Kraj

Awantura o podwyżki, czyli nie ma się z czego cieszyć

To jest błędne koło, w którym od jakiegoś czasu kotłują się politycy opozycji, elektorat, aktywiści i media. A paliwem jest frustracja. Jesteśmy sfrustrowani i brakuje nam więzi. Jesteśmy na wojnie z PiS-em i z samymi sobą.

Galopujący Major chce w awanturze o podwyżki widzieć szanse dla partii opozycyjnych. Cała sytuacja pokazała według niego, że elektorat opozycji jest inny niż pisowski. Demokratyczny, partnerski i interakcyjny. Jak mu się coś nie podoba, to wali między oczy. Jeśli partie opozycyjne wykorzystają ten potencjał, to nie tylko odbudują zaufanie wyborców, ale stworzą siłę, która zdmuchnie partię Kaczyńskiego. Jako umiarkowany wyborca opozycji średnio starszego pokolenia muszę przyznać, że Galopujący Major potrafi się świetnie sam poklepać po ramieniu, ale dla opozycji realizowanie jego wizji oznaczać będzie ciąg dalszy problemów.

Awantura o pensje parlamentarzystów może być korzystna dla opozycji

Awantura o podwyżki pokazała bowiem błędne koło, w którym od jakiegoś czasu kotłują się politycy opozycji, elektorat, aktywiści i media. A paliwem jest frustracja.

Na opozycji wszyscy mówią o zagrożeniu demokracji, ostatnich wolnych wyborach, porównują rządy Kaczyńskiego do PRL-u, bolszewizmu i faszyzmu. Jeśli zagrożenie jest wielkie, to potrzeba nam też mocnych działań i pełnej mobilizacji. Kiedy w kolejnych wyborach przychodzi porażka, to rozczarowanie jest adekwatne do rozpalonych wcześniej namiętności. I trzeba się wyładować. Trochę na Kaczyńskim, ale też trochę na swoich, bo znowu go przecież nie pokonali. I rusza machina. Liderzy opozycji to nieudacznicy, bezideowi koniunkturaliści, chciwi amatorzy. Ludzie, którzy nie dorośli do historycznej roli.

A powód w końcu się znajdzie. Ponieważ podwyżki to rzecz świeża i wciąż budzi żywe emocje, przypomnę inną, sprzed zaledwie kilku miesięcy. Na pierwszym posiedzeniu Sejmu podczas pandemii, kiedy jeszcze nie obradował on zdalnie, politycy dostali zestawy ochronne. Część z nich zrobiła sobie zdjęcia w maseczkach i wrzuciła na social media (m.in. Franek Sterczewski i Małgorzata Tracz). Rozpoczęła się jatka. Pajace, żałośni klauni, powiedzieć, że to Sejm dzieci i młodzieży, to obrazić dzieci i młodzież! Gdy dziś przyjrzymy się z dystansu tym zdjęciom, to trudno nawet uwierzyć, że te kilka fotek w maskach mogło wywołać taką falę hejtu skierowaną przede wszystkim wobec posłów opozycji. Przecież Sejm ze względu na swoją rolę ustawodawczą powinien być zabezpieczony. Nie dlatego, że posłowie są lepsi niż inni obywatele, tylko ze względu na to, że paraliż Sejmu (choćby na skutek ewentualnych zakażeń i zgonów) to paraliż państwa w dobie kryzysu. Jednak gdy chce się psa uderzyć, to kij się znajdzie.

Bogaci kradną tak często jak biedni, czyli ile kosztuje poseł

No właśnie psa. Galopujący Major pisze, że między elektoratem a politykami opozycji panują partnerskie i horyzontalne relacje. Nie zazdroszczę partnerom Majora, jeśli tak rozumie partnerstwo. Po politykach sfrustrowany elektorat opozycji jeździ jak po burych sukach. Pogardza nimi i ich lży, jeśli tylko nie robią rzeczy perfekcyjnie. A jak coś im wyjdzie, to nie traktuje tego jako ich sukcesu, tylko wypełnienie zadania, od którego są, excusez le mot, „jak dupa od srania”. To nie jest żadne partnerstwo, to jest toksyczna relacja. Gdybyśmy mieli do czynienia z takimi relacjami w rodzinie, wysłalibyśmy dzieci i rodziców na terapię.

Oprócz frustracji wywołanej przegranymi wyborami genealogia tej toksycznej relacji to także duża rola aktywizmu w określaniu opozycyjnej politycznej agendy. Zanim politycy zdążą przetrawić jakiś pomysł ruchu społecznego, dotrzeć z nim do wyborców z centrum i zaproponować rozwiązania legislacyjne, aktywiści zgłaszają już kolejne, bardziej radykalne rozwiązania i postulaty. Na przykład jeszcze nie udało się wprowadzić związków partnerskich, a już postulaty równości małżeńskiej i adopcji są trochę przestarzałe, bo prawdziwie odważnym postulatem jest niebinarność. Zamiast synergii między ruchami społecznymi i partiami opozycji mamy dwa zjawiska. Albo wstydliwe milczenie ze strony polityków nieprzekonanych do określonych postulatów wywołuje krytykę, że nie są oni otwarci na społeczeństwo, albo włączanie się polityków w ofensywy ruchów społecznych kwitowane jest przez samych działaczy jako oczywistość i efekt ich własnych zabiegów. Dlatego nie powstają wartościowe i stabilne więzi między ruchami społecznymi a partiami. Sporo jest za to szantażu i nieufności.

Atmosfery nie poprawiają te media, które nie są w rękach rządu. Miotają się one od promowania opozycji do jej bezwzględnej krytyki. Po każdej orce, jaką urządzają „swoim” politykom, dokonywanej ze świętym przekonaniem o powinności dziennikarskiej, angażują się potem w odbudowywanie wizerunku opozycji w poczuciu odpowiedzialności obywatelskiej i demokratycznej. Kończy się na tym, że tracą kapitał zaufania, bo ostatecznie nie są ani obiektywne, ani tożsamościowe. Są po prostu koniunkturalne, zależne od chwilowych kaprysów swojej publiczności.

W tych warunkach wcale nie dziwi, że elektorat wciąż poszukuje nowych polityków. Najlepiej takich, którzy będą perfekcyjni albo przynajmniej nieobciążeni wpadkami. Stąd mamy pochód nowych twarzy: Biedronia, Budki, Trzaskowskiego, Hołowni. Każdy z nich jest dobry, póki nie zawiedzie i będzie trzeba poszukać nowego. Dlatego akurat ci, którzy są w obiegu, funkcjonują w ciągłym strachu przed wpadką i kompromitacją. A może nią być zarówno coś oczywistego, w stylu niedotrzymania obietnicy oddania mandatu, jak i opóźniona reakcja na postulaty aktywistów i ruchów społecznych. Zamiast popychania własnej agendy politycy opozycji reagują więc przede wszystkim na nastroje i cały czas zmieniają zdanie. Niedawno krytykowali 500+, dziś go bronią. Zgłaszali kartę LGBT, ale już jej nie realizują. W piątek głosowali za podwyżkami, a w poniedziałek biją się w piersi. Chcąc utrzymać się na powierzchni, skutecznie się pogrążają i pozbawiają powagi.

Kilka lat temu, gdy rządził Donald Tusk, Jarosław Kaczyński był w niewesołej sytuacji. Po katastrofie smoleńskiej zarządzał elektoratem przepełnionym poczuciem krzywdy, sfrustrowanym, opierając się na marginalnych mediach i skrajnych ruchach społecznych w stylu Klubów Gazety Polskiej. Miał jednak coś, czego dziś brakuje opozycji – poczucie wspólnoty. My jesteśmy sfrustrowani i brakuje nam więzi. Jesteśmy na wojnie z PiS-em i z samymi sobą.

Póki nie znajdziemy drogi wyjścia z tej sytuacji, opozycja będzie przegrywać. Trudno przyłączać się nie tyle do przegranych, bo przecież ostatni dziś mogą być jutro pierwszymi, ile do toksycznego kłębowiska, które dziś tworzą politycy opozycji, aktywiści, elektorat i media.

Ruchu społecznego nie robi się odgórnie

Największa odpowiedzialność ciąży chyba na politykach. Zamiast strachu przed wpadką powinna nimi kierować odwaga w zaproponowaniu różnych wizji Polski po Kaczyńskim. Zamiast programowego rzucania się od ściany do ściany i poddawania się urokom „interakcji i stosunków horyzontalnych” wolałbym wyraźne programowe propozycje skierowane do różnych opozycyjnych elektoratów. Tylko wtedy zbudujemy więzi i tożsamości, które mogą być zaczątkiem budowania przewagi nad Prawem i Sprawiedliwością.

**

Imię i nazwisko do wiadomości redakcji (zresztą podobnie jak imię i nazwisko Galopującego Majora).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij