O sztuce teatralnej, która wywołała polityczne trzęsienie ziemi. I o dziennikarstwie kulturalnym na miarę skandynawskiego kryminału. Z Oslo pisze Ewa Sapieżyńska.
Jesienią 2018 roku niszowy teatr norweski Black Box po raz pierwszy pokazał sztukę Ways of Seeing. Dziś w Norwegii słyszeli o niej już wszyscy, choć niewielu udało się ją zobaczyć. Przez ostatnie tygodnie media wspominają o niej niemal codziennie, ze względu na toczący się właśnie proces sądowy.
Norwescy komentatorzy kultury twierdzą, że takiej społeczno-politycznej wrzawy wokół sztuki teatralnej nie było od lat 30. poprzedniego stulecia, gdy to Teatr Narodowy miał pokazać na scenie Boga jako czarnoskórego mężczyznę, bluźniącego i palącego cygara.
Tym razem nie chodziło jednak o uczucia religijne, które w Norwegii w dużej mierze ostygły od tego czasu.
– Ways of Seeing to sztuka o rasizmie i nowej skrajnej prawicy w Norwegii. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o to, kto tę prawicę wspiera i finansuje – tłumaczy mi Hanan Benammar współautorka sztuki i odtwórczyni głównej roli.
Jeśli nie widzisz problemu z rasizmem, to sam jesteś problemem
czytaj także
Hanan zajmuje się nie tylko teatrem, ale też instalacją i innymi sztukami wizualnymi. Jest również kuratorką, skrzypaczką, szefową festiwalu Zimowe Przesilenie i zasiada w zarządzie organizacji gejów i lesbijek z rodzin muzułmańskich. Urodziła się we Francji, a jej rodzice pochodzą z Algierii. Tata był lingwistą i matematykiem, mama malarką i bibliotekarką.
Metodologie walki z rasizmem
Hanan przeprowadziła się do Oslo wiosną 2011 roku.
– Byłam zmęczona nasilającym się, wrogim migrantom dyskursem Frontu Narodowego we Francji. Szukałam spokoju.
Trzy miesiące później Norwegią wstrząsnął zamach terrorystyczny skrajnie prawicowego Andersa Breivika, w którym zginęło ponad 70 osób. Breivik podłożył bombę pod siedzibą jednego z ministerstw w Oslo, a potem ponad godzinę strzelał do młodzieżówki Partii Pracy. Najmłodsza ofiara miała 14 lat. Tego samego dnia Breivik opublikował w sieci manifest, w którym nawoływał m.in. do deportacji muzułmanów z Europy.
– Bałam się – mówi Hanan. – Nie wiedziałam, gdzie się schować.
Dwa lata później, po raz pierwszy w historii Norwegii, do rządu weszła, pod rękę z Partią Konserwatywną, antyemigrancka Partia Postępu (FrP). Przez jej młodzieżówkę przewinął się swego czasu Breivik.
– W sztuce występują cztery osoby i trzy z nich grają same siebie – opowiada Hanan. – Ja, Sara Baban kurdyjskiego pochodzenia i były sędzia sądu najwyższego Ketil Lund. Ja opowiadam o moim spotkaniu z Norwegią. Sara o wyjeździe do Rożawy, gdzie NATO wystawiło Kurdów do wiatru. A Ketil o swoim słynnym raporcie dla parlamentu o nielegalnej inwigilacji radykalnej lewicy przez norweskie służby bezpieczeństwa po drugiej wojnie światowej. Ketil tłumaczy w sztuce, że dziś inwigilacji w Norwegii nadużywa się wobec emigrantów, zwłaszcza tych z krajów muzułmańskich. Czwarta postać to duch mojego zmarłego ojca, który pojawia się, by opowiedzieć o antykolonialnej walce w Algierii. Wszyscy czworo zmagamy się z rasizmem, ale nasze sposoby walki, nasze metodologie są różne, od walki zbrojnej po dociekanie prawdy.
Czuły punkt
– Dlatego akurat ta sztuka tak wstrząsnęła Norwegią? – pytam Hanan.
– Jeśli chcesz reakcji, musisz trafić w czuły punkt. Takim czułym punktem jest prywatność. Ja i Sara przechadzamy się w sztuce po bogatej dzielnicy zachodniego Oslo, po naszym własnym mieście, ale to wyprawa jakże dla nas egzotyczna. Pokazujemy ujęcia domów polityków, którzy wspierają rasizm i finansują skrajną prawicę w Norwegii. Obracamy kamerę inwigilacji w ich stronę.
Reszta jest historią.
Kilka tygodni po premierze na samochodzie ministra sprawiedliwości z Partii Postępu ktoś maluje swastykę, a na jego domu, pokazanym w sztuce z dystansu i bez podania adresu, pojawia się napis „rasista”. Potem są anonimowe, pisane z błędami listy z pogróżkami do tegoż ministra i jeszcze jednego polityka koalicji rządzącej. W końcu podpalony zostaje samochód ministra sprawiedliwości.
Konserwatywna pani premier obwinia teatr o wzniecanie przemocy. Zaledwie kilka dni później w domu ministra sprawiedliwości dochodzi do aresztowania podejrzanej, przeciw której dziś toczy się głośny proces. To Laila Bertheussen, partnerka ministra sprawiedliwości. Minister podaje się do dymisji.
Kurtyna.
„O tym właśnie jest nasza sztuka”
Z mediów śledzących proces dowiadujemy się, że Laila Bertheussen była na przedstawieniu Ways of Seeing wkrótce po premierze i że filmowała sztukę. Potem podała teatr do sądu za naruszenie prywatności poprzez pokazanie jej domu.
W okresie ataków na swój dom Bertheussen kupiła setki flamastrów i drukarkę, którą zaraz potem wyrzuciła. Googlowała cały czas nazwiska i adresy reżyserki i aktorów. Po każdym incydencie przy swojej posiadłości wysyłała wiadomości i zdjęcia do antyemigracyjnego bloga o wdzięcznej nazwie Human Rights Service, który publikował je jako pierwszy, przed mediami publicznymi. To ten blog, dzięki swojemu uprzywilejowanemu „dojściu do informacji”, narzucił narrację wydarzeń.
– Human Rights Service pokazywał ministra sprawiedliwości jako ofiarę i obwiniał za ataki na jego dom naszą sztukę, za którą, jak pisał, „stoją emigrantki z krajów muzułmańskich” – mówi Hanan. – Błędy w listach, sugerował blog, wskazują, że ich autor nie jest Norwegiem. Human Rights Service dostaje spore dotacje państwowe, 1,8 miliona koron rocznie [ponad 750 tys. złotych]. Partia Postępu próbowała za to po premierze Ways of Seeing obciąć dotacje teatrowi Black Box. Bezskutecznie. O tym właśnie jest nasza sztuka. To, co dziś wychodzi na jaw, pokazuje, że cały czas miałyśmy rację.
czytaj także
Zanim Bertheussen została aresztowana, reżyserka Ways of Seeing Pia Maria Roll i aktorka Sara Babans ciągłe otrzymywały pogróżki – przez telefon i w mediach społecznościowych. Doszło do tego, że bały się nocować w domu.
– Ja zastrzegłam swój adres i numer telefonu. Zmieniłam też tuż przed premierą nazwę użytkownika na Facebooku, bo obawiałam się takiej reakcji ze strony różnych grup prawicowych.
Kto nasikał (przepraszam, naszczał) na list z pogróżkami?
Słucham w radiu wywiadu z językoznawcą, biegłym sądowym w sprawie przeciw Laili Bertheussen. Ja i mój syn prawie sikamy po nogach ze śmiechu, kiedy ten stwierdza, że z dużym prawdopodobieństwem listy z pogróżkami napisane zostały przez kobietę, a nie mężczyznę ze względu na użycie w nich słowa „nasikać”. Językoznawca twierdzi, że mężczyzna, starając się kogoś nastraszyć, wybrałby raczej czasownik „naszczać”.
Na listach z pogróżkami jest mocz, dowiadujemy się z radia. Jest to mocz… psa. Płci psa nie podają.
Bertheussen najpierw twierdzi, że w noc podpalenia samochodu wzięła tabletki nasenne, bardzo mocno spała, nic nie słyszała i niczego nie pamięta. Ale jej własna inwigilacja elektroniczna – zegarek mierzący aktywność fizyczną – pokazuje, że tej nocy dużo chodziła. Bertheussen zmienia więc zeznania i tłumaczy, że tej nocy wielokrotnie wychodziła z kotem do ogrodu.
– Pewnie kot musiał się wysikać – komentuje mój 9-letni syn.
czytaj także
Gdyby ktoś wymyślił taki serial telewizyjny, jego scenariusz pewnie zostałby odrzucony jako zbyt nieprawdopodobny. Dziś to Hanan robi swój serial – Ways of Seeing TV, czyli WTV. Logo do złudzenia przypomina MTV, tylko M jest do góry nogami. Co sobota nowy odcinek WTV na YouTubie komentuje proces sądowy, jest też rozmowa z przechodniami o sztuce i promocja młodych poetów, którzy z rasizmem i dyskryminacją walczą z natchnieniem i rozmachem.