Sejm o niczym nie dyskutuje ani o niczym nie decyduje. Wystąpienia, jak to ostatnie rzecznika Bodnara, odbywają się w nocy, do pustej sali. Może pora Sejm zamknąć? Niech przejdzie do historii, tak jak Trybunał Konstytucyjny – pisze Galopujący Major.
Przeniesienie posiedzenia obecnego Sejmu na czas po wyborach jest tyleż niebezpiecznym, ile ciekawym precedensem. Zdaniem liberałów oznaczać to może nawet niedopuszczenie opozycji do władzy. Ci ponoć bardzo zaradni ludzie potrafią przewidywać przyszłość tak dobrze, jak przewidzieli w Polsce Grecję i Wenezuelę naraz.
Zdaniem lewicy z kolei nie wiadomo, co to ma oznaczać, bo lewica, przynajmniej ta internetowa, zajęta jest dyscyplinowaniem każdego, kto śmie zapytać, czy czasem 4000 płacy minimalnej na prowincji w państwie z tektury nie zaszkodzi pracownikom?
Tymczasem umyka pytanie zasadnicze, a mianowicie: po co właściwie Sejm jest Polsce potrzebny? Zwłaszcza w „dobrym czasie dla Polski”.
czytaj także
Po pierwsze, Sejm o niczym, ale to absolutnie o niczym istotnym nie decyduje. Ba, w Polsce nie decyduje nawet o tym rząd, a przynajmniej ministerka finansów. Decyduje pan prezes Kaczyński, który bez żadnego trybu rzuca kwoty i pomysły, które mu akurat przyszły do głowy. I Sejm w podskokach to realizuje.
Po drugie, Sejm o niczym nie dyskutuje. Głosowania, debaty, wystąpienia, jak te ostatnie rzecznika Bodnara, odbywają się w nocy, do pustej sali, posłowie i posłanki mają po kilka minut na zadawanie pytań, a potem i tak jakiś Piotrowicz czy Kuchciński wyłączy im mikrofon albo poleci po premii.
Po trzecie, Sejm, jeśli tylko jest to wygodne dla władzy, nawet nie udaje, że liczy głosy, czego dowodem jeden z budżetów, który został uchwalony w zastępczej sali, mimo wielce prawdopodobnego braku większości.
Mariusz Kamiński szefem MSWiA. Służby specjalne mogą być wykorzystane przeciwko opozycji
czytaj także
Po czwarte, Sejm nie pisze ustaw, piszą je albo znajomi ministra Gowina, albo same ministerstwa, posłowie i posłanki nie wiedzą, nad czym głosują, często pytani o konkretne poprawki do poprawek nie potrafią ich nawet opisać.
Po piąte, Sejm tylko wszystko opóźnia, co prawda tryb legislacyjny obecnie trwa tylko 72 h z dostawą do domu, ale i tak są opóźnienia, bo biedny prokurator Piotrowicz musi ustawę o Sądzie Najwyższym nowelizować, bagatela, aż osiem razy.
Po szóste, Sejm to ogromne koszty, nie tylko marszałka Kuchcińskiego, ale w ogóle utrzymywanie całej tej infrastruktury przypomina trochę utrzymywanie tych wszystkich Windsorów w Anglii, tyle że tamci chociaż generują przychody turystyce.
Rząd PiS atakuje każdy przejaw swobody myślenia i niezależności. Pora na bunt instytucji
czytaj także
Słowem, Sejm jest po prostu kompletnie niefunkcjonalny i dziś zupełnie niepotrzebny. Czy to oznacza, że wybory powinny być zlikwidowane? Ależ skąd, powinny się one odbywać jak teraz, tyle że głosowałoby się nie na kandydatów, ale po prostu na partię. Czyż nie na tym polega fenomen jedynek i krwawa bitwa wynikająca z faktu, że wyborcom i tak wszystko jedno, więc głosują na osobę pierwszą na liście? A po wyborach szef partii dostaje pulę głosów, dzięki której wszystko idzie sprawniej. Z rządu generowane są rozporządzenia z mocą ustawy, memoranda, dekrety, ewentualne poprawki przy biurku można zrobić w kilka godzin przed obiadem, znamy autora i osobę odpowiedzialną, koszty druku znikome, a Sejm przechodzi do muzeum dziwactw XX wieku.
czytaj także
Tak jak przeszedł Trybunał Konstytucyjny, i większości wyborców to nie przeszkadzało, prawda? Więc po co się całym tym Sejmem zadręczać, zwłaszcza że i dla opozycji, co było widać po próbach odwołania Ziobry, przyjazdy do Sejmu to też jedna wielka męczarnia.