Za dwa miesiące w Turcji odbędą się wybory. Do ekonomicznej stagnacji i wysokiej inflacji doszło trzęsienie ziemi, które obnażyło nieudolność rządu. Wszechwładny Erdoğan może te wybory przegrać, ale czy uzna ich wynik?
Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) dzierży władzę w Turcji już od ponad dwudziestu lat. Jej niekwestionowany lider Recep Tayyip Erdoğan pełnił najpierw urząd premiera, a następnie zmienił konstytucję, wzmacniając pozycję prezydenta, aby samemu objąć to stanowisko po wygraniu wyborów w 2014 roku.
Przez cały ten okres trwał powolny demontaż tureckiej demokracji, któremu towarzyszyła likwidacja sił zdolnych zagrozić władzy AKP. Sądy pozbawiono autonomii, a niepokorni dziennikarze lub politycy nazbyt krytyczni wobec rządu, zwłaszcza reprezentanci kurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej, zaczęli zapełniać więzienne cele. Być może największym sukcesem Erdoğana było złamanie niezależności armii, która tradycyjnie stanowiła bastion kemalizmu i w przeszłości interweniowała przeciwko islamistycznym rządom.
Turcja stała się ważna dla Zachodu. Co to znaczy dla Kurdów i wojny w Syrii?
czytaj także
Po czystkach w wojsku, sądach i administracji i podporządkowaniu większości mediów władzy oraz ułożeniu konstytucji pod Erdoğana wydawało się, że już nic nie zagrozi pozycji „sułtana”. Jednak zmęczone rosnącym autorytaryzmem i problemami ekonomicznymi tureckie społeczeństwo pokazało AKP żółtą kartkę w wyborach lokalnych w 2019 roku, w wyniku których burmistrzami największych miast zostali przedstawiciele opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej. Już niedługo Erdoğan może zobaczyć kartkę czerwoną, zwłaszcza że trzęsienie ziemi uwidoczniło wszystkie wady jego rządów.
Słabość i siła autokraty
Potężne wstrząsy na wschodzie kraju zabiły ok. 50 tysięcy obywateli Turcji, a o wiele większą liczbę pozbawiły dachu nad głową. Zrujnowanych mieszkań jest kilkaset tysięcy, nie wspominając o biurach i budynkach użyteczności publicznej, które również legły w gruzach. Straty finansowe szacuje się na ponad 80 miliardów dolarów.
Tragedia tych rozmiarów bywa okazją do zjednoczenia narodu w ramach walki z kryzysem, jednak tureckie trzęsienie ziemi pokazało raczej niekompetencję władzy. Akcje ratunkowe szeroko krytykowano za opieszałość, a fakt zawalenia się bardzo wielu nowych budynków wskazuje na luźne podejście do przepisów budowlanych i słabą kontrolę państwa. Obóz rządzący nie chciał jednak nic słyszeć o skorumpowaniu lub nieudolności swoich przedstawicieli, zareagował więc atakiem na krytyczne media: niezależne gazety i stacje telewizyjne zostały ukarane za mówienie prawdy o trzęsieniu ziemi. Uderzono także w media społecznościowe, blokując część z nich (m.in. Twittera) ze względu na powszechność materiałów stawiających władze w złym świetle. Rząd nie przejął się nawet tym, że te same sieci służyły ludziom do szukania bliskich i ratowania uwięzionych pod gruzami.
czytaj także
Trzęsienie ziemi miało więc potencjał, żeby wywołać również wstrząs polityczny. Ten jednak jest mniejszy, niż byłby w większości państw w podobnych okolicznościach. AKP odnotowała co prawda spadek w sondażach, ale jej żelazny elektorat pozostaje niewzruszony i zgodnie z narracją rządową winnych zaniedbań szuka wśród samorządowców i firm budowlanych. Erdoğan może więc wciąż liczyć na silne poparcie, zwłaszcza na konserwatywnej prowincji, ale i tak jego ponowne zwycięstwo stoi pod dużym znakiem zapytania, największym od dwóch dekad.
„Anty-Erdoğan”
Sojusz sześciu partii opozycyjnych jako swojego kandydata w wyborach prezydenckich wystawił 74-letniego Kemala Kılıçdaroğlu, lidera największej z nich. Doświadczony polityk przewodzi Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) od 2010 roku i różnie ocenia się jego bilans w sprawowaniu tej funkcji. Niektórzy wypominają Kılıçdaroğlu, że może się poszczycić jedynie pasmem porażek w wyborach krajowych. Z drugiej strony zdołał utrzymać wysokie poparcie dla swojej partii w trudnych warunkach rosnącego autorytaryzmu władzy i coraz surowszych prześladowań opozycji. Ofiarami aresztowań padali nawet najbliżsi współpracownicy lidera CHP.
Teraz, gdy opozycja wyczuła słabość Erdoğana, Kılıçdaroğlu postanowił wziąć na swoje barki zadanie „zdetronizowania tyrana” – to dla wiekowego lidera CHP najważniejszy moment jego politycznej kariery. Albo zostanie prezydentem, albo będzie musiał oddać przewodnictwo nad blokiem opozycyjnym, w którym nie brakuje głosów krytycznych. Liderka liberalno-nacjonalistycznej IYI Parti Meral Akşener początkowo nie chciała udzielić poparcia Kılıçdaroğlu, preferując bliższych jej politycznie burmistrzów Stambułu lub Ankary. Szefa CHP oskarżała dodatkowo o brak charyzmy, co jest często powtarzanym zarzutem wobec polityka z przeszłością w państwowej i finansowej biurokracji.
Na swoją obronę Kılıçdaroğlu może powiedzieć, że chociaż jest charakterologicznym przeciwieństwem buńczucznego Erdoğana, nie musi to być wadą, a zmiana stylu zarządzania wyjdzie Turcji na dobre. Lider opozycji pokazał również, że determinacji mu nie brakuje: w 2017 roku odbył się „marsz dla sprawiedliwości” z Ankary do Stambułu w proteście przeciwko masowym represjom, dla których pretekst stanowił nieudany (lub sfingowany) zamach stanu. Aresztowano wtedy kilkadziesiąt tysięcy ludzi, głównie funkcjonariuszy publicznych i pracowników państwowych, a jeszcze więcej zwolniono.
W warunkach takiego zagarnięcia państwa przez AKP trudno protestować, ale Kılıçdaroğlu chwyta się różnych sposobów. W ostatnich latach wyrobił w sobie nawyk wizytowania w towarzystwie mediów (tych, które przetrwały czystki) ministerstw oraz innych instytucji rządowych, aby na miejscu konfrontować się z urzędnikami i wytykać im złe pełnienie funkcji. Pokazywanie korupcji i niekompetencji w obozie rządzącym jest strategią trafiającą do Turków, szczególnie że sprzyjają jej wyniki gospodarcze kraju. Wystarczy wspomnieć, że w październiku zeszłego roku inflacja sięgnęła 85 proc.
Mniejszość kurdyjska języczkiem u wagi?
Chcąc pokonać Erdoğana, Kılıçdaroğlu musi być elastyczny w zawieraniu sojuszy wyborczych. Jego socjaldemokratyczna i sekularystyczna CHP będzie startować w koalicji ze wspomnianą IYI oraz czterema pomniejszymi partiami, głównie konserwatywnymi i umiarkowanie islamistycznymi. Dosyć egzotyczny sojusz centrolewicy z prawicą spaja cel odbicia państwa z rąk AKP, przywrócenia demokracji i powrotu do systemu parlamentarnego. Jednak żeby to osiągnąć, konieczny może być jeszcze jeden alians.
czytaj także
Trzecią siłą w tureckiej polityce jest lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), która reprezentuje przede wszystkim mniejszość kurdyjską. Z tego względu od dawna jest na celowniku władz tureckich, które oskarżają ją o powiązania z terrorystami. Wielu polityków HDP przesiaduje za kratkami, a całej partii grozi delegalizacja. Decyzja obsadzonego przez ludzi AKP sądu może zapaść jeszcze przed wyborami, ale niezależnie od wyniku kurdyjscy politycy są otwarci na możliwość poparcia Kılıçdaroğlu.
Sam kandydat szuka porozumienia z kurdyjską lewicą i chociaż ze względu na opór nacjonalistycznych koalicjantów formalny sojusz z HDP jest mało prawdopodobny, to Kurdowie wciąż powinni zagłosować na Kılıçdaroğlu. Jako zdeklarowany kemalista jest on również w pewnym stopniu nacjonalistą, lecz w wersji bardziej akceptowalnej dla mniejszości. Zresztą lider CHP wywodzi się ze społeczności alewickiej, niegdyś dyskryminowanej mniejszości religijnej. Więc o ile z prezydentem Kılıçdaroğlu nie ma co liczyć na autonomię kurdyjską, to na zakończenie prześladowań lub wstrzymanie zbrodniczej polityki wobec Rożawy jest już spora szansa.
czytaj także
Problem w tym, że nawet z kurdyjskim poparciem obalenie Erdoğana nie będzie łatwe. Opozycji nie wystarczy minimalne zwycięstwo – musi ono być wyraźne i nie pozostawiać wątpliwości. Pokazały to ostatnie wybory na burmistrza Stambułu. Kandydat CHP Ekrem Imamoğlu minimalną przewagą pokonał reprezentanta obozu rządzącego, ale zwycięstwo unieważniła kontrolowana przez AKP komisja wyborcza. Po o wiele wyraźniejszej wygranej w powtórzonych wyborach władza nie mogła znowu anulować wyników, za to sąd skazał nowego burmistrza na ponad dwa lata więzienia za nazwanie członków komisji wyborczej „głupcami”.
Pytanie, jak daleko Erdoğan posunie się w maju, jeśli Turcy postanowią zakończyć jego autorytarne rządy. Czy możliwe są cuda nad urną lub anulowanie wyników wyborów, tak jak to miało miejsce w Stambule? Trudno powiedzieć, ale te wybory będą decydujące dla przyszłości demokracji w Turcji.