Zapowiadają się dwa tygodnie, w których lewicowcy będą licytować się na oburzenie i zniesmaczenie umizgami do elektoratu Krzysztofa Bosaka. Komentarz Galopującego Majora.
Cokolwiek by mówić o wynikach wczorajszych wyborów, nietrudno zauważyć, że języczkiem u wagi w drugiej turze stanie się Bosak, a właściwie to wyborcy Konfederacji. Podchody pod ten elektorat już się na dobre zaczęły, a im bardziej będą intensywne, tym większy będzie krzyk po lewej stronie.
Z jednej strony bowiem lewicowy komentariat, bardziej lub mniej skrycie kibicujący Dudzie, a już na pewno bardziej od niego nienawidzący liberałów, będzie wyciągał „mizianie się Trzaskowskiego z faszystami”. Bo ten właśnie miziać się zaczął.
Z drugiej strony to samo zrobią ci lewicowcy, którzy mimo wszystko i z bólem serca kibicują Trzaskowskiemu, więc będą przyglądać się „mizianiu się Dudy z faszystami” od Bosaka. Ten mizia się otwarcie i od kilku tygodni.
Zapowiada się więc festiwal przerzucanki, gdzie dwa lewicowe obozy będą się przerzucać cytatami z miziania a to Dudy, a to Trzaskowskiego, licytując się na oburzenie i zniesmaczenie. Na lewicy już tak niestety jest, że komentariat bardziej się wzburza retoryką niż politycznymi czynami lub polityczną kalkulacją.
Tymczasem obaj kandydaci, rzecz wydaje się jasna, wyborców Bosaka – podobnie zresztą jak Lewicy – niespecjalnie poważają i w swoich umizgach nie są szczerzy.
Jak będzie naprawdę z tym Bosakiem i pochodem faszyzmu?
Otóż, po pierwsze, Trzaskowski może być nawet bardziej wrażliwym społecznie prezydentem niż Duda. Zwrot na (bardzo umiarkowane) lewo w platformianym myśleniu już się bowiem zaczął, co widać nie tylko po retoryce o zachowaniu 500+ i wieku emerytalnego. Oczywiście nie dlatego, że PO to partia wrażliwa społecznie. Gdzie tam. On się zaczął, bo tylko taki zwrot daje Platformie możliwość politycznego renesansu, a w długiej perspektywie może nawet ponownej wygranej w wyborach.
Platforma Obywatelska wolno, ale jednak wyciąga wnioski. Ktoś powie, że to niemożliwe. Ale skoro opinię o programach socjalnych potrafił zmienić taki neoliberał jak Gowin czy były doradca Tuska, czyli premier Morawiecki, to czemu nie ma jej zmienić i Rafał Trzaskowski?
Po prostu „współczujący”, „progresywny” liberalizm zjada w tym momencie Lewicę i PSL. Więc czemu macherzy z PO nie mieliby po niego cynicznie sięgnąć? To piłka do pustej bramki, wystarczy tylko dołożyć nogę. Nie wierzycie? A pamiętacie wynik Janka Śpiewka w wyborach w Warszawie, gdy Trzaskowski opowiadał o zielonej Warszawie? A obecny wynik Biedronia?
Tak, PO swoją miarkowaną, cyniczną wrażliwością na pokaz podjada Lewicę, która raz, że na liberalny elektorat prycha, a dwa – nie ma za bardzo gdzie przed nim uciec, bo przecież nie do pisowskich stref wolnych od LGBT.
Od początku głosiłem, że wybór Borysa Budki w PO to poważne problemy dla Lewicy, bo to jest inne pokolenie Platformy niż Grzegorz „konserwatywna kotwica” Schetyna.
Załóżmy jednak, że się mylę. Że i Trzaskowski, i cała PO są obozem politycznym, który nie jest skłonny poprzeć 500+ i innych programów socjalnych, bo od tego zależy powrót do władzy. I że PO tak naprawdę, ale to naprawdę pragnie politycznego sojuszu z faszystami.
Otóż, po pierwsze, ponad 8 milionów twardych wyborców PiS na to nie pozwoli. Cokolwiek Trzaskowski powie o wspaniałym Bosaku, te 8 milionów spowoduje, że to PiS będzie wygranym w kolejnych wyborach parlamentarnych. Owszem, PiS w kolejnych wyborach parlamentarnych może nie zdobyć już samodzielnej większości, ale nadal będzie największą partią polityczną w Polsce. I do rządzenia będzie potrzebować jednej niewielkiej partii koalicyjnej.
W takim scenariuszu antypisowska koalicja w Sejmie będzie możliwa tylko w formie tzw. kordonu, czyli wszyscy przeciw PiS. Sęk w tym – i to jest argument numer dwa – że taka koalicja wymagałaby zgody Lewicy. A ta się oczywiście nigdy na sojusz z Bosakiem i Braunem nie zgodzi. PiS więc sięgnie albo po Konfederację, albo PSL. Jeśli po PSL, to zagrożenie faszyzmem na trochę ustanie. Jeśli po Konfederację, to ryzyko faszyzmu w polskim rządzie zacznie się materializować.
Tu muszę Państwu zdradzić pewną tajemnicę: otóż PiS raz już był w koalicji z Konfederacją, czy dokładnie Wszechpolakami. Tak, Krzysztof Bosak zaczynał karierę polityczną dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu i Romanowi Giertychowi. Czemu więc Kaczyński miałby nie sięgać znowu po Bosaka i jego nowych Wszechpolaków? Przecież raz to już było testowane. Robimy koalicję, a potem wsysamy koalicjanta i tworzymy kolejne, prawe skrzydło nowej Zjednoczonej Prawicy.
Ktoś powie, że bosakowcy drugi raz się na to nie zgodzą. Ależ owszem, zgodzą się, bo to daje ogromne, ale to ogromne pieniądze. Przypomnę tylko, że za rządów PiS do interesów Rydzyka dołożono ponad 200 milionów złotych, a media braci Karnowskich dostały w reklamach już blisko 28 milionów złotych. Wyobraźmy sobie, co z tymi pieniędzmi zrobiłaby Konfederacja? A co najmniej takie za koalicję dostanie. Dla partii bez sutych posad to jak gwiazdka z nieba, nawet jeśli ta gwiazdka wyda się z początku czerwona.
Oczywiście konfederaci dostaliby w takiej koalicji całą nadbudowę, w tym zwłaszcza edukację. Zakaz aborcji przepchną przez Trybunał Konstytucyjny. A gospodarka? Cóż, sięgnie się po Orbanomikę, jak na Węgrzech, może obetnie trochę 500+, ale za to wprowadzi bardzo niskie podatki, drogi obywatelu. Resztę dopowie TVP i nawet spoty wyborcze za darmo zrobi i puści.
Słowem – ewentualny kordon anty-PiS w przyszłym Sejmie nie powstanie nie dlatego, że nie zechce go chciwa na władzę Platforma, ale dlatego, że zawetuje go Lewica. W takiej sytuacji PiS zrobi rząd z Konfederacją, obsypując ją gradem złotych monet.
Stąd tak potrzebny jest ktoś, kto zablokuje dojście konfederatów do politycznej władzy w Polsce. Niestety, stało się tak, że może to być tylko Trzaskowski. Czy nam się to podoba, czy nie (spojler: raczej nie), tylko on będzie mógł pochód prawdziwego faszyzmu zatrzymać. Bo przecież Duda podpisze wszystko, co mu przełożeni nakażą, a potem zadowolony wyjedzie na narty.