Sprawdziły się przewidywania realistów: Watykan wybrał kompromis.
Jakub Majmurek: Nowemu papieżowi zarzuca się, że współpracował z juntą generała Videli, donosząc na niepokornych lewicowych księży. Jak ocenia pani wiarygodność tych oskarżeń?
Agnieszka Zakrzewicz: Franciszek, czyli jeszcze do niedawna kardynał Bergoglio, arcybiskup Buenos Aires i przewodniczący Konferencji Episkopatu Argentyny, był oskarżany o to, że zdradził dwóch swoich zakonników, jezuitów Orlanda Yorio i Francisca Jalicsa, których porwano i torturowano. Działo się to w okresie krwawych represji junty wojskowej, gdy Bergoglio był prowincjałem jezuitów w Argentynie. Obaj porwani zakonnicy pracowali z biednymi w jednej ze wspólnot podstawowych w dzielnicy Bajo Flores w Buenos Aires. Podejrzewano, że sympatyzują z teologią wyzwolenia. Według wojskowych prowadzili działalność rewolucyjną i podburzali ludzi. Oddziały specjalne ich uprowadziły, ale nie zabiły, gdyż podobno sam Bergoglio się temu przeciwstawił, bojąc się konsekwencji. Yorio i Jalics zostali w końcu zwolnieni i otrzymali zgodę na opuszczenie Argentyny. Yorio już nie żyje, Jalics natomiast w 1995 roku wydał książkę Ejercicios de meditación (Ćwiczenia medytacyjne), w której wszystko opowiedział.
Bergoglio zawsze twierdził, że to nieprawda. W rzeczywistości są na to świadkowie i dokumenty. W 2010 roku Horacio Verbitsky opublikował artykuł pt. Mentiras y calumnias (Kłamstwa i oszczerstwa), który ukazał się zarówno w argentyńskim dzienniku „Página/12”, jak i w hiszpańskim „El País”. Potwierdza w nim, że to Bergoglio doniósł na swoich księży reżimowi wojskowemu. Jezuici do tej pory nie mogą tego wybaczyć Bergogliowi. Nie cieszy się on szacunkiem w swoim zakonie.
W Argentynie od lat toczy się publicznie gorzki spór o odpowiedzialność Kościoła za tuszowanie zbrodni dyktatury. Przez cały czas wychodzą nowe dokumenty. Ubiegły rok był pod tym względem szczególnie ważny – w maju zrobiło się głośno o opublikowanym przez Verbitsky’ego dokumencie, z którego wynikało, że episkopat Argentyny wiedział o tym, co dzieje się z desaparecidos [osobami zaginionymi bez wieści w trakcie rządów argentyńskiej junty, na ogół skrytobójczo mordowanymi – red.]. Verbitsky napisał wstrząsającą książkę El silencio. De Paulo VI a Bergoglio. Las relaciones secretas de la Iglesia con Esma (Cisza. Od Pawła VI do Bergoglia. Sekretne związki Kościoła z ESMA). Udzielił też ciekawego wywiadu argentyńskiemu dziennikowi „Tiempo”, w którym powiedział, że w Argentynie był jedyny obóz koncentracyjny na terenach kościelnych (na wyspie El Silencio, do którego przewieziono więźniów ze Szkoły Mechanicznej Marynarki Wojennej podczas inspekcji Międzynarodowej Komisji Praw Człowieka w 1979 roku). O tym wszystkim można przeczytać w mojej książce Głosy spoza chóru.
Czy wszystko to może zaszkodzić Kościołowi i przyszłemu papieżowi?
Kolegium kardynalskie wie doskonale, kogo i dlaczego wybrało na papieża. Jeżeli Duch Święty natchnął tak kardynałów, to znaczy, że Bóg chce, aby cały świat poznał historię argentyńskich desaparecidos. Do tej pory gorąca dyskusja toczyła się tylko w Argentynie, teraz temat milczenia Kościoła wobec zbrodni reżimów latynoamerykańskich będzie poruszany przez media całego świata.
Kardynał nie był wymieniany wśród faworytów. Co zadecydowało o jego wyborze? Jakie kościelne frakcje go poparły?
To nieprawda, że kardynał Bergoglio nie był wymieniany wśród faworytów, niektórzy doświadczeni watykaniści wspominali o nim kilka razy. Po prostu polskie media są zbyt powierzchowne w analizie i interpretacji tego, co się dzieje za Spiżową Bramą, i mało uważne. Kto zna dialektykę watykańską, potrafił odczytać odpowiednie znaki. Jorge Maria Bergoglio jest „rezerwowym” papieżem od 2005 roku. Na konklawe po śmierci Jana Pawła II to on, zaraz po Ratzingerze, zdobył najwięcej głosów. Podobno wtedy kardynał Angelo Sodano był przeciwny jego kandydaturze i poparł wybór na papieża ówczesnego dziekana kolegium kardynalskiego. Tym razem było odwrotnie – to właśnie Sodano był „sponsorem” Bergoglia. Nie zapominajmy, że Sodano zna bardzo dobrze Amerykę Łacińską, gdyż był nuncjuszem w Chile podczas reżimu Pinocheta i to on prowadził zabiegi dyplomatyczne w jego obronie, gdy dyktator został zatrzymany w Wielkiej Brytanii.
Przed wyborem nowego papieża kolegium kardynalskie podzieliło się na „reformatorów” i na „partię rzymską” związaną z Kurią. W pierwszym obozie znaleźli się kardynałowie zagraniczni przybyli do Rzymu, bardzo zaniepokojeni tym, co dzieje się wewnątrz Watykanu, i chcący reform w duchu Ratzingerowej „przejrzystości”. Ich faworytem był kardynał Angelo Scola. W „partii rzymskiej” zjednoczyli się natomiast kardynałowie Tarcisio Bertone (sekretarz stanu za Benedykta XVI) i Angelo Sodano (sekretarz stanu za Jana Pawła II), którzy do tej pory byli wielkimi wrogami walczącymi o zdobycie przewagi w Kurii Rzymskiej. Ich faworytem był kardynał brazylijski Odilo Pedro Scherer, związany z bankiem watykańskim IOR. Czwartym prawdziwym papabilim był kanadyjski kardynał Marc Ouellet. Kiedy już po drugim głosowaniu okazało się, że nie ma jednego mocnego kandydata i że ani Scola, ani Ouellet nie są w stanie zebrać wystarczającego poparcia, wybrano kompromis – czyli Bergoglia
To na niego wskazał Sodano, który z racji wieku nie brał już udziału w konklawe, podczas mszy Pro Eligendo Pontefice, mówiąc, że „potrzeba papieża, który będzie głosił Ewangelię i będzie miłosierny”. O Bergoglio nie mówiło się tak głośno jako o papabilim, gdyż wszyscy myśleli, że tym razem w Kościele nastąpią wreszcie wielkie zmiany, że zostanie wybrany papież, który będzie prawdziwym reformatorem i poprowadzi Kościół w XXI wiek. Klimat przed tym konklawe był naprawdę pełen entuzjazmu, powiało duchem odnowy, jaki towarzyszył Soborowi Watykańskiemu II. Tymczasem sprawdziły się przewidywania realistów. Wielu włoskich watykanistów twierdziło przed konklawe, że w zaistniałej sytuacji zostanie wybrany trzeci kandydat, który pogodzi interesy „reformatorów” i „partii rzymskiej”.
Co oznacza ten wybór z punktu widzenia układu sił w kurii rzymskiej?
Istnieje słynne włoskie powiedzenie: „Tutto deve cambiare perché nulla cambi” (Wszystko musi się zmienić, aby nic się nie zmieniło) pochodzące z Lamparta Giuseppe Tomasiego di Lampedusy. To sens wyboru Bergoglia na papieża. Prawdziwym zwycięzcą tego konklawe jest kardynał Angelo Sodano, lider tak zwanej „partii dyplomatycznej”, który umocni znowu swoją pozycję w Kurii, zachwianą za pontyfikatu Benedykta XVI, także poprzez rywalizację z kardynałem Bertonem.
Głównym zadaniem nowego papieża ma być ewangelizacja. Najdotkliwszą konsekwencją odrzucenia teologii wyzwolenia i unikania krytyki dyktatur przez Jana Pawła II był wielki exodus wiernych latynoskich, którzy zaczęli szukać w innych religiach i Kościołach odpowiedzi na swoje duchowe potrzeby. Dziś Ameryka Łacińska – najbardziej katolicki kontynent świata – boryka się z problemem ucieczki wiernych do Kościołów ewangelickich. Wybór Argentyńczyka na papieża ma temu zaradzić. Czy tak się stanie? Zobaczymy.
Franciszek na pewno będzie jeździł wiele po świecie, tak jak robił to Jan Paweł II. Zarządzanie Kurią pozostawi więc tym, którzy robili to przez ostatnie pół wieku. Okres „przejrzystości” i reform, jakie zainicjował Benedykt XVI, chyba możemy uznać już za zamknięty. Przypomnijmy jeszcze tylko, że to kardynał Sodano stał na czele tak zwanych „negacjonistów”, czyli tej części hierarchii watykańskiej, która do końca opierała się ujawnieniu prawdy o skandalu pedofilii.
Jak wybór papieża wpłynie na politykę Kościoła w kwestiach obyczajowych i społecznych? Czy możemy spodziewać się kontynuacji konserwatywnej linii Benedykta i Jana Pawła II?
Choć Franciszek jest przedstawiany jako reformator, wszyscy wiedzą, że jest konserwatystą pod względem doktryny moralnej. W Watykanie nie ma już reformatorów posoborowych, są tylko konserwatyści, i to od najniższego do najwyższego szczebla. Może entuzjazm z powodu wyboru papieża z Ameryki Łacińskiej zahamuje na moment exodus wiernych na tamtym kontynencie, nie wiadomo jednak, czy Franciszek będzie potrafił znaleźć receptę na zatrzymanie sekularyzacji Zachodu. To brak oczekiwanych reform w Kościele, zwłaszcza tych obyczajowych, jest głównym powodem „dechrystianizacji” Europy i Stanów Zjednoczonych.
Nowy papież znany jest z wypowiedzi krytykujących egoizm bogatych i upominania się o biednych. Czy przełoży się to jakoś pani zdaniem na politykę Kościoła? Czy papież stanie się krytykiem współczesnego kapitalizmu?
Mam nadzieję, że Franciszek powróci do idei Kościoła ubogich, o którym tyle się mówiło podczas Soboru Watykańskiego II i który był tak bliski Pawłowi VI. Wiemy jednak, że Bergoglio był jednym z pierwszych, którzy w Ameryce Łacińskiej zaczęli walczyć z teologią wyzwolenia już na Konferencji Biskupów w Puebli w 1979 roku. Od samego początku stanął nie po stronie Kościoła biednych, lecz wybrał „kościół władzy”, jaki stworzył i uosabiał Karol Wojtyła.
Jaki będzie Kościół papieża Franciszka? Pomoże wreszcie wyjść ubogim z opresji, czy będzie z biednymi po to, aby nadal pozostali biednymi? Poznamy go po jego czynach. Przed nami chyba długi i bez wątpienia interesujący pontyfikat, który przyniesie na pewno wiele niespodzianek i być może wiele dobrego. Pozwólmy Franciszkowi zacząć rządzić Kościołem.
Agnieszka Zakrzewicz – dziennikarka specjalizująca się w tematyce kościelnej i watykańskiej, mieszka w Rzymie. Nakładem wydawnictwa Czarna Owca wkrótce ukaże się tom jej krytycznych rozmów o współczesnym Kościele katolickim, Głosy spoza chóru.