Królowa niemieckiego alt-leftu chce się dogadać z Putinem

Niemieckie media przyglądają się ruchom Sahry Wagenknecht z dystansem, ale i nadzieją na osłabienie mocnej jak nigdy AfD. Nawet jeśli nowa Róża Luksemburg chce wywrócić stolik ze współczesnymi niemieckimi wartościami, przynajmniej nie robi tego w brunatnym mundurze.
Sahra Wagenknecht. Fot. Raimond Spekking/Wikimedia Commons

Nie znosi ideologii „woke”, cancel culture i Zielonych. Sprzeciwia się zbrojeniu Ukrainy, polityce klimatycznej UE i niekontrolowanej migracji. Tęskni za czasami, gdy silne socjalne państwo i dobre relacje z Rosją pozwalały niemieckim robotnikom godnie żyć. Sahra Wagenknecht, gwiazda niemieckiej lewicy, wystartowała właśnie z nowym projektem politycznym.

Pierwsza konwencja partii Sojusz Sahry Wagenknecht (SSW) odbyła się w enerdowskim kinie Kosmos, przy Alei Karola Marksa w Berlinie. Złożona głównie z siwych głów publiczność co rusz wybuchała śmiechem, gdy ze sceny sypały się przytyki w kierunku polityków Zielonych. Współprzewodnicząca tej partii Ricarda Lang, która zasłynęła ostatnio nieznajomością wysokości średnich emerytur, nazwana została „symbolem odklejenia”. Dostało się też ministerce Annalenie Baerbock, której „feministyczna polityka zagraniczna” przejawiać się ma darowaniem Arabii Saudyjskiej rakiet o żeńskim imieniu Iris.

Biedni i źli Niemcy. Kryzys gospodarczy znów karmi prawicowy populizm

Autorką tych złośliwości jest Sahra Wagenknecht – charyzmatyczna pięćdziesięciokilkulatka uczesana w kok, w czerwonym, dość staroświeckim kostiumie. Niektórzy nazywają ją nowym wcieleniem Róży Luksemburg.

Sojusz Sahry Wagenknecht – Alternatywa dla Niemiec w wersji light?

Na dzień zjazdu nowej partii wybrano 27 stycznia – datę, która w Niemczech jednoznacznie kojarzy się z wyzwoleniem Auschwitz. To gest, który ma oddalić od SSW oskarżenia o podobieństwa do skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). W istocie, formacje te sporo łączy, jak obsesyjna niechęć do establishmentu (czyli koalicji „świateł drogowych”) i Stanów Zjednoczonych, dystans do Unii Europejskiej czy mięta do Rosji. Obie partie krytykują ponadto politykę migracyjną i klimatyczną niemieckiego rządu, kręcą nosem na covidowe obostrzenia, załamują ręce nad wymogami poprawności politycznej.

Przyświecają im jednak różne motywacje. AfD nie chce migrantów, bo zdaniem jej członków nie pasują oni do społeczeństwa niemieckiego. Sahra Wagenknecht uważa natomiast, że „intensywny napływ migrantów ma negatywny wpływ na ludzi, którzy tu od dawna żyją” – na przykład utrudnia im walkę o wyższe płace czy lepszy poziom edukacji. Nie zaprzecza, jak niektórzy członkowie AfD, zmianom klimatu, lecz uważa, że koszty walki o planetę zbytnio obciążają najuboższych, i że politycy opowiadają im o tych sprawach z moralną wyższością. Nie przejawia poglądów homofobicznych czy mizoginistycznych (głosowała w Bundestagu za małżeństwami osób tej samej płci, sprzeciwia się postulowanemu przez AfD zakazowi aborcji), jednak krytykuje współczesną lewicę za zbytnie skupienie na problemach nieistotnych dla większości klasy pracującej. Nie wspiera też ruchów w rodzaju LGBT+ czy Black Lives Matter. Jej zdaniem polityka tożsamości przynosi „nierówność zamiast równości, bo rozdmuchuje różnice między grupami etnicznymi i orientacjami seksualnymi na bombastyczną skalę”.

Od AfD różni ją również pomysł na politykę społeczną i gospodarczą. Niemiecka skrajna prawica jest jak nasza Konfederacja: chce niższych podatków, mniej regulacji, mniej państwa. SSW obiecuje m.in. podwyższenie płacy minimalnej, emerytur, opodatkowanie najbogatszych. Ale mruga też okiem do małych i średnich przedsiębiorców.

Jednym głosem i tak mówić nie będziemy. Lewica po roku wojny

Nie jest to bynajmniej program komunistyczny, jak alarmują niektórzy polscy komentatorzy. Podobne postulaty można znaleźć w programach socjaldemokratycznej SPD, chadeckiej CDU czy Zielonych, nie wspominając o najbardziej wysuniętej na lewo Lewicy (die Linke). W połączeniu z relatywnie zachowawczym programem światopoglądowym pozwalają zaszufladkować SSW jako ruch typu alt-left – czyli tradycyjnie lewicowy i (w opozycji do lib-leftu) niechętny progresywnym wartościom.

Partia na czasy erozji dobrobytu

Sahra Wagenknecht nie ma wyraźnej wizji przyszłości – chętniej spogląda w przeszłość. We wschodnich landach zdarza jej się zagrać na nutce nostalgii za NRD (z którego zresztą pochodzi), ale jej wymarzone Niemcy przypominają raczej RFN lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych (w porywach do dwutysięcznych i kryzysu euro). Jego obywatele są szczęśliwi, bo poruszają się po kraju autami rodzimej produkcji, które ceni cały świat, ogrzewają domy tanim rosyjskim gazem, a na ulicach miast słyszą niemal tylko swój język ojczysty. Nikt ich nie krytykuje za słabość do sznycla z Aldi czy wczasy na Majorce. I niezależnie od tego, czy wykonują pracę najemną, czy próbują swoich sił w biznesie, istnieje spora szansa, że na emeryturze swoje ulubione sznycle spożywać będą w co najmniej trzygwiazdkowych hotelach.

Warufakis: Historia euro opowiedziana jako grecka tragedia

Ów wyidealizowany obraz starych, dobrych Niemiec, to odpowiedź na postępujący od pandemii (i pogłębiony przez inwazję Rosji na Ukrainę) kryzys gospodarczy. Niższe warstwy klasy średniej ledwo wiążą koniec z końcem, przygniecione wysokimi kosztami energii, inflacją i spadkiem średnich płac. Wybucha strajk za strajkiem, zielona transformacja nie idzie (i nie kosztuje) zgodnie z planem, a zlepiony z trzech partii rząd pogrąża się w sporach i cieszy się poparciem zaledwie jednego na czworo obywateli.

Wraz z dobrobytem erodują tradycyjne partie, oparte na wspólnocie poglądów politycznych. Dzierżący ster koalicji „świateł drogowych” socjaldemokraci odnotowują najniższe wyniki w historii. Być może również dlatego Sahra Wagenknecht zdecydowała się na eksperyment – pierwszą w powojennej historii Niemiec partię ochrzczoną nazwiskiem lidera, a dokładniej liderki. W mediach uzasadnia to jednak swoją rozpoznawalnością.

Kim właściwie jest Sahra Wagenknecht?

Faktycznie – według wielu sondaży należy do ścisłej czołówki najpopularniejszych polityków w kraju. Ta kontrowersyjna dama od lat występuje w politycznych talk-show, które przyciągają przed ekrany miliony widzów. Jest niezwykle sprawna retorycznie, w obliczu krytyki panuje nad emocjami, a przy tym sprawia wrażenie sympatycznej osoby. Króluje też w social mediach, które nie są dla niemieckich polityków (poza AfD) naturalnym środowiskiem autopromocji.

Należy przy tym do najlepiej zarabiających posłów Bundestagu. Jak wyliczył „Der Spiegel”, przez pierwsze siedemnaście miesięcy obecnej kadencji parlamentu zarobiła niemal milion euro, większość na wykładach i książkach. Jej wydany w 2021 roku rant na liberalną lewicę (Die Selbstgerechten, czyli Obłudnicy lub też Zadufani w sobie) przez pół roku nie schodził z list bestsellerów.

Žižek: Dostrzec cierpienie Palestyńczyków, czyli jak wywołałem skandal we Frankfurcie

Urodziła się 1969 roku w Jenie jako Sarah Wagenknecht (irańskie imię Sahra przyjęła jako dorosła kobieta). Jej matką była Niemka, a ojcem Irańczyk, który wyjechał z Niemiec, gdy  miała trzy lata. Jako dziecko trenowała judo, by bronić się przed rówieśnikami, którzy dokuczali jej z powodu kruczoczarnych włosów i ciemnej oprawy oczu. Będąc nastolatką zaczytywała się w Marksie i psioczyła na amerykańskich turystów, którzy spoglądali zza muru na wschodnich berlińczyków „jak w zoo”. Do partii komunistycznej (SED) zapisała się kilka miesięcy przed upadkiem muru.

W kolejnych latach ukończyła filozofię i doktoryzowała się z ekonomii, jednocześnie działając w postkomunistycznej partii PDS. W 2007 roku PDS połączyła siły z zachodnioniemieckimi socjalistami, tworząc istniejącą do dziś Lewicę (die Linke). Wagenknecht szybko stała się ikoną tej formacji (oraz wiceprzewodniczącą), a w 2009 roku trafiła z jej ramienia do Bundestagu, gdzie posłuje do dziś.

W latach dziesiątych wzbudzała coraz więcej kontrowersji, również w szeregach Lewicy. Krytykowała politykę otwartych drzwi wobec migrantów, a w 2018 roku założyła efemeryczny alt-leftowy ruch Aufstehen („Powstań”). Była jednak na tyle popularna, że lib-leftowa (czy też stojąca w rozkroku między alt- i lib-leftem) Lewica trzymała ją w swoich szeregach. Gdy Sahra wydała swój antywokistowski bestseller, a po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę wciąż obnosiła się ze swoimi prorosyjskimi poglądami, cierpliwość towarzyszy i towarzyszek dobiegła końca. Nie zdążyli jej jednak wykluczyć z partii – odeszła sama w październiku 2023 roku, zapowiadając założenie SWW.

Niemcy chcą odbudowywać Ukrainę, ale nie spieszą się z przyjmowaniem jej do UE

Wagenknecht zabrała ze sobą dziewięcioro posłów Lewicy, przez co partia utraciła w Bundestagu status grupy parlamentarnej, a wraz nim prawo do przewodzenia komitetom parlamentarnym oraz miliony subwencji z budżetu. Nic nie zapowiada, by sytuacja die Linke poprawiła się w kolejnych wyborach parlamentarnych. Notowania partii oscylują w granicach 3-4 proc. poparcia, a zatem poniżej progu wyborczego.

Co ciekawe, wielu działaczy SSW ma – podobnie jak sama Wagenknecht – korzenie migracyjne. Na razie – na fali odcinania się od skrajnej prawicy – antymigracyjna agenda została zamieciona pod dywan, ale niewykluczone, że partia będzie chciała przyciągać do siebie obywateli z tłem migracyjnym, którzy bywają krytyczni wobec nowych fal migracji.

Niebezpieczne związki z Rosją

Na konwencji partii – obok rytualnych przytyków względem Zielonych, dla SSW wroga numer jeden – dominowały wątki „pacyfistyczne”. Otworzyła ją starszej daty dziennikarka, przedstawiona jako „członkini ruchu pokoju”, składając hołd Armii Czerwonej za wyzwolenie Auschwitz. Do rocznicy wyzwolenia obozu nawiązał też Oskar Lafontaine, niegdyś przewodniczący SPD i minister finansów w rządzie Gerharda Schrödera, dziś członek SSW, a prywatnie mąż Wagenknecht. Jego zdaniem Niemcy ze względu na swoją historię nie mają prawa „dostarczać broni, z pomocą której Rosjan będzie można znów mordować”. Zamiast tego lepiej byłoby „znów pozyskiwać od nich energię”.

Sama Wagenknecht od lat reprodukuje rosyjską narrację na temat konfliktu w Ukrainie. Miał on wybuchnąć sprowokowany przez NATO, które od lat drażniło Rosję swoją ekspansją na wschód (np. do Polski). Kluczową rolę w wydarzeniach Majdanu odegrali rzekomo ukraińscy neonaziści, którzy dyskryminowali rosyjskojęzyczną ludność Ukrainy. A żeby zapewnić Ukrainie pokój, wystarczy ponoć przestać wysyłać jej broń. Tego jednak nie chce USA, bo jest zbyt – uważa Wagenknecht – skupione na realizacji swoich imperialnych interesów.

5 szkód, które Niemcy wyrządzają Europie przez odejście od atomu

Według ustaleń „Washington Post” z kwietnia ubiegłego roku Moskwa próbowała utworzyć w Niemczech tajną prorosyjską koalicję z udziałem otoczenia Wagenknecht – czemu sama zainteresowana zaprzecza. Z kolei „Bild am Sonntag” zwrócił uwagę, że ponad milion euro, które Wagenknecht udało się pozyskać od sympatyków nowej partii, zdeponowane zostało w banku powiązanym z Kremlem. Polityczkę obciąża także stały – wbrew publicznym zapewnieniom – kontakt z byłym mężem, Ralphem Niemeyerem. Ów neonazista (a za młodu komunista) mianował się w lipcu 2022 roku szefem niemieckiego „rządu na uchodźstwie” i udał się do Moskwy, by negocjować z rosyjskimi urzędnikami „przyszły kształt rządu Niemiec” oraz kontrakty z Gazpromem.

Sikorski o wojnie: Co zawalili Niemcy, czego chce Putin i co się da jeszcze zrobić?

Mięta do Rosji to specjalność powojennej niemieckiej lewicy. ZSRR miało w jej oczach szczególny status ze względu na pokonanie Hitlera. Na to nakładało się krytyczne spojrzenie na poczynania USA i NATO, które gorzej zorientowanym w tym, co dzieje się na Wschodzie, ułatwiało naiwną wiarę w słuszność radzieckich, a później rosyjskich kontrnarracji. A także odwieczna fascynacja niemieckich intelektualistów rosyjską, jakże odmienną od niemieckiej duszą. Największa i najstarsza z lewicowych partii – socjaldemokratyczna SPD – zapisała się w pamięci kolektywnej jako autorka Ostpolitik – resetu kontaktów z ZSRR w latach 70., który na dekady zapewnił niemieckiej gospodarce dostęp do tanich surowców.

Z tej niemiecko-rosyjskiej przyjaźni pierwsi wyłamali się Zieloni, którzy już po wybuchu wojny na Donbasie i aneksji Krymu w 2014 roku podchodzili do Rosji krytycznie. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie Rosję potępiło również SPD, a nawet najbardziej antyamerykańska Lewica (przynajmniej jej decyzyjna część). Niemiecka lewica i cały polityczny mainstream – a wraz z nim opinia publiczna – odwróciła się od Moskwy i powoli, ale konsekwentnie zaczęła wspierać Ukrainę.

Jednak solidarność z ofiarami inwazji słabnie wraz z kurczeniem się niemieckiej gospodarki. Według ostatnich badań już 41 proc. Niemców uważa, że wsparcie militarne dla Ukrainy idzie za daleko. Do tej pory wykorzystywała to wyłącznie partia AfD. Złamawszy to i inne polityczne tabu (np. dotyczące polityki migracyjnej czy klimatycznej) plasuje się ona obecnie na drugim miejscu z wynikiem 22 proc.

Jakie perspektywy ma przed sobą partia Wagenknecht?

Sahra Wagenknecht nie ukrywa, że chciałaby odebrać elektorat przede wszystkim AfD. Zgadza się z mainstreamową narracją co do tego, że to partia, która stanowi zagrożenie dla niemieckiej demokracji. Liczy jednak, że przynajmniej część jej wyborców nie wyznaje skrajnie prawicowych poglądów, lecz wybiera AfD, bo ma dość politycznego mainstreamu. Pierwsze badania opinii publicznej pokazują, że to częściowo słuszna intuicja – głosowanie na SSW dopuszcza co trzeci wyborca AfD. Ale i co drugi wyborca die Linke – więc zapewne to ta partia najwięcej straci.

Niemiecki rząd podjął walkę z samotnością. Problem dotyczy też Polski

Najnowsze sondaże dają SSW od 3 do 7 proc. w skali kraju. To niewiele, ale w najbliższych – czyli europejskich – wyborach nie ma progu wyborczego. Kolejne wybory odbędą się we wrześniu w trzech wschodnioniemieckich landach – Saksonii, Turyngii i Brandenburgii – gdzie SSW może liczyć nawet na kilkanaście procent. A że AfD prowadzi tam w sondażach, jest spora szansa, że pozostałe partie wejdą w pokraczną koalicję, by uniemożliwić skrajnej prawicy rządzenie. AfD nie miałoby nic przeciwko koalicji z Wagenknecht, ona jednak to jak na razie wyklucza.

Niemieckie media przyglądają się ruchom Wagenknecht z dystansem, ale i pewną nadzieją na osłabienie mocnej jak nigdy dotąd AfD. Nawet jeśli nowa Róża Luksemburg chce wywrócić stolik ze współczesnymi niemieckimi wartościami, przynajmniej nie robi tego w brunatnym mundurze. Niemodny kostiumik łatwiej oswoić, szczególnie gdy towarzyszy mu empatyczny uśmiech.

„[Konwencja SSW] była dziwaczna, miejscami nielogiczna, z pewnością populistyczna” – pisze komentatorka centrolewicowego dziennika „Süddeutsche Zeitung” – ale „nie była wroga demokracji”. Szkoda tylko, że w tym ujęciu demokracja warta obrony przed wrogami kończy się na Odrze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij