Unia Europejska

Wojna wojną, a biznes biznesem. Jak Zachód zbroił Rosję

Francuskie bomby, niemieckie karabiny, włoskie ciężarówki i czeskie drony. Czy mowa o wyposażeniu dostarczanym teraz ukraińskiej armii? Nie, to sprzęt co prawda używany w Ukrainie, ale przez siły inwazyjne. Mimo unijnego embarga państwa zachodnie przez lata zbroiły Rosję.

Jednym z głównych celów Putina po dojściu do władzy stała się modernizacja armii. Ponieważ rodzimy przemysł zbrojeniowy najlepsze czasy miał już za sobą, do Rosji zaczęły napływać duże ilości najnowocześniejszego sprzętu wojskowego z Zachodu. Jedni zwiększali swój potencjał militarny, drudzy zarabiali spore pieniądze, więc biznes się kręcił. Wszystko popsuła dopiero wojna w Ukrainie.

Na wcześniejsze agresywne działania Kremla, z wojną w Gruzji na czele, zachodni politycy mogli reagować pobłażliwie: wystarczało wyrazić zaniepokojenie i pogrozić palcem, aby wkrótce potem wrócić do business as usual. Wkroczenie zielonych ludzików do Ukrainy w 2014 roku i aneksja Krymu, a przede wszystkim reakcja opinii publicznej na te wydarzenia zmusiły jednak Zachód do przykręcenia kurka z uzbrojeniem płynącym do Rosji. Przykręceniem, ale nie zakręceniem, bo unijne embargo na eksport broni okazało się skuteczne tylko do pewnego stopnia.

Wojna o przetrwanie późnego kapitalizmu

czytaj także

Dziurawe embargo

Decyzją Unii Europejskiej z połowy 2014 roku zakazano państwom członkowskim sprzedawania Rosji broni, amunicji, pojazdów wojskowych i innych produktów o charakterze militarnym. Podstawowym problemem z embargiem było jednak to, że nie działało ono wstecz, więc wszystkie umowy zawarte przed 1 sierpnia 2014 pozostawały w mocy. Niektóre z nich rozwiązano ze względu na naciski społeczne – tak było chociażby ze słynnymi mistralami, za których niedostarczenie Francja ostatecznie wypłaciła odszkodowanie.

Inne kontrakty nie przykuły takiej uwagi i zostały zrealizowane mimo trwającej okupacji części Ukrainy. Z oficjalnych danych wynika, że w latach 2015–2020 dziesięć państw UE dostarczyło Rosji uzbrojenie warte co najmniej 346 mln euro. Europejska zbrojeniówka długo zarabiała na rosyjskich zamówieniach, więc zerwanie było trudne. Na tyle trudne, że we wspomnianym okresie nie tylko wypełniano stare zobowiązania, ale też zawierano nowe umowy, korzystając z różnych kruczków prawnych lub po prostu ignorując sankcje.

Niemcy właśnie spadają z płotu, na którym siedziały okrakiem przez kilkadziesiąt lat

Czasem zasłaniano się fikcją, jakoby sprzęt dostarczany rosyjskiej armii przez koncerny zbrojeniowe wcale nie miał charakteru militarnego. Tak robili między innymi Niemcy. Natomiast włoskie firmy jeszcze w 2021 roku sprzedawały do Rosji broń i amunicję, twierdząc, że idzie ona na rynek prywatny, więc embargo nie jest łamane. Wygodnie zapominano o tym, że następnie duża część i tak trafiała do rosyjskich bojówek lub oddziałów specjalnych.

Ulubiony rosyjski supermarket był nad Sekwaną

Chociaż wiele państw UE wyposażało rosyjską armię w nowoczesny sprzęt, to prym zdecydowanie wiodła Francja. To francuskie koncerny zbrojeniowe, takie jak Thales czy Safran (w obu państwo jest głównym akcjonariuszem), odpowiadały za blisko połowę europejskiego eksportu broni do Rosji we wspomnianym okresie. Przedstawiciele rządu i samych firm bronią się, że realizowano tylko kontrakty podpisane przed aneksją Krymu, jednak faktem jest, że później również udzielano nowych licencji, nawet jeśli było ich znacznie mniej.

W ten sposób w ciągu kilku ostatnich lat do Rosji trafiły francuskie bomby, materiały wybuchowe i nie tylko. Szacuje się, że ponad tysiąc rosyjskich czołgów zmodernizowano przy użyciu francuskiego osprzętu, a do myśliwców i helikopterów trafiły nowoczesne systemy nawigacyjne. Teraz tak wyposażone maszyny bojowe uczestniczą w ataku na Ukrainę.

Pomimo znacznego spadku dostaw po 2014 roku Rosja była w ostatniej dekadzie największym klientem francuskiej zbrojeniówki. To tłumaczy niechęć firm do żegnania się z przelewami w rublach. Ale czy państwo nie powinno było zrobić więcej dla skutecznego egzekwowania embarga? Przeszkodą bez wątpienia było to, że wielu polityków (w tym były premier François Fillon) siedziało w kieszeni Kremla i lobbowało na jego korzyść. Obecna ekipa rządząca nie ma co prawda takich powiązań, a przynajmniej nic o nich nie wiadomo, wciąż jednak kieruje się przede wszystkim interesem biznesu. A to już jest problem nie tylko Francji.

Na ile wycenić Ukrainę?

Aktualnie wszystkie wciąż obowiązujące kontrakty zbrojeniowe między europejskimi firmami a Rosją zostały zawieszone i trudno sobie wyobrazić, żeby w niedalekiej przyszłości wznowiono ich realizację. Może się to wiązać z koniecznością wypłaty odszkodowań i stratami finansowymi, czyli komplikacjami, które w ostatnich latach powstrzymywały koncerny oraz całe państwa przed odcięciem się od rosyjskiej kroplówki. Wobec inwazji na Ukrainę takie wątpliwości zeszły w końcu na dalszy plan, Zachód obłożył Rosję bolesnymi sankcjami, mimo że sam również je odczuje. Nasuwają się jednak na myśl dwa pytania.

Po pierwsze, czy nie można było zrobić tego wcześniej? Niemal wszyscy europejscy liderzy stawiają się teraz w roli wielkich przyjaciół Ukrainy, ale jest to przyjaźń bardzo świeża. Emmanuel Macron został jednym z czołowych zwolenników ostrej polityki względem Rosji, co po części stanowi element jego kampanii wyborczej. Wcześniej jednak długo pozwalał na eksport uzbrojenia i nie był w tym odosobniony – większość przywódców UE po wydarzeniach z 2014 roku dosyć szybko wróciło do prowadzenia interesów z Putinem. Handel bronią jest tutaj skrajnym przykładem, sprzecznym z unijnymi ustaleniami, ale nie mniej groźna była chociażby polityka energetyczna Niemiec, pogłębiająca zależność Europy od rosyjskich surowców.

Žižek: Po co Kaczyński pojechał do Kijowa

Drugie pytanie, być może ważniejsze, czy inwazja rzeczywiście przewartościuje politykę Zachodu względem Putina? Trudno przewidzieć. W tej chwili normalizacja stosunków z Rosją wydaje się niemożliwa, ale historia pokazała, że biznes niechętnie zrezygnuje z tak dużego rynku. Wiele firm ociąga się z wyprowadzką z Rosji i chociaż większość uległa presji publicznej, to prawdopodobnie spróbują wrócić, kiedy tylko pojawi się taka możliwość. Podobnie koncerny działające wewnątrz UE prędzej czy później zaczną naciskać na wznowienie dochodowej wymiany gospodarczej, nawet jeśli Putin utrzyma się u władzy.

Od władz państwowych i unijnych zależy, czy polityka względem Rosji i jej oligarchów pozostanie konsekwentna i czy w przyszłości nie będzie kolejnych przypadków omijania sankcji przez wielkie firmy. A postawa rządów jest z kolei zależna od tego, czy będą się one dalej słuchać głównie biznesu, czy też przeważy głos obywateli oraz międzynarodowa solidarność.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij