden ranny żołnierz, żeby migranci przestali być biednymi ludźmi, a stali się żywą bronią Putina, przeciwko której użyć należy wszelkich dostępnych środków? Czy naszej liberalnej, oświeconej, demokratycznej i praworządnej władzy rzeczywiście nie stać na rozwiązania inne niż pozorowane, nieskuteczne, szkodliwe, a wręcz nielegalne i bandyckie?
Wszak prawo UE gwarantuje swobodę przemieszczania się nawet mieszkańcom Podlasia i aktywistom. Zresztą, dlaczego wolność poruszania się nagle Tuskowi przeszkadza? Przecież uczciwi ludzie, a tym bardziej profesjonalni żołnierze, nie mają się czego bać. Tylko przestępcy muszą ukrywać swoje działania przed wzrokiem mediów, organizacji społecznych czy przypadkowych obserwatorów. Czy naprawdę ktokolwiek wierzy, że utworzenie strefy buforowej komukolwiek w czymkolwiek pomoże? Czy migranci w Białowieży tak często atakują ludzi? Może tylko żołnierzom będzie mniej wstyd, że po sieci nie będą hulać foty zlepionych ze śmieci szałasów, w których z poświęceniem nocują, żeby profesjonalnie strzec granicy.
Polowanie na ludzi. Hanna Machińska o polityce migracyjnej rządu
czytaj także
Jak tu wierzyć premierowi, że służby mogą liczyć na jego pełne wsparcie, skoro nie mogą liczyć nawet na namioty, toalety i drewno na opał? Takim wsparciem to nawet tyłka nie można sobie podetrzeć ani ogrzać, więc żołnierzom pozostaje wycinać drzewa w rezerwatach, bo zwyczajnie marzną. W puszczy łatwo się zgubić, a nowoczesnego sprzętu nawigacyjnego najwyraźniej brakuje, więc w obiekcie przyrodniczym z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO żołnierze przybijali do drzew tabliczki orientacyjne: „Lewo”, „Prawo”, „Środek dupy” albo „Chata u Ahmeda”.
Współczuję żołnierzom, że muszą pracować w takich warunkach, a do tego słuchać kocopołów, jak to władza się o nich troszczy i ich wspiera. Nic, tylko strzelić sobie w łeb z rozpaczy. Czy wiecie, że na granicy więcej żołnierzy zginęło z rąk własnych niż z powodu ataków migrantów? Dlaczego nikt się nie zatroszczy o ich zdrowie psychiczne i ogólny dobrostan? Wiadomo, że łatwiej winić obcych niż swoich i nic tak nie łączy jak wspólny wróg. Można się jednak zastanawiać, czy to aby na pewno rozsądna strategia.
czytaj także
Prawdziwym zagrożeniem nie są migranci, tylko nasza rasistowska, militarystyczna i populistyczna polityka. Wiadomo, łatwiej pomachać mieczykiem i pokrzyczeć, że nie oddamy ani guzika, niż przygotować i wdrożyć strategię polityki migracyjnej na najbliższe lata, a nawet dekady.
Czy w kwestii migracji KO okaże się gorsza niż PiS? Organizacje pozarządowe alarmują, że sytuacja na granicy robi się coraz bardziej dramatyczna. Pod koniec maja ostrzegały: „Od kilkunastu tygodni obserwujemy eskalację przemocy oraz narastającą bezwzględność w stosowaniu polityki wywózek dokonywanych przez straż graniczną i Wojsko Polskie wobec osób, które próbują przekroczyć granicę polsko-białoruską. […] Doświadczenie przemocy z rąk polskich służb mundurowych zgłosiło nam ponad 1000 osób”. Chwilę później media poinformowały o ataku na polskiego żołnierza. Czy kogoś dziwi, że eskalacja uderza w obie strony?
„Rozwiązania” takie jak strefa buforowa z zakazem wstępu są zabójcze nie tylko dla migrantów, ale również dla lokalnych biznesów i samorządów, które żyją z turystyki. Nic dziwnego, że miejscowi protestują razem z aktywistami: „wprowadzenie zakazu przebywania w strefie przygranicznej oznacza koniec sezonu turystycznego”. Tuskowi udało się coś niespotykanego. Wymyślił tak absurdalne rozwiązanie, że nie tylko będzie nieskuteczne (bo kto upilnuje tak wielkiego terenu, skoro nawet granicy nie jesteśmy w stanie), łamie prawo unijne, a przeciwni są mu zarówno aktywiści, jak i lokalni mieszkańcy i politycy.
czytaj także
Mimo wszystko w tej ciemności widać jasne punkty. W MSWiA myślą nad zmianą rozporządzenia umożliwiającego pushbacki i nad wprowadzeniem regulacji pozwalających „na ocenę indywidualnej sytuacji każdego migranta, który znalazł się na terytorium Polski”. Wiceszef resortu Maciej Duszczyk zapewnia, że postępują również „prace nad przygotowaniem kompleksowej, odpowiedzialnej i bezpiecznej dla Polski Strategii Migracyjnej na lata 2025–30”, a projekt ma być szeroko konsultowany.
To dobrze, bo jeszcze dużo pracy przed nami. Gdy Duszczyk tłumaczy, że migranci najwyraźniej nie są zainteresowani ochroną międzynarodową, bo „podchodzą pod granicę Polski, ale na widok patroli straży granicznej lub wojska wycofują się w głąb terytorium Białorusi”, to mam poczucie, że nie oglądał nawet filmu Agnieszki Holland. Nie mówiąc o lekturze książki Mikołaja Grynberga czy raportów Grupy Granica. Zresztą, nawet słuchanie polskiego hip-hopu wzbogaciłoby go o wiedzę, że na widok funkcjonariuszy lepiej wiać, bo policja nam przeszkadza, a nie pomaga. Mam nadzieję, że przynajmniej część konsultujących strategię osób nabędzie tę świadomość, a może nawet będzie świeżo po lekturze wydanej właśnie przez Krytykę Polityczną książki Gai Vince Stulecie nomadów. Jak wędrówki ludów zmienią świat.
Migracje zawsze były nieodłączną częścią rozwoju ludzkiej cywilizacji. Sztywne granice państw narodowych to kwestia ostatnich dwustu lat. Świat nie musi wyglądać tak, jak wygląda, i prawie na pewno nie będzie tak wyglądał, zważywszy, że z powodu katastrofy klimatycznej jeszcze w tym wieku będzie musiało opuścić swoje domy prawdopodobnie przynajmniej miliard, a raczej dwa miliardy ludzi.
Migracji nie da się powstrzymać. Możemy tylko mniej lub bardziej rozsądnie kierować przepływem ludzi. Budować nowe miasta albo osiedlać ich w gettach. Pozwolić im się twórczo włączać w nasze społeczeństwo albo traktować jako wrogów, którzy chcą nam „zabrać miejsca pracy” i którzy „wyciągają ręce po zasiłki”. Nieprzypadkowo jednak to organizacje pracodawców i przedsiębiorców od lat najgłośniej mówią o konieczności otwarcia granic i rynku dla osób spoza Polski.
Wbrew rasistowskiej, populistycznej propagandzie większość migrantów jest wdzięczna krajom, które ich przyjęły. Nierzadko migranci okazują się nawet większymi patriotami niż osoby żyjące w swoim kraju od pokoleń. Znacząco przyczyniają się nie tylko do rozwoju gospodarczego, bo gotowi są pracować ciężej i dłużej niż lokalsi, ale również kultury, kuchni czy kreatywności.
Gaia Vince z pasją i wizją pisze, co nas czeka w przyszłości i co możemy zrobić, żeby przyszłość cywilizacji była jednak raczej jasna niż mroczna. Zastanawia się, gdzie i jak będziemy mogli żyć bezpiecznie. Jak pisze: „Od sposobu, w jaki będziemy zarządzać tym globalnym procesem i jak humanitarnie będziemy się nawzajem traktować podczas migracji, będzie zależało, czy nadchodzące zmiany przebiegną gładko, czy też najbliższe stulecie będzie naznaczone brutalnymi konfliktami i niepotrzebnymi ofiarami śmiertelnymi. Jeśli będziemy ten przewrót w odpowiedni sposób kontrolować, może on skutkować powstaniem nowej, globalnej ludzkiej wspólnoty”.
czytaj także
Myślę, że nie tylko Tusk, ale każdy polityk i każda polityczka powinni zadać sobie pytanie: czy wybierają przemoc, czy współpracę, humanitaryzm czy rasizm, przyszłość czy zagładę. Odpowiedź naprawdę nie jest taka trudna, choć sondaże mogą podpowiadać co innego. Jednak warto pamiętać, że choć sytuacja może wydawać się beznadziejna, to nie mamy lepszego wyjścia niż z odwagą i wizją mierzyć się z przyszłością malującą się w ciemnych barwach. #stopprzemocynagranicy