Gospodarka to nie piksele i bity. Zapatrzeni w internet, sztuczną inteligencję i wirtualne kryptowaluty zapominamy, że cały ten niematerialny świat nie istnieje bez twardej materii: piasku, soli, żelaza, miedzi, ropy naftowej i litu.
Słyszeliście kiedyś o takich firmach jak CATL, Codelco lub Wacker Chemie AG? Albo Shagang, TSMC i ASML? Nie? To spróbujmy inaczej. Zapewne znacie firmę Apple, Teslę albo Metę – właściciela Facebooka i Instagrama. Tak się składa, że te najbardziej znane marki świata są całkowicie uzależnione od wcześniej wymienionych firm, o których słyszała garstka osób.
ASML na przykład zajmuje się produkcją półprzewodników, koniecznych do działania urządzeń elektronicznych, takich jak choćby nasze smartfony, a Wacker Chemie AG produkuje polikrzem potrzebny do wytwarzania tych półprzewodników.
Powiem szczerze: sam nie słyszałem o większości z tych firm, zanim nie przeczytałem książki Eda Conwaya Skarby Ziemi (Wydawnictwo Otwarte, 2024). To pięciusetstronicowy przewodnik po najważniejszych zdaniem autora surowcach, z których zbudowana jest współczesna cywilizacja: piasku, soli, żelazie, miedzi, ropie naftowej i licie. Książka Conwaya to także refleksja nad tym, jak bardzo nie doceniamy materialnych podstaw naszej gospodarki i naszych społeczeństw.
czytaj także
Materia, głupcze!
We wrześniu 2019 roku Rada Towarzystwa Ekonomistów Polskich wydała stanowisko z prostym przesłaniem: kryzys klimatyczny w żaden sposób nie zmusza nas do przemyślenia na nowo podstaw naszej gospodarki.
Dlaczego? Jak pisze Rada: „coraz więcej produkowanych dóbr i usług ma charakter niematerialny (wartości intelektualne, utwory itp.), których podaż nie zależy od dóbr i usług pochodzących ze środowiska naturalnego ani nie musi generować presji na to środowisko”. W konsekwencji: „w tworzeniu PKB coraz większe znaczenie ma miks aktywów niematerialnych oraz kapitału ludzkiego, a coraz mniejsze – podaż fizycznej pracy oraz surowców i innych zasobów naturalnych”.
Najprostszy sposób podsumowania książki Conwaya to stwierdzenie, że jest ona odtrutką na takie naiwne myślenie.
Jeśli rzeczywiście wskaźniki PKB w coraz mniejszym stopniu uwzględniają czynniki materialne, świadczy to przede wszystkim o ograniczeniach tych wskaźników – a nie o tym, że gospodarka przenosi się do świata wirtualnego. Jak zauważa Conway, mamy zaskakująco mało dokładnych danych na temat tego, ile surowców wydobywamy jako ludzkość. Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz kilka krajowych urzędów statystycznych zaczęły ostatnio tworzyć analizy przepływu materiałów, ale nawet one nie uwzględniają ogromnych ilości ziemi i skał przemieszczanych w trakcie wydobywania surowców.
„Świat materii to podstawa naszego codziennego życia. Bez niego twój pięknie zaprojektowany smartfon nie włączyłby się, a twoje nowe elektryczne auto nie miałoby baterii. Świat materii nie zapewni ci pięknego domu, ale sprawi, że twój dom w ogóle będzie mógł powstać. Zapewni ci ciepło, czystość, pożywienie i zdrowie, niezależnie od tego, jak mało uwagi mu poświęcasz” – pisze słusznie Conway.
Naturalne korzenie Wall Street
Podejście Conwaya wpisuje się w szerszy nurt refleksji nad powiązaniami między tym, co społeczne, a tym, co przyrodnicze. Jego książka mogłaby się równie dobrze zaczynać od cytatu z pracy Jasona W. Moore’a i Raja Patela A History of the World in Seven Cheap Things. Przy okazji jest to cytat, który powinni sobie zawiesić nad łóżkiem członkowie Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich:
„Wszystko, co wytwarzamy, jest współprodukowane z resztą natury: jedzenie, odzież, domy, miejsca pracy, drogi, koleje i lotniska, a nawet telefony i aplikacje. Stosunkowo łatwo zrozumieć, że coś takiego jak rolnictwo łączy pracę ludzi z glebą, a różne rodzaje procesów fizycznych z naszą wiedzą. Kiedy jednak procesy wytwórcze zachodzą na większą skalę, zaczynamy myśleć o społeczeństwie i naturze, jakby były niezależne od siebie. Łatwiej jest pojąć bezpośredni związek gleby z rynkiem rolniczym niż z rynkiem finansowym. Ale Wall Street jest tak samo współwytwarzane przez naturę, co rynek rolniczy”.
To właśnie oddzielenie w naszej wyobraźni społeczeństwa od natury prowadzi do przekonania, że gospodarka opiera się głównie na niematerialnych towarach i usługach. Łatwiej w to uwierzyć w czasach mediów społecznościowych, kryptowalut i „sztucznej inteligencji” niż podczas rewolucji przemysłowej. W konsekwencji łatwiej zapomnieć, że każda z tych rzeczy wymaga ingerencji w przyrodę. Już choćby z tego względu, że potrzebuje energii.
Szczególnie w czasach globalnego ocieplenia warto pamiętać, że „kopanie” bitcoina zużywa więcej energii niż cała Argentyna. Niektórzy szacują zaś, że do 2027 roku branża sztucznej inteligencji będzie zużywała tyle energii co Holandia.
Otwieranie czarnej skrzynki
Bruno Latour, francuski socjolog i filozof, zaproponował kiedyś metaforę czarnej skrzynki, aby wyjaśnić działanie współczesnych społeczeństw. Latourowi chodziło o sytuację, w której złożony system lub proces działa tak sprawnie, że staje się nieprzezroczysty i przyjmowany za pewnik. Wewnętrzne mechanizmy, które za nim stoją, nie są już kwestionowane ani poddawane analizie przez użytkowników.
Na przykład, korzystając ze smartfona, użytkownicy zazwyczaj nie zastanawiają się nad ogromną siecią technologii, materiałów i pracy, które zostały wykorzystane do jego wytworzenia. Smartfon, jako czarna skrzynka, jest przyjmowany za pewnik jako narzędzie funkcjonalne i niezawodne. Nie musimy wiedzieć i często pewnie nie wiemy, z jakich składa się części ani skąd pochodzą surowce do ich produkcji.
Jedną z największych zalet książki Conwaya jest to, że nieustannie rozbraja ona tego rodzaju czarne skrzynki i pokazuje złożony świat materii, który kryje się za „wirtualną” rzeczywistością. Widać to najlepiej, gdy autor opisuje skomplikowaną drogę, jaką przebywają surowce, zanim staną się elementami naszych urządzeń elektronicznych.
czytaj także
Proces rozpoczyna się od wydobycia krzemionki, która jest następnie oczyszczana i przetwarzana, aby trafić do fabryk na całym świecie, gdzie jest krystalizowana w jednolite struktury krzemowe. Krzem ten trafia do fabryk półprzewodników, gdzie w sterylnych warunkach i przy użyciu zaawansowanych maszyn tworzone są mikroskopijne tranzystory na powierzchni wafli krzemowych. Ten proces trwa miesiącami i obejmuje m.in. fotolitografię, gdzie światło ultrafioletowe tworzy drobne wzory na powierzchni wafli.
Po zakończeniu procesu produkcyjnego w fabryce półprzewodników wafle krzemowe są cięte na setki chipów, które następnie przechodzą inspekcje i są zabezpieczane przed uszkodzeniami. Gotowe chipy trafiają do fabryk montażowych w Chinach, takich jak te prowadzone przez firmę Foxconn.
Nowy konsensus
Latour zauważa, że czarne skrzynki ukazują nam swoje wnętrze zazwyczaj wtedy, gdy przestają być niezawodne. Nagle zdajemy sobie sprawę z tego, ile rzeczy się w nich znajduje i jak skomplikowane procesy za nimi stoją.
Dokładnie to wydarzyło się, gdy pandemia doprowadziła do przerwania łańcuchów dostaw. Wielu ludzi zajrzało wtedy do czarnej skrzynki zwanej samochodem i dostrzegło, że nowoczesne auta potrzebują półprzewodników, a te powstają w stosunkowo niewielu miejscach na świecie.
Co ważniejsze, dostrzegli to także politycy. Choć mało się o tym mówi na co dzień, to rozpoznanie materialności świata stoi za całą masą decyzji politycznych na najwyższym szczeblu.
W Stanach Zjednoczonych administracja Bidena postawiła na inwestycję w krytyczną infrastrukturę i wzmacnianie krajowego przemysłu, w tym produkcję półprzewodników, by zmniejszyć zależność od zagranicznych dostawców.
Unia Europejska chce iść podobną drogą. Komisja Europejska zaproponowała nową strategię przemysłową, aby zmniejszyć zależność Unii od krajów takich jak Chiny. Celem jest, aby do 2030 roku 40 proc. kluczowych technologii potrzebnych do walki ze zmianami klimatu było produkowanych na terenie Europy.
Na dłuższą metę może to doprowadzić do fundamentalnej zmiany w podejściu do gospodarki. Jak zauważa David Leonhardt z „New York Timesa”, w Waszyngtonie rodzi się nowy konsensus. Zarówno demokraci, jak i republikanie stali się zwolennikami bardziej protekcjonistycznej polityki niż ta stosowana w ostatnich dekadach.
Gorączka „białego złota”. Światowe mocarstwa walczą o złoża litu
czytaj także
„Polityka gospodarcza nie może opierać się wyłącznie na liczbach w arkuszu kalkulacyjnym; musi brać pod uwagę realia polityczne. Wolny handel przynosi szeroko rozumiane korzyści, ale powoduje też skrajnie skoncentrowane koszty w postaci zamkniętych fabryk, utraconych środków do życia i zniszczonych społeczności” – dodaje Rogé Karma w The Atlantic, komentując podstawową ideę kryjącą się za tym nowym konsensusem.
Będziecie w najbliższych latach dużo słyszeli o wirtualnej gospodarce. Pamiętajcie, że kryją się za nią dramatyczne zmagania wielkich mocarstw w sferze materii. Wojny handlowe, inwestycje w krajowe przemysły i protekcjonistyczne polityki wynikają z uświadomienia sobie, jak bardzo nasze społeczeństwa i gospodarki są zależne od materialnych zasobów. Politycy z USA i UE próbują zrobić krok w stronę samowystarczalności i lokalnej produkcji, aby zabezpieczyć interesy swoje i swoich państw w obliczu globalnych kryzysów. Nawet w erze cyfrowej materia pozostaje kluczowym elementem naszej egzystencji i przyszłego rozwoju.