W polityce krajowej i światowej mamy ostatnio istny festiwal upominania się o wdzięczność. Wydaje się, że chodzi tylko o zwykłą grzeczność i kulturalne traktowanie partnerów. Tak nie jest. Rytuały okazywania wdzięczności są raczej przykrywką dla stosowania brutalnej siły i skrajnego egoizmu.
Wdzięczność ludzka rzecz. Ktoś, komu okazano życzliwość, lub ktoś, kto otrzymał pomoc, jest wdzięczny. Wszystko wydaje się proste aż do momentu, kiedy dobroczyńcy zaczynają domagać się wdzięczności.
W polityce krajowej i światowej mamy ostatnio istny festiwal upominania się o wdzięczność. 62 proc. ankietowanych jest zdania, że Ukraińcy nie okazują jej w wystarczającym stopniu. Jak mogliby się poprawić? Przepraszając za rzeź wołyńską, proponując korzyści finansowe w przyszłości, częściej dziękując ustami swoich przywódców.
Polska i Ukraina razem wzięte i w ogóle cała Europa powinny być także wdzięczne Stanom Zjednoczonym i Elonowi Muskowi. I nie wystarczą 33 razy – bo tyle razy dziękował publicznie Amerykanom Wołodymyr Zełenski od początku rosyjskiej inwazji w 2022 roku. Żądania wdzięczności zobowiązują do powtarzanych bez końca podziękowań, ale nie tylko. Przyjrzyjmy się tej sytuacji.
Powrót do nieskrępowanego egoizmu
Kiedy do gry wchodzi żądanie wdzięczności, zmieniają się warunki rozmowy. Pojawia się sugestia, że obdarowani wnieśli do relacji niewiele, mniej albo zgoła nic. W związku z tym między dobroczyńcami i obdarowanymi otwiera się rażąca dysproporcja. Zaciągnęli i zaciągają dług, o którym się im przypomina.
W realu sprawa owego długu nie jest zwykle aż tak prosta, ale subiektywnie, w oczach dobroczyńców rośnie on z reguły do niebotycznych rozmiarów. Żądanie wdzięczności jest próbą wmówienia tych fantazji wszystkim naokoło.
Dla porządku: Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski, zabrali się do pracy, zawdzięczamy im jakąś część PKB, wzięli na siebie zajęcia trudne i źle płatne, uzupełnili braki kadr w wielu zawodach, płacą podatki. Gdyby ich zabrakło, nie byłoby wesoło: skąd wziąć salowe w szpitalach, tanie opiekunki dla niedołężnych rodziców albo robotników na budowy? Ale wszystko to znika w opowieści o wdzięczności. Także fakt, że Stany Zjednoczone podjęły pewne zobowiązania wobec Ukrainy w zamian za rezygnację z arsenału nuklearnego i nigdy nie były bezinteresowne w stosunku do Europy i reszty świata. Ale żądanie wdzięczności unieważnia rzeczywistość.
czytaj także
Za dawnych czasów dłużników wsadzało się do więzienia. Żądanie wdzięczności także ogranicza wolność. Domniemany dłużnik powinien odwdzięczyć się za coś, co w przekonaniu dobroczyńcy nie ma ceny. Przecież jego wielkoduszność przekraczała wszelkie wyobrażenie i nic w zamian nie dostał. Wedle tej logiki teraz żąda wszystkiego, bez żadnych granic. Przesada, którą możemy obserwować w żądaniach wdzięczności, bierze się właśnie stąd. Pierwsza wersja umowy o ukraińskich surowcach jest najlepszym przykładem. Dajcie nam wszystko, co macie! I nie spodziewajcie się, że w ten sposób wyrównacie dług. Już nigdy nie będziemy mieli wobec was żadnych zobowiązań.
Żądanie wdzięczności okazuje się pętlą zaciskaną na szyi obdarowanego. De facto odbiera mu się prawo do negocjowania warunków i domaga całkowitej uległości. W imię wdzięczności musi się podporządkować i zrezygnować z własnych celów oraz tego, co uznawałby za własny interes. Wydawałoby się, że ludzie pomagają sobie, bo uznają, że inni także powinni się liczyć. Żądanie wdzięczności jest powrotem niczym nieskrępowanego egoizmu.
Z ofiary w dyktatora
Władza, jaką uzurpuje sobie dobroczyńca, jest niczym innym jak agresją. Sprawuje się ją za pomocą szantażu. Za wezwaniami do wdzięczności stoi groźba: jeśli nie spełnisz naszych oczekiwań, jesteś niewdzięcznikiem.
„Dziękuję pan Ziobro”. Uzgodnienie płci będzie możliwe bez pozywania rodziców
czytaj także
Nie chodzi jedynie o moralny szantaż, który wielu ludzi zna z życia rodzinnego. Mechanizm jest znacznie głębszy. W oczach dobroczyńcy niewdzięczność dyskwalifikuje obdarowanego, czyli zwalnia z wszelkich zobowiązań wobec niego. W fantazjach osób żądających wdzięczności niewdzięcznik sam niszczy więzy solidarności, stawiając się w ten sposób poza wspólnotą. Zasługuje tym samym na jak najgorsze potraktowanie. Żądanie wdzięczności jest w istocie sposobem na zniszczenie tam powstrzymujących agresję.
Obdarowani świetnie o tym wiedzą i boją się tym bardziej, im są słabsi i bardziej zależni. Obok presji psychologicznej pojawia się realna groźba bezpardonowego ataku, jeśli zabraknie podporządkowania, a oczekiwania związane z wyobrażeniami o wdzięczności nie zostaną zaspokojone.
Zachowania niedawnych dobroczyńców domagających się teraz wdzięczności mają w sobie nadwyżkę agresji. Rozmowa i negocjacje stają się niemożliwe lub skrajnie trudne, odmawia się brania pod uwagę wzajemnych zobowiązań i wspólnych interesów. Pojawiają się za to sadystycznie żądania uległości i groźby jawnie wrogich działań. Także przyjemność korzystania z czyjejś słabości i patrzenia na nią. Od pewnego czasu obserwujemy to niemal codziennie. Wszystko to w atmosferze wyzwisk i pomówień.
Żądaniom wdzięczności towarzyszą także wrogie fantazje, które demonizują obdarowanych i potwierdzają wyobrażenia o ich niewdzięczności. Nie dość, że nie okazują wdzięczności, to jeszcze ośmielają się żądać! Zełenski stał się w związku z tym dyktatorem i niemal agresorem, kimś winnym wojnie i odpowiedzialnym za jej trwanie. Na polskim podwórku słyszymy o Ukraińcach wyłudzających polską pomoc, domagających się uzbrojenia – powinni przecież pokornie prosić! – stawiających warunki lub prowokujących polską wrażliwość. Nie warto wchodzić w szczegóły, najważniejsze, że nieporozumienia lub nieuniknione konflikty interesów przekładane są na opowieść o niewdzięczności, co utrudnia lub uniemożliwia ich racjonalne omówienie i rozwiązywanie.
Przemoc silnych, „grzechy” słabych
Żądanie wdzięczności nosi w sobie także silne piętno narcyzmu. Mało kto lubi przyznawać się do agresji lub małoduszności. Żądając wdzięczności, można popuścić cugli egoizmowi oraz usprawiedliwić najbardziej brutalne i niesprawiedliwe zachowania. Domagający się wdzięczności dobroczyńcy są we własnych oczach zawsze i niezmiennie w porządku.
czytaj także
Autowizerunek jest tu ważną stawką. Władza nad beneficjentami pomocy polega także na tym, że nie mogą zdemaskować całej sytuacji i powiedzieć wprost, jaka gra się tu tak naprawdę rozgrywa. Są zmuszani do dziękowania, a więc do potwierdzania wspaniałości dobroczyńców i dbania o ich dobre samopoczucie. Wina jest z definicji po jednej stronie. Gdyby powiedzieli otwarcie, co się dzieje, wywołaliby falę agresji.
Żądanie wdzięczności pozwala napawać się władzą i sadystycznie korzystać z przewagi, zachowując jednocześnie poczucie niewinności i własnej wspaniałości. Można nawet widzieć samego siebie jako kogoś, kto poświęca się dla innych i sam został skrzywdzony. To nie lada gratka dla narcystycznego ego. Ameryka jest znów wielka, wstaje z kolan, nie daje się wykorzystywać niewdzięcznej reszcie świata, Polska musi zadbać o własne interesy, zrzucając z siebie niewdzięcznych, bezwzględnie wykorzystujących ją Ukraińców. Jest w prawie. Żądanie wdzięczności daje silną emocjonalną wypłatę, ale niestety oddziela od realnych problemów i utrudnia ich rozwiązanie. Zniknięcie Ukraińców nie poprawi stanu naszej ochrony zdrowia ani zniesienie 800 plus dla ukraińskich matek nie zmieni polityki socjalnej naszych rządów. Ale to już osobna kwestia.
czytaj także
Żądanie wdzięczności przybiera formę „savoir-vivre’u”. Wydaje się, że chodzi tylko o zwykłą grzeczność i kulturalne traktowanie partnerów. Tak nie jest. Rytuały okazywania wdzięczności są raczej przykrywką dla stosowania brutalnej siły, dla skrajnego egoizmu w polityce. Stają się rodzajem obsesji polityków, tym bardziej, im bardziej agresywna jest ich postawa. Wszystko nam zawdzięczacie, więc tańczcie, jak wam zagramy. W przeciwnym razie pokażemy wam, gdzie raki zimują!
Mówienie o wdzięczności odwraca uwagę od przemocy silnych i skupia się na rzekomych grzechach słabych. Dlatego powinniśmy być ostrożni z wdzięcznością. I patrzeć dobroczyńcom na ręce.