Pierwsze fejsbukowe bany przyjmowałem z pokorą, jako karę za zbyt duże poświęcanie uwagi obecności na tym serwisie.
Pierwszy ban był jak uderzenie w twarz. Niespodziewany, zaskakujący. Jakby policja zatrzymała cię za przejście na czerwonym o drugiej w nocy na pustej ulicy. Oczywiście być może jest w tym coś nielegalnego, ale litości! Serio, stróże prawa nie mają do złapania prawdziwych przestępców? Z policją jednak przeważnie można się dogadać, wystarczy być miłym i obiecywać poprawę. Choć wielokrotnie byłem spisywany – głównie za picie piwa w plenerze – prawie nigdy nie dostawałem mandatu. Mimo licznych pouczeń nie planuję jednak zarzucić tej praktyki, bo plener jest nasz i wasz, a małe piwo w parku (albo osiem) nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
Na facebooku jest jednak inaczej. Tutaj policjantem może być każdy i jak tylko zobaczy, że robisz coś złego, może czym prędzej zgłosić cię do organów ścigania zachowań niezgodnych z zasadami społeczności Facebooka. Albo jakiejś innej. Czyszczeniem internetu z niedozwolonych treści zajmuje się na świecie ponad sto tysięcy osób , a jednak dobre parę lat zajęło im dostrzeżenie, że na fanpejdżu Marszu Niepodległości promowane są treści nawołujące do nienawiści ze względu na przynależność do grup etnicznych czy wyznaniowych. Na przykład ostatnio administratorzy strony występują w obronie Piotra Rybaka, skazanego z spalenie kukły Żyda. Mimo że Marsz Niepodległości używa niedozwolonego przez Facebooka znaku Falangi, serwis zdecydował się odblokować stronę, bo – jak podają – mają świadomość, jak istotna jest ona dla tych, którzy chcą w Polsce świętować Święto Niepodległości. Ciekawe, czy dojdziemy do momentu, gdy Facebook uzna, że palenie Żydów jest istotne dla osób chcących w Polsce świętować niepodległość, i nie będzie zachęt do takich czynów blokował.
Oczywiście odwoływanie się do faszystowskich symboli nie czyni nikogo faszystą, a jedynie osobą, która odwołuje się do faszystowskich symboli, ale na pewno nie skrzywdziłaby muchy, a jeśli spaliłaby kukłę Żyda, to bez żadnych złych intencji.
O ile nie bulwersuje mnie blokowanie nienawistników, a wręcz przeciwnie, wolałbym, żeby treści wzywające do nienawiści ze względu na pochodzenie, religię, kolor skóry czy orientację seksualną nie były obecne w serwisie, z którego sam też korzystam, to oczywiście trudno oczekiwać, że Facebook się tak po prostu wypnie na ponad 265 tysięcy osób, które mają ochotę takie treści obserwować. To w końcu firma, która ma na siebie zarabiać, więc zależy jej, żeby z jej serwisów korzystało więcej osób, a nie mniej.
Nie może być dużo bardziej święta niż jej użytkownicy. Więc skoro w Polsce mamy przyzwolenie społeczne na zielonych ludzików z falangami, to Facebook nam tutaj porządku nie zrobi.
A jednak stara się tego typu treści usuwać, czego sam kiedyś padłem ofiarą, bo zrobiłem sobie selfie z narodowcami w tle. Narodowcy byli młodzi i łysi oraz mieli transparent ze znakiem „zakaz pedałowania”. Znak ten również jest na facebooku zabroniony, więc prawdopodobnie gdy przemęczony filipiński pracownik na umowie śmieciowej zajmujący się usuwaniem niedozwolonych treści go zobaczył, fotkę usunął. A ja dostałem kolejnego bana na trzydzieści dni.
Bo to nie był mój pierwszy ban. Ani nawet pierwszy ban na trzydzieści dni. Na swoim pierwszym facebookowym koncie dostałem 6 banów na trzydzieści dni w przeciągu bodajże roku. Czyniło to ten serwis trochę mniej użytecznym, bo nie mogłem lajkować, postować ani komentować, ale przyjmowałem to z pokorą, jako karę za zbyt duże poświęcanie uwagi obecności na tym serwisie. A przecież jest tyle pięknych rzeczy na świecie: listopadowe niebo, zakola rzeki Pilicy, książka Fanfik Natalii Osińskiej. Po co tracić czas na skrollowanie tablicy, gdy można wyjść z domu na spacer? Często zadawałem sobie to pytanie, a jednak nałóg był silny. Mam nawet o tym wiersz.
Przez pewien czas zresztą można było oszukiwać system i – nawet gdy się było zablokowanym – dodawać posty przez Instagrama. Mam Instagrama połączonego z fejsem i wystarczyło zaznaczyć, żeby post pojawił się też na fb i już. Choć teoretycznie miałem zablokowaną możliwość dodawania postów. Później facebook usunął tę możliwość, a jeszcze później przy banie zaczął blokować też możliwość wysyłania prywatnych wiadomości. I to już było za dużo. Zważywszy, że do licznych znajomych nie miałem innego kontaktu niż poprzez facebooka, trochę się zdenerwowałem. To tak, jakby ktoś ci zablokował możliwość dzwonienia na miesiąc, bo podczas rozmowy użyłeś wulgarnego słowa. Wyobrażam sobie, że i takich czasów możemy dożyć. W sumie dlaczego dla rozmów telefonicznych nie miałyby obowiązywać te same standardy co dla portali społecznościowych? Operatorzy telefonii to w końcu też przeważnie prywatne firmy i mogłyby wdrożyć zasady, że przez ich urządzenia nie wolno nawoływać do nienawiści, sprzedawać narkotyków albo używać wulgarnego słownictwa. W końcu mogą nie chcieć przyczyniać się do występowania takich rzeczy.
Stworzyłoby to zapewne szybko lukę na rynku i powstałyby by firmy reklamujące się, że w ich sieciach można przeklinać do woli.
Tak jak powstał deep web dla tych, którzy chcą sprzedawać i kupować narkotyki. Albo inne mniej lub bardziej nielegalne rzeczy. Pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem mam inne zmartwienia.
Po szóstym banie na 30 dni założyłem sobie kolejne konto. Na nowym koncie praktycznie nie publikuję postów publicznych, a jeśli chcę coś pokazać ludziom, którzy nie są moimi znajomymi, wrzucam to na fanpejdża. Oczywiście moja długa historia banów sprawia, że bardziej staram się wyczuć, co mogłoby nie spełniać standardów społeczności, i prawie mi się to udaje. Od tamtego czasu bodajże tylko jeden z moich postów został skasowany z fanpejdża.
Generalnie jest to trochę loteria, bo filipińscy admini nie mają czasu na analizowanie kontekstu ani poczucia humoru. Po wygranej Dudy wrzuciłem na wall fotkę uśmiechniętego SS-mana z komentarzem, że oto nadchodzą wspaniałe czasy dla lewackich felietonistów i znów dostałem bana. Może i dobrze. W końcu felietoniści powinni pisać felietony, a nie posty na fejsie. A jednak 30 dni bana za ten dość niewinny żart wydaje mi się wciąż srogą karą. I niesprawiedliwą. Ale trudno oczekiwać sprawiedliwość od portalu społecznościowego, którego regulaminu się nie wypełnia. Postanowiłem zatem żartować sobie dalej. Już wcześniej ktoś najwyraźniej zgłosił moje konto i musiałem się wylegitymować skanem dowodu, żeby udowodnić, że jestem prawdziwą osobą. Na kilka dni moje konto zniknęło z portalu. Przez chwilę byłem naprawdę wkurzony. Jednak po jakimś czasie Facebook oddał mi konto, ale zmienił mi nazwę użytkownika z Jaś na Jan. Teoretycznie można na tym portalu używać zdrobnień imion, ale najwyraźniej imienia Jaś nie ma na serwerach tej korporacji. Ni stąd ni zowąd stałem się Janem, choć pomimo ukończonych 32 lat wcale nie czuję się dorosły. I ciągle lubię żartować. Pozwoliłem sobie zatem wrzucić na fanpejdża fake’owy dowód, według którego nazywałem się Janusz Pawlacz. Publikowanie fałszywych dokumentów najwyraźniej też się komuś nie spodobało, bo za to też dostałem bana na 30 dni. Ledwie parę dni po poprzedniej blokadzie.
Jednak najbardziej zirytowały mnie bany za postowanie zdjęć ludzi, którzy mnie obrażali w prywatnych wiadomościach. Na przykład chłopiec, którego imienia już dziś nie pomnę, ale nazywał się chyba Piotrek, wysłał mi wiadomość „lewacko pizdo z pseudo dystansem, albo przemyśl swoje zachowanie albo najlepiej szkocz z okna…szczerze kibicuje”. Ponieważ wiadomość wysłał mi ze swojego konta, pozwoliłem sobie na nie wejść, żeby zobaczyć, kim jest ten młody człowiek. Na profilu było kilka jego fotek, więc wybrałem najładniejszą i zrobiłem z niej mema, którego opatrzyłem treścią wysłanej mi wiadomości.
Chciałem w ten sposób pokazać, że jednak są ludzie, którzy mi kibicują oraz że mój dystans jest jak najbardziej szczery. W końcu trudno poważnie traktować nastolatków, którzy życzą ci śmierci. Też życzyłem śmierci wielu osobom, gdy byłem nastolatkiem. W sumie większości osób, łącznie z samym sobą. Na szczęście nikt nie zginął. Ale rozumiem Piotrka.
Tymczasem facebook znowu nie zrozumiał mnie, skasował post i dał bana.
Niestety fb nie uzasadnia, z którym konkretnie punktem regulaminu dany post jest niezgodny, więc trzeba się domyślać. Może chodziło o wulgarne słowa Piotrka? A może o publikację jego wizerunku? W każdym razie wydawało mi się, że mam prawo podzielić się z publicznością tym, czego mi ludzie życzą. Ale okazało się, że nie.
Wiem na pewno, za co dostałem jednego bana. Pamiętacie księdza, który stwierdził, że od bicia dziecko nie umrze, więc można? Ja pamiętam, bo zrobiłem wtedy mema z tym księdzem i podpisem: „uderz księdza, nie umrze”.
Wzywanie do bicia powinno być jednak piętnowane, więc może i słusznie, że post został skasowany. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że to był żart, mający zwrócić uwagę na skandaliczną wypowiedź przedstawiciela Kościoła. Ale rozumiem, że admini facebooka mogą nie śledzić wypowiedzi polskiego kleru. Przyjąłem więc tego bana ze zrozumieniem.
A jednak wszystko to zachwiało moją wiarą w mądrość tej korporacji. Trochę jednak oszczędzają na kosztach, co nie? Mogliby ostatecznie zatrudnić lokalnych adminów, którzy mieliby większe wyczucie. Z drugiej strony to prywatna firma, więc może sobie robić, co chce, dopóki chcemy z niej korzystać. A ja jednak ciągle chcę. Choć staram się ograniczać.
Gdy wyjechałem na trzy tygodniowy urlop do Sokołowska, zamiast smartfona wziąłem starą nokię. Wakacje bez fejsa i prawie bez internetu były całkiem przyjemne i pokazały, że się da. A jednak nie mogę zupełnie skasować konta, bo jestem adminem kilku fanpejdży i jest to sprawne narzędzie komunikacji.
Postowanie o sobie – są na to badania – jest też zwyczajnie przyjemne, choć jednocześnie ciągłe konfrontowanie się z mądrymi, pięknymi i zabawnymi postami innych sprawia, że czujemy się smutni i nudni (na to też są badania).
Co więcej: bycie ciągle online oraz pod wpływem nieustającego zalewu obrazów i wiadomości, sprawia, że trudno nam się skupić, a z drugiej strony: nudzić się. A chciałbym się więcej nudzić, bo wtedy wpadam na najlepsze pomysły. Dlatego staram się mniej korzystać z facebooka, a więcej patrzeć w niebo. Nieba nam nikt nie zablokuje. Mam nadzieję. A nawet jeśli zablokują – czego się w sumie spodziewam, w końcu gazy cieplarnianie codziennie lecą do atmosfery tonami – to tym bardziej warto na nie patrzeć, póki jeszcze jest.
PS Mam jeszcze nadzieję, że narodowcy naprawdę założą sobie swojego facebooka i będą tam sobie siedzieć. I nie wychodzić. Bo ja jestem tolerancyjny i uważam, że każdy może sobie być takim faszystą, jakim jest. Tylko niech siedzi w swojej jaskini ze swoimi jaskiniowymi poglądami, zamiast się z nimi afiszować na arenie międzynarodowej.
**Dziennik Opinii nr 333/2016 (1533)