Słysząc, że coś jest kwestią smaku, przeważnie czuję niesmak. Myślę sobie – protekcjonalizm, elitarne fumy, klasowe samozadowolenie… Kiedy wpiszemy w Google „kwestia smaku” wyskakują jedynie porady kulinarne, np. lazania św. Jana. I to jest właściwe miejsce dla smaku.
A jednak sama czasem czuję, że żyjemy we wspólnotach smaku i ja ze swojej nie potrafię się wypisać. Nawet gdybym chciała. Są sytuacje, w których na nic argumenty, racjonalne wywody – po prostu jedni czują tak, a inni śmak. Niech to więc będzie kwestia śmaku.
Niedawno ktoś opowiedział mi taką oto historyjkę o znanym Polityku – wiem, z nazwiskiem byłoby pikantniej, ale to w końcu plotka, na własne oczy nie widziałam.
Polityk elegancki, światowy i ma pałac. Wokół pałacu park, a w nim przechadzające się daniele. W pałacu żonę i dziatki, Panicz właśnie skończył szesnaście lat. Z tej okazji odbywa się wielkie przyjęcie – celebryci, politycy i inna śmietanka. Panicz wychodzi na gazon, służba przyprowadza daniele. Panicz ma wybrać, który zostanie zjedzony. Wybiera. Oklaski, sto lat, sto lat. I już po chwili czuć zapach pieczystego.
W towarzystwie, w którym wysłuchałam tej anegdoty, nie padł żaden komentarz, wszyscy skrzywili się z obrzydzeniem. I nawet nikt nie uznał tego za śmieszne. No nie, to nie nasze, to niesmaczne, to niedobre…
Ale właściwie dlaczego? Bo Pan bogaty? To nie zbrodnia, póki nie złamał prawa. Nie zbrodnia, lecz kapitalistyczna zasługa. W takim systemie żyjemy, możemy narzekać na to, że jest niesprawiedliwy, jednak kolejna informacja o poziomie rozwarstwienia społecznego nie wywołuje w nas niesmaku. To jednak uczucie z innego porządku.
Nie chodzi o to, że bogaty, tylko ostentacyjnie bogaty? Ostentacyjnie? Żyje w środowisku, gdzie to jest normą.
Pozuje na arystokratę. Dlaczego od razu pozuje? Wybrał sobie – po postmodernistycznemu – jeden z dostępnych stylów życia. Podobno każdy może. Zresztą to jakieś inteligenckie fochy, pogarda dla nowobogackich. Może jeszcze do Liber Chamorum go wpiszemy? Albo chłopska zawiść.
Co jednak z danielem? Tak publicznie wybierać ofiarę na zakąskę? Czy to się godzi? A cóż to za hipokryzja! Kotlety nie rosną w lodówce, a większość z nas wciąż niestety nie jest wegetarianami.
Ale tu nie chodzi o mięso, tylko o Panicza. Czy musi wybierać ofiarę? Może to hipokryzja, ale pewnych zachowań, np. zabijania, nie celebrujemy publicznie.
Może w tym wypadku to także rite de passage, rytuał? Pasowanie na mężczyznę. Mężczyzna, jak wiadomo, służy do polowania.
Może rytuał, ale skundlony i bezzębny. To niech panicz weźmie siekierę i zarąbie zwierza.
I tak się kończy kwestia smaku, na propozycji, żeby dziecko zamordowało daniela.
Mimo to brzydzi mnie ta scenka rodzajowa z Zachodniego Pomorza. I nie mam zamiaru z nikim dyskutować. To kwestia śmaku!