Zbanowanie X byłoby dobrym początkiem antymuskowej kontrofensywy. Jak powiedział w styczniu Thierry Breton, były komisarz do spraw rynku wewnętrznego w Komisji Europejskiej, jest to „legalnie możliwe”.
Gdy w ubiegłym tygodniu oglądaliśmy spektakl, który dla prezydenta Ukrainy w Białym Domu przygotowała administracja amerykańska, pojawiły się przytomne głosy, że naszym – tzn. europejskim – priorytetem niekoniecznie musi być wybranie najsympatyczniejszego patrona spośród trójki USA, Chiny czy Rosja. Zamiast tego powinniśmy wypracować sposób na ograniczenie samowolki Facebooka i X w Unii Europejskiej.
Walka z biurokracją bywa widowiskowa, ale nie jesteśmy u Marvela
czytaj także
Precyzyjniej ujął to Jacek K. Sokołowski, autor ubiegłorocznej książki Transnaród. Polacy w poszukiwaniu politycznej formy, który napisał (na X): „Aktualny stan Fejsbuka i Twittera jest taki, że całe to gówno najlepiej by było w Europie po prostu zablokować”.
I nie chodzi o „cenzurę”, której deklarację próbował wymusić na Magdalenie Biejat Bogdan Rymanowski, ani o przywracanie standardów czy twarde, przeciągające się negocjacje. Raczej o natychmiastowe ograniczanie działalności zagranicznych agentów – a to, jak wiadomo, stanowisko łączące ponad podziałami.
Tango z falangą (i chałkoniem)
Jako użytkownik obu serwisów mogę dorzucić trochę obserwacji do konstatacji Sokołowskiego. X wydawał się platformą zdominowaną przez pornoboty i konta finansowane przez FSB na długo przed tym, jak Elon Musk aktywnie włączył się w kampanię na rzecz AfD, a każdy kolejny performance J.D. Vance’a wycierającego sobie gębę wolnością słowa tylko przyspieszał transformację serwisu w dysfunkcyjną, zgównowaciałą bazę propagandy antyukraińskiej.
Na Facebooku jest trochę śmieszniej – wygenerowane przez sztuczną inteligencję, wzruszające zdjęcia nieistniejących stulatek wypiekających chleb, rolników z chałkoniem i starszych panów czekających na zawieszony obiad zdobywają tysiące lajków i wspierających komentarzy. Grafiki ukrywające się często za przechwyconymi przez sztaby polityczne czy „niezależne” farmy trolli religijnymi fanpage’ami i emeryckimi grupkami, których rolę w serwisie wzmocniono kilka lat temu, są tylko przygrywką do propagandowego prania mózgów, które czeka nas w miesiącach poprzedzających wybory prezydenckie.
Ciemne Oświecenie i mafia z PayPala, czyli za co płaci Elon Musk
czytaj także
X obsługuje więc młodych gniewnych, Facebook – jesień życia, urabiając użytkowników treściami jeszcze (i tylko pozornie) niezwiązanymi z polityką. Ale – i tu znów zacytujmy Sokołowskiego – nie chodzi o to, że każdy głos ma znaczenie: „Wy jesteście głupi i bez tego. Sosziale są po to, żeby ogłupić elitę polityczną i decydentów, tak żeby uwierzyli, że to, co widzą w soszialach, to są ich wyborcy i że poza soszialami innego świata nie ma”.
Żeby decydenci uwierzyli, że świat istnieje wyłącznie w social mediach, nie mogą być przez te media zmarginalizowani. Gdyby Musk z dnia na dzień obciął zasięgi Tuskowi, całe oszustwo stojące za byłym Twitterem stałoby się przejrzyste i kazało przyjrzeć się mechanizmom systemu. Dlatego premier póki co cieszy się względną sympatią amerykańskiego algorytmu, kręci popularne, śmieszne rolki na X i TikToka i beszta swoich podwładnych za to, że niezbyt chętnie garną się do dyskusji w serwisie współczesnego Josepha Goebbelsa.
„To niedopuszczalne, żeby polityk nie miał dziś swoich social mediów” – usłyszeli politycy KO od szefa, który żyje w iluzji podobnej do bohatera starego dowcipu, który stoi przed automatem z napojami, wrzuca kolejne monety i nie może odejść od maszyny, krzycząc do pospieszających go osób ustawiających się w kolejce: „Zwariowaliście? Przecież ciągle wygrywam!”. Poczucie, że Tusk, Myrcha i Sikorski mogą „ograć” algorytm, jest jednak całkowicie narcystyczne i naiwne.
czytaj także
Mimo to trwa i napędza polskich polityków, którzy coraz rzadziej zwołują konferencje prasowe i nieprzesadnie martwią się relacjami z mediami – choćby te były akurat finansowane ze Skarbu Państwa. Nie wiadomo, dlaczego o poczynaniach polskich władz musimy dowiadywać się za pośrednictwem prywatnej amerykańskiej firmy zarządzanej przez faszyzującego handlarza samochodami. Patrząc na obecny stan relacji dyplomatycznych – równie dobrze mógłbym szukać doniesień o polskiej praworządności na Weibo.
Akt nieposłuszeństwa wobec Aktu
O ile prawie wszyscy zorientowali się, że niedawne ogłoszenie zmian w moderacji na Facebooku jest hołdem złożonym przez Marka Zuckerberga nowemu amerykańskiemu władcy, o tyle w doniesieniach prasowych rzadko pojawiała się informacja o faktycznym wypowiedzeniu przez niego postanowień Aktu o usługach cyfrowych (DSA), który zaczął obowiązywać w Unii Europejskiej zaledwie rok temu, 17 lutego 2024.
Dokument został przyjęty m.in w odpowiedzi na doskonale znane co najmniej od czasów afery Cambridge Analytica przykłady polaryzowania użytkowników, wpływania na wyniki demokratycznych wyborów, wykorzystywanie dzieci i podburzanie do linczu. Nie bez znaczenia było to, że Rada Europejska głosowała nad przyjęciem DSA w październiku 2022 roku – czyli już po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.
Bazylewicz: Ani Musk, ani nawet Reagan. Kto wymyślił ruch wyzwolenia kapitalistów?
czytaj także
Celem zawartych w DSA przepisów było m.in. przeciwdziałanie zagrożeniom społecznym, wzmocnienie nadzoru, zwalczanie nielegalnych treści, identyfikowalność przedsiębiorców oraz wdrożenie środków przejrzystości. Wystarczy mniej więcej 10 minut w dowolnym medium społecznościowym, by znaleźć dowody na to, że „deregulacja” w tym zakresie na dowolnym serwisie z USA kompletnie wymknęła się spod kontroli.
Amerykański podcaster Jim Stewartson twierdzi, że Europa powinna zablokować wszystkie firmy Muska działające na naszym kontynencie. To zapewne oznaczałoby legislacyjną oraz dyplomatyczną drogę przez mękę, ale zbanowanie X mogłoby być dobrym początkiem pięknej przygody. Jak powiedział w styczniu Thierry Breton, były komisarz do spraw rynku wewnętrznego w Komisji Europejskiej, zablokowanie X jest „legalnie możliwe”.
Z podobnej możliwości skorzystał zresztą brazylijski Sąd Najwyższy, wprowadzając blokadę X w ubiegłym roku, po wielu miesiącach napięć między władzami kraju a platformą, wywołanych m.in. przez rolę X w nakręcaniu rozruchów po przegranej Jaira Bolsonaro w wyborach prezydenckich. Niestety, ban potrwał tylko nieco ponad miesiąc – ale za same próby jego obchodzenia platforma zapłaciła 5,2 mln dolarów kary. Niby niewiele, ale i tak więcej, niż Google wyłoży na finansowanie Polakom nauki sztucznej inteligencji w ciągu kolejnych pięciu lat.
Czy Polacy to pokochają?
Oczywiście decyzja o pójściu na wojnę z Muskiem i jego platformą nie pociągnie za sobą tylko entuzjastycznie nastawionych do bana milionów, które zjednoczą się i zaczną grać do bramki UE zamiast chodzić na smyczy najbogatszego człowieka na świecie. Opór byłby wielki – i wspierany propagandową maszyną samych platform.
Mentzen, Fogiel i Giertych podobnie jak Tusk są przekonani, że w tym wyścigu mają fory z racji swojej przenikliwości, charyzmy i błyskotliwych strategii, a ich wyborcy chętnie łykną spin o „wolności słowa”, „cenzurze” i „eurokołchozie”. Jednak nieco mniej odklejeni politycy i polityczki powinni zacząć zwracać uwagę na to, że to gra o sumie stałej, w której automat z puszkami dzierżą i programują biznesmeni zbliżeni do wrogiego Europie prezydenta USA.
czytaj także
Może warto podziękować Jarosławowi Kaczyńskiemu, że na swojego kandydata na prezydenta namaścił piękny umysł, któremu nawet algorytmy mogą nie pomóc, i poczekać z budowaniem antymuskowej koalicji z Niemcami, Francją czy Szwecją do okresu po wyborach prezydenckich, na które ewentualna ofensywa niewątpliwie wywarłaby wpływ.
Jednak uniknięcie dyskusji na ten temat pozbawiłoby Polskę jednej z najlepszych szans na pogłębienie integracji na poziomie europejskim w nowej sytuacji w polityce międzynarodowej. Zarówno kandydat Trzaskowski, były minister administracji i cyfryzacji, jak i obecny szef resortu odpowiadającego za cyfryzację na pewno rozumieją, że jest to rozwiązanie niewymagające ponoszenia monstrualnych kosztów, jak w przypadku turboprzyspieszenia w wyścigu zbrojeń, za to chroniące nas przed faszystowską cyberdystopią, która w przeciwnym razie niewątpliwie nadejdzie.