Kraj, Serwis klimatyczny

Mój megafon jest lepszy niż twój. Bądź cicho albo trafisz do poprawczaka

Aktywiści i aktywistki z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego są tak niewygodni dla rządu, że ten straszy ich policją i sądem. Tak stało się w przypadku 16-letniego Kacpra Lubiewskiego, dla którego demonstracje przeciwko politycznej bierności władz wobec katastrofy klimatycznej skończyły się groźbą umieszczenia go w zakładzie poprawczym. Rozmawiamy z nim i jego mamą o tym, dlaczego nie warto uginać się pod butem państwowej aparatury.

Paulina Januszewska: Co motywuje cię do walki o klimat?

Kacper Lubiewski: Niepokój o przyszłość. Katastrofę klimatyczną widzę i interpretuję jako największy, najszybciej postępujący, najbardziej intersekcjonalny, wielowymiarowy, dramatyczny w skutkach kryzys spośród wszystkich, z którymi mamy obecnie do czynienia. Dużo jest tych „naj” i to właśnie one nadają powagę całej sprawie oraz popychają mnie do działania.

Jako jednostka dysponuję wprawdzie ograniczonymi zasobami i czasem, ale jeśli mam je w pełni wykorzystać, to właśnie po to, by zasilić szeregi Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Jestem z nim związany od samego początku, czyli od 2019 roku, kiedy ten ruch dotarł do Polski. Byłem też jednym z założycieli oddziału MSK w Opolu i do dziś w nim działam, organizując przeróżne akcje, w tym ostatni grudniowy Spacer dla Przyszłości.

Jak na twoje działania reagują rodzice?

K.L.: Są bardzo wspierający, więc absolutnie nie mogę narzekać. Z doświadczenia wiem jednak, że nie wszyscy moi rówieśnicy i rówieśniczki mają to szczęście. Sprawa klimatu nie tylko przez rządzących, ale i wielu innych dorosłych bywa często lekceważona, podważana i upolityczniana, w związku z czym część rodziców moich znajomych to klimatyczni sceptycy dość negatywnie podchodzący do naszego aktywizmu. Chciałbym, żeby brali przykład z mojej mamy i mojego taty, którzy od samego początku pomagają MSK i aktywnie uczestniczą w naszych demonstracjach, np. zapewniając nam z racji prowadzenia działalności artystycznej nagłośnienie. Tak było przy pierwszym strajku, na który przyszło zaledwie 100 osób. I tak jest teraz, gdy w Opolu potrafi się zgromadzić ponad 600 osób. Mam nadzieję, że to się nie zmieni, bo ich obecność jest dla mnie bardzo ważna.

Klimat nie sprzyja kampanii, a politycy – przyszłości młodych

Kacper słusznie zauważył, że poparcie dla młodzieżowego aktywizmu klimatycznego nie jest szczególnie popularne wśród dorosłych. Dlaczego pani zdecydowała się włączyć w działania syna?

Violetta Lubiewska: Bo uważam, że dobrze i mądrze walczy o to, w co wierzy. Podziwiam fakt, że bierze odpowiedzialność za przyszłość własną i swoich rówieśników, ale także naszą, czyli starszych pokoleń. Całość działań MSK bardzo mi imponuje, dlatego wspieram tę inicjatywę od samego początku jej istnienia. Sposób, w jaki młodzi ludzie budowali ten ruch, swoje ideały oraz to, że konsekwentnie je rozwijają, napawają mnie dumą i nadzieją. Niejednokrotnie byłam świadkinią dyskusji Kacpra i innych aktywistów, ekologów, Zielonych na temat tego, jak powinien wyglądać świat, Ziemia, klimat, jak mamy żyć w zgodzie z naturą i w duchu ludzkiej solidarności. Za każdym razem dowiaduję się czegoś nowego i jestem skłonna dalej wierzyć w to, że presja i zaangażowanie społeczne mają sens.

Wiedza mojego syna przekłada się też na naszą codzienność, bo obok batalii o zmiany systemowe Kacper mnie samą uczy oszczędności, recyklingu czy segregowania śmieci.

Niestety nie wszyscy podzielają ten podziw. 9 grudnia na demonstracji aktywistów i aktywistek z MSK pojawiła się policja. Co dokładnie w zachowaniu Kacpra nie spodobało się funkcjonariuszom?

K.L.: Organizowany przez nas Spacer dla Przyszłości miał na celu przypomnieć decydentom politycznym, że kwestie klimatu powinny być priorytetem w nadchodzących wówczas negocjacjach unijnych. W Opolu – najmniejszym mieście, które wówczas protestowało – zebrało się w symbolicznym miejscu, bo na placu Wolności, ponad 200 osób. To – moim zdaniem – świetny wynik.

Na początku podszedł do mnie jeden z policjantów, mówiąc, że doszły go słuchy, że jestem niepełnoletni i pozostaję bez opieki dorosłego. Najwyraźniej założył, że to nielegalne. Ale niesłusznie, bo po pierwsze – miałem prawo przebywać na zewnątrz sam, a – po drugie – przyszedłem na spacer z rodzicami. Gdy wskazałem swojego tatę, policjant był wyraźnie zaskoczony i powiedział: „no dobrze, ale i tak pana spiszemy”. Niewiele myśląc, podałem swoje dane. Zrobił to również mój ojciec. Żaden z nas nie przypuszczał, że może to mieć dla nas jakiekolwiek negatywne konsekwencje, bo przecież nikt nam nie wystawił mandatu. Poza tym spieszyłem się, bo miałem za chwilę wygłaszać przemówienie.

Ale ostatecznie ci je przerwano. Dlaczego?

K.L.: Zdążyłem powiedzieć zaledwie dwa zdania, gdy podszedł do mnie inny, wyraźnie już zdenerwowany policjant i powiedział, że nie wolno używać megafonu, bo to godzi w ustawę o ochronie środowiska. Oddałem mikrofon kolegom i resztę wystąpienia kontynuowałem już bez niego. To tyle.

Potem mieliśmy dużą, ale bardzo spokojną demonstrację. Nie było żadnych interwencji policji, bo też nie było ku temu powodów. Zgodnie z zaleceniami funkcjonariuszy zachowywaliśmy dystans. Skandowaliśmy różne hasła, ale nie używaliśmy nawet wulgaryzmów, o których tak chętnie i głośno mówi się w kontekście protestów młodych osób. Byłem przekonany, że ta sprawa skończyła się wraz ze spacerem, ale tak się nie stało.

Bardzo ważna sprawa opolskiego aktywisty!

Posted by Młodzieżowy Strajk Klimatyczny Opole on Tuesday, January 19, 2021

 

Parę dni temu do drzwi twojego domu zapukała kuratorka sądowa.

K.L.: Powiedziała nam, że policja skierowała moją sprawę do sądu w związku użyciem przeze mnie megafonu na grudniowej demonstracji. W piśmie funkcjonariusze wskazali, że warto przy okazji sprawdzić, czy przypadkiem nie jestem zdemoralizowany. Dowiedziałem się, że jeśli sąd uzna zarzuty policji za słuszne, mogę nawet trafić do poprawczaka. Dlatego kuratorka była zmuszona zbadać moją sytuację rodzinną i osiągnięcia w nauce. Raczej nie trafię do zakładu, ale – na razie – czekam cierpliwie na decyzję sądu, który do końca stycznia ma orzec, czy warto nadawać tej sprawie jakikolwiek bieg, czy może należy zakończyć ją tu i teraz.

Jak pani zareagowała na tę wiadomość?

V.L.: Na początku byłam zaskoczona, bo myślałam, że ktoś robi sobie z nas żarty lub zaszła pomyłka. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Ale potem było mi po prostu wstyd. Wstyd za dojrzałe społeczeństwo, które daje taki przykład młodym ludziom. Nie dość, że zostawiamy im fatalnie zorganizowany, zepsuty, wydrenowany i zaczadzony świat, to jeszcze w tak beznadziejny i okrutny sposób tłamsimy ich działania i odbieramy prawo do walki o ich przyszłość. Wstyd mi za policjantów, którzy już na samym proteście wykazali się absurdalną postawą, zabraniając uczestnikom demonstracji mówić przez megafon. Znowu jesteśmy świadkami dzielenia społeczeństwa na lepszych i gorszych.

To znaczy?

V.L.: Młodzi dostali jasny komunikat: „mój megafon jest lepszy niż twój”. Kacper nie mógł użyć mikrofonu, a depcząca trawnik, gromadząca się w dużej grupie i bez zachowania dystansu policja robiła to tak głośno, że zagłuszała wszystkich uczestników spaceru. Mój syn rzekomo niszczył środowisko, ale policja upominająca demonstrujących – już nie. Uderza mnie przede wszystkim brak spójności i konsekwencji w tym, co zaprezentowali. Z kolei fakt, że ta sytuacja ma ciąg dalszy i komuś się chciało zgłosić ją do sądu dla nieletnich, wciąż nie mieści mi się w głowie.

Co ciebie, Kacprze, najbardziej uderzyło w tej sytuacji?

K.L.: Tłumaczenia policji. W wydanym kilka dni temu oświadczeniu napisano, że byłem przez nich dwukrotnie upominany o nieużywanie megafonu. To nieprawda. Policjanci faktycznie dwa razy interweniowali w związku z mikrofonem, ale pierwszą prośbę skierowali do mojej przedmówczyni, lokalnej ekolożki i współorganizatorki spaceru, która również ma z tego powodu sprawę w sądzie. Trwało to w momencie, gdy spisywał mnie jeden z funkcjonariuszy, więc nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero gdy przejąłem megafon, dowiedziałem się, że mam go oddać. Zastosowałem się do tej prośby, więc dalsze ściganie mnie uważam za absurd, który w tekście zasługiwałby na kilka wykrzykników. To, co się wydarzyło, jest głupie i zupełnie niepotrzebne. Zdecydowałem się jednak mówić o tym w mediach, by nie legitymizować tej głupoty, by bezpodstawne oskarżenia i interwencje policji nie stały się naszą nową normalnością. Najgorsze, co mogłoby się teraz stać, to powszechne przyzwyczajenie się do takich sytuacji.

V.L.: Dodam jeszcze od siebie, że nie szukaliśmy rozgłosu, ale mieliśmy świadomość, że nie możemy tej sprawy zamieść pod dywan. Przede wszystkim ze względu na syna. Nie chciałabym, żeby moje dziecko odczuło w przyszłości negatywne skutki tego wydarzenia, bo wprawdzie dzisiaj to jest sprawa o głupi megafon, ale za 10 lat ktoś mu wytknie, że jako aktywista klimatyczny miał postawione zarzuty w sądzie o niszczenie środowiska.

Poza tym to powinno być przykładem dla innych. Ewidentnie mamy do czynienia z próbą zniechęcenia aktywistów z MSK i ich rodziców do jakiegokolwiek działania. Byłam na wszystkich protestach Kacpra i widzę, jak wiele osób przychodzi i jak bardzo im zależy, z jakim zapałem mówią o swoich marzeniach, śpiewają, trzymają się za ręce i walczą. To nie są wandale, którzy chcą zrobić komuś krzywdę, coś zdemolować, tylko wręcz przeciwnie – są serdeczni i zarażają radością. Chcą żyć i mieć piękny świat. Rodzice muszą im pomóc, bo takie jest ich zadanie. Rodzice są właśnie od tego, żeby pompować skrzydła swoich dzieci i otwierać im okno na świat, by mogły wyfrunąć i go zmieniać.

Czy ty, Kacprze, również myślisz, że policja próbuje cię po prostu uciszyć?

K.L.: Zdecydowanie tak. To, co się stało, trudno nazwać inaczej niż represją, próbą zastraszenia mnie i opolskich czy jakichkolwiek innych aktywistów klimatycznych z MSK, a może i innych ruchów. To próba pokazania nam, że mamy siedzieć w domu i się nie wychylać, nie protestować. Po co? Aby w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli, że katastrofa klimatyczna trwa. Przypominam jednak: nie jest tak, że z racji pandemii ktoś wcisnął pauzę, dzięki czemu największy z kryzysów postanowi na nas zaczekać i uderzy dopiero, gdy poradzimy sobie z koronawirusem. Skutkami zmian klimatycznych musimy się zająć już teraz, a przede wszystkim – wymóc na politykach odważne i poważne zmiany systemowe. Rząd o tym wie, dlatego rękami policji próbuje i będzie próbował nas zdemotywować. Niestety obawiam się, że okaże się to częściowo skuteczne.

Dlaczego?

K.L.: Bo nie każdy będzie w stanie sobie z tą presją, stresem i strachem poradzić. Moja rodzina jest w jakimś stopniu przygotowana na takie sytuacje, ale co mają zrobić osoby nieposiadające wsparcia rodziców, młodsze, bardziej wrażliwe? Podejrzewam, że właśnie one staną się celem kolejnych ataków ze strony państwa.

To nie nowość. W ciągu ostatnich kilku lat, a w szczególności miesięcy, mieliśmy do czynienia z próbą zdławienia licznych protestów obywatelskich, temperowania czy dyscyplinowania różnych aktywizmów w wielu walkach społecznych. Rząd w ten sposób się broni, bo wie, że społeczeństwo próbuje się mu postawić. Wszyscy domagamy się zmian, ale władza nie chce się zmieniać, bo niby dlaczego miałaby to robić? Teraz jej przedstawicielom jest wygodnie, a bezczelni obywatele ciągle czegoś chcą.

V.L.: Młodzi są ambitni i mają w sobie dużo odwagi. Ale obawiam się, że ich rodzice, którzy przeżyli trochę więcej lat, będą im teraz suszyć głowy, mówiąc: „nie idź tam, bo cię zbiją, wlepią mandat, będą ciągać po sądach, po co ci to”. Na pewno również na to liczy władza, dlatego podejmuje działania, które należy wprost nazwać wojną psychologiczną, kombinowaniem, jak zaszczuć ludzi, żeby się bali. Ci bowiem, którzy się boją, stają się niewolnikami, a gdy ktoś się ze strachu poddaje, do czego najwyraźniej chcą doprowadzić policjanci, po prostu przegrywa.

Prawo i przemoc. O źródłach brutalności policji

czytaj także

Oboje mówicie, że te metody mogą być skuteczne i wywoływać efekt mrożący wśród aktywistów i aktywistek. Kacprze, czy takie też będą w twoim przypadku?

K.L.: Na pewno nie! I to kolejna rzecz w tekście, która zasługuje na wykrzykniki. Owszem, znalazłem się w absurdalnej sytuacji, ale nie zamierzam się na nią godzić ani do niej przyzwyczajać. Nie dam wygrać policji ani – szerzej – aparatowi państwa, choć czuję jednocześnie lekki smutek i zawód. Miałem wprawdzie świadomość, że aktywizm zawsze jest nie w smak rządzącym. Wiedziałem, że takie rzeczy się dzieją, ale nie sądziłem, że w moim małym Opolu dotkną mnie, moją rodzinę i naszą małą aktywistyczną grupę. To bardzo mnie zabolało i sprawiło, że niemal kompletnie straciłem zaufanie i szacunek do instytucji państwowych.

Słowo „niemal” jest tu kluczowe, bo w twojej sprawie głos zabrali m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich oraz posłanka Lewicy. Adam Bodnar wydał opinię, w której jasno stwierdza, że „udział nieletnich w demonstracjach nie jest demoralizacją”. Z kolei Marcelina Zawisza złożyła interpelację poselską, w której domaga się wyjaśnień od policji. Czy to przywróciło ci nieco wiarę w sprawiedliwość?

K.L.: Zdecydowanie tak. Dla mnie – jako obywatela – to bardzo ważna wiadomość, która daje nadzieję na to, że wobec działań władzy czy policji nie zawsze jesteśmy sami. Wsparcie posłanki Zawiszy i RPO utwierdza mnie w przekonaniu, że państwo jeszcze nie umarło. Niewątpliwie jednak takie sprawy jak moja kompletnie je ośmieszają, no bo jak można teraz oczekiwać, że ktokolwiek będzie poważnie patrzył i szanował aparat państwa, który ściga nastolatka za wygłoszenie paru słów przez megafon? Mam jednak nadzieję, że interwencja pana Bodnara i pani Zawiszy będzie mieć faktyczny wpływ na ucięcie tej sprawy i wielu podobnych w przyszłości. To jednocześnie wspaniały prezent za zaangażowanie MSK i dowód na to, że warto demonstrować i mówić głośno o niesprawiedliwości.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij