I dlatego, choć ministerstwo ma trzyletnią umowę z festiwalem Malta, Gliński zapowiada, że jej w tym roku nie podpisze, jeżeli to Oliver Frljić będzie kuratorem wydarzenia.
Wygląda na to, że minister Gliński może się stać dla kultury polskiej tym, czym „Herod dla towarzystwa przedszkolnego w Betlejem” jak mógłby to ująć klasyk satyry społecznej Terry Pratchett. Zeszłoroczne osiągnięcia ministra, które podsumowałam na tych łamach w tekście Kultura polska w służbie kultu, blakną w porównaniu z impetem, z którym wkroczył w nowy rok. Po skutecznym spacyfikowaniu Muzeum II Wojny Światowej, którego ekspozycja nie wyraża w dostatecznym stopniu „stanowiska polityków, którzy mają mandat społeczny dotyczący polityki historycznej”, złowrogie oko MKiDN-u skierowało się ku Festiwalowi Malta.
czytaj także
Jeszcze 27 marca w rządowym kanale TVP Info minister mówił: „Malta to znany, renomowany festiwal. Moje ministerstwo ma z nim podpisany 3-letni kontrakt. Nie mam możliwości wycofania dotacji – mógłbym za to być podany do sądu. Te trzysta tysięcy będzie przeznaczone na cele pozaartystyczne, bo nie zgadzam się, żeby kuratorem był Frljić. Tyle mogę zrobić.” Najwyraźniej po programie przypomniał sobie, że „ludzcy panowie” z „biało-czerwonej drużyny” grają do końca, a jak sędzia gwiżdże faul, to wystarczy mu zabrać gwizdek, bo w kolejnym wywiadzie, dla prawicowego miesięcznika, mówił już innym tonem: „Mogę powiedzieć, że choć nasza umowa z Maltą jest trzyletnia, to w tym roku jej nie podpiszę, jeżeli Oliver Frljić będzie tam kuratorem. Boleję nad tym, bo temat – Bałkany – zapowiada się ciekawie. Ale bez tego pana”.
czytaj także
Minister po prostu nie lubi Frljića, więc bez względu na opinie jakichś tam krytyków teatralnych czy uznanie publiczności (chodzi mi o tę publiczność, która wchodzi do środka teatru – to od jakiegoś czasu warto doprecyzowywać) reżyser nie będzie mile widziany w folwarku ministra, to jest – przepraszam – w Polsce. Frljić sam sobie zresztą nagrabił. Najpierw w krakowskim Starym Teatrze podejrzanie gmerał przy spiżowym pomniku Konrada Swinarskiego i przygotowując swoją premierę doszukiwał się antysemickich wątków w jego inscenizacji Nieboskiej Komedii. A przecież każdy wie, że w Polsce w latach sześćdziesiątych o żadnych antysemickich wątkach nie mogło być mowy. Niestety minister Gliński był wtedy premierem z tabletu, z którego nie za bardzo mógł się wydostać, ale sytuację uratował sam dyrektor Starego Teatru, który niedobrego Chorwata wyrzucił a pomnik przetarł ściereczką i było po sprawie. Niestety homo-hetero-trans-lobby teatralne znów sprowadziło Frljicia do kraju – na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy pokazał spektakl Nasza przemoc i wasza przemoc, w którym upierał się, że sztuka ma powinności polityczne, krytykował przewodnią rolę narodu i „bezcześcił” flagę narażając ją na intymne zetknięcie z kobietą. Minister Gliński, który od początku swojej kadencji niezmordowanie próbuje sił jako amatorski krytyk teatralny, był bezkompromisowy: „Nie wydaje mi się, żeby sztuką było jakieś celowe prowokowanie czy obrażanie uczuć religijnych i narodowych”.
Jak się okazało pozycja ministra w krytyce teatralnej nie jest wciąż dostatecznie mocno ugruntowana – Frljic znów stanął na deskach polskiego teatru! W warszawskim Teatrze Powszechnym wyreżyserował Klątwę na podstawie tekstu Wyspiańskiego i tym razem naprawdę przeholował – zaatakował instytucję najbliższą sercu każdego polityka „dobrej zmiany”: Kościół katolicki. Zdaniem Frljića to opresyjna międzynarodowa korporacja, która ustawia się ponad prawem, chroni w swoich szeregach pedofilów, którzy bezkarnie gwałcą dzieci, i odbiera kobietom prawa człowieka. W spektaklu pada też niezawoalowana sugestia, że papież (nasz papież!) wiedział o pedofilskiej działalności niektórych swoich podwładnych a jednak nic z tym nie zrobił. Skandal. To że Legion Chrystusa, prowadzony przez księdza Maciela Degollado, pedofila i kobieciarza, przez wiele lat cieszył się poparciem Jana Pawła II, a Watykan odrzucał oskarżenia seminarzystów, którzy zarzucali Macielowi, że wykorzystywał ich seksualnie, nawet jako 12-latków, o niczym jeszcze nie świadczy. Afery w Stanach Zjednoczonych i w Irlandii? Papież nie miał czasu czytać wszystkich notek prasowych. Zresztą nie po to Ministerstwo Kultury zobowiązało się przekazać do 2018 roku 28 milionów zł na wykończenie Muzeum Jana Pawła II w Świątyni Opatrzności Bożej, żeby teraz jakiś obcokrajowiec tego kluczowego twórcę kultury obrażał. Minister Gliński, jak zwierzył się w TVP Info, nie poszedł na spektakl w Powszechnym, ale z zaufanych źródeł wie, że to żaden spektakl tylko „impreza ideologiczno-polityczna”.
czytaj także
Trzysta tysięcy złotych dotacji, których niewypłaceniem grozi Gliński, o ile kurator festiwalu na jego życzenie nie zostanie zwolniony, to tylko kilka procent z budżetu Malty. Jednak o ile groźba zostanie spełniona, skutki będą bardzo poważne. Bo przecież zespół Malty ogłosił nazwiska kuratorów i założenia programowe festiwalu już w 2015 r., a zatem minister kultury wiedział na co przyznaje dotację. Nie wiedział tylko jeszcze, że nie lubi reżysera Frljića. A to znaczy, że każda umowa podpisana z resortem kultury może zostać zerwana, kiedy jakiś twórca nie trafi swoim dziełem w gust ministra Glińskiego albo jego produkcja nie będzie wyrażać „stanowiska polityków, którzy mają mandat społeczny dotyczący polityki historycznej” i kultury. (Przypomnijmy tu dla porządku, że ten mandat to poparcie osiemnastu procent spośród wszystkich mieszkańców naszego kraju).
Czy jeśli kuratorzy festiwalów i dyrektorzy instytucji kultury nie będą tworzyć programów zgodnych z linią PiS-u, to minister zwyczajnie odetnie ich od publicznych pieniędzy? Czy publiczny budżet, na który składamy się wszyscy, zostanie tak po prostu zmieniony w budżet partyjny? Jeśli tak, to będzie to kolejny epizod potwierdzający to, co chyba wszyscy już widzimy: że członkowie rządu, którzy w kampanii wyborczej epatowali ohydą PO-wskich ośmiorniczek, hodują na naszych oczach ośmiornicę-giganta, która stopniowo pożera kolejne obszary demokratycznego państwa: wojsko, sądy, edukację, służbę zdrowia, kulturę. Możemy ją zatrzymać dopiero w kolejnych wyborach, ale nad redukcją szkód trzeba pracować już teraz. Dlatego musimy mieć nadzieję, że instytucje kultury – choć zagrożone niedotrzymywaniem umów przez państwo – spróbują zachować autonomię i pozostaną odporne na pokusę autocenzury. Bo autocenzura tylko zaostrza apetyt i poczucie mocy tych, którzy ją wywołują.
Zresztą sam Festiwal Malta ma w swojej niedawnej historii epizod autocenzury, który może posłużyć za przestrogę. Kiedy w 2014 roku pod wpływem nacisków ze strony arcybiskupa Gądeckiego, ówczesnego prezydenta Poznania, Ryszarda Grobelnego, nacjonalistów i zwolenników PiS, dyrektor Festiwalu Michał Merczyński odwołał spektakl Golgota Picnic Rodriga Garcii, „stworzył tym samym niezwykle niebezpieczny precedens w potransformacyjnej historii Polski” – jak pisała o tym Agata Adamiecka – „potwierdzając skuteczność języka przemocy, słabość laickiego państwa i zależność instytucji kultury od niejawnych powiązań między ośrodkami władzy i Kościołem katolickim”.
Odwołanie spektaklu nie uspokoiło atmosfery ani nie usatysfakcjonowało fanatyków religijnych. Decyzja dyrektora festiwalu wywołała za to protesty twórców i miłośników kultury w całym kraju. Tamto zagrożenie niezależności kultury było zapowiedzią tego, co niestety stało się naszą codziennością. Mam nadzieję, że tym razem Malta się nie ugnie i że organizatorzy festiwalu będą czuli, że stoi za nimi środowisko ludzi kultury. A jeśli ministerstwo cofnie w związku z tym festiwalowi dotację, to protesty ludzi kultury przeciwko tego rodzaju przemocy ekonomicznej będą słyszalne jak te w 2014 roku. Te głosy być może nie wpłyną na zmianę decyzji żadnego z żołnierzy „dobrej zmiany” – bo żaden z nich nie ma prawa samodzielnego podejmowania decyzji – ale nie pozwolą im utrzymać iluzji „reprezentowania suwerena” czy działania „w obronie uczuć patriotycznych i religijnych, tradycji i szacunku dla wartości ważnych dla milionów ludzi czy w obronie podstawowych zasad współżycia społecznego” jak próbuje swoje działania ubierać w słowa minister Gliński. Nie wiem jakie tradycje, wartości i zasady warte pielęgnowania przekładają się w praktyce na próby cenzurowania decyzji i planów szefów niezależnych instytucji i festiwali. Na pewno nie są to wartości i zasady demokratycznego państwa prawa. Cieszę się, że w tej sprawie zabrał głos warszawski Teatr Powszechny:
„Teatr Powszechny w Warszawie wyraża niepokój wobec nacisków ideologicznych oraz gróźb użycia cenzury ekonomicznej w stosunku do organizatorów Malta Festival w Poznaniu. Niedopuszczalne jest wywieranie presji politycznej na dyrektorów oraz kuratorów niezależnych instytucji i festiwali, a także niedotrzymywanie zawartych umów długofalowych. Działania te każdorazowo zaburzają autonomię i stabilność publicznych instytucji kultury, a tym samym podważają autorytet mecenatu państwowego, który budowany jest przecież dzięki wkładowi wszystkich obywateli. W przypadku projektów międzynarodowych wpływa to również negatywnie na wizerunek polskich instytucji jako partnerów gwarantujących stabilną współpracę.
Z przykrością zaobserwować można także rosnącą tendencję do autocenzury w działaniach kuratorów i dyrektorów instytucji, którzy wiedzeni troską o zachowanie status quo, rezygnują z ideowej uczciwości i artystycznej konsekwencji. Życiem kulturalnym powinny rządzić przede wszystkim demokratyczne procedury i jakość artystyczna, a także wolność słowa i szacunek dla odmiennych poglądów. Bogactwo kultury tkwi w różnorodności i swobodzie wypowiedzi, a nie w przemocy instytucjonalnej, przy pomocy której próbuje się obecnie programować tożsamość społeczeństwa.”
Dyrekcja Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
czytaj także
Mam nadzieję, że inne instytucje pójdą w ślady Powszechnego, i także zaczną zgodnie z jego maksymą „wtrącać się”, bo słowo „solidarność” – w obronie kolejnych atakowanych instytucji, organizacji i ludzi – znów staje się kluczowe, o ile na serio chcemy bronić „wartości ważnych dla milionów ludzi i podstawowych zasad współżycia społecznego”.