W trzeciej części raportu IPCC znalazły się nowe tematy, takie jak postwzrost czy wpływ kolonializmu na kryzys klimatyczny. Dlaczego po raz pierwszy te wątki pojawiły się w publikacji i co to oznacza dla walki o ograniczenie wpływu zmian, mówi dr Michał Czepkiewicz.
Czy świat ma jeszcze jakąkolwiek nadzieję na powstrzymanie najgorszych konsekwencji spowodowanych załamaniem klimatu? Owszem, ale tylko wtedy, jeśli na poważnie zastosuje dewizę „teraz albo nigdy” w kwestii transformacji energetycznej, doprowadzi do zmiany gospodarki na nisko-, a najlepiej zeroemisyjną oraz do przekształcenia stylu życia na taki, który nie będzie dalej szkodził planecie. Między innymi takie wnioski płyną z opublikowanej na początku kwietnia ostatniej części szóstego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Klimatu (IPCC).
O tym, co tak naprawdę oznacza dla społeczeństw i rządów ostateczne ostrzeżenie w sprawie nadciągającej katastrofy, rozmawiamy z drem Michałem Czepkiewiczem.
Paulina Januszewska: „Tym, którzy tylko pobieżnie czytają doniesienia o kolejnych raportach Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu, może wydawać się, że naukowcy ciągle piszą w nich to samo” – czytamy na portalu Nauka o klimacie. Czy tak jest i tym razem – przy okazji publikacji trzeciej części raportu IPCC?
Michał Czepkiewicz: Na najbardziej ogólnym poziomie faktycznie może się wydawać, że naukowcy wciąż piszą to samo, bo przecież zawsze w raportach IPCC znajdziemy treści o tym, że zmiany klimatu wywołane działalnością człowieka będą miały – i już mają – katastrofalne skutki i że trzeba wielu zmian w sposobie gospodarowania całych społeczeństw, żeby się do tych zmian dostosować i żeby im zapobiegać. W szczegółach jednak treści zawarte w kolejnych raportach różnią się znaczącymi szczegółami.
czytaj także
Z czego wynikają te zmiany?
Z postępu w badaniach naukowych obserwowanych zmian w rzeczywistości, ale też procesów o charakterze politycznym i kulturowym, które prowadzą do propagowania pewnych idei w środowisku naukowym i szerzej w społeczeństwie. Jedną z takich zmian jest poświęcenie tak dużej uwagi społecznym uwarunkowaniom emisji gazów cieplarnianych oraz różnym sposobom ich ograniczania, które działają po stronie popytu, a więc nie polegają tylko na zmianie źródeł energii na mniej emisyjne, ale też na zmniejszeniu zużycia energii i zmianach w stosowanych technologiach, przebiegających na poziomie bardziej społecznym i indywidualnym. Chodzi np. o przesiadanie się z samochodów osobowych do pociągów czy na rowery, wybór diety na zawierającą mniej mięsa czy ograniczenie zużycia energii w gospodarstwach domowych, m.in. poprzez instalowanie pomp cieplnych i termomodernizację budynków.
Z poziomu współpracy międzynarodowej musimy zejść do poziomu odpowiedzialności jednostki?
Inaczej niż chociażby w miksie energetycznym, wspomniane zmiany nie mogą być wprowadzane jednostronnie przez rządy państw i przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją. Wymagają też – a może nawet przede wszystkim – zmian w normach społecznych, nastawieniu i codziennych zachowaniach tak zwanych „zwykłych ludzi”. Oczywiście niskoemisyjne style życia wymagają instytucjonalnego wsparcia – budowania odpowiedniej infrastruktury, tworzenia zachęt finansowych, zmian w strukturze podatków i dopłat. Pojawienie się tych idei w raporcie IPCC to krok w dobrym kierunku.
B jak bank i bullshit. Tak się sponsoruje katastrofę klimatyczną
czytaj także
Coś jeszcze możemy dodać do tej listy nowości?
Po raz pierwszy tak często w raporcie wspominane jest pojęcie wystarczalności, które mówi właśnie o zużywaniu mniejszych ilości energii niż obecnie – tyle, ile potrzeba, by zapewnić wszystkim ludziom godne warunki życia. Sporą nowością jest też omówienie w treści raportu takich idei jak dewzrost i postwzrost. Wynika to z rozwoju związanej z nimi literatury, ale też ze zmian w myśleniu naukowców zajmujących się klimatem. Prace takich badaczy jak Jason Hickel i Giorgos Kallis pokazują, że nie da się połączyć ciągłego wzrostu z odpowiednio szybkim zmniejszaniem emisji. Ten głos nie jest jeszcze dominujący wśród naukowców współtworzących raporty IPCC, ale w szerszym środowisku naukowym bardzo żywa jest debata o potrzebie tworzenia scenariuszy, które opisują dewzrostowe przemiany w gospodarce: poprawę jakości życia przy jednoczesnym zmniejszeniu zużycia energii i surowców.
Głównym hasłem raportu jest mitygacja, czyli ograniczenie czy też łagodzenie zmian klimatu, bo zatrzymanie globalnego ocieplenia nie jest już możliwe. Skoro wiadomo, że tak czy siak, będzie źle, jak budować narracje pozwalające podejmować aktywne działania w zakresie mitygacji?
Myślę, że w odpowiedzi na takie myśli najlepiej jest uświadomić sobie, że każdy stopień i każdy ułamek stopnia ocieplenia ma duże znaczenie dla tego, jak będzie wyglądało życie w przyszłości. Różnica między trzema a dwoma stopniami ocieplenia jest ogromna. To jak różnica między setkami a dziesiątkami milionów ludzi, których miejsca zamieszkania stają się niezdatne do życia. To kilka razy rzadsze fale gorąca w europejskich miastach. Półtora i dwa stopnie to są pułapy, które pomagają w ustalaniu celów redukcji, pozwalają koncentrować działania wokół tych celów i prowadzić badania związane z szacowaniem skutków różnych scenariuszy.
czytaj także
Jak tak naprawdę wygląda w tej chwili perspektywa czasowa, jeśli chodzi o transformację energetyczną?
Jak najszybciej. Żeby zachować duże szanse na ograniczenie ocieplenia poniżej 1,5 stopnia, emisje powinny zacząć spadać… dwa lata temu. Nie ma czasu do stracenia. Trzeba usunąć przeszkody w rozwoju odnawialnych źródeł energii i ograniczyć wydobycie i zużycie paliw kopalnych. To wszystko wymaga pilnych zmian, których nie można dalej odkładać na później.
Są też dobre informacje: szybciej, niż przewidywali eksperci, powstają instalacje pozwalające na uzyskiwanie i magazynowanie energii ze źródeł odnawialnych. Czy faktycznie jest się z czego cieszyć?
Postęp w dziedzinie odnawialnych źródeł energii faktycznie jest imponujący. Niestety zadowolenie z tego przyćmiewa fakt, że w tym samym czasie znacznie zwiększyło się całkowite zużycie energii, a w tym też ilość spalanych paliw kopalnych. W globalnym rozrachunku źródła odnawialne nie zastąpiły paliw kopalnych, tylko dodały jeszcze więcej energii do wciąż rosnącej puli.
Są też kraje, w których nie tylko zwiększa się udział OZE, ale też spada zużycie energii z paliw kopalnych, jak np. Szwecja, Dania czy Niemcy. Znalazły się one, podobnie jak Polska, w gronie 18 państw, w których emisje spadły w ciągu ostatnich 10 lat, podczas gdy wzrosło PKB. Niestety, nawet jeśli emisje spadły, to wciąż dzieje się to za wolno. Poziom, do jakiego trzeba zejść, by móc chronić klimat przed ociepleniem o 1,5 stopnia, to około 3,5 tony równoważnika CO2 na osobę w 2030 roku – już za osiem lat. Obecnie w Polsce, Szwecji, Niemczech czy Danii jest to ok. 10 ton.
A może mamy jakieś inne dobre wiadomości?
Należą do nich wnioski z rozdziału piątego, dotyczącego popytu, usług i społecznych aspektów mitygacji. Mówią o tym, że zmiany prowadzące do zmniejszenia zużycia energii nie tylko mają ogromny potencjał ograniczenia emisji, szacowany na 40–70 proc., ale też w większości prowadzą do poprawy jakości życia ludzi. Gdy w dyskusjach o ograniczaniu zmian klimatu pojawia się temat zmniejszania zużycia energii, zaraz odzywają się głosy o wyrzeczeniach, powrocie do jaskiń i chodzeniu we włosienicy. Nic z tych rzeczy. Zmieniając sposób życia na mniej emisyjny, nie tylko chronimy klimat, ale też możemy dbać o zdrowie, relacje społeczne, jakość powietrza. Duży potencjał poprawy jakości życia jest też w zmianie diety. W wielu krajach zmiana nawyków żywieniowych na dobrze zbilansowaną i zdrową dietę przyniosłaby duże ograniczenie emisji.
czytaj także
Ważnym wątkiem, który mocno i po raz pierwszy wybrzmiał w raporcie, jest kolonializm jako jedna z głównych przyczyn zmian klimatycznych. O czym świadczy ten kontekst i czy ma on szansę wywołać rzetelną dyskusję o nierównościach, redystrybucji dóbr i odpowiedzialności krezusów za stan świata?
Myślę, że umieszczanie w raportach IPCC treści związanych z postkolonialnymi relacjami i wciąż utrzymującymi się głębokimi nierównościami pomiędzy Północą i Południem to ważny krok w kierunku zmiany tych relacji. Zwiększa to szanse na to, że społeczeństwa zamożnych krajów krytycznie spojrzą na podstawy swojego dobrobytu i głosem ruchów społecznych, związków zawodowych i postępowych partii politycznych będą się domagać nie tylko zmian w krajowej polityce klimatycznej, ale też zerwania z nierówną wymianą na skalę globalną. Pomoże w tym ograniczenie zapotrzebowania na surowce, energię i różne produkty – jak na przykład mięso zwierząt karmionych paszami – które są wytwarzane i wydobywane kosztem ludzi żyjących w innych częściach świata.
Oprócz wątków kolonialnych w raporcie wybrzmiało również wskazanie na głęboko zakorzenione relacje władzy zdominowane przez partykularne interesy, które kontrolują i czerpią korzyści z istniejącej sytuacji, jako przeszkodę na drodze do zrównoważonej przyszłości. Chodzi m.in. o interesy branży paliw kopalnych, producentów wysokoemisyjnych urządzeń, a także tych wszystkich, którzy czerpią korzyści z wysokich poziomów konsumpcji i produkcji. Tak więc w odpowiedzialności najbogatszych nie chodzi tylko o to, jak dużo gazów cieplarnianych emitują oni swoim stylem życia, ale też o ich działanie na rzecz podtrzymania status quo.
**
dr Michał Czepkiewicz – geograf, absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor nauk o Ziemi. Postdoc na Uniwersytecie Islandzkim w Reykjaviku. Jego zainteresowania badawcze dotyczą zależności między urbanistyką, mobilnością, stylami życia, dobrostanem i emisjami gazów cieplarnianych. Współpracuje z polskimi samorządami w dziedzinie planowania przestrzennego.