Świat

Popęda: Warto było, Baltimore

Gdyby oburzeni mieszkańcy Baltimore nie wyszli na ulice, nie byłoby dziś zarzutów dla policjantów.

W skrócie: Baltimore to powtórka z Ferguson. 12 kwietnia policja aresztowała 25-letniego czarnego chłopaka nazwiskiem Freddy Gray. Powód zatrzymania: Gray nawiązał kontakt wzrokowy z oficerem, po czym zaczął uciekać. W czasie aresztowania okazało się, że miał przy sobie scyzoryk, ale na tym kończą się jego przewiny. Przed lub w czasie transportu na posterunek Gray doznał poważnych obrażeń kręgosłupa i stracił przytomność. Tydzień później zmarł w więzieniu. Prokuratura wszczęła śledztwo, zawieszając w obowiązkach sześciu policjantów, ale nie podając do wiadomości publicznej żadnych innych informacji.

Gray zmarł 19 kwietnia. Przez kolejny tydzień przedstawiciele miasta i policja nie byli w stanie powiedzieć lokalnej społeczności absolutnie nic, może poza tym, że powinna zachować spokój. W dniu pogrzebu, 27 kwietnia, władze spodziewały się manifestacji – informacje na temat przygotowań krążyły w mediach społecznościowych. Wygląda też na to, że policja bezpośrednio przyczyniła się do późniejszych wypadków, nie pozwalając młodzieży z lokalnego liceum rozejść się do domów, otaczając ich i spychając w grupy. Manifestacje przybierały różne formy, od jak najbardziej pokojowych – w których udział brały całe rodziny z dziećmi, maszerując z plakatami – po zachowania agresywne. Zniszczono 144 wozy policyjne i spalono drogerię CVS. Prawie setka oficerów policji doznała obrażeń, a co najmniej dwustu ludzi zostało zatrzymanych.

Baltimore to miasto, gdzie czarni stanowią 64%. W dodatku jest to miasto silnie posegregowane – czarni mieszkają w intensywnie patrolowanych dzielnicach biedy. Kryzys z 2008 roku i rosnące bezrobocie na pewno miastu nie pomogły. Tutaj każdy ma w rodzinie kogoś, kto siedział w więzieniu, kto handluje narkotykami lub w taki czy inny sposób związany jest z tym błędnym kołem przemocy, na którym amerykański system nauczył się zarabiać całkiem spore pieniądze. Bycie czarnym biedakiem w Ameryce jest niesamowicie drogie. Freddy Gray był w swoim życiu aresztowany dwadzieścia razy, co mogłoby sugerować, że najwyraźniej jest zatwardziałym kryminalistą…

Trudno mówić o tym tak, żeby nie brzmiało to banalnie, ale jeśli jesteś młodym, czarnym mężczyzną mieszkającym w określonej dzielnicy i kontekście, to uniknięcie aresztowania jest prawie niemożliwe.

To nie jest rasizm wprost, to nie jest rasizm na poziomie jednostkowym, personalnym. A jednak nie ma wątpliwości, że tu, gdzie mieszkam, w nakrapianej Starbucksami bogatej dzielnicy na przedmieściach Waszyngtonu, nie ma możliwości, żeby biały mężczyzna albo biała kobieta była aresztowana za nawiązanie kontaktu wzrokowego z policjantem.

Kto raz miał przyjemność z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, szybko zda sobie sprawę, że wszystko urządzone jest tak, żeby jedna mała „zbrodnia” natychmiast pociągnęła za sobą drugą. Brak dowodu rejestracyjnego, picie w miejscu publicznym, posiadanie marihuany – wszystko to prowadzi do więzienia, kosztów sądowych, opłat za prawnika, bez którego nie masz się po co w sądzie pokazywać. Biała młodzież popełnia te przestępstwa notorycznie – wszyscy palą trawę, wszyscy piją przed pubami, a potem wracają po pijanemu samochodem do domu. Tylko że policja nie monitoruje białych i większość tego typu zachowań nie ma żadnych konsekwencji. Związek biedy z przestępczością, gdzie oba zjawiska napędzają się wzajemnie, jest przekleństwem czarnej społeczności.

Możemy dyskutować nad negatywną rolą mediów społecznościowych w naszym życiu, ale jedno jest pewne – era Iphone’ów i selfie ufundowała nam wielką publiczną debatę na temat brutalności policji. Ludzie zaczynają masowo nagrywać aresztowania, rząd zdecydował się przeznaczyć środki na kamery, które policjanci będą nosić na sobie. Nie poszło tak od razu – oprawcy Michaela Browna i Erica Garnera nie stanęli przed sądem, tak jak nie stanęli przed nim setki innych policjantów przed nimi. Coś się z upływem czasu jednak zmieniło – na początku kwietnia w Karolinie Południowej policjant nareszcie usłyszał zarzut morderstwa. Bardzo podobna sprawa, bo oficer zaczął strzelać do Waltera Scotta tylko dlatego, że ten zaczął uciekać.

Co to wszystko znaczy? To znaczy, że protesty w Ferguson miały sens. To znaczy, że protesty w Baltimore miały sens i potępieńcze uwagi Baracka Obamy i Stephanie Rawlings-Blake, czarnej burmistrz Baltimore, nie były na miejscu.

Ile można apelować do ludzi o spokój? I gdzie leży ta granica, czyli kiedy zachowanie spokoju samo w sobie jest zbrodnią, głupotą i obywatelskim zaniedbaniem?

W piątek, 1 maja, prokuratura wreszcie zdecydowała się oskarżyć sześciu policjantów o zabójstwo Freddy’ego Graya. Nie sądzę, żebyśmy odnieśli ten sukces bez presji, którą ludność Baltimore wywarła na swoich władzach. Myślę, że było warto, Baltimore.

Od Ferguson do Baltimore – czytaj dalej:
Jakub Dymek, Jak guma zmienia się w ołów
Agata Popęda, Więcej niż Ferguson. O sprawiedliwości w Ameryce
Jakub Dymek, Czarno-biała sprawiedliwość
Jakub Dymek, Ten czarny na pewno był agresywny
Agata Popęda, Nie ma czym oddychać
Jakub Dymek, Ferguson w Ogniu

**Dziennik Opinii 125/2015 (909)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij