W ubiegłym tygodniu prezydent Austrii powierzył misję tworzenia rządu Herbertowi Kicklowi – liderowi skrajnie prawicowej FPÖ. Nawet w latach 80., gdy sukcesy partii inspirowały jednego z najwybitniejszych pisarzy XX w., niekryjąca się z faszystowskimi poglądami formacja nie była tak wpływowa.
Nestbeschmutzer – czyli „kalający własne gniazdo” – to określenie, które na stałe przykleiło się do zmarłego 37 lat temu (rocznicę śmierci będziemy obchodzić za miesiąc) Thomasa Bernharda. Debiutujący w 1963 roku pisarz całkowicie na nie zasłużył, regularnie „mieszając się do polityki”, ale mimo niezliczonych tyrad „na granicy szaleństwa” na zakłamane austriackie społeczeństwo, które od początku pojawiały się w powieściach, opowiadaniach i dramatach autora Wycinki, zaszczytny tytuł zawdzięcza przede wszystkim twórczości z ostatnich lat życia.
Urodziny Himmlera
W 1986 roku ukazuje się ostatnia ukończona powieść Bernharda, Wymazywanie. Rozpad. To rozpisany na 600 stron monolog wewnętrzny Franza-Josefa Muraua, powracającego do domu rodzinnego, by wziąć udział w pogrzebie matki, ojca i brata, którzy zginęli w wypadku samochodowym tuż po ślubie jednej z sióstr, i zaopiekować się majątkiem Wolfsegg – w rzeczywistości należącym do samego pisarza. W pogrzebie wezmą też udział nazistowscy przyjaciele rodziców, a sam majątek znajdzie nowych właścicieli.
Triumf radykałów w Austrii. Tak biedniejąca klasa średnia mści się na słabszych
czytaj także
W Wymazywaniu Bernhard krytykuje nierozliczoną nazistowską przeszłość Austrii oraz jej antysemityzm. Nie po raz pierwszy zresztą – już w 1979 roku w sztuce Przejście w stan spoczynku (z podtytułem Komedia o duszy niemieckiej) wiedeńską publiczność mogły szokować sceny, w których główny bohater, ukrywający się przez 10 lat po wojnie były komendant obozu koncentracyjnego, któremu udaje się doczekać emerytury na stanowisku prezesa sądu, celebruje w mundurze SS urodziny Heinricha Himmlera. Do „uroczystości” włącza swoje siostry – z jedną jest w kazirodczym związku, druga w wyniku alianckich bombardowań na dwa dni przed końcem wojny została niepełnosprawna.
Ale początkowo jeszcze nie szokowały – Bernhard w schyłkową fazę twórczości wchodził z reputacją jednego z najwybitniejszych pisarzy powojennej Europy, a mieszczańska publiczność z uśmiechem przyjmowała kalumnie pod swoim adresem i „komedie”, w których wszystko kipi od gniewu.
Znawczynie twórczości Austriaka (jak Agata Wittchen-Barełkowska, autorka posłowia do drugiego tomu wydanych w 2021 roku Dramatów) zwracają uwagę, że za zaostrzeniem jego krytyki rodaków stoi sytuacja polityczna. W 1983 roku po raz pierwszy do austriackiego rządu wchodzi skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ). Wkrótce potem jej liderem zostaje Jörg Haider – ten sam sympatyzujący z III Rzeszą radykał, którego wejście do rządu 15 lat później stanie się przyczyną pierwszych w historii UE sankcji nałożonych na kraj wchodzący w skład wspólnoty.
Haider również był nieprzejednanym krytykiem austriackiej polityki, co pokazuje, jak nieprecyzyjne jest klasyfikowanie Thomasa Bernharda jako pisarza „konserwatywnego” – co beztrosko robią czasem nawet poważni czytelnicy i krytyczki. Zbyt łatwo przykłada się bowiem kategorie politycznego zarządzania przenicowanego populizmem do literatury krytycznej – z pewnością wie coś o tym choćby Michael Houellebecq.
czytaj także
W przypadku autora Wymazywania dochodzi do tego aspekt, o którym pisał W. G Sebald w jednym z esejów z Opisu nieszczęścia – że „w przypadku literackiej tradycji Austrii dałoby się pokazać, że radykalna krytyka kultury skłonna jest szukać bezpiecznego rezerwatu dla swoich emocji w wyidealizowanym wyobrażeniu dawnych czasów albo w wyobrażeniu wolnej natury” (tłum. Małgorzata Łukasiewicz). Łatwo ulec wrażeniu, że krytyka totalna opiera się na niewypowiedzianej fantazji o świetlanej przeszłości.
Jednak, jak dodaje Sebald, „u Bernharda, podobnie jak u Kafki, pesymizm kulturowy, który uwzględnia nakładające się na siebie warstwy stosunków feudalnych, mieszczańskich, socjalistycznych i współczesnych, wydaje się tak skrajny między innymi dlatego, że rozwija się na tle postępującego z przeraźliwą konsekwencją rozkładu samego świata naturalnego. W twórczości Bernharda nie ma miejsca na krzepiącą nadzieję powrotu do natury”.
Już nie wspominając o tak prozaicznej kwestii jak to, że istnieje różnica między psioczącym na Austrię byłym SS-manem z Przejścia w stan spoczynku i psioczącą na Austrię żydowską rodziną profesorską z Wiednia z Placu Bohaterów. A już przepaść dzieli te psioczenia postaci literackich od poglądów samego Bernharda, któremu, szczerze powiedziawszy, w kwestii poglądów czy szczegółów autobiograficznych nie można wierzyć w ani jedno słowo.
czytaj także
Wracając do Austrii w 1986 roku – prezydentem został wówczas Kurt Waldheim, były Sekretarz Generalny ONZ, a zarazem były członek SA i żołnierz Wehrmachtu, który po ujawnieniu nazistowskiej przeszłości traktowany był przez władze większości krajów jako persona non grata. Mimo że na początku 1988 roku międzynarodowa komisja historyków stwierdziła, że Waldheim nie brał aktywnego udziału w zbrodniach wojennych – co skądinąd nie powinno być zbyt wyśrubowanym standardem dla głowy państwa – to do końca urzędowania w 1992 roku jako prezydent odwiedził tylko kraje arabskie oraz Watykan.
Austriacy jakoś to przeżyli – w przeciwieństwie do Bernharda.
Katolicka hołota
Finał prac nad ostatnim dramatem pisarza, Placem Bohaterów, zbiegł się z setną rocznicą otwarcia nowego budynku słynnego wiedeńskiego Burgtheater oraz z 50. rocznicą Anschlussu. Początkowo Bernhard odmówił swojemu wieloletniemu współpracownikowi, reżyserowi Clausowi Peymannowi, pracy nad tekstem, sugerując „rocznicowe” wywieszenie na wszystkich wiedeńskich sklepach tablic z napisem „Ten interes jest wolny od Żydów”. Ostatecznie jednak mimo pogarszającego się stanu zdrowia ukończył utwór, którego akcja rozgrywa się tuż po pogrzebie żydowskiego profesora Józefa Schustera, podnoszącego na siebie rękę przed planowanym powrotem z Wiednia do Anglii, gdzie spędził kilka lat po wojnie.
Drugi akt sztuki zdominowały długie (i komiczne) utyskiwania jego brata, profesora Roberta Schustera, mieszającego z błotem austriacką hipokryzję w niewybrednych słowach. Schuster nazywa Austriaków „katolicką hołotą” i mówi o „6,5 miliona nieszczęśliwych debili, nieustannie domagających się reżysera, który strąci ich w przepaść”. Jego monologi wykorzystują zarówno charakterystyczne dla prozy Bernharda powtórzenia, poetyckie przerzutnie i osobliwą, rwaną frazę utworów dramatycznych: „Wkrótce wszystko zostanie zniszczone/ cały świat będzie wkrótce nie do poznania/gdziekolwiek spojrzeć wszystko zmarniałe/ gdziekolwiek spojrzeć wszystko spsiałe”; „To co pozostało temu biednemu niedojrzałemu/ narodowi/ to tylko teatr/ sama Austria to nic innego jak scena/na której wszystko jest podupadłe, zgniłe/ i zdemoralizowane”.
Wyciek do prasy fragmentów monologu Schustera przed zaplanowaną na listopad 1988 roku premierą sprowadził na utwór gniew Austriaków. Przeciwko ich obrażaniu zaprotestował, a jakże, prezydent Waldheim, a także biskupi, Jörg Haider i „zwykli Austriacy”, krytykujący finansowanie obrazoburczej sztuki z pieniędzy podatników.
W Polsce, do której Bernhard żywił wiele nieuzasadnionej sympatii, znamy to dobrze. „Süddeutsche Zeitung” pisało, że Austriacy robią wszystko, by dorównać groteskowym tekstom Bernharda, a konserwatyści zapowiadali protesty i grozili twórcom. W dniu premiery na okładce „Kronen Zeitung” ukazał się fotomontaż z płonącym gmachem Burgtheater.
Poza moralnym wzburzeniem w prasie patriotycznej i zapisania się wydarzenia w historii jako Heldenplatz Skandal do większych skandali niż wyrzucenie gnojówki i kilka krzykliwych demonstracji przed obstawionym przez policję teatrem nie doszło. Schorowany Bernhard, któremu dotarcie z gabinetu dyrektora na scenę zajęło 6 minut, zdążył jeszcze z nawiązką na wysłuchanie trzech kwadransów braw, jakie zgotowała mu wiedeńska publiczność. Jak się miało okazać, było to jego ostatnie publiczne wystąpienie – 3 miesiące później borykający się od dzieciństwa z licznymi problemami zdrowotnymi pisarz zmarł na zawał serca.
Goebbels: powrót
Badający twórczość Bernharda Martin Huber pisze, że 1986 rok był przełomowy dla austriackiej II republiki. Przez dekady jej obywatele uważali się za ofiary nazizmu, nawet jeśli ich dobre samopoczucie musiała mącić choćby sztuka akcjonistów wiedeńskich, którzy na przełomie lat 60. i 70. sięgali po znacznie bardziej radykalne formy ekspresji niż Bernhard.
czytaj także
Ogłuszające okrzyki radości witające Hitlera na Placu Bohaterów, które prześladowały żonę Józefa Schustera, komplikują ten ofiarniczy status. Zamieszanie związane z premierą pożegnalnego dramatu w „roku refleksji” utorowało w kolejnych latach drogę innym głośnym krytykom austriackiego społeczeństwa, m.in. Michaelowi Hanekemu czy walczącej z Heiderem przez całą kolejną dekadę Elfriede Jelinek, późniejszej laureatce literackiej Nagrody Nobla oraz wieloletniej członkini austriackiej partii komunistycznej.
W ubiegłym tygodniu długie negocjacje między partiami skleconej naprędce po wyborach „liberalnej” koalicji, które miały tworzyć austriacki rząd, zakończyły się fiaskiem. („Kościół i partie polityczne/ zniszczyły wszystko przez swoją tępotę […] Przemysł i Kościół są winne austriackiego nieszczęścia”, ale też „Jeśli Austria jest dziś takim podupadłym/ narodem/ i takim niepozornym do szczętu/ zdemoralizowanym krajem/ to zawdzięczamy to tym opasłym i tłustym pseudosocjalistom”). Wywodzący się z Zielonych prezydent Alexander Van Den Bellen powierzył więc misję utworzenia rządu Herbertowi Kicklowi – liderowi zwycięskiej FPÖ, która od czasów Bernharda położyła jeszcze większy nacisk na oczyszczanie kraju z elementu migranckiego i bliską współpracę z Rosją Putina.
Kickl zaczynał karierę jako autor przemówień dla Heidera, co, jak pisał „Vice”, od początku kariery zapewniało mu regularne porównania do ministra propagandy III Rzeszy, Josepha Goebbelsa. Fascynacji Heiderem Kickl nie wypiera się do dziś – w czasach studenckich miał go pociągać głębią odmienną od wykładowców, którzy w opinii przyszłego premiera byli niemal wyłącznie lewicowcami.
W 2017 Kickl został mianowany ministrem spraw wewnętrznych. Ze stanowiska, podobnie jak jego pozostałych partyjnych kolegów zasiadających w rządzie, odwołano go dwa lata później, za sprawą Ibiza-gate – czyli ujawnienia rozmów między dwoma ówczesnymi liderami FPÖ, Heinzem-Christianem Strache i Sebastianem Kurzem.
czytaj także
Obaj politycy rozmawiali z kobietą podającą się za córkę rosyjskiego oligarchy Igora Makarowa (co okazało się nieprawdą, a tożsamości rozmówczyni nie udało się ustalić) m.in. o łapówkach przekazywanych przez partyjne stowarzyszenie w zamian za kontrakty rządowe dla „Rosjan”. Strache przechwalał się licznymi wizytami w Rosji i kontaktami z doradcami Władimira Putina, roztaczając wizję „strategicznej współpracy” z dyktatorem, a także zapowiadał budowę medialnego systemu na wzór Węgier Orbána.
Jak podsumowywała na naszych łamach Ruth Wodak – „Strache był gotowy dosłownie sprzedać Austrię”. A to, że Austria obiera marsz ku naśladowaniu wzorców z Orbánowskich Węgier – to rozdanie w nacjonalistycznym pokerze, które sprawiłoby, że Bernhard za kulisami śmiałby się niczym Rumpelsztyk – „demoniczny karzeł” z baśni braci Grimm, który – to znów Sebald – „w ekscentrycznej refleksji musi podtrzymywać nieustanne wzburzenie”.
Choć tropy dotyczące afery z Ibizy prowadziły w wielu kierunkach – choć głównie w kierunku wschodnim – jej pełnego wyjaśnienia raczej już nie poznamy. Komu zależało na ujawnieniu kompromatu, który na chwilę wyrzucił FPÖ z rządu? Teoretycznie – nie Rosjanom, wszak obaj nagrani politycy wspierali Putina w sposób jawny i niejawny.
Jednak – jak pokazują kolejne lata oraz wynik ostatnich, wrześniowych wyborów, w których FPÖ po raz pierwszy wygrała, zdobywając 29,2 proc. głosów –rasistowska retoryka, rosyjskie powiązania i korupcja na gigantyczną skalę przeszkadzają milionom słynących z dobrych manier i rozmiłowanych w muzyce klasycznej Austriaków jeszcze mniej niż w latach 80. Wygląda na to, że ich bezustanne prośby o reżysera zostały wysłuchane.
*
Thomas Bernhard, Dramaty. Tom 2, Wydawnictwo Czytelnik, 2021. Przekład: Jacek St. Buras