Czy Rosja zatrzyma się na Ukrainie? W Europie Wschodniej nie musimy się nad tym nawet zastanawiać. Przecież już teraz jest o nas mowa w ultimatum, które Putin przesłał do NATO w listopadzie, chociaż wtedy nie spotkało się to z żadną reakcją ze strony polskiego prezydenta i premiera – mówi Sławomir Sierakowski w rozmowie Ireny Grudzińskiej-Gross.
Irena Grudzińska Gross: Dlaczego wybuchła ta wojna?
Sławomir Sierakowski: Przyczyn należy upatrywać przede wszystkim w kulturze politycznej Rosji i osobowości jej lidera. W Rosji szalenie dużo zależy od przywódcy, a niewiele – od instytucji. Kiedy mówimy o kulturze politycznej Rosji, musimy przyjrzeć się ideologiom, które powstawały i powstają w Rosji – kraju, w którym manifesty polityczne nadal mają znaczenie. Niektóre z tych ideologii, decydujące dla tego, co się dzieje, wyszły spod pióra Władysława Surkowa, wpływowego ideologa „suwerennej demokracji”. Inne wygłosił Putin podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w 2007 roku i szczytu NATO–Rosja w Bukareszcie w 2008 roku.
Świat nie wierzył wtedy własnym uszom, bo idee wygłaszane przez Putina wykraczały poza wszelkie granice. Jednak przekaz był jasny: Rosja to kraj, którego istnienie i znaczenie zależy od poczucia godności, a godność bierze się z podbojów terytorialnych i zdolności do wzbudzania szacunku (to jest strachu) wśród innych. Stąd, z pomocą rosyjskiej armii, zaczęły powstawać małe zależne regiony, takie jak Południowa Osetia (w Gruzji), Naddniestrze (w Mołdawii) i Donbas (w Ukrainie). Choć Rosja pokrywa już jedną siódmą powierzchni lądów na Ziemi, bardzo mocno zaangażowała się w tych państewkach.
Jak zerwać z rojeniami o „strefach wpływów” i odzyskać lepszy świat
czytaj także
Nieżyjący już historyk z Harvardu Richard Pipes pisał, że tradycja rosyjska sięga podbojów mongolskich i wynika z otwartości terytorialnej Rosji. Prawosławie w rosyjskiej, gnostycznej wersji również jest religią bezkompromisową: łączy przesadne poszanowanie tradycji z krwawą, rewolucyjną żarliwością. Nie istnieje tu żadna niezależna grupa społeczna podobna do polskiej szlachty czy burżuazji w Europie Zachodniej. Nie istnieje żadna kultura polityczna.
Sam zaś przywódca był pewnym zaskoczeniem, ponieważ pochodzi z KGB. Podobnie jak w uwielbianym przez Putina judo, nieustannie próbuje on obracać siłę przeciwnika przeciwko niemu samemu. Dlatego zarządza coraz to nowe ataki cybernetyczne czy wpływa na wybory. Do czasu inwazji wydawało się, że tego typu metody mu wystarczą, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, jak świetnie sprawdziły się we wprowadzaniu podziałów w Unii Europejskiej, w pacyfikacji NATO oraz odizolowaniu i przekupywaniu pojedynczych krajów.
Rozpoczynając wojnę, Putin postawił wszystko na jedną kartę. Zaskakujące jest to, że zdecydował się na tak tradycyjną formę jej prowadzenia. Najwyraźniej jesteśmy świadkami nowej fazy w jego rządach. Po zapoczątkowanej przez siebie modernizacji skoncentrował się na umocnieniu władzy, budując państwo policyjne. A teraz próbuje zagwarantować swoim rządom miejsce w historii, stawiając samego siebie wśród ojców starego imperium. W świetle tej zmiany należy zapomnieć o jakichkolwiek racjonalnych (przynajmniej w naszym rozumieniu) kalkulacjach.
czytaj także
To spojrzenie z lotu ptaka, ale jak sytuacja wygląda bliżej ziemi?
We wszystkich wystąpieniach i manifestach Putina pojawiają się odniesienia nie do ZSRR, tylko do Rusi Białej. Jest to aspekt często pomijany, bowiem ludzie skupiają się na jego wypowiedziach o upadku Związku Radzieckiego jako o największej geopolitycznej katastrofie XX wieku. Jednak Putina interesuje Ruś Biała, czyli Rosja obejmująca rosyjskie ziemie: Ruskij Mir. Był taki moment, że brał on pod uwagę to, by pozwolić Ukrainie pójść własną drogą, jednak po ukraińskiej pomarańczowej rewolucji w latach 2004–2005 zmienił zdanie. Majdan na placu Czerwonym zaczął nawiedzać go w koszmarach. Pamiętajmy, że kiedy Putin mówi o Ukrainie i Ukraińcach, tak naprawdę chodzi mu głównie o Rosjan mieszkających w Rosji.
Według Putina Ukraina powstała z części państw sąsiedzkich, głównie z Rosji, a także Polski i Rumunii. Reszta to ziemie „tradycyjnie rosyjskie”, które Ukraina dostała od komunistów. Od zawsze dawał Ukrainie jedną opcję: integralność terytorialna za lojalność wobec Rosji. W jego oczach Ukraińcy naruszyli ten pakt, dlatego nie mogą spodziewać się, że Rosja będzie nadal szanować ich granice państwowe.
Czy to oznacza, że wojna skończy się na Ukrainie? W swoim przemówieniu inaugurującym inwazję Putin zdawał się sugerować, że wojna toczy się przeciwko USA. O Ukrainie wspomniał dopiero gdzieś w połowie wystąpienia.
Putin ma obsesję na punkcie USA. Jego paranoja pogłębiła się w trakcie kadencji prezydenta Baracka Obamy. Obama odstąpił od planów budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach, jednak nie zrezygnował z innych projektów w ramach NATO. Nie uszło to uwadze Kremla, który jest szczerze przekonany, że NATO może zaatakować Rosję. Według rozumowania Putina neutralność nie istnieje: ludzie są albo z tobą, albo przeciwko tobie. A jeżeli ktoś jest tuż obok, możesz mu dyktować, co ma robić. Putin stwierdziłby pewnie, że Rosjanie wcale nie są hipokrytami. Że w przeciwieństwie do Zachodu mówią prawdę. Że to oni, Rosjanie, będą bronić światowego porządku i chcą, żeby ten porządek opierał się na strefach wpływu.
Bilewicz: Ukraińcy dokonali wyboru i są gotowi oddać za to życie
czytaj także
Czyli Putin nie zatrzyma się na Ukrainie?
W rosyjskiej historii obowiązuje jedna prosta zasada: strefa wpływów Moskwy kończy się tam, gdzie ją ostatnio zatrzymano. Skoro Polska była rosyjskim wasalem przez trzysta lat, czemu nie mogłaby być nim ponownie? Co się zmieniło? Oczywiście, Rosja będzie jeszcze przez jakiś czas mocno zajęta na Ukrainie. Jeżeli jednak nastąpi szersza konfrontacja, w której sojusz rosyjsko-chiński osiągnie pewną przewagę nad Zachodem, Rosja skorzysta z takiej okazji, by domagać się kolejnych politycznych ustępstw.
Tu, w Europie Wschodniej, nie musimy się nad tym nawet zastanawiać, ponieważ staliśmy się częścią ultimatum, które Putin przesłał do NATO już w listopadzie. Jego żądania nie dotyczyły tylko Ukrainy, ale również Polski i krajów bałtyckich: domagał się usunięcia instalacji wojskowych NATO i przywrócenia status quo ante 1997, a także, by żadne ćwiczenia wojskowe nie odbywały się bez zgody Rosji. W tamtym momencie nie spotkało się to z żadną reakcją ze strony polskiego prezydenta i premiera.
Nie potraktowali tego zagrożenia poważnie.
Nie. Zmieniła to dopiero inwazja. Jednak teraz można zaobserwować pewien przełom nawet w polityce Niemiec. Trudno przecenić wagę tego zjawiska. Rosja jest bardzo ściśle powiązana z Niemcami, nie tylko za sprawą gazu, ale również – historii. Dzisiejsza tożsamość rosyjska jest mocno oparta na zwycięstwie nad nazizmem oraz ujarzmieniu i poniżeniu Niemiec w 1945 roku. Od tamtej pory relacje między tymi krajami przypominały syndrom sztokholmski, sojusz pokonanego z katem.
Niemcy właśnie spadają z płotu, na którym siedziały okrakiem przez kilkadziesiąt lat
czytaj także
Jednak w aktualnej sytuacji nastąpiło zerwanie panującego układu. Wcześniej Niemcy były przyjacielem. Dbały o to, by Zachód nie reagował zbyt ostro na działania Putina. Były uzależnione gospodarczo od Rosji, pacyfistyczne, w znacznym stopniu zdemilitaryzowane. A teraz? Niemcy znowu się zbroją, a to zmieni ich status na orbicie geopolitycznej Rosji. Rosjanie byli dumni z tego, że Niemcy mieli wobec nich pozycję służalczą. Ale to już przeszłość. Rosjan może to sporo zaboleć i dodatkowo wzmocnić ich paranoję związaną z Zachodem.
Czyli należy spodziewać się poszerzenia działań wojennych?
W klasycznym sensie Polska i Zachód nie są w stanie wojny z Rosją, ponieważ nie dochodzi do bezpośredniej konfrontacji wojsk. Jednak Polska stanowi bazę logistyczną dla praktycznie całej pomocy wojskowej i humanitarnej trafiającej ze świata do Ukrainy. NATO wysyła do Ukrainy coraz bardziej niebezpieczną broń. Bomby spadają już tak blisko Polski, że słychać je po naszej stronie granicy. Rosja raczej nie słynie z precyzji. Obalane są kolejne tabu. Nawet kraje tak neutralne jak Szwecja i odległe jak Hiszpania przekazują broń Ukrainie. Wielu byłych członków armii amerykańskiej, brytyjskiej i nie tylko zaciąga się do ukraińskich sił zbrojnych. Są wśród nich gwiazdy wcześniejszych wojen, co wpływa na morale ukraińskiego wojska.
Oczywiście, Rosja nie przestaje odgrażać się krajom zaopatrującym Ukrainę w broń. Tego typu antyrosyjskie posunięcia trudno będzie puścić w niepamięć, a z każdym dniem jest ich coraz więcej. Jeszcze nigdy trzecia wojna światowa nie była tak blisko. Nie bez powodu Putin rzekomo ukrył swoją rodzinę gdzieś w bunkrze w Ałtaju. Od dwóch lat izoluje się od swojego otoczenia. Wiadomo, że nie korzysta z komórki ani z komputera. Polega wyłącznie na kilku osobach. Trudno powiedzieć, czy ma odpowiedni kontakt z rzeczywistością.
czytaj także
Czy uważasz, że Putin jest gotów użyć broni atomowej?
Tak, oczywiście. Putin często przypomina, że w jego aktach KGB napisano, że ma „obniżone poczucie zagrożenia”. W oczach KGB jest to negatywna ocena, bo oznacza skłonność do zaniżania ryzyka. Tymczasem on nie przestaje się tym przechwalać i uważa, że jeżeli konfrontacja jest nieunikniona, powinien uderzyć pierwszy.
Co znamienne, Surkow niedawno opublikował manifest „o końcu bezwstydnego pokoju”. To stare nazistowskie hasło z lat 20. XX wieku. Chodzi o to, że Związek Radziecki upadł, choć przecież de facto nie przegrał wojny z Zachodem. Został zdradzony i upokorzony przez liberalne elity pokroju Michaiła Gorbaczowa. A przecież Rosja nadal jest mocarstwem, co powinno zostać odzwierciedlone w jej pozycji na światowej arenie. Zatem Putin ma prawo bronić rosyjskiej mniejszości w innych krajach, tak jak to robił Hitler w odniesieniu do Niemców w Kraju Sudeckim w Czechach.
Przypomnijmy, że Obama nazwał Rosję „regionalną siłą”. To bardzo rozzłościło Rosjan. Surkow twierdzi, że układ z lat 90. XX wieku jest nie do utrzymania, że jego powstanie nie ma żadnego strukturalnego uzasadnienia i przesłanek oraz że nie odzwierciedla on układu sił, zwłaszcza dziś, kiedy armia rosyjska jest znacznie silniejsza niż wtedy.
Zełenski nie jest bez skazy, ale to on jest dziś przywódcą wolnego świata
czytaj także
Putin powiedział Rosjanom, że próbuje doprowadzić do „denazyfikacji” Ukrainy. Czy będąc tam, spotkałeś jakichkolwiek faszystów czy nazistów?
Jest to podobny mit jak ten rozpowszechniany w Protokołach mędrców Syjonu, czyli sfałszowanym rosyjskim tekście z początków XX wieku o tym, jakoby Żydzi planowali globalną dominację. Będąc w Kijowie, bardzo chciałem spotkać się z ludźmi u władzy, ponieważ były to dla mnie zupełnie nowe osoby. Słyszałem głosy krytyki wobec ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i chciałem się przekonać, czy są uzasadnione.
Jestem obecnie w kontakcie z jego zespołem i mogę na ich temat powiedzieć tylko same najlepsze rzeczy. Wielu z nich to byli żołnierze. Są wielkimi patriotami. Rosji nie podda się dobrowolnie nawet Odessa czy Charków, dwa miasta z największym odsetkiem rosyjskojęzycznej ludności.
Ci, którzy znają Rosję, w tym sami Rosjanie, nie chcą zostać do niej włączeni. Nastroje nacjonalistyczne wcześniej były bardziej wyraźne. Ukraina zasługiwała na ten ruch nacjonalistyczny. Każdy kraj będący w trakcie procesów państwotwórczych przechodzi przez taki moment autoafirmacji. W Ukrainie odbywa się to w bardzo subtelny sposób, żadna partia nacjonalistyczna nie wysuwa się tu na pierwszy plan. Lider ugrupowania Prawy Sektor, nieustannie pojawiający się w rosyjskiej propagandzie podczas wyborów prezydenckich w 2019 roku, zdobył zaledwie 1 proc. głosów.
czytaj także
Tymczasem to Putin zachowuje się jak nazista. Jego logika „obrony Rosjan” jest żywcem zaczerpnięta z pomysłu Hitlera na kryzys sudecki. Kreml ma bliskie powiązania nie tylko ze światem przestępczym, ale również z neonazistami. Jako przykład niech posłuży koncesjonowana opozycja, którą wprowadzono w Donbasie pod przewodnictwem Igora Striełkowa. Grupa Wagnera, czyli prywatna firma wojskowa zrzeszająca najemników, wykorzystywana przez Putina w Afryce i Syrii, została założona przez neonazistów. Naszi, prorosyjska partia ukraińska, jest ugrupowaniem faszystowskim. Faszystami są kremlowscy ideolodzy pokroju Aleksandra Dugina.
Jak powinniśmy teraz postrzegać Ukrainę?
Za sprawą wojny Putina w Donbasie Ukraina to dzisiaj naród zmilitaryzowany. Przez ostatnich osiem lat wieczorne wiadomości telewizyjne zaczynały się od wieści z frontu. Doświadczenie wojskowe i broń w toczącej się w tym czasie wojnie zdobyło pół miliona ludzi. Ich kozacka tożsamość jest głęboko zakorzeniona w ideałach walki, wolności i niezależności. Dlatego ich wojowniczy duch nie powinien nikogo zaskakiwać.
Czyli należy spodziewać się, że opór Ukraińców tak szybko nie osłabnie?
Nie tylko Ukraińców. Polska również będzie musiała się zmilitaryzować, ponieważ stanowi punkt styczny między Ukrainą i Europą. I to jest zła wiadomość dla polskiej demokracji. Obecna nieliberalna władza będzie zmuszona albo dogadać się z opozycją, albo dogadać się z Europą, by ta przymknęła oko na poczynania tego rządu na własnym podwórku, skoro już Polska broni Zachodu. Bardziej prawdopodobny wydaje mi się ten drugi scenariusz. Historia się powtarza. Odkurzamy stare księgi o porządku świata. To, jak żyliśmy dotąd, zwłaszcza w Polsce, zmienia się bezpowrotnie.
Widać to już teraz. Mamy ponad 1,5 miliona uchodźców, z czego 80 proc. stanowią kobiety i dzieci. Ich liczba nadal wzrasta. Jak to wpłynie na polską i europejską demokrację? Ta fala przecież rozleje się po całej Unii.
Do niedawna Polska należała do najbardziej homogenicznych pod względem etnicznym społeczeństw w Europie, z szalejącymi fobiami skierowanymi przeciwko uchodźcom i Ukraińcom. Dopiero Putin nas zjednoczył. Na razie panuje wśród nas ogromny entuzjazm i praktycznie bezgraniczne pragnienie niesienia pomocy. To samo da się zaobserwować w UE: strumień wsparcia dla uchodźców ze strony władz i zwykłych ludzi wystawił Europie jak najlepsze świadectwo.
Dimitrova: Nie da się przygotować ludzkiej psychiki na wojnę
czytaj także
Ale nie będzie to trwać wiecznie. Ludzie się zmęczą. Gospodarka emocjonalna, tak jak i normalna ekonomia, ma charakter cykliczny: dzisiejsza euforia jutro zmieni się w niechęć. Pojawi się oczekiwanie wdzięczności, narcyzm życzliwości, zawiść z powodu wsparcia publicznego – doskonała pożywka dla nacjonalizmu.
Polsce potrzebne jest wsparcie finansowe z Zachodu. W przeciwnym razie nie poradzi sobie z masowym napływem nowych mieszkańców. Może się okazać, że z dnia na dzień w Polsce będziemy mieć dziesięcioprocentową mniejszość. Co do uchodźców rozlewających się po całej Unii, wpływ na demokrację europejską będzie zależeć do pewnego stopnia od tego, na ile efektywnie unijne instytucje zareagują na nowe wyznania, którym muszą stawić czoła kraje członkowskie.
**
Irena Grudzińska-Gross – autorka książek Złote żniwa (wspólnie z Janem Tomaszem Grossem), Miłosz i Brodski: pole magnetyczne oraz Piętno rewolucji. Custine, Tocqueville, Mickiewicz i wyobraźnia romantyczna.
Sławomir Sierakowski – współzałożyciel Krytyki Politycznej, prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego, socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda. Obecnie Richard von Waizsäcker Fellow w Robet Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki”, stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”.
Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.