Po wybuchu afery Watergate Richard Nixon mówił w swojej obronie, że kiedy coś robi prezydent, to znaczy, że nie jest to nielegalne. Ale gubernator Florydy jeszcze prezydentem nie jest. Propagandowa akcja z przewiezieniem migrantów do liberalnego stanu może okazać się poważnym błędem.
Martha’s Vineyard to luksusowa miejscowość nadmorska w Nowej Anglii na Wschodnim Wybrzeżu USA, należąca do malutkiego stanu Massachusetts, gdzie niepodzielnie rządzą demokraci. Letnie posiadłości mają tam między innymi Obamowie, Clintonowie i Beyoncé, czyli – myśląc amerykańskimi skrótami – liberalne elity. Co więcej, Martha’s Vineyard to wyspa, albo mały archipelag, gdzie w okresie jesienno-zimowym (a więc już teraz) oparta na turystyce gospodarka zamiera na całe miesiące, a okolica się wyludnia.
W połowie września 2022 „Winnica”, jak Amerykanie nazywają wyspę, stała się ogniskiem debaty imigracyjnej w USA, gdy gubernator Florydy i potencjalny kandydat na prezydenta 2024 republikanin Ron DeSantis wysłał tam dwoma wyczarterowanymi samolotami „nielegalnych obcych” (illegal aliens, jak w kółko powtarzają prawicowe media) zza południowej granicy USA. Konkretnie było to około 50 imigrantów ekonomicznych, w tym 48 z ogarniętej kryzysem Wenezueli.
Mściwy, bystry, potworny buc. „Florida man” na miarę amerykańskiej prezydentury
czytaj także
DeSantis z samą granicą zbyt wiele wspólnego nie ma. Floryda nie leży na nieszczelnej granicy USA–Meksyk, więc żeby znaleźć owych „nielegalnych”, DeSantis musiał się wyprawić do Teksasu. To chyba najbardziej pokazuje cynizm politycznej zagrywki pod prezydenturę, która nie ma nic wspólnego z bieżącymi problemami Florydy, mimo że prywatne loty do Massachusetts zostały sfinansowane z pieniędzy publicznych.
Podczas gdy Amerykanie od 2022 roku mierzą się z sytuacją, która jest prawnie i politycznie jeszcze bez precedensu, Polacy znają już te manewry z granicy polsko-białoruskiej, pod którą reżim Łukaszenki zwoził imigrantów z Bliskiego Wschodu. O tym oczywiście mało kto w Stanach wie, ale obawiam się, że podziwiająca model Orbána amerykańska prawica coraz częściej znajduje swoje nowe polityczne strategie w Europie Wschodniej. Tyle że w odróżnieniu od niezależnej polityki (krajowej i zagranicznej) Polski i Białorusi Floryda jest częścią systemu federalnego, podlega prawu amerykańskiemu i z tej perspektywy decyzje DeSantisa będą oceniane.
czytaj także
DeSantis nie jest oryginalny nawet na rodzimym gruncie. Akcja przerzucania imigrantów z południowej granicy do stolicy, Nowego Jorku lub Chicago została zapoczątkowana przez innego republikańskiego gubernatora, Grega Abotta, i podchwycona przez gubernatora Arizony, Douga Duceya. Oba stany graniczą z Meksykiem, a kryzys na granicy – o którym liberalne media lubiły pisać za prezydentury Trumpa – trwa, łącznie z większością przepisów zachowanych z czasów poprzedniej, jakże krytykowanej administracji.
Argument gubernatorów jest następujący: skoro liberalne stany tak kochają „nielegalnych”, to niech ich sobie biorą. Ostatecznie, taki Nowy Jork uważa się za tzw. miasto-sanktuarium i deklaruje, jak wiele innych liberalnych miast, stanów i powiatów, że władze lokalne nie wdrażają federalnej polityki imigracyjnej i nie pomagają deportować migrantów.
Od kwietnia 2022 roku bez żadnych zapowiedzi Teksas i Arizona zaczęły wysyłać autokary do Waszyngtonu, który sam w sobie jest miastem niewielkim i pełnym bezdomnych. Na ulicach pod głównym dworcem kolejowo-autobusowym zrobiło się tak gęsto, że burmistrzyni stolicy wezwała na pomoc Gwardię Narodową. Pentagon odmówił, co też nie jest przypadkiem i pokazuje typowe tarcia między konserwatywnymi środowiskami wojskowymi w Waszyngtonie a demokratyczną administracją miasta z potężną reprezentacją afroamerykańską.
Abstrahując od tych problemów i od złośliwego psikusa, którego południowe stany wywinęły „liberalnym elitom”, start w Nowym Jorku czy nawet w Waszyngtonie nie jest najgorszym rozwiązaniem dla nowo przybyłego imigranta. Większość osób pracujących w tamtejszych restauracjach, w ogrodnictwie i na budowach nie ma dokumentów uprawniających do pobytu w USA, a źle płatnej pracy, której żaden obywatel raczej nie tknie – sprzątanie, zbiórka śmieci, niańczenie dzieci i seniorów – z pewnością nie brakuje. Mimo inflacji Ameryka jest pełna miejsc pracy, brakuje za to chętnych do jej podjęcia.
Nie da się tych samych rzeczy powiedzieć o przewiezieniu migrantów do Martha’s Vineyard, które właściwie ociera się o przemyt ludzi. Tym bardziej że nie miało ono żadnego uzasadnienia: DeSantis nie „usunął” tych ludzi z ulic Florydy, ale musiał się po nich pofatygować aż do San Antonio. W dodatku akcja została zorganizowana za stanowe pieniądze, mimo że nie wiedział o niej praktycznie nikt, nawet gubernator Teksasu, dokąd niejaka Perla Huerta i jej anonimowy wciąż kolega zostali wysłani na „rekrutację”.
Republikanie zmieniają się w partię amerykańskiej klasy pracującej
czytaj także
Huerta, która do zeszłego roku pracowała w amerykańskim wojsku jako lekarka polowa i agentka kontrwywiadu, podchodziła do ludzi w McDonaldzie w San Antonio, oferując im darmowy bilet do Massachusetts, gdzie miały na nich czekać miejsca pracy i organizacje, które się nimi zajmą. Te detale pochodzą z wywiadów przeprowadzonych z nowo przybyłymi już na Martha’s Vineyard. Wielu z nich twierdzi, że nie miało pojęcia, że trafią na maleńką wyspę-kurort. Jak twierdzi DeSantis, każda „zwerbowana” w ten sposób osoba podpisała zgodę i dostała mapę Martha’s Vineyard.
Nie jest jasne, ile pieniędzy Floryda wydała na polityczną sztuczkę swojego gubernatora, ale fundusze pochodziły z odsetek od federalnej pomocy na pandemię. Są prawnicy, którzy twierdzą, że postępek DeSantisa sam w sobie stanowi naruszenie prawa stanowego, bo wydatek nie miał nic wspólnego z budżetem Florydy. Inni prawnicy proponują skupić się na tym, że DeSantis nie miał żadnego prawa egzekwować polityki imigracyjnej, bo ta jest wyłącznie domeną władzy federalnej.
Z jednej strony, DeSantis dopiął swego – historia trafiła na pierwsze strony gazet i mówią o niej wszyscy. Czegoś takiego jeszcze nie było; w dodatku nie wiadomo, jak to interpretować prawnie. Faktycznie, DeSantis „dokuczył” demokratom i zarobił mnóstwo punktów u tych republikanów, którym chodzi przede wszystkim o ucieranie nosa altruistycznym liberałom i udowadnianie im ich własnej hipokryzji. Przywódca republikanów w Kongresie Mitch McConnell, który na pewno by wolał, żeby następnym prezydentem został DeSantis, a nie Trump, powiedział: good idea!
DeSantis próbuje tu pokazać szeroko pojętemu wyborcy, że jako prezydent będzie się stawiał demokratom i bronił dostępu do Ameryki. Ale na razie migrantów czekało w Winnicy o wiele lepsze przyjęcie niż na polsko-białoruskiej granicy. Znaleźli schronienie w lokalnym kościele i bazie wojskowej, a obecnie próbuje się ich rozlokować również na stałym lądzie – z Martha’s Vineyard blisko już do Providence i Bostonu.
Można się tylko zastanawiać, czy DeSantis, który sam jest prawnikiem, jednak nie przegiął. I nie chodzi o cynizm, jaki pokazał, ani o to, jak tę jego złą wolę zinterpretują wyborcy, ale o to, że w tej konkretnej sytuacji problemy prawne mogą zakończyć kandydaturę DeSantisa, zanim jeszcze wystartowała.
czytaj także
Amerykanie mają bowiem obsesję na punkcie kontraktu. Z tego, co wiemy, Huerta działa jako kontraktor, a to by oznaczało, że pośrednio pracowała dla stanu Floryda. Jeśli da się udowodnić, że Perla Huerta kłamała, werbując ludzi, DeSantis może wpędzić swój stan w kłopoty. Amerykańskie prawo, które opiera się na precedensie, a nie kodeksach, ma tu do czynienia z sytuacją bez precedensu. Grupowy pozew imigrantów przeciwko niemu już się formuje, a szeryf w Teksasie rozpoczął niezależne śledztwo.