Te wszystkie wzmożenia antyuchodźcze i historyczno-militarne są prężeniem narodowej pały, a to zawsze ma jakiś związek z tym, jak definiujemy w danej kulturze męskość i kobiecość.
Spory medialne szybko przyjmują kształt mocno uproszczony, a potem tylko trzeba zapisać się do któregoś z obozów. Jeden z tych sporów zdaje się wyglądać w tej chwili tak, że z jednej strony mamy stare liberalne elity, a z drugiej młode lewicowe i aspirujące do zajęcia miejsca tych starych. Nie jestem pewna, czy to wiek koniecznie ma wyznaczać miejsce, ale niech będzie. Pewnych doświadczeń nie da się zapomnieć. Przyjmijmy jednak, że chodzi bardziej o poglądy niż biologię i walkę o to, kto teraz będzie samcem alfa. Albo waderą alfa.
Stare elity pamiętają komunę, powtarzają wciąż slogany o wolności i demokracji, Europie, jaka by nie była, i modernizacji. Przez lata były ślepe na neoliberalne porządki w gospodarce i społeczne koszty transformacji. Nawet jeżeli odbyły już swój rytuał pokutny – „byliśmy głupi”, to i tak nie mogą się wyzwolić z paradygmatu, w którym tkwią po uszy. Kiedyś był to syndrom „GW-TP-Polityka”, teraz coraz bardziej TVN. Np. wciąż uważają demokratyczne pryncypia za kwestię fundamentalną. Co akurat też jest mi bliskie, ale z dużą częścią krytyki się zgadzam. Z pewnym zastrzeżeniem. Czy w czasach, kiedy władza próbuje uciąć im łby, warto dodatkowo skopać im tyłki?
Czy w czasach, kiedy władza próbuje uciąć starej elicie łby, warto dodatkowo skopać im tyłki?
Młode aspirujące lewicowe elity (MALE), które nigdy nie przyznają, że chcą być elitami, stawiają z kolei na sprawy bytowe. Pensje, mieszkania, zmaganie się ze społeczną niesprawiedliwością. Trudno nie przyznać im racji.
Problem polega jednak na tym, że spór ten toczy się w cieniu PiS-owskich rządów. A wybór demokracja czy równość jest trochę wyborem z gatunku, czy myć ręce czy nogi.
Kolejna odsłona tego sporu dotyczy zaś tego, czy warto pozbyć się PiS, czyli umyć ręce, jeśli nogi mają pozostać brudne. Jeśli nie warto, to jak bardzo satysfakcjonują nas pisowskie działania prosocjalne? I czy przy obecnym układzie sił MALE nie stają się pożytecznymi idiotami PiS?
Wydaje się, że spór ten na tyle uległ już petryfikacji, że możemy toczyć go ad mortem defecatum. I może ona naprawdę nastąpić. Nie o tym sporze więc zamierzam pisać, to był tylko wstęp.
Wybór demokracja czy równość jest wyborem z gatunku, czy myć ręce czy nogi.
Jest bowiem jeszcze trzeci głos, pozornie słuchany, ale tak naprawdę lekceważony. Jest to głos feministyczny.
Ach, Czarny Protest, kobiety zbawią Polskę, oczywiście wszyscy jesteśmy feministami i martwimy się o prawa kobiet… Ale tak naprawdę kwestie kobiece traktuje się jako coś obok, oddzielnego od prawdziwej polityki, bo to przecież tylko obyczajówka. Mężczyźni objaśniają świat, a kobiety zostaną zauważone, jeśli wyjdzie ich na ulice milion, bo taki milion może się do czegoś przydać.
A co próbuje powiedzieć ten trzeci głos? Poza demokracją i równością ekonomiczną jest jeszcze jedna fundamentalna kwestia – to jest gender. Od dłuższego czasu mówią o tym Agnieszka Graff i Elżbieta Korolczuk. (Polecam raczej wywiad w KP niż bardziej publicystyczny tekst w GW).
czytaj także
I choć teza jest prosta, nikt nie podjął z nią merytorycznego sporu, ale też nikt nie potraktował jej poważnie.
Co to oznacza, że – jak twierdzą autorki – antygenderyzm jest jądrem ruchów populistyczno-prawicowych?
Skupmy się na Polsce. Oznacza to, że wizja ideologiczna, która stoi za działaniami PiS, silnie poruszająca ludzkie emocje i mobilizująca część elektoratu oraz nie odrzucana przez resztę, jest konserwatywna i patriarchalna. W jej centrum znajduje się rodzina. Rodzina służy do rodzenia dzieci dla narodu. Kobiety należy do tego zmusić. Za to dobrobytem rodziny zajmie się państwo. Zajmie się też obroną rodziny przed wszelkimi niebezpieczeństwami – dzieciobójstwem, pedalstwem, przebieraniem chłopców za dziewczynki i uchodźcami, którzy chcą zgwałcić nasze kobiety. Te wszystkie wzmożenia antyuchodźcze i historyczno-militarne są prężeniem narodowej pały, a to zawsze ma jakiś związek z tym, jak definiujemy w danej kulturze męskość i kobiecość. Polska jest kobietą? Czyli można ją zgwałcić, a ktoś musi stanąć w jej obronie, aby nie dopuścić do niej obcych samców. Ważna jest też religia, jako system utrwalający taki stan rzeczy.
Społeczny wizja PiS to naród złożony z rodzin. A rodzina ma być narodowo-katolicko-socjalistyczna, czyli zadbana, o tyle, o ile się da, przez państwo i obroniona przez Obronę Terytorialną. Wolna od zboczeń i wypaczeń, z panem, bo samotna matka z dziećmi to już nie bardzo.
I o tym wszystkim warto pamiętać, kiedy dostrzega się dobre strony PiS.
To jest felieton, więc pojadę po bandzie. A Hitler rozruszał gospodarkę i budował autostrady…
Czy prawa kobiet to jest ta najbardziej fundamentalna kwestia? I znów ten dylemat: co umyć? Ręce, czy nogi, czy cipkę i penisa? Też jest fundamentalna! W każdym razie z wyżej wymienionych powodów PiS to formacja, która jest mi fundamentalnie obca, nawet jeśli daje 500+ albo tworzy w miarę sensowną ustawę reprywatyzacyjną.
Byłoby mi bliżej do MALE, gdyby byli gotowi poważnie uwzględnić tę perspektywę. Niektórym kobietom także wydaje się, że patriarchat im w niczym nie przeszkadza, a nawet nieźle sobie z nim radzą, ja jednak chciałabym, aby lewica była naprawdę antypatriarchalna. W lewicowej i liberalnej debacie publicznej niby już jest miejsce na prawa kobiet – aborcja, prawa reprodukcyjne, przemoc wobec kobiet. Jednak to wszystko nie składa się na jeden wyrazisty przekaz – PiS to patriarchat i właśnie dlatego powinniśmy powiedzieć mu – nie.