Kinga Dunin czyta

Dunin: O wyższości kapitalizmu nad byłym socjalizmem

W swoim czasie, tzn. w drugiej połowie lat 80., powieść Czecha Jana Pelca „...będzie gorzej” była mityczna.

W swoim czasie, tzn. w drugiej połowie lat 80., powieść Czecha Jana Pelca …będzie gorzej była mityczna. Ukazała się na Zachodzie w 1985 roku, a w Polsce w 1989 w drugim obiegu – ale nie w całości. Po latach otrzymujemy jej monumentalne, złożone z trzech części, pełne wydanie.

 

Mityczna czy też kultowa, bo kontestacyjna i antysystemowa. A były to czasy w sam raz na kontestację: komunistycznego reżimu i jego szarości; hipokryzji i bylejakości życia w demoludach; powszechnego konformizmu, tchórzostwa i zgody na małą stabilizację – mieszkanie, samochód, wycieczka do Jugosławii – za cenę podporządkowania politycznego. Książce zarzucano pornografię i wyuzdanie oraz niewłaściwy stosunek do narodowych świętości, zdobyła jednak w kręgach emigracyjnych i dysydenckich dużą sławę.

 

Pelc z wykształcenia był ślusarzem, pracował kilka lat w elektrowni, jeździł na nielegalne koncerty rockowe, oczywiście Plastyków (The Plastic People of the Universe) rozganiane przez milicję, ocierał się o margines społeczny oraz kręgi dysydenckie i kontrkulturę. Olin, bohater jego powieści, jest w dużej mierze jego alter ego.

 

Kilkunastoletniego Olina ojciec – brutal, komuch i majster w fabryce – zmusza do skończenia przyzakładowej szkoły ślusarskiej, ten jednak woli towarzystwo meneli z miejscowej knajpy. Ucieka z małomiasteczkowego domu do Pragi, co szybko kończy się dosyć tragicznie. Szkolnych egzaminów nie zdaje, bo przychodzi na nie w jeansach i z długimi włosami. Próbuje nieudolnie podjąć pracę w elektrowni, poprzestaje jednak tylko na pobraniu roboczego ubrania, i wraca do swoich kumpli. Pije, pije, pije, właściwie nie trzeźwieje ani przez moment, rucha i rucha – przepraszam, ale nie da się użyć w tym miejscu innego słowa. Czasem się zakochuje, zawsze ze złym skutkiem. Trochę kradnie, a nawet ma swój udział w morderstwie. Bije go milicja ścigająca za pasożytniczy tryb życia. Śpi byle gdzie, w melinach, pakamerach, ziemiankach, czasem w parku. Grzebie w kubłach na śmieci, zamiata ulice, jednak laski wciąż na niego lecą jak szalone. A on pomstuje obficie i obsesyjnie na komunę, rodziców, na bezradną opozycję, tchórzliwych Czechów (nie to co Polacy!), na bezsens życia polegającego na powielaniu tego samego – dzieci, mieszkanie, telewizor. Przy okazji płodzi sam trójkę dzieci (dwoje z parą lesbijek), bierze ślub i rozwód. I tak przez siedemset stron.

 

Sama się sobie dziwie, że udało mi się to doczytać do końca. Buszujący w zbożu to to nie jest. Ale nie narzekam, bo ta opowieść płynie, bywa zabawna, sentymentalna albo rozkosznie zbuntowana wobec wszystkiego. Choćby takiego pomysłu, że trzeba pracować, bo to przecież jak oddać się w niewolę.

 

Gdyby nie ostrze antysystemowe, można by powiedzieć, że mamy tu do czynienia ze studium nieprzystosowania społecznego. Szczególnie, że czytając taką pozycję po prawie trzydziestu latach, jesteśmy już gdzie indziej i mamy swoje powieści o bohaterach kontestujących kapitalizm.

 

Ostentacyjną manierą tej powieści jest autentyzm – pokażę wam życie bez żadnych upiększeń, siebie też nie będę oszczędzał. Jest w niej jednak sporo niekonsekwencji fabularnych, jakby autor zapominał, kto jest bohaterem, on czy Olin, co jest prawdą, a co zmyśleniem.

 

Olin nie idzie do wojska, bo pochlastał się i znalazł w psychiatryku. Potem jednak okazuje się, że odbył służbę wojskową. Nie podejmuje pracy w elektrowni, lecz już w trzeciej części mówi, że zna polski, bo kilka lat pracował z Polakami właśnie w elektrowni. Chociaż jest cały czas zajęty piciem, czasem ćpaniem, no i ruchaniem, to jakoś nauczył się niemieckiego oraz przeczytał wszystkie ważniejsze książki. Na szczęście od czasu do czasu przyznaje się, że świetnie zmyśla – więc zawsze możemy uwierzyć w to, co chcemy. Albo przypomnieć sobie, że to jednak jest literatura, a nie życie. W życiu nie da się tyle wypić. W ostatniej części obok narracji pierwszoosobowej pojawia się trzecioosobowa, ostatecznie podkreślająca literackość tej kreacji.

 

Ostatecznie Olin – podobnie jak Pelc – ucieka w czasie wycieczki do Jugosławii i przedostaje się przez zieloną granicę na Zachód. Tam pije w rozmaitych obozach dla uchodźców i w końcu udaje mu się przedostać, również nielegalnie, do Francji, gdzie odkrywa uroki życia kloszarda. Nikt nie zmusza do pracy, można lepsze rzeczy znaleźć na śmietnikach, ludzie bogatsi pomagają chętniej, piwo kiepskie, za to szampan tani.

 

I taka oto jest wyższość kapitalizmu nad byłym socjalizmem.

 

Jan Pelc, …będzie gorzej, przeł. Jan Stachowski, Czarne 2014

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij