Nazwanie Putina „faszystowskim politykiem” wciąż nie przechodzi przez gardło wielu elitom politycznym i finansowym Zachodu. Jakich jeszcze dowodów potrzebują?
KIJÓW – Kilka lat temu podczas dyskusji panelowej poświęconej polityce pamięci, która odbywała się na jednym z uniwersytetów w niemieckojęzycznym kraju, nazwałem prezydenta Rosji Władimira Putina „najpotężniejszym faszystowskim politykiem na świecie”. Po zakończeniu dyskusji organizatorzy wydarzenia nieśmiało zakomunikowali mi, że co prawda cały panel się udał, ale określenie, jakiego użyłem wobec przywódcy na Kremlu, było „przesadne” – pomimo że Rosja już wtedy okupowała Krym i wszczęła wojnę w Donbasie na wschodnich terenach Ukrainy.
Zaskoczyło mnie nie tyle to, co organizatorzy powiedzieli, ile sposób, w jaki to zrobili. Wydawali się autentycznie zażenowani, jakbym powiedział coś nieprzyzwoitego.
Pierwsze rosyjskie bomby, które spadły na Ukrainę 24 lutego, dały świadectwo temu, czym w istocie była ta moja rzekoma nieprzyzwoitość. Niestety zachodnim elitom finansowym i politycznym z faszyzmem Putina było tak po drodze, że nie paliły się, aby w porę publicznie porzucić ten swój „faszyzm to przesada” – aż do czasu, kiedy było już za późno. Nawet teraz, kiedy masowo gromadzone są na to oczywiste i niepodważalne dowody, wiele osób nadal ociąga się z nazwaniem rzeczy po imieniu.
Putin nie tylko odmawia Ukrainie prawa do istnienia, ale ma także pod kontrolą machinę propagandową, która właśnie opublikowała manifest, ogłaszający wszem wobec, że jego ludobójczym celem jest wytępienie Ukraińców do szczętu. Dodatkowo, dysponuje aparatem państwowym i militarnym, który gotów jest zrealizować jego ludobójcze fantazje i dokonać eksterminacji Ukraińców – tylko dlatego, że on uważa, iż Ukraińców nie powinno być.
Zażenowanie Zachodu, kiedy Putina nazywa się faszystą, zakorzenione jest w zachodniej konstrukcji psycho-historycznej. Użycie tego określenia stanowi naruszenie nietykalnego miejsca, jakie zajmuje ostateczne zło, wryte w zbiorową świadomość powojennej Europy, której polityczne zjednoczenie opiera się na wspólnej odpowiedzialności za pamięć o Zagładzie.
Cierpienie spowodowane przez nazistów na całym kontynencie europejskim było niepojęte i trudne do wytłumaczenia w sposób czysto racjonalny. Według wspólnego wyobrażenia nazizm postrzegany był raczej jako zło w sensie metafizycznym, nie jako projekt polityczny. Nie wyciągnięto wniosków z tego, na co wskazała Hannah Arendt – że machinę śmierci buduje się poprzez codzienną, zwykłą pracę. To dlatego nie ziściło się to powtarzane przez Europę „nigdy więcej” – wszak nam, Ukraińcom, każdego dnia Rosja przynosi „więcej”.
Nieprzypadkowo Kreml dla uzasadnienia swojej wojny przeciwko Ukrainie używa słów „denazyfikacja” i „demilitaryzacja”. Przedstawiając samych siebie jako głównych zwycięzców nad nazistowską Rzeszą i pomijając kluczową rolę, jaką odegrały w tym inne państwa byłego Związku Radzieckiego, a zwłaszcza Ukraina i Białoruś, Rosja próbuje zrekompensować sobie przegraną w zimnej wojnie. Ideologiczne wykrzywienie obrazu, jakiego dokonuje Kreml, polega głównie na przejęciu słownictwa używanego do opisu tego, jak zwalczano nazizm, a ma to na celu uprawomocnienie ich własnej faszystowskiej dyktatury.
Putinowska Rosja stała się partnerem i punktem odniesienia dla różnych sił z całego spektrum zachodniej sceny politycznej. Dla prawicowych populistów i autorytarnych rządów, począwszy od Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen we Francji, poprzez niemiecką AfD, aż po węgierskiego premiera Viktora Orbána, reżim Putina był zawsze naturalnym sojusznikiem ideologicznym i wygodnym źródłem finansowania. Ci przywódcy co prawda formalnie potępili rosyjską inwazję na Ukrainę i oportunistycznie zgodzili się na przyjęcie ukraińskich uchodźców, podtrzymują jednak własne antyimigracyjne stanowisko i sprzeciwiają się nałożeniu na Rosję sankcji gospodarczych bądź odmawiają bojkotu rosyjskiej energii.
W tym czasie zachodnia lewica, u której antyfaszystowskie nastawienie powinno występować niejako z automatu, padła ofiarą własnego narcyzmu i dogmatycznego fetyszyzmu. W obliczu wyzwania, jakie stanowiło dla nich wszczęcie przez Rosję niczym niesprowokowanej, agresywnej wojny, wiele osób z lewicy uznało niczym Donald Trump, że „obie strony ponoszą winę”, oskarżając NATO i Stany Zjednoczone o wywołanie tego konfliktu.
Dając klasyczny przykład tego, jak „Zachód objaśnia nam świat”, są tak obsesyjnie przywiązani do swoich zwyczajowych złoczyńców, że nawet nie przyjdzie im do głowy, że gdzieś tam może czaić się o wiele gorszy imperialny zbój.
Zachód chce nam objaśniać świat. Czego nie wie o Europie Wschodniej?
czytaj także
To jednak nie skrajne prawica czy lewica na Zachodzie sprawiły, że faszystowski reżim Rosji urósł w siłę. Sprawiły to polityczne ugrupowania centrowe w liberalnych demokracjach i elity finansowe, które pompowały zasoby w mafijno-kapitalistyczny układ na Kremlu – i to one zostały przez niego skorumpowane.
Nawet zanim Putin zamienił rosyjską politykę w „specjalną operację”, kiedy przyzwalał na dokonywanie politycznych zabójstw, wprowadził państwową cenzurę, fałszował wybory, dokonywał systemowych represji oraz inwazji na inne państwa, ów liberalny establishment Zachodu – choć tak chętnie deklamował swoje „wartości” – udawał, że wszystko jest w normie.
Ostolski: Rosję Putina wyhodowało szacowne centrum zachodnioeuropejskiej polityki
czytaj także
Napaść Rosji na Ukrainę być może wskazuje też, dlaczego ciało Lenina, którego Putin obarcza winą za stworzenie współczesnej Ukrainy, nadal znajduje się w mauzoleum na moskiewskim placu Czerwonym. Dla reżimu Putina rewolucja zawsze stanowiła największy koszmar. Pozbawiony pochówku przywódca rewolucji październikowej daje świadectwo niedokończonego zadania, polegającego na obaleniu rosyjskiego imperium.
Jeśli obecna wojna doprowadzi ostatecznie do upadku wielowiekowej tradycji rosyjskiego imperializmu, to sto lat po swojej śmierci Lenin w końcu być może zazna wiecznego odpoczynku.
**
Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.