Świat

Białoruś: Serca ciemnieją od nadmiaru zła

Jedziemy do Grodna. Do kraju, w którym wyjście z domu o niewłaściwej godzinie może skończyć się trafieniem do aresztu. Ale z babcią nie będziemy rozmawiać o polityce. Babcia ma chore serce, nie można jej martwić. Chore serca mają tu wszyscy.

Przekraczamy granicę polsko-białoruską: ja, mój chłopak i moi rodzice. Jedziemy do Grodna odwiedzić babcię, której nie widziałam ponad pół roku. Chcę, żeby poznała mojego chłopaka. Boję się.

Boję się, bo to piszę, bo potępiam system. Chociaż w sercu czuję, że to państwo jest moim domem, wiem, że przez najbliższe 48 godzin w tym domu będzie kontrolowany każdy mój krok, każde słowo, każde spojrzenie.

Na granicy musimy się pilnować. Zaleca się nie wyjmować telefonów, uśmiechać się potulnie w trakcie kontroli, odpowiadać na wszystkie pytania. Przy okienku kontroli kamera nas nagra i zrobi nam zdjęcie. System sprawdzi, czy niczym nie zawiniliśmy – co jest umowne o tyle, że to system decyduje, czym jest przewinienie wobec niego.

Łatuszka: Świat ma wszystkie niezbędne narzędzia, by pomóc Białorusi

Po kilku- bądź kilkunastogodzinnej kolejce, która 24 grudnia pokrzyżowała rodzicom plany spędzenia wspólnych świąt Bożego Narodzenia z babcią, w końcu przekroczymy granicę. Wjedziemy do państwa, w którym kiedyś czułam się bezpiecznie, bo wszystko, co złe i przegniłe, było przede mną skrupulatnie ukrywane. Dzisiaj tak nie jest; dzisiaj boję się o wszystkich, których kocham, o wszystkich, którzy tam ze mną są.

Pamiętam, że czasem wystarczą biało-czerwono-białe elementy ubioru, by trafić do aresztu. Albo wyjście z domu o niewłaściwej godzinie i pojawienie się w niewłaściwym miejscu. Doświadczył nas 2020 rok, za tamten opór i walkę o prawdziwą niepodległość ludzie siedzą dziś w więzieniach. Niepodległość Białorusi skończyła się bowiem wraz z chwilą, gdy Łukaszenka złożył przysięgę na konstytucję w otoczeniu biało-czerwono-białych flag, którymi od tamtego momentu pogardza.

Nie chcę być źle zrozumiana. To nie tak, że życie w Białorusi zatrzymało się w 2020 roku, przynajmniej nie dla wszystkich. To nie tak, że każdy Białorusin sprzeciwia się dyktatorowi – ani tak, że jeśli się nie sprzeciwia albo popiera rosyjską wojnę przeciwko Ukrainie, jest przegniłym do szpiku kości człowiekiem. Znam ich, dorastałam wśród nich, pomagali moim bliskim, opiekowali się mną, nawet jeśli na papierze byli zupełnie obcy. Ich serca nie są złe, ich serca są zatrute trucizną serwowaną w mediach i ograniczaniem dostępu do informacji.

Zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach. Fot. Radio Białystok/youtube.com

Większość młodych ludzi zaczęła szukać prawdy, ale jakże wygodniejsze jest życie, kiedy wierzysz w to, że ktoś robi coś z dobroci serca. Skoro w głównym wydaniu programu informacyjnego mówi się, że Rosja jest bohaterskim krajem, dlaczego mieliby nas okłamywać? Skoro w letnie miesiące w trakcie trwania wojny w Ukrainie dziennikarz pisze w gazecie, że prezydent Aleksander Łukaszenka nie może jak co roku spotkać się z mieszkańcami terenów dotkniętych niegdyś konsekwencjami katastrofy w Czarnobylu dlatego, że zapowiadają się obfite ulewy – to znaczy, że tak rzeczywiście jest. To, że tuż obok na terytorium Ukrainy toczą się walki, nie ma żadnego znaczenia, bo jeśliby miało, dziennikarz by o tym napisał. Prawda?

Kiedyś pisałam o tym, że Białoruś opanowała kultura milczenia, strachu i cichego przyzwolenia, byleby system nie skrzywdził nas za nasz indywidualizm, krytycyzm czy ciekawość świata. Ta cisza jest obecna wszędzie – w moim rodzinnym domu, u sąsiadów, w domu kobiety, która sprawdza mój paszport na granicy polsko-białoruskiej. Czy ta cisza, która zapewnia pewnego rodzaju wewnętrzny spokój, jest tego warta, powinno podlegać naszej własnej ocenie, chociaż dopóki nie znajdziemy się na miejscu tej konkretnej osoby, jakie mamy prawo oceniać?

O czym się nie mówi na białoruskich kuchniach [list]

Już wysyłając do Krytyki Politycznej swój pierwszy tekst, czułam obawę. Jeśli ukaże się pod moim imieniem i nazwiskiem, czy nie będzie pierwszą cegiełką w jakiejś przykrej sytuacji, która miałaby mnie spotkać w domu – tym, w którym czasem boję się przechodzić obok patrolu milicji? Wierzę, że w moim przypadku to zbytek ostrożności, ale fakt, że taka obawa w ogóle zrodziła się w moim umyśle, daje mi wiele do myślenia. Kiedy to piszę, dziewczyny w moim wieku siedzą w koloniach karnych za kolportowanie materiałów publicystycznych w 2020 roku. Za swoją działalność i ogromny wkład w informowanie świata o tym, co dzieje się za wschodnią granicą Unii Europejskiej, Andrzej Poczobut zostanie wkrótce skazany na osiem lat więzienia.

Wyrok na Poczobuta zapadnie w mieście, do którego zmierzamy – jedziemy do Grodna. Zamiast przez przejście graniczne w Kuźnicy, położone bliżej Grodna i sprawniej działające, jedziemy przez Bobrowniki. Przejście w Kuźnicy jest zamknięte do odwołania, a po powrocie z Białorusi dowiemy się, że niecałą dobę po przekroczeniu przez nas granicy to przejście, na którym przestaliśmy ponad 12 godzin, również zostanie zamknięte. Ostatnie otwarte przejście graniczne między Polską a Białorusią to Terespol-Brześć; prawdopodobnie tam będą kierować się ci, którzy nie zdążą wyjechać z Białorusi do zamknięcia ostatniego przejścia na Podlasiu.

Na razie stoimy na granicy. A kiedy przyjedziemy do babci, nie będziemy rozmawiać o polityce, żeby jej nie martwić, ma przecież chore serce. Chore serca mają tu wszyscy, nikt nie może się martwić.

Pójdziemy do sklepu, między alejkami natkniemy się na zwykłych ludzi z na wpół pustymi koszykami. W Polskiej Kronice Filmowej żartowano kiedyś, że koszyki w sklepach służą do dźwigania powietrza – tak jest tutaj. Chociaż jedzenia nie brakuje. Stoją zgrzewki coli, przeróżne słodycze i słone przekąski, których nie ma w Polsce. Przy ladzie z mięsem można nawet nabyć mięso z żubra, a dla wegan znajdzie się szeroka gama roślinnych produktów Alpro. Jednak koszyki są puste, bo ceny są tu wyższe niż w Polsce, a zarobki niższe. Dlatego tak wielu Białorusinów spotyka się na zakupach spożywczych w województwie podlaskim.

W galerii handlowej otwarte są sklepy należące do LPP S.A. Sankcje jakby tu nie docierały. Ciężarówki zarejestrowane w krajach przyjaznych Rosji nadal przekraczają granicę, choć każda czeka na to całą dobę lub dłużej.

Sierakowski: Nie będzie niepodległej Ukrainy bez niepodległej Białorusi

Nie wiem, gdzie kończy się „kim jestem, by to oceniać”, a gdzie zaczyna się „kim jestem, by o tym milczeć”. Transport najróżniejszych towarów kwitnie, nie potrzeba dziennikarskich śledztw; wystarczy pojechać na granicę, posłuchać, o czym i jakimi językami mówią kierowcy. A kiedy będziemy się tak przysłuchiwać, lepiej to robić ostrożnie. Słyszałam o nieprzyjemnych wymianach zdań między kierowcami samochodów stojących w kolejce, o negatywnym stosunku i uprzedzeniach wobec Polaków, Ukraińców i całego świata, o napuszczaniu policji na sąsiadów w kolejce, a nawet o sytuacjach bliskich bójek, rozbijaniu szyb czy urywaniu lusterek. Nienawiść rośnie, serca ciemnieją od nadmiaru zła, którym zalewa je system. Ten, który decyduje, czy będziesz dzisiaj spać we własnym łóżku, czy w areszcie – a może wcale nie zaśniesz, bo wsadzą cię do klatki, w której nie można nawet usiąść. O takich historiach również słyszałam.

Skoro więc jesteśmy świadomi zagrożeń i myślimy racjonalnie, dlaczego tam jedziemy? Odpowiedź jest prosta: bo mamy tam rodziny i przyjaciół. Osoby domagające się zamykania granic często zapominają, jak liczne są rodziny rozdzielone między Polskę i Białoruś, szczególnie w województwie podlaskim czy lubelskim.

Po zamknięciu przejścia granicznego w Kuźnicy (podobno tymczasowym, ze względu na kryzys uchodźczy) mieszkańcy pobliskich terenów korzystają teraz z przejścia w Bobrownikach lub z przejścia na granicy litewsko-białoruskiej. Teraz droga wydłuży im się o kolejne setki kilometrów. Podróż do Grodna przez Kuźnicę, bez stania w kolejce, która zajmowała średnio godzinę, teraz może trwać nawet dobę.

Dla Ukrainy zdrada Łukaszenki jest jak dla nas 17 września

Wcześniej też zdarzały się problemy. Zamykano granice, utrudniano przejazd – czasem przez remonty, a czasem ze względu na kwitnący tu przemyt. W tłoku przemytników i kombinatorów gubili się zwykli ludzie, którzy stali w kilkugodzinnych kolejkach 1 listopada, by odwiedzić groby bliskich. Polska straż graniczna utrudniała odprawy Białorusinom, a ci na swojej połowie robili to samo Polakom. Nigdy jednak nie było tak źle, jak jest teraz.

Po polskiej stronie działa pas unijny, na którym zazwyczaj odprawy idą sprawnie, i pas dla osób spoza UE, na którym pracuje się wolniej. Po przeciwnej stronie działa zielony pas dla Białorusinów, gdzie kontrole odbywają się w ekspresowym tempie, i pas czerwony dla całej reszty, gdzie na godzinę odprawia się zazwyczaj dwa samochody, chociaż często mniej.

My stoimy na pasie czerwonym. Będziemy nim jechać już za granicą i przez całe 48 godzin wizyty w Białorusi. Mam białoruski paszport, urodziłam się w Grodnie, ale to już przestało się liczyć.

**
Kinga Rokicka – studentka politologii oraz socjologii stosowanej i antropologii społecznej na Uniwersytecie Warszawskim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij