Problem agentury rosyjskiej w Polsce istnieje. Istniał też za czasów, gdy miał jej przeciwdziałać gen. Pytel. I jakoś za czasów jego urzędowania, choćby w przypadku Sowy i Przyjaciół, się nie udało.
Dla wielu osób w Polsce, w tym, rzecz jasna, naszej szanownej inteligencji, wywiad z byłym szefem kontrwywiadu, generałem Pytlem okazał się wprost porażający. Dla mnie, przyznam się, również. Nie dlatego, że moim zdaniem Pytel ma rację, tylko dlatego, że tak wiele osób uznało ten wywiad za prawdę objawioną.
Owszem, mówi generał Pytel o sprawach ważnych. I z niektórymi trudno się z nim nie zgodzić. Zhakowanie skrzynki pocztowej ministra Dworczyka czy prezesa Obajtka jest z pewnością robotą służb specjalnych. Rację ma Pytel, że obaj mogą być teraz szantażowani, dlatego dymisje powinny być natychmiastowe. Rację ma też Pytel co do Pegasusa i tego, że jest to typowa bandyterka przeciwko opozycji politycznej. Pewnie i podsłuchy w Sowie nie odbyły się bez wpływu służb.
Kto nas hakuje? Ważniejsze jest to, czego dowiedzieliśmy się o polskim państwie
czytaj także
Wszystko to wydaje się logiczne i w istocie trudno temu zaprzeczyć. Tak jak trudno zaprzeczyć, jak bardzo wykorzystywani są do tych wszystkich akcji niektórzy prawicowi dziennikarze. Ale to, co dalej wygaduje pan generał, to już, niestety tzw. puszczanie się poręczy.
Czasami jest to nawet zabawne. Jak w uwadze, że maile ze skrzynki Dworczyka „nie są podawane tak, żeby się je łatwo czytało, to często piętrowe konstrukcje. Takie ograniczenie jest celowe – żeby efekt destrukcyjny wobec rządu był ograniczony”. Czyżby znajomość standardowego układu maili w Gmailu była panu generałowi obca?
Albo gdy generał Pytel na uwagę, że Morawiecki na taśmach Sowy powiedział, że „najlepszym sposobem, żeby ludzie się przyzwyczaili do gorszej sytuacji, zawsze była wojna”, zadaje głębokie pytanie: „Czy Morawiecki nie był świadomym elementem scenariusza rosyjskiego już wtedy?”.
Ale żarty na bok. Sytuacja jest dość poważna. Oto bowiem od generała dowiadujemy się, że premier Morawiecki „może być nawet agentem”, Dworczyk „jest podejrzany”, Ponadto „PiS działa tak, jakby byli szkoleni przez Rosjan albo mieli rosyjskich doradców od wojny psychologicznej”. Czy wreszcie, sugeruje pan generał, że dzięki podsłuchom „Rosjanie wydźwignęli PiS do władzy”, a „jeżeli instalujemy jakiś rząd albo sprzyjamy jakiejś partii, to musimy mieć możliwość – wedle doktryny rosyjskich służb specjalnych – kontrolowania tej formacji po objęciu przez nią władzy”. Słowem, wszędzie ruskie.
Problem w tym, że Pytel, poza przywoływaniem sojuszu antyunijngo z Le Pen i Salvinim oraz resztą proputinowskej ferajny, nie daje żadnych dowodów na poparcie swoich oskarżeń. No chyba że dla kogoś dowodem na agenturalność Dworczyka jest to, że jego aktywność w mailach w sprawie obronności „jest ponadnormatywna”, bo Pytel „nie widzi, żeby samego Morawieckiego te tematy interesowały”.
czytaj także
Do tego cały wywiad jest pełen sprzeczności. Kreml raz nam zainstalował rząd, który ma pod kontrolą, a teraz okazuje się, że ta kontrola jest taka, że niemal jawnie musi grozić publikowaniem maili. Gdyby kontrolował rząd, chyba wystarczyłoby ustne polecenie, prawda? Po co ta cała maskarada? Macierewicz ma być agentem, ale jego ujawnianie danych polegać ma na tym, że robi to jawnie z trybuny sejmowej, co ma zniechęcać NATO. Tymczasem z powodu wojny w Ukrainie współpraca Polski z NATO ma się świetnie. Kto wie, może Antka nie słyszeli?
Pytel nie potrafi jednak odpowiedzieć na najważniejszy i oczywisty argument obalający jego teorię. A mianowicie, jak to jest, że rząd PiS jest tak bardzo zinfiltrowany przez Rosję, a jednocześnie ogromnie wspomaga Ukrainę w wojnie z tą samą Rosją?
Zaangażowanie rządowe w Ukrainie tłumaczy Pytel tym, że tylko dzięki wysiłkom Bidena i „nawiązaniu rozmów z naszym prezydentem rząd zostaje zmuszony do pomocy Ukrainie”. Oraz że „znajdujemy się teraz na szczęście pod dużym oddziaływaniem Stanów Zjednoczonych”. Czyli z jednej strony mamy rząd opanowany przez Kreml, ale z drugiej jednak pod silnym oddziaływaniem USA, i to takim, że wystarczył telefon do Dudy, aby wesprzeć wojskowo Ukrainę i całą tę agenturę ruską jednym pstryknięciem Bidena wyłączyć. Cóż, słyszałem chyba o potężniejszych agentach.
Sposób rozumowania pana generała dobrze pokazuje, co się dzieje, gdy rosyjskimi wpływami zaczyna się tłumaczyć całą otaczającą rzeczywistość. Dowodem ruskiego wpływu ma być fakt, że PiS traktuje dużą część polskiego społeczeństwa „jako przeciwników”. Także to, że PiS „serwuje kłamstwa” oraz „dzieli społeczeństwo”. Doprawdy, aż się chciałoby spytać, czy starożytni Rzymianie ze swoim „divide et impera” też byli z kremlowskiej szkoły, gdyż pan generał nawet w najbardziej typowej polityce partyjnej każdego kraju demokratycznego widzi macki Kremla.
No bo przecież polityk na pewno musi być szkolony wedle moskiewskich standardów, skoro śmiał skłamać wyborcom, a nawet część wyborców uważać za… przeciwników. Gdzie tam, w innych krajach to się nie zdarza.
Najbardziej jest to jednak widoczne, gdy generał Pytel pytany jest o dziennikarzy. Przytoczmy ten cudny dialog:
„– Niech mi pani powie, dlaczego dziennikarze bardziej się interesują przewinami opozycji niż przestępstwami PiS?
– Panie generale, to środowisko jak każde inne, niektórzy mają problem z odróżnianiem prawa od bezprawia, prawdy od kłamstwa. Część się boi, część jest sceptyczna.
– Dla mnie to nieprawdopodobne. Najprostsze wytłumaczenie jest takie, że muszą być jakoś głaskani albo nagradzani, ale takie rzeczy realizuje się konspiracyjnie. Dziennikarze współpracujący z PiS w wielu mediach działają na pierwszej linii, więc działalność usługowa dla PiS może mieć szerszy charakter. Jak PiS zrobi coś złego, to mówią, że Platforma robiła to samo. A jeśli PiS przekracza wszelkie granice, to nie komentują albo tłumaczą, że można na to różnie spojrzeć. Typowe postawy wynikające z poczucia zagrożenia i chęci zyskania na sytuacji”.
Tak, proszę Państwa, dla generała Pytla nieprawdopodobne jest, że dziennikarze mają problem z odróżnianiem prawa od bezprawia, prawdy od kłamstwa, że część się boi, część jest sceptyczna.
Generał kontrwywiadu nie potrafi sobie wyobrazić, że dziesiątki przedstawicieli określonej grupy zawodowej mogą mieć inną motywację niż być „konspiracyjnie” nagradzani i głaskani. Nie mieści mu się w głowie, że dziennikarze mają swoje uczucia, sympatie, antypatie. Że nawet ci przeciwni PiS mogą być sfrustrowani porażkami opozycji na tyle, że mają wieczne pretensje do opozycji o jej nieudolność. Wszystkie te i dziesiątki innych motywacji są dla pana generała nieprawdopodobne, co nie przeszkadza mu oczywiście opisywać profil psychologiczny Kaczyńskiego i Morawieckiego.
Rzecz jasna, problem agentury rosyjskiej istnieje. Istniał też za czasów, gdy miał jej przeciwdziałać pan Pytel. I chociaż dzisiaj mówi w wywiadzie, że demokracja polska by się przed agenturą obroniła, to jakoś za czasów jego urzędowania, choćby w przypadku Sowy i Przyjaciół, się nie udało.
Niemniej między tym, że Rosja umieściła agentów w ośrodkach polskiej władzy, a pewnie umieściła, a tym, że rząd polski jest zainstalowany i kontrolowany przez Kreml, jest ogromna różnica. Podobnie jak między tym, że PiS swoją antyunijną polityką działa de facto na korzyść Kremla, a tym, że wierchuszka PiS jako tajni agenci Moskwy wykonują polecenia samego Putina.
Ja wiem, że „pisowcy agenci Moskwy” to łatwe wyjaśnienie, jak każda spiskowa teoria tłumaczy niemal wszystko, a dowody na pewno gdzieś są, i to baaardzo porażające. Warto jednak się zapytać: skoro PiS jest na pasku Putina, to czemu oddaje Ukrainie czołgi, zamiast robić to, co na przykład robią Węgrzy? I czemu przyjmuje z otwartymi rękoma tylu Ukraińców, chociaż prawicowy elektorat coraz bardziej zaczyna pomrukiwać z niezadowolenia?
No i wreszcie, skoro skala agentury jest tak oczywista i tak wyraźnie widzi to Pytel, to czemu nie widzą jej Amerykanie i na pełnych obrotach współpracują z Polską w sprawie wojny z Rosją?