Świat

Pieniążek: Marsz równości przetestował ukraińską demokrację

Ukraińska policja wreszcie pokazała, że potrafi bronić porządku publicznego.

„Prawa człowieka zawsze na czasie” – pod takim hasłem przeszedł KyivPride, marsz równości w Kijowie. Ponad dwa tysiące milicjantów ochraniało trzystu uczestników marszu przed skrajnie prawicowymi, agresywnymi grupami. Mimo tego nie udało się uniknąć starć i ofiar.

Do ostatniego momentu informacja o tym, gdzie i o której godzinie odbędzie się marsz, pozostawała w tajemnicy. Dziennikarze spotkali się w innym miejscu niż uczestnicy i byli przewiezieni tam specjalnym autokarem. W rezultacie dojechali na miejsce dopiero, gdy doszło już do pierwszych starć.

Uczestnicy zostali powiadomieni SMS-ami o godzinie 8 rano, że muszą pojawić się o 9.30 w północnej części Kijowa. Na miejscu znajdowały się już liczne oddziały milicji, chociaż do samego końca organizatorzy nie wiedzieli, czy ochrona marszu zostanie w ogóle zapewniona.

Na decyzję Ministerstwa Spraw Wewnętrznych mogły mieć wpływ słowa Petra Poroszenki, który powiedział, że trzeba zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom marszu. Jednocześnie dodał, że sam nie zamierza brać w nim udziału.

Kolorowa kolumna

Na marszu pojawili się jednak deputowani z parlamentarnego bloku prezydenta, choć do tej pory politycy jak ognia unikali jakichkolwiek powiązań ze środowiskami LGBT. Był również dziennikarz „Ukraińskiej Prawdy” Serhij Łeszczenko, a także założycielka Reanimacyjnego Pakietu Reform Switłana Zaliszczuk. – Cieszę się, że można przeprowadzić marsz równości w niepodległym państwie, w wolnym mieście, bo budujemy równe społeczeństwo – mówiła Zaliszczuk w Radiu Swoboda.

Ponadto w marszu brali udział przedstawiciele Amnesty International i innych organizacji chroniącymi prawa człowieka. Byli także przedstawiciele różnych państw, wśród nich znana rosyjska dziennikarka i działaczka LGBT Masza Gessen.

Sam marsz miał raczej charakter symboliczny. Uczestnicy przeszli mniej więcej sześćset metrów i marsz musiał się zakończyć. Milicja informowała i obserwowała na bieżąco grupy skrajnie prawicowe, które gromadziły się nieopodal.

Organizatorzy instruowali w tym czasie zebranych, jak postępować i jak zadbać o własne bezpieczeństwo. Poproszono wszystkich o schowanie symboliki związanej z prawami mniejszości seksualnych. Tęczowe flagi, plakaty i wszystko inne, co przynieśli ze sobą uczestnicy marszu, szybko znikało w plecakach i torbach.

Jak bezpiecznie się rozejść?

Organizatorzy konsultowali kwestie bezpieczeństwa z Amnesty International, która ma duże doświadczenie w przeprowadzaniu podobnych wydarzeń. Jednak, jak mówi działaczka LGBT Anna Szaryhina, na przemoc nie można być nigdy gotowym.

Kordony milicji oddzielały uczestników marszu od kontrdemonstrantów, chociaż nie przez cały czas. Już na samym początku grupa skrajnej prawicy rzuciła się na uczestników KyivPride. Wówczas ciężko ranny został pierwszy z milicjantów – w szyję trafił go metalowy element, który przymocowany był do petardy. Dzięki szybkiej interwencji medyków z Czerwonego Krzyża udało się uratować mu życie. Jak mówił doradca ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko, bez natychmiastowej pomocy funkcjonariusz wykrwawiłby się na śmierć. W trakcie kolejnych starć rannych zostało jeszcze ośmiu funkcjonariuszy. W sumie zatrzymano dwadzieścia pięć osób.

Organizatorzy w rozmowach z dziennikarzami mówili, że najbardziej newralgicznym punktem marszu będzie rozejście się jego uczestników do domów. Prosili, aby demonstranci korzystali z transportu naziemnego, nie z metra, bo podejrzewano, że tam mogą czyhać na nich skrajnie prawicowi bojówkarze.

Obawiać było się czego, bo wcześniej rzecznik Prawego Sektora Artem Skoropadski powiedział, że nacjonaliści nie dopuszczą do przeprowadzania marszu. Wśród uczestników kontrdemonstracji były także osoby związane z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów czy partią Swoboda.

Polowanie nacjonalistów

Gdy marsz miał już się rozchodzić, tuż zza kordonu milicji wybiegła grupa kilkudziesięciu osób w kominiarkach – chuliganów z racami i gazem pieprzowym. Doszło do kolejnych starć i zatrzymań. „Pedały w mundurach, pedały w duszy” – krzyczeli w stronę funkcjonariuszy prawicowcy.

Do kolejnego dużego starcia doszło pod jednym z centrów handlowych. Gdy prawicowcy zobaczyli, że trzech milicjantów prowadzi jednego z ich kolegów, rzucili się na nich.

„Mają naszego!” – wściekle krzyknął jeden z nich. Zanim dobiegło znajdujące się niedaleko wsparcie, przynajmniej jeden z funkcjonariuszy został ciężko pobity. W ostatnim momencie udało się powstrzymać jednego z napastników, który chciał rzucić kilkukilogramowym kamieniem w głowę leżącego jeszcze na ziemi milicjanta.

Milicja biegała za napastnikami między blokami, próbując ich wyłapywać. W tym samym czasie mniejsze grupy polowały na uczestników marszu równości i zdarzyło się kilka przypadków, w których zostali oni pobici. – Kurwa, my musimy uciekać po mieście, a pedały łażą sobie bezkarnie – mówił do swoich kolegów jeden z napastników. Gdy oddalili się dostatecznie daleko, rozjechali się po mieście. Milicja jeszcze przez jakiś czas zatrzymywała pojedyncze osoby i zabezpieczała dowody.

Dla wielu osób to właśnie działania milicji podczas demonstracji było największym zaskoczeniem, bo po raz pierwszy od dawna poczuli, że funkcjonariusze rzeczywiście starają się bronić porządku publicznego.

 **Dziennik Opinii nr 159/2015 (943)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij