Kinga Dunin czyta

Dunin: Proste życie polskiego geja

Gej, lesbijka czy biseksulista mają do wyboru kilka strategii, żadna jednak nie czyni ich życia bezproblemowym. Co różni polską i szwedzką powieść z bratem gejem w roli głównej?

Gej, jeśli nie jest jedynakiem, jest czyimś bratem. I właśnie trafiły mi się dwie powieści z bratem gejem w roli głównej. Polska i szwedzka. Jedna lepiej napisana (szwedzka), druga za to z niezwykle wartką akcją. Obydwie właściwie młodzieżowe, takie dla starszych i młodszych. Zobaczmy, co je różni. 

Bohater Końca gry Anny Onichimowskiej w życiu osobistym właściwie przebywa drogę liberalnego mieszczucha, tyle że nie hetero. W liceum podoba mu się jakaś dziewczyna, on jej nie bardzo, znajduje inną, z którą w wieku siedemnastu lat przechodzi incjację seksualną, ale pociągają go także chłopcy. Korzystając z pobytu na wyzwolonym Zachodzie, zwiedza kino porno oraz pub gejowski, idzie do łózka z przygodnie poznanym mężczyzną, wchodzi w dwuznaczną, lecz nieskonsumowaną, relację ze starszym gejem, rozstaje się z dziewczyną, zakochuje się na zabój w koledze, zostaje odrzucony, szaleje w darkroomach, poznaje właściwego partnera i osiąga stabilizację, również finansową – razem prowadzą biuro turystyczne dla odmieńców. Eksperymentowanie z własną seksualnością, mniej lub bardziej przelotne związki, fascynacje, zauroczenia, żeby mieć co wspominać na starość, a wreszcie rozsądny wybór i koniec gry. Tak jak powinno być, bez pruderii, ale i bez poważnych szaleństw. Również bez żadnych wątpliwości moralnych po drodze (mimo katolickiego wychowania). Ale też bez poglądów – bohater ma raczej odruchy, na przykład taki, żeby iść na paradę równości. Coming outu na facebooku dokonuje na życzenie dziewczyny. Po prostu jest sobą, choć w końcu będzie musiał nazwać swoją postawę – to tolerancja i szacunek dla praw człowieka, taki program minimum. Prowadzą go Homobiografie, z których rozumie tyle, że sławni ludzie też bywali homo, oraz wykłady Wiktora Osiatyńskiego.

Oczywiście na tej słusznej drodze musi pokonywać rozmaite przeszkody, bo to właśnie napędza powieść. A przeszkody oczywiście wynikają z homofobii: drobnomieszczańskiej rodziny, niedobrych nauczycieli, zdecydowanej mniejszości kolegów (po coming outcie ma kilkadziesiąt lajków i tylko kilka nie-lajków). Oraz z faktu posiadania brata bliźniaka – faszysty i wszechpolaka. Jednak nasz bohater wyrzucony z domu i ze szkoły radzi sobie nadspodziewanie dobrze, a nawet – dzięki bogatemu mecenasowi – lepiej niż przedtem. Nadal kocha rodzinę, która nieco mięknie,  nawet brat. Lecz tu nie dochodzi do happy endu, polskiej homofobii nie da się tak łatwo wykorzenić. Chyba że za happy end uznać śmierć brata faszysty w Afganistanie, która nie robi zresztą na naszym bohaterze większego wrażenia.

Pięknie, pięknie, dydaktycznie.

Wystarczy tolerancja i Karta Praw Podstawowych, a homoseksualizm przestanie być problem, zaś pozostałe uprzedzenia znikną pod wpływem miłości. W Polsce zapewne należy powtarzać to do znudzenia. I wciąż światły obywatel musi walczyć z tępym konserwatystą. Ach, gdyby nam się już w końcu udało wyjść z tego przedszkola prawd podstawowych…

Przejdźmy więc do następnej pozycji. Mój brat i jego brat Hakana Lindquista to opowieść, w której homofobia też występuje, ale w sposób dużo delikatniejszy i nie jest jedynym problemem. Nastoletni bohater próbuje dowiedzieć czegoś o bracie, który umarł przed jego narodzinami, i odkrywa historię jego pierwszej nastoletniej miłości do innego chłopca. Uprzedzę jednak zbyt proste oczekiwania, to nie oczywista i zideologizowana homofobia go zabija. Raczej homoseksualna tajemnica, która działa subtelniej. Podejrzany o homoseksualne awanse wobec kumpla, naraża się na drwiny kolegów, nie wykracza to jednak poza złośliwości zdarzające się z rozmaitych powodów w grupach rówieśniczych. Wiadomo jednak, że jest to uczucie, z którym nie należy się afiszować. Również po kilkunastu latach od tych wydarzeń dla bohatera powieści homoseksualizm brata nie jest problemem, podobnie jak kontakt z jego byłym chłopakiem, a jednak i on czuje, że o tym się nie mówi. W dochodzeniu do prawdy pomaga mu przyjaciel matki. Starszy, samotny, z problemem alkoholowym i depresją. Ojciec chłopca za nim nie przepada, jednak nie próbuje ograniczać jego kontaktu z synem. Nikt nigdy wprost nie nazwie sytuacji i tylko możemy się domyślać, że niedane życie oraz samotność mają jakąś przyczynę w biografii. Żeby dowiedzieć się o jego homoseksualizmie, trzeba zadać pytanie. I to pytanie jest trudniejsze od odpowiedzi.

Linquist w mądry i subtelny sposób pokazuje tę dziwną atmosferę niedopowiedzeń, ukrywania/nieukrywnia, obchodzenia tematu, która otacza homoseksualizm w tym pozornie już tolerancyjnym społeczeństwie. Czy jednak lekarstwem jest jeszcze więcej tolerancji i praw człowieka? 

Nie wiadomo, czy w heteronormatywnym społeczeństwie w ogóle da się wiele więcej uzyskać.

Gej, lesbijka czy biseksulista mają do wyboru kilka strategii, żadna jednak nie czyni ich egzystencji bezproblemową. Może się skutecznie ukrywać, jednocześnie oszukując otoczenie co do swojej prawdziwej tożsamości,  pozwalając żywić fałszywe wyobrażenia na swój temat, a więc wchodząc też w fałszywe relacje. Może to być jawna tajemnica, gdzie właściwie wszyscy wszystko wiedzą, ale o tym się nie mówi, cała sfera życia, o której ludzie niekiedy rozmawiają, zostaje wykluczona  z otwartej komunikacji.  I wreszcie coming out. A właściwie nieustanna konieczność outownia się w każdej nowej sytuacji, żeby zapobiec błędnym wyobrażeniom na swój temat. To z kolei wymaga składania deklaracji, których od nikogo innego się nie wymaga. Może to skłaniać też do zamykania się w „branżowym” getcie, albo przynajmniej środowisku, w którym niczego nie trzeba wyjaśniać. Oczywiście jest to pewne kontinuum i konglomerat możliwych postaw, do których kluczem zawsze jest jednak tajemnica. W heteronormatywnych społeczeństwach coming out jest jej wyjawieniem, przed tymi, którzy tajemnic nie mają. I zaletą powieści Lindquista jest wrażliwość na złożoność sytuacji osób homoseksualnych.

Dydaktyzm polskiej powieści i proste recepty w kwestii homofobii może są tutaj wciąż potrzebne, ale w ten sposób wszelkie subtelniejsze aspekty nikną. Za problemy osób o nienormatywnej tożsamości odpowiada prawica, Kościół, uprzedzenia mącące ludziom w głowach. Ogólnie – oni. My – światli i tolerancyjni zwolennicy praw człowieka – nie mamy z tym nic wspólnego. Koniec gry jest po to, żebyśmy się dobrze poczuli. Natomiast Mój brat… może skłonić do refleksji również tych, którzy już stoją po właściwej stronie.

Anna Onichimowska, Koniec gry, Znak 2012; Håkan Lindquist, Mój brai i jego brat, AdPublik 2012

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij