Ta gadka, jakąż to straszną cenę kobiety płacą za więcej wolności i równości, jest wszechobecna.
Ach, gdyby nie ta rewolucja przemysłowa. I kapitalizm, coraz bardziej kapitalistyczny… Powiedzmy sobie, że skutki są opłakane. Gigantyczne, owiane smogiem miasta. Korki na ulicach i gangi. Narkotyki i alkoholizm. Wyeksploatowane środowisko naturalne, globalne ocieplenie. Susze, powodzie i tajfuny. Upadek lokalnych kultur. Alienacja i demoralizacja. Neurozy i psychozy. Gigantyczne nierówności. Jedni żyją za dolara dziennie, gdy drudzy kupują sobie kawałek pomalowanego płótna za miliony. Głód, choroby, niewolnictwo. Fundamentalizm. Ludobójstwo i terroryzm.
Czy naprawdę warto było wynajdować maszynę parową?
I do tego jeszcze musieliśmy zafundować sobie rewolucję seksualną. Jak donosi GW (26.11.2013 „Choroby, zakażenia i niechciane ciąże. Kobiety płacą za seksualną rewolucję.”) na postawie badań opublikowanych przez „The Lancet”, za nią też przyszło nam, nam kobietom, słono zapłacić. O kosztach męskich ani słowa. U panów zapewne saldo dodatnie. Bo choć kobiety gonią panów pod względem średniej liczby partnerów seksualnych, wciąż dogonić nie mogą. One – 7,7 oni 11,7. O tyle to dziwne, że gdyby wszyscy byli heteroseksualni, różnica taka nie miałaby prawa zaistnieć. Jak świat światem ilekroć mężczyzna odbywa stosunek z kobietą, kobieta ma go z mężczyzną, więc średnia powinna być taka sama, przynajmniej średnia arytmetyczna. Sytuację komplikuje jeszcze to, że kobiety obecnie dużo częściej przyznają się do stosunków z innymi kobietami niż mężczyźni do kontaktów homoseksualnych. Można zatem przypuszczać, że te płciowe różnice są różnicami w częstości deklaracji. To, że kobiety teraz częściej przyznają się do wielu kontaktów, może rzeczywiście wynikać ze zmiany obyczajów.
I za tę zmianę, jak zostało nam powiedziane, słono płacą. Zakażeniem Chlamydią, niechcianymi ciążami, narażeniem na przymus i przemoc seksualną.
Jak wiadomo przedtem wszystkie ciąże były chciane, szczególnie przed wynalezieniem pigułki antykoncepcyjnej – no po prostu były. Kobiety nie doświadczały przemocy, a choroby weneryczne były nieznane. Zawsze świetnie się żyło chłopkom pańszczyźnianym, służbie, robotnicom. Oraz paniom z wyższych sfer w okowach wymaganej cnoty i szacowności.
Po co jednak mamy się przejmować danymi z Wielkiej Brytanii, skoro u nas na pewno jest inaczej. Chociaż chętnie bym poznała nasze dane. Czy polscy mężczyźni też romansują z syrenami, żeby uzyskać przewagę w ilości partnerek?
W każdym razie ta gadka, jakąż to straszną cenę kobiety płacą za więcej wolności i równości, jest wszechobecna. To jeden z żelaznych tematów, które muszą się regularnie na różnych łamach pojawiać. Jakby wszystkie gazety miały to w swojej linii programowej. Nie chodzi mi o to, żeby nie zajmować się przemianami obyczajowymi, zdrowiem kobiet czy problemami przemocy. Ale ta retoryka! Jakby na kobiety, które coraz częściej korzystają z podobnej mężczyznom wolności, spadła jakaś zaraza. Kara za grzechy?
Kara ta ma jeszcze inne warianty.
Dlatego jesteście smutnymi, samotnymi singielkami. (Jak wiadomo wszystkie żony i matki są nieustanie wesołe.) I przez tę waszą równość chłopy już dzisiaj nie takie, same metroseksualne wymoczki. Nie cieszcie się jakimiś pozornymi osiągnięciami, bo ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Będziecie jeszcze rzewnymi łzami opłakiwać patriarchat, taki zdrowy i bezpieczny.
To tak, jakby, dostrzegając wady kapitalizmu, opłakiwać niewolnictwo albo feudalizm.