Świat

Fatwa, symbol nowej ery islamu. Dlaczego muzułmanie znienawidzili Salmana Rushdiego?

Urodzony w Bombaju Ahmed Salman Rushdie szybko przestał być jedynie pisarzem, a stał się reprezentantem całego pokolenia Indyjczyków i Pakistańczyków, którzy wyemigrowali do Anglii w poszukiwaniu lepszego życia, a znaleźli jedynie policyjną pałkę. Jednak im większa była miłość, tym boleśniejsze okazało się uczucie zdrady.

W 1979 r. wydarzyły się dwie rzeczy, które miały na trwałe ukształtować świat islamu, jaki znamy dzisiaj. 1 lutego do Iranu wrócił z wieloletniego wygnania ajatollah Ruhollah Chomejni, dając symboliczny początek nowej formie państwowości, która będzie stać na straży szariatu i służyć za przykład wciąż poszukującym własnej tożsamości państwom muzułmańskim w regionie. 20 listopada Dżuhajman al-Utajbi rozpoczął oblężenie Wielkiego Meczetu w Mekce, domagając się m.in. ustąpienia rodziny Saudów z tronu. W wielodniowych walkach zginęły 382 osoby, a liberalizująca się Arabia Saudyjska ponownie obrała ostry, konserwatywny kurs na wahhabizm, z jakim kojarzymy ją obecnie.

Oba te wydarzenia rozpoczęły nową erę w dziejach islamu – rywalizacji między Arabią Saudyjską a Iranem o to, które z państw będzie stanowić jego centrum. Jednym z owoców trwającego do dzisiaj wyścigu było wydanie fatwy przeciwko Salmanowi Rushdiemu.

Salman Rushdie – celebryta wykluczonych

Kiedy Salman Rushdie napisał Szatańskie wersety, miał już status właściwy ówczesnym gwiazdom rocka. Był nie tylko pisarzem, ale i pełnoprawnym celebrytą. Obok Bookera za Dzieci północy, mógł się pochwalić także imponującą kolekcją bulwarowych publikacji, opisujących każdy jego krok.

Sławę zawdzięczał nie tylko talentowi i ewidentnej charyzmie. Kiedy brytyjska telewizja emitowała powtórki rasistowskiego sitcomu Love Thy Neighbour, a mieszkańcy Wysp z byłych kolonii padali ofiarami ulicznych napaści i prześladowań ze strony policji, Rushdie przyniósł wykluczanym Brytyjczykom coś trudnego do przecenienia – reprezentację w mainstreamie. Urodzony w Bombaju Ahmed Salman Rushdie nie tylko wyglądał jak Indyjczyk, brzmiał jak Indyjczyk i nosił muzułmańskie imiona – tacy byli również bohaterowie jego powieści, w których magiczne wątki hinduistyczne mieszały się z obfitymi nawiązaniami do kultury muzułmańskiej. Rushdie szybko przestał być jedynie pisarzem, a stał się reprezentantem całego pokolenia Indyjczyków i Pakistańczyków, którzy wyemigrowali do Anglii w poszukiwaniu lepszego życia, a znaleźli jedynie policyjną pałkę. Kochali go, chociaż przy jego milionach na koncie i hulaszczym trybie życia łatwiej byłoby wskazać między nimi różnice niż podobieństwa.

Obsesja na punkcie hidżabu

czytaj także

Obsesja na punkcie hidżabu

Karolina Cieślik-Jakubiak

Im większa była miłość, tym boleśniejsze okazało się uczucie zdrady. W 1988 r. Rushdie opublikował swoją czwartą powieść Szatańskie wersety. Dlaczego okazała się ona aż tak kontrowersyjna? Już sam tytuł nawiązuje do wersetów chwalących trzy wielkie przedislamskie boginie Mekkańczyków – Allat, al-‘Uzzę i al-Manat, które miały zostać wykreślone w trakcie jednej z redakcji Koranu. To zamach nie tylko na tauhid, najważniejszą w islamie doktrynę bożej jedności i jedyności, ale także wiarę w to, że Koran jest czystym słowem bożym, które nie może podlegać ludzkiej ingerencji.

Rushdie nadał bohaterkom-prostytutkom imiona żon proroka Muhammada, a centralnym bohaterem książki jest Mahund, czyli przedstawiony w krzywym zwierciadle Muhammad, który rzekome objawienia wykorzystuje do celów politycznych, budując swoją pozycję wśród Arabów. Przy tworzeniu postaci Mahunda Rushdie obficie odwoływał się do średniowiecznej i renesansowej tradycji europejskiej, która muzułmańskiego proroka przedstawiała jako oszusta lub anty-Jezusa. W oczach muzułmanów jeszcze niedawno uwielbiany Salman Rushdie poniżył islam i ich samych, ale przede wszystkim popełnił bluźnierstwo na bezprecedensową skalę.

Irańczycy, Saudowie i Szatańskie wersety

Pierwsze reakcje nie nadeszły jednak z Islamskiej Republiki Iranu. Wręcz przeciwnie – w Iranie książka zostaje dość szybko przełożona, wydana, a nawet krytycznie zrecenzowana w prasie. Zaczęło się od Saudyjczyków, a mówiąc dokładniej – islamskich organizacji finansowanych przez Rijad. Najpierw Fajjazuddin Ahmad, działacz brytyjskiej komórki pakistańskiej organizacji Dżamaat-e Islami, pieczołowicie kseruje bluźniercze strony, wysyłając je ambasadom czterdziestu czterech państw muzułmańskich w Wielkiej Brytanii. Najaktywniej reaguje saudyjska, sprawnie zawiązując komitet lobbujący za wyłączeniem książki z dystrybucji.

Kampania szybko zaczyna przynosić efekty. Brytyjscy muzułmanie zaczynają się gromadzić i protestować. Świat obiegają zdjęcia z położonego niecałe trzydzieści kilometrów na zachód od Leeds miasteczka Bradford, gdzie w styczniu 1989 roku Szatańskie wersety zostają publicznie spalone. Po raz pierwszy zrobiono to jednak miesiąc wcześniej w niedalekim Bolton, co w większości umknęło uwadze krajowych i światowych mediów. Maszyna dopiero nabiera rozpędu. Wspierane przez Saudów Dżamaat-e Islami organizuje ogromny protest w Islamabadzie – pojawiają się pierwsi zabici i ranni. Zainspirowani przez Rijad duchowni postanawiają przeprowadzić proces in absentia o popełnienie przez pisarza bluźnierstwa. Jeden zero dla Arabii Saudyjskiej.

Odpowiedź ze strony Iranu przychodzi dopiero w lutym. W przywoływanej przez Kim Ghattas wersji kanonicznej – na skutek wzruszenia, jakiego Chomejni miał doznać, obserwując Pakistańczyków umierających w imię honoru i wiary. Faktycznie jednak niedawno zdobyta pozycja lidera świata islamu zaczęła się Irańczykom wymykać z rąk. Kraj krwawił po wojnie z Irakiem. Trwający prawie osiem lat konflikt teoretycznie zakończył się patem, jednak to Iran poniósł znacznie więcej strat – zarówno w ludziach, jak i infrastrukturze. Symbolicznym ciosem dla Irańczyków było zestrzelenie przez Amerykanów samolotu pasażerskiego, omyłkowo wziętego za myśliwiec. Zginęło 290 osób. Wojna, która początkowo ponownie zjednoczyła rozgoryczonych owocami rewolucji Irańczyków, przyniosła jedynie zniszczenie.

Grondecka: Talibowie zakazują, ale afgańscy rodzice chcą posyłać córki do szkoły

Dla władzy to podwójny problem wizerunkowy – w kraju i poza jego granicami. Iran ma przecież nieść innym muzułmańskim państwom przykład, zakładano wręcz „eksport rewolucji” poprzez dosłowne przeniesienie doktryny prawnej wypracowanej przez Irańczyków, tymczasem pozycja kraju jako centrum islamu nie tylko słabnie, ale wręcz przechodzi w ręce państwa, które posiada wyraźną przewagę symboliczną pod postacią Mekki i Medyny. Nadchodzi więc pora na działania radykalne. 14 lutego 1989 roku Najwyższy Przywódca Ruhollah al-Musawi al-Chomejni wygłasza najsławniejszą fatwę w historii świata:

„W imię Boga jedynego. Od Boga pochodzimy i ku Bogu zmierzamy. Informuję wszystkich dzielnych muzułmanów z całego świata, że autor Szatańskich wersetów, tekstu napisanego, zredagowanego i wydanego przeciwko Islamowi, Jego Prorokowi oraz Koranowi, a także wszyscy redaktorzy i wydawcy świadomi zawartości książki, zostają skazani na śmierć. Wzywam wszystkich mężnych muzułmanów, gdziekolwiek tylko się znajdują, aby zabić ich [osoby powiązane z książką] bezzwłocznie, ażeby już nikt nie podniósł ręki na świętą religię islamu. Jeśli Bóg pozwoli, każdy, kto zginie w trakcie tej posługi, zostanie ogłoszony męczennikiem. Każdy, kto posiada informacje o autorze książki, ale nie jest zdolny do przeprowadzenia egzekucji, niechaj poinformuje innych, aby [Rushdie] mógł zostać ukarany za swój występek”.

Czym jest fatwa? Historia opinii muzułmańskich jurystów

Termin „fatwa” obiegł świat w zawrotnym tempie – do tego stopnia, że w wyobraźni wielu mieszkańców Zachodu do dziś jest równoznaczny z wyrokiem śmierci lub wręcz przypisany sytuacji z Rushdiem.

Przed fatwą Chomejniego Zachód nie miał pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak fatwa. Po 1989 r. pojęcie „fatwa” utożsamiono z klątwą. Do użycia weszło nawet sformułowanie „obłożyć kogoś fatwą” – tłumaczy prof. Agata S. Nalborczyk, kierownik Zakładu Islamu Europejskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Tymczasem fatwa to nic innego jak opinia wykształconego muzułmańskiego jurysty. Nie ma żadnej sankcji prawnej. Ze względu na brak hierarchiczności czy centralizacji podobnych chrześcijaństwu, fatw na ten sam temat może być kilkanaście lub kilkadziesiąt i mogą się wzajemnie wykluczać.

Skokowy wzrost ilości wydawanych fatw notujemy wraz z przeniesieniem ośrodka władzy islamskiej do Stambułu, kiedy depozytariuszami wiary stają się Osmanowie. Na ten czas przypada zaniechanie nowelizacji rozwijanych od końca VIII w. kodeksów prawnych, szczególnie naukowej interpretacji szariatu nazywanej idżtihadem, co w muzułmańskim prawoznawstwie nazywa się procesem „zastygania prawa” lub wręcz „zatrzaśnięciem bram idżtihadu”.

Syryjski pat i normalizowanie dyktatora

Prawo musiało być jednak w jakiś sposób nowelizowane, aby móc sprostać bieżącym potrzebom rozwijającego się społeczeństwa. Stąd właśnie fatwy, indywidualne opinie jurystów, do dziś wydawane na wszystkie trapiące wierzących tematy – od braku dostępności produktów halal w małych, europejskich miastach po Tindera.

W sunnizmie mustafti musi najpierw zapytać autorytet religijny, np. muftiego, o daną sprawę – dopiero wtedy można wydać fatwę. Ale mustafti nie musi jej słuchać, jeśli mu się nie spodoba. Z kolei każdy szyita powinien wybrać swojego teologa-mudżtahida, którego fatw będzie słuchał. Powinien to być mardża-e taghlid [tytuł przyznawany szyickim teologom o najwyższym autorytecie religijnym – przyp. K.C.J], ale nie ma takiego, który byłby uznawany przez wszystkich szyitów. Nawet Chomejni takim nie był – mówi Agata S. Nalborczyk.

Muzułmanie odpowiedzieli jednak na apel Chomejniego. Przerażony pisarz próbował przepraszać, ale ajatollah nie cofnął swoich słów, deklarując, że wyrok zostanie podtrzymany, choćby Rushdie miał teraz stać się najbardziej pobożnym z muzułmanów.  Zamordowani zostają dwaj tłumacze Szatańskich wersetów oraz norweski wydawca. Dochodzi do zamachów bombowych i rozlicznych ataków na księgarnie, a Wielka Brytania zrywa kontakty dyplomatyczne z Iranem. Salman Rushdie znika na niemal dekadę, rozpoczynając nowe życie pod pseudonimem Joseph Anton – na cześć dwóch cenionych przez siebie autorów, Josepha Conrada i Antona Czechowa. Pod fałszywym nazwiskiem i czujnym okiem policji, która miała towarzyszyć mu codziennie przez następnych dziewięć lat, wynajmuje kolejne mieszkania. Niedługo potem ajatollah Chomejni umiera, a wraz z nim – pierwszy etap rywalizacji między Iranem a Arabią Saudyjską.

Na ruch w sprawie Rushdiego trzeba będzie jednak poczekać do 1998 roku i czasu odwilży, jaką przyniesie prezydentura Mohammada Chatamiego, polityka relatywnie prozachodniego, szczególnie w kwestiach otwarcia kraju na globalną, kapitalistyczną gospodarkę. Nowy prezydent Iranu, z wykształcenia również prawnik, dystansuje się od fatwy Chomejniego, nawołując do stworzenia nowego mostu między skłóconymi nacjami. Choć jego deklaracje początkowo przyjmowane są z nieufnością, wkrótce Rushdie porzuca ukrycie i przeprowadza się do Stanów Zjednoczonych, gdzie szybko staje się najjaśniejszą gwiazdą na literackim firmamencie.

Cień morderczej fatwy jeszcze kilkukrotnie mu o sobie przypomina, choćby w 2012 roku, gdy jedna z irańskich organizacji religijnych wyznaczyła nagrodę w wysokości 2,5 miliona euro dla przyszłego mordercy. Przede wszystkim jednak fatwa staje się tematem kreatywnie reprodukowanym przez kulturę i media w dziesiątkach książek, podkastów, a nawet gier komputerowych. Gdy w 2001 r. pisarz odwiedza festiwal literacki w Pradze, kokieteryjnie wspomina nawet, że ochrony jest zdecydowanie za dużo i czuje się odrobinę zawstydzony skalą tego przedsięwzięcia. Dwie dekady później, w wywiadzie sprzed kilku tygodni dla niemieckiego tygodnika „Stern”, Rushdie określa wreszcie swoje życie jako „relatywnie normalne”.

Iran wskazuje winnego

W piątek Salman Rushdie został zaatakowany ostrym narzędziem podczas swojego wystąpienia Chautauqua w stanie Nowy Jork. Obecnie jego stan opisywany jest jako ciężki, choć ulegający poprawie – pisarz nie jest już podłączony do respiratora, ma jednak poważne obrażenia szyi i wątroby, przerwane nerwy ramienia, prawdopodobnie straci też oko. Napastnik, dwudziestoczteroletni Hadi Matar, Amerykanin libańskiego pochodzenia, usłyszał już zarzuty usiłowania morderstwa drugiego stopnia oraz napaści (ranny został również gospodarz spotkania z Rushdiem). Dziś nie jesteśmy jeszcze w stanie określić, jakie dokładnie motywacje stały za atakiem. Czy Matar był samotnym wilkiem, czy członkiem siatki terrorystycznej? Przygotowywał się sam, zachęcony widmem sławy i pieniędzy z nagrody „za głowę” Rushdiego, czy działał na zlecenie?

Media podjęły trop ekstremizmu Matara, który miał sympatyzować z Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej, jedną z gałęzi irańskich sił zbrojnych, w 2019 r. oficjalnie uznanym przez USA za organizację terrorystyczną. Na telefonie mężczyzny znajdować się miały zdjęcia generała majora Ghasema Solejmaniego, dowódcy specjalnej jednostki Ghods, który na początku ubiegłego roku został zabity w ataku amerykańskiego drona. Solejmani był w Iranie człowiekiem-legendą i postacią jak z filmów akcji. Weteran wojny iracko-irańskiej, prawa ręka ajatollaha Chameneiego, a w wolnym czasie – utalentowany karateka, był właściwym wykonawcą nieoficjalnej polityki zagranicznej kraju. Liban, z którego pochodził Hadi Matar, stanowił jego perłę w koronie jako jedno z kilku wygranych przez Iran pól rywalizacji z Arabią Saudyjską. Zdjęcie na telefonie trudno jednak traktować jako rozstrzygający dowód. Solejmani był bohaterem narodowym i postacią ikoniczną, szczerze opłakiwaną przez miliony Irańczyków o różnych poglądach politycznych.

Zlecał masowe egzekucje, został prezydentem Iranu

Sami Irańczycy są podzieleni. Część z nich uznaje, że Rushdiego spotkała zasłużona kara lub usiłuje zachować obiektywizm. Inni deklarują, że modlą się za pisarza, martwiąc się jednocześnie, że atak doprowadzi do dalszej izolacji Iranu na arenie międzynarodowej i bezpośrednio wpłynie na powodzenie JPCOA, czyli nowego porozumienia nuklearnego, w chwili gdy Irańczycy po kilkumiesięcznej przerwie w negocjacjach już mieli ponownie zasiadać do stołu. W poniedziałek, 15 sierpnia 2022, głos zabrał rzecznik irańskiego MSZ, stanowczo odcinając się od udziału państwa w ataku. Podkreślił jednak, że jedyną osobą godną potępienia jest sam Salman Rushdie.

**

Karolina Cieślik-Jakubiak – studentka Zakładu Iranistyki Uniwersytetu Warszawskiego, szczególnie zainteresowana irańskim nacjonalizmem oraz teorią nacjonalizmu bliskowschodniego. Najchętniej pisze o Iranie i historii islamu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij