Twój koszyk jest obecnie pusty!
Karma nie wraca. Jak hodowla przemysłowa marnuje żywność
Na 100 kalorii z karmy zbożowej zaledwie od 3 do 25 kalorii trafia do ludzi jako mięso. Na 100 gramów białka podanego zwierzętom w paszy otrzymujemy tylko 5 do 40 gramów białka w produktach odzwierzęcych.
Fakty są takie: liczba ludności stale rośnie, a kryzys żywnościowy trwa. W mediach można spotkać się z narracją, że wobec tego konieczne jest zwiększenie produkcji mięsa, bo tylko w ten sposób uda się wykarmić świat. To fałszywe przekonania – hodowla przemysłowa nie karmi świata, a pożywienie wtłaczanie do ferm nie wraca na nasze stoły. Tak naprawdę system intensywnej hodowli zwierząt zabiera ludziom żywność, wyczerpuje zbiory zbóż i napędza głód.
Wszystko to popierają twarde dane, zebrane przez Fundację Compassion in World Farming Polska w raporcie Karma nie wraca. Jak powstrzymać największe marnotrawstwo żywności, opublikowanym w tym roku. Wynika z nich, że gdybyśmy przestali karmić zwierzęta hodowlane zbożem, to zaoszczędzilibyśmy jedzenie potrzebne do wykarmienia kolejnych dwóch miliardów ludzi.
Na całym świecie hodowla przemysłowa marnuje aż 766 milionów ton zboża w paszach dla zwierząt zamkniętych na fermach przemysłowych. To więcej zmarnowanej żywności niż w jakimkolwiek innym sektorze – w gospodarstwach domowych, gastronomii czy w handlu detalicznym.
Przedstawmy jeszcze dane dla Polski: w naszym kraju na karmienie zwierząt hodowlanych marnujemy aż 6,5 mln ton zboża rocznie (dla porównania: zwyczajnie wyrzucamy około 4,5 mln ton). Z ilości ziemi uwolnionej spod produkcji zbóż na paszę moglibyśmy wykarmić w Polsce niemal 13 mln osób rocznie.
Liczby, o których mówimy, są trudne do pojęcia. Wyobraźmy sobie obszar równy niemal sześciu powierzchniom Polski – tyle terenów pod uprawę dałoby się uwolnić, gdyby przestać uprawiać zboża i soję na paszę. Moglibyśmy wtedy przeznaczyć tę ziemię na uprawę warzyw czy roślin strączkowych, na przykład grochu czy fasoli, niezbędnych w zdrowej diecie. Tematem na inny artykuł jest odpowiedzialność państw, które powinny zapewniać osobom o niskich dochodach dostęp do produktów składających się na zbilansowaną dietę, takich jak choćby świeże owoce i warzywa – bo zdrowie nie może być przywilejem bogatych.
Oczywiście nie oznacza to, że nasze wybory konsumenckie nie mają znaczenia. Dane statystyczne nie zwalniają nas z odpowiedzialności przy robieniu zakupów, bo system hodowli i decyzje, jakie podejmujemy w sklepach spożywczych, są przecież ze sobą sprzężone. By jednak rozwiązać problem niedożywienia i głodu na świecie oraz degradacji środowiska, musimy myśleć o obu tych kwestiach jednocześnie.
Paszę można zastąpić
No dobrze, ale czym wtedy mielibyśmy karmić zwierzęta hodowlane? Odpowiedź jest łatwiejsza, niż się wydaje: pastwiska. A do tego inne użytki zielone, resztki pożniwne czy jadalne odpady żywnościowe, których nie da się uniknąć, takie jak choćby niesprzedane pieczywo. Zwierzęta nie muszą jeść jedzenia nadającego się dla ludzi – jest wiele alternatyw, które dodatkowo pomagają w recyklingu składników odżywczych z powrotem do systemu żywnościowego.
– Produktywne grunty rolne powinny być wykorzystywane do uprawy żywności dla ludzi, a nie paszy dla zwierząt. Nie powinniśmy też zgadzać się na dotacje publiczne wspierające produkcję zbóż i soi jako roślin paszowych – komentuje Małgorzata Szadkowska, prezeska Compassion in World Farming Polska.
Problem tkwi bowiem w tym, że ogromna część produktywności Ziemi wykorzystywana jest do karmienia zwierząt gospodarskich, jednak produkt, który z nich otrzymujemy, jest mniejszy niż masa zjedzonej przez nie paszy. Innymi słowy, zwierzęta bardzo nieefektywnie przetwarzają paszę w produkty spożywcze dla ludzi.
Na każde 100 kalorii ze zbóż, którymi są karmione na fermach, zaledwie od 3 do 25 kalorii trafia do ludzi jako mięso. W przypadku białka straty są równie olbrzymie: na każde 100 gramów białka podawanego zwierzętom w paszy otrzymujemy jedynie od 5 do 40 gramów białka w produktach odzwierzęcych.
Taka niewydajność kosztuje – ogromne zapotrzebowanie zwierząt utrzymywanych w chowie przemysłowym na zboża wywiera presję na wzrost ceny rynkowej. W efekcie żywność ta staje się coraz mniej dostępna dla ubogich społeczności globalnego Południa.
Degradacja środowiska
Taki sposób gospodarowania światową podażą zbóż i soi ma kolosalny wpływ także na nasze środowisko. Ich przemysłowa produkcja do celów paszowych wiąże się ze stosowaniem monokultur, niebezpiecznych chemicznych pestycydów i syntetycznych nawozów azotowych, które doprowadzają do degradacji gleby, ograniczenia bioróżnorodności i napędzania zmian klimatu (po szczegóły dotyczące szkodliwości tych środków odsyłam do wspomnianego już raportu Compassion in World Farming Polska).
Na to wszystko nakłada się jeszcze kolosalne zużycie wody. Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) stwierdza, że „często ponad 90 proc. zużycia wody w produkcji zwierzęcej i drobiarskiej wynika z produkcji pasz”. Badacze przekonują z kolei, że zwierzęta karmione zbożami i soją w chowie przemysłowym zużywają ponad czterdziestokrotnie więcej wody ze źródeł powierzchniowych i gruntowych, niż te karmione trawą i innymi alternatywami.
„Powszechne przekonanie, że fermy przemysłowe oszczędzają ziemię, jest błędne, a jednak pozostaje często podnoszonym argumentem w ich obronie” – pisze w swojej książce Farmagedon. Rzeczywisty koszt taniego mięsa Philip Lymbery, prezes Compassion in World Farming. Tereny, które rzekomo oszczędza się, zabierając zwierzętom przestrzeń pod wypas i wybieg, w rzeczywistości muszą zostać przeznaczone pod ekspansję gruntów uprawnych, co wymaga jeszcze więcej miejsca. A to oznacza wycinkę lasów i utratę siedlisk.
Dobrostan zwierząt i ludzi
Na koniec warto zapytać, czym właściwie jest hodowla przemysłowa i jaki ma wpływ na dobrostan zwierząt. Intensyfikacja hodowli, która zaczęła rozwijać się mniej więcej w połowie ubiegłego wieku, nie ma nic wspólnego z krowami pasącymi się na łąkach czy kurami radośnie grzebiącymi w ziemi – chów na wolnym powietrzu został w ciągu ostatnich dekad zepchnięty na margines, a jego miejsce zajęły ogromne zakłady, które dążą do maksymalizacji wydajności kosztem zdrowia i potrzeb zwierząt, a finalnie – także naszego zdrowia.
Stłoczenie, jakie obserwujemy, wiąże się z ryzykiem nie tylko dla zdrowia zwierząt, ale i ludzi. W mediach regularnie pojawiają się informacje o kolejnych ogniskach chorób drobiu czy krów, które z uwagi na ogrom produkcji dotykają nawet setek tysięcy zwierząt na jednej fermie.
Epidemie w warunkach hodowli przemysłowej są na tyle prawdopodobne, że nawet zdrowe zwierzęta faszerowane są antybiotykami, by temu zapobiec. Nadużywanie ich przyczynia się do zmniejszania odporności na antybiotyki wśród ludzi. Szacuje się, że z tego powodu do 2050 roku co trzy sekundy będzie umierać jedna osoba. To temat szczególnie poważny w Polsce, ponieważ zajmujemy niechlubne drugie miejsce w Europie – po Hiszpanii – pod względem ilości stosowanych antybiotyków dla zwierząt hodowlanych (dane za 2021 rok).
Tym wszystkim zagrożeniom – dla dobra zwierząt, naszego zdrowia i przyszłości planety – można zapobiec. Dlatego Compassion in World Farming promuje nową wizję przyszłości dla żywności i rolnictwa. Obejmuje ona między innymi zrównoważone metody produkcji rolnej, które dają źródło utrzymania na obszarach wiejskich i łagodzą ubóstwo, humanitarne metody hodowli promujące zdrowie i naturalne zachowania zwierząt oraz zmniejszenie spożycia produktów zwierzęcych w populacjach o wysokiej konsumpcji.
To nie są radykalne rozwiązania, tylko konieczność w obliczu kurczących się zasobów Ziemi. Wszyscy mamy w tym swój interes.
**
Anna Mikulska – specjalistka ds. mediów w Fundacji Compassion in World Farming Polska






























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.