Świat

Gdy rozpętują wojnę „w obronie praw kobiet”, nie wierzcie im

Jak można wierzyć w dobre chęci zbrojnej interwencji, skoro emancypacja afgańskich kobiet załamała się w ciągu zaledwie kilku dni? Czy interwencje w Iraku albo Libii niczego nas nie nauczyły?

Mrożące krew w żyłach doniesienia z Afganistanu dostarczają aż nadto powodów do wściekłości. Gdy setki mężczyzn uczepiają się podwozia amerykańskich samolotów, desperacko próbując opuścić kraj, kobiety i dziewczęta spodziewają się brutalnej opresji, a osoby LGBTIQ obawiają się o swoje życie. Jestem więc w stanie zrozumieć, że w pierwszym odruchu można domagać się od światowych przywódców podjęcia natychmiastowych działań.

Ale czy zdążyliśmy już zapomnieć? To przecież nie pierwszy raz. Byłam zdumiona bezmyślnymi reakcjami w mediach społecznościowych, gdzie wiele osób nawoływało do interwencji militarnej dla „ratowania” kobiet i dziewcząt w Afganistanie. Nie: wysłanie wojska do innego kraju nie jest sprawą feministyczną.

Jestem brytyjską feministką, a moje poglądy w dużym stopniu uformowały się w następstwie wydarzeń z 11 września i tak zwanej wojny z terrorem. Nie zapomniałam, jak w 2001 roku zachodni przywódcy wykorzystali trudne położenie afgańskich kobiet i dziewcząt pod rządami talibów, aby uzasadnić okupację ich państwa. „Biali mężczyźni ratują brązowe kobiety przed brązowymi mężczyznami” – podsumowała feministyczna badaczka Gayatri Chakravorty Spivak.

Nie chodzi o burkę

W 2001 roku żona ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii, Cherie Blair, wezwała do poczynienia kroków, aby „zwrócić głos” Afgankom. W 2010 roku ówczesna sekretarz stanu USA Hillary Clinton poprzysięgła bronić praw kobiet w Afganistanie. Stanowiło to ważną składową jej tak zwanego feminizmu – deklaracja obrony praw Afganek przy jednoczesnym zrzucaniu na nie bomb.

Teraz, w 2021 roku, słyszymy coś podobnego: niebezpieczny militaryzm ubrany w język humanitaryzmu i praw kobiet, powtarzający te same argumenty, których użyła Clinton. „O interwencję Zachodu modlą się teraz miliony” – napisała na Twitterze działaczka przeciwko okaleczaniu żeńskich narządów płciowych Nimco Ali.

„Jeszcze nie jest za późno, aby USA i Wielka Brytania wysłały wojsko, aby pomóc utrzymać Kabul” – to tweet Justina Forsytha, byłego doradcy premiera Gordona Browna, który pełnił także funkcję dyrektora generalnego UNICEF i organizacji Save the Children. Zamieścił też link do artykułu BBC zatytułowanego Młode kobiety w Kabulu błagają o pomoc w miarę zbliżania się talibów. W artykule czytamy: „Przez 20 lat Zachód inspirował, finansował i ochraniał nowe pokolenie Afgańczyków. Dorastali oni wśród swobód i możliwości, które w pełni sobie przyswoili”.

Dziennikarze większości mediów prezentują podobną narrację. Przytaczając historię Afganki, która 20 lat temu w wieku 12 lat została zmuszona do zaręczyn z kuzynem, „Financial Times” napisał: „Po dowodzonej przez USA inwazji na Afganistan z 2001 roku nastolatka odkryła wolność, która uprzednio wydawała się nie do pomyślenia”.

I w tym właśnie problem: wszystkie te twierdzenia opierają się na założeniu, że okupacja Afganistanu była czymś dobrym dla kobiet i dziewcząt – utrzymuje to sama Hillary Clinton. Tyle tylko, że to nieprawda. W najdłuższej wojnie prowadzonej przez Stany Zjednoczone zabitych i rannych zostało blisko 70 tysięcy cywilów – wśród nich wiele kobiet.

Przemoc ta była lekceważona lub usprawiedliwiana zapewnieniami, że kobiety i dziewczęta w Afganistanie po raz kolejny potrzebują ratunku ze strony Zachodu – jak gdyby pomordowani ludzie byli tylko skutkiem ubocznym.

Co USA i Wielka Brytania zrobiły w Afganistanie w ciągu ostatnich 20 lat? Jak można wierzyć w liberalną, interwencjonistyczną narrację, skoro emancypacja afgańskich kobiet załamała się w ciągu zaledwie kilku dni? Czy interwencja w Iraku albo Libii niczego nas nie nauczyła?

W 2011 roku liberałowie, w tym organizacje działające na rzecz praw człowieka, aktywnie nawoływali do podjęcia interwencji w Libii „tylnymi drzwiami”, poprzez ustanowienie strefy zakazu lotów (to eufemizm oznaczający, że latały i zrzucały bomby tylko samoloty NATO). Jak uzasadniało to wówczas NATO? Tym, że Kaddafi używał masowych gwałtów jako narzędzia walki – mimo że Amnesty International nie znalazła na to żadnych dowodów.

Kraj bez kobiet. Ile zostało z planów wyzwolenia Afganek

Jasne, rozumiem pragnienie, by zachodnie rządy rząd „coś” w tej sytuacji zrobiły, aby wsparły tych, którzy uciekają przed talibami. Nie uważam też, by ktokolwiek znał na wszystko odpowiedź – jednak wysyłanie wojsk nigdy niczego nie rozwiązuje. Kiedy wojenni podżegacze i imperialiści twierdzą, że zależy im na prawach kobiet – nie wierzcie im.

Gdyby naprawdę im na nich zależało, zachodni przywódcy zaoferowaliby natychmiastowy azyl osobom uciekającym z Afganistanu. Brytyjska grupa Stop the War, utworzona przed inwazją na Afganistan z 2001 roku, napisała w oświadczeniu: „Brytyjski rząd powinien przejąć inicjatywę i zaoferować program dla uchodźców oraz reparacje, aby odbudować Afganistan. Byłoby to znacznie skuteczniejszym działaniem na rzecz praw Afgańczyków, w szczególności kobiet, niż dalsze wojskowe lub gospodarcze interwencje w los Afganistanu”.

Byłby to zaledwie początek. I chociaż Wielka Brytania oznajmiła, że „przygląda się niestandardowym rozwiązaniom”, bliższe prawdy wydają się sugestie, że program „będzie podobny do tego, który powołano, aby pomóc uchodźcom z Syrii”: tylko niewielkie liczby uchodźców zostaną wpuszczone do kraju – brytyjskiemu rządowi ich los jest obojętny. Wiadomo już z wysokich rangą źródeł wojskowych, że Home Office niechętnie przyznaje azyl ze względu na komunikat, jaki ma to wysyłać innym uchodźcom.

Uchodźcy i wojsko pod granicą, czyli gdzie jest Polska

Sam azyl też jednak nie wystarczy. Prawda jest taka, że światowe rządy będą zmuszone pertraktować z talibami tak jak z każdym innym państwem, bez względu na to, czy się im to podoba, czy nie. Kobiety w Afganistanie nie są jednolitą grupą i wiele z nich od dawna opiera się zarówno talibom, jak i zachodnim interwencjom, i teraz także nie potrzebują ratunku.

Po dwóch dekadach nieudanych interwencji nie dajmy się zwieść ponownie. Tak jak w przypadku nielegalnej inwazji na Irak i opłakanej w skutkach interwencji w Libii, za każdym razem, kiedy Zachód wysyła gdzieś swoje wojsko, oznacza to katastrofę dla kobiet i dziewcząt – nie inaczej byłoby i tym razem.

**
Nandini Archer jest redaktorką działu 50.50 w openDemocracy. Zajmuje się zagadnieniami gender, seksualności, feminizmu i sprawiedliwości społecznej. Działa w feministycznej grupie akcji bezpośredniej „Sisters Uncut”. Na Twitterze: @nandi_naira

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij