Na arogancji i samozadowoleniu rządu w związku z nagrodami pożywiła się prawica. Ustawa degradacyjna i konsekwentna obrona przed nią tradycyjnego elektoratu pomogły SLD.
12 punktów procentowych w dół, które wykazał sondaż zlecony przez TVN, to prawdziwe tąpnięcie. Za co tak Kaczyńskiego pokarało? „Pazurki”, które z poruczenia Prezesa pokazała wicepremier Szydło („premie nam się należały!”)? Kolejna udana fala czarnego protestu? Degradacja generałów? Bez badań bardziej szczegółowych, w tym jakościowych i przede wszystkim kolejnych sondaży wyznaczających trend, skazani jesteśmy na spekulacje, ale kontekst wyników pozostałych partii coś nam jednak podpowiada. Po kolei zatem.
czytaj także
Sprawa wydaje się prosta w przypadku dwóch kwestii. Na arogancji i samozadowoleniu rządu w związku z nagrodami wyraźnie pożywiła się prawica: oczywiste wydaje się powiązanie 4 punktów procentowych wzrostu Kukiza’15 i 2 pp dla Wolności Korwin-Mikkego – obydwie te partie niczym istotnym w ostatnich tygodniach się nie wykazały, są natomiast domyślną opcją dla wszystkich prawicowców niechętnych „tym na górze”. A trudno o lepszy, może poza jawną korupcją, impuls do odstręczenia takich wyborców niż sowite bonusy wypłacone za nie wiadomo co i bronione z uporem godnym lepszej sprawy.
Druga rzecz, to ustawa degradacyjna, która „dodała upokorzenie do krzywdy” ustawy dezubekizacyjnej. Tę kwestie pochopnie spisywano na straty i uznawano, że nie ma prawa stać się dla nikogo wehikułem poparcia wyborczego. Tymczasem elektorat – a mówiąc skrótowo: osoby z Ludowego Wojska Polskiego, resortów i starej nomenklatury wraz z rodzinami – został po raz kolejny zmobilizowany przez nonsensowne gesty nie tylko wobec zmarłego szefa WRON, ale nawet jedynego polskiego kosmonauty, z którego taki był komunistyczny zbrodniarz, jak z posła Piotrowicza żołnierz wyklęty. To już nie tylko atak na interesy „mundurowych”, ale naplucie w twarz wszystkim – a jest ich kilka milionów – którzy PRL uważali za swoją, nawet jeśli nie pozbawioną wad, ojczyznę i z nią związali swe biografie. W tej sytuacji, nawet jeśli SLD nie ma siły, by PiS powstrzymać, konsekwentna obrona godności jego tradycyjnego elektoratu musiała wielu z tych ludzi skłonić do zmiany preferencji na korzyść Sojuszu. PO, której część z nich przejściowo zaufała jako zaporze przed Kaczyńskim także przecież brakuje sił, do tego NZS-owiec Schetyna nie ma dla nich za grosz serca i uwagi.
Z pozoru zawrotny wynik partii Włodzimierza Czarzastego to jednak pochodna większej liczby czynników. Złośliwi twierdzą, że SLD nie robi nic i dlatego w sondażach zyskuje, ale to raczej życzeniowe myślenie tych, którzy dobicia postkomunistycznego wampira nie mogą się doczekać od ładnych paru lat. Przede wszystkim w sprawie ważnej ostatnio aborcji SLD mówi z grubsza to samo, co Barbara Nowacka i Partia Razem. Zasługi poszczególnych aktorów w organizacji protestów znają nieliczni, za to SLD owo „z grubsza to samo” ma szansę przekazać wyborcom kilkanaście razy częściej niż najmłodsza partia polskiej lewicy. Niewykluczone również, że nieźle obecny w mediach głos liderki Inicjatywy Polskiej idzie także, mocą dawnych – co z tego, że błędnych – skojarzeń, na konto Sojuszu. Jeśli dodać do tego spore struktury w „Polsce powiatowej”, tyleż błyskotliwego w radiu, ile swojskiego w telewizji lidera, przefiltrowane przez najntisową nostalgię wspomnienia niewątpliwej klasy Oleksego, Kwaśniewskiego czy Cimoszewicza, długą pamięć powszechnie rozpoznawanej nazwy, krótką pamięć o podatku liniowym i wreszcie niemal zupełną obojętność wobec więzień CIA – nietrudno dojść do wniosku, że bez silnej alternatywy na lewej stronie i większych wpadek Sojusz może dowieźć do Sejmu wynik nawet i dwucyfrowy.
czytaj także
Może największa ciekawostka to wzrost poparcia dla PO, choć nie mam wątpliwości, że kierownictwo uzna to za dowód, że ciała ich wrogów już niedługo same spłyną rzeką – i że warto (było) czekać spokojnie na brzegu. Arytmetyka spadków i wzrostów sugeruje, że w badaniu spadła lekko (2-3 punkty procentowe) liczba wskazań „trudno powiedzieć”. Jeśli dodać do tego spadek Nowoczesnej o 2 pp, można zacząć podejrzewać, że dość bierna ostatnio PO zyskuje głównie w ramach tandemu z Nowoczesną oraz za sprawą mobilizacji dawniej zniechęconych, jako „mimo wszystko mniejsze zło”.
Nawet jeśli bowiem przyjmiemy, że „czarny protest” był w dużej mierze przeciw zaostrzeniu, a nie za liberalizacją ustawy o przerywaniu ciąży, PO jest w tej materii partią postrzeganą jako niespójna, pozbawiona wyrazu i zwyczajnie oportunistyczna. W kategorii „obrona honoru ludzi PRL” zupełnie nie ma dziś czym zapunktować, zaś jako alternatywa dla arogantów u władzy są wiarygodni może arytmetycznie (Donald Tusk faktycznie nie przyznawał sobie premii), ale symbolika ośmiorniczek i tak będzie się za to partią ciągnąć jeszcze bardzo długo.
Z obserwacji wyników konkretnych partii dodajmy jeszcze, że żadne z wydarzeń ostatnich tygodni nie było w najmniejszym stopniu Wydarzeniem dla PSL – stagnacja tej partii na poziomie 5 procent to nie przypadek, bo żadna z tych kwestii nie porusza specjalnie jej elektoratu, dla żadnego innego elektoratu Stronnictwo nie okazała się opcją alternatywną. W tej sytuacji wybory samorządowe będą dla PSL walką o życie – i naprawdę niewykluczone, że dla wielu z jej struktur bój to może być ostatni.
Jest jeszcze Razem – partia, która ma największe chyba powody do frustracji. Wydarzenia ostatnich tygodni wydawały się jakby skrojone pod ich przekaz. Rząd Mateusza Morawieckiego potwierdza, że jest częścią aroganckiego establishmentu i prawicową kontrelitą w przebraniu trybunów ludowych – drugim i gorszym, bo fanatycznym i obłudnym naraz wariantem PO. Czarny protest, w organizacji którego Razem ma chyba największe zasługi ze wszystkich partii, jest wielkim sukcesem jako akcja społeczna i – na to wygląda – hamulcem dla fanatyków. Ale jeśli już komuś pomaga na planie sondażowym, to raczej SLD, które zdawało się mieć elektorat zupełnie od Razem odrębny.
czytaj także
Powtórzmy, jeden sondaż wiosny nie czyni. Wiemy tyle, że PiS naprawdę potrafi się potknąć o własne nogi, zwłaszcza przy sprincie z wieloma przeszkodami na krótkim dystansie. Poza przypadkiem SLD przepływy głosów wydają się zachodzić raczej w ramach ideologicznych bloków niż między nimi, a stopień mobilizacji nowych grup bardzo trudno zmierzyć. Konsekwencja i wyrazistość popłacają. No i jeszcze jedno – herbata nie robi się słodsza od samego mieszania. Badanie z końca marca pokazuje zmiany proporcji, ale w ramach tych samych składników. Prawdziwym testem dla polskiej polityki będzie dolanie do kotła nowej substancji.